Читать книгу Siostra - Louise Jensen - Страница 11

6.

Оглавление

Teraz

Leżę i nie mogę zasnąć, zastanawiam się, dlaczego Lexie powiedziała babci, że chciałaby się ze mną spotkać. Waham się pomiędzy myślą, że zamierza przeprosić mnie za swoje zachowanie podczas pogrzebu Charlie, a przekonaniem, że chce mnie zabić. Mam w głowie prawdziwy ul, jest głośno, tłoczno i ruchliwie, a kiedy wreszcie wschodzi słońce, barwiąc niebo na ognistą czerwień, jestem już po trzech kubkach herbaty, ale nadal nie postanowiłam, czy mam ochotę zobaczyć się z Lexie.

Wiem, że przestała śpiewać w miejscowym pubie i rzadko pokazuje się publicznie, chyba że w supermarkecie, kiedy pcha przed sobą wózek, w którym jest więcej alkoholu niż jedzenia. Dan sądzi, że pomieszało jej się w głowie – uważał tak już wcześniej, przed sceną na pogrzebie – za to babcia ma dla niej więcej współczucia.

– Nie powinna była mówić ci tego, co powiedziała – stwierdziła. – Ale ludzie przeżywają żałobę na różne sposoby.

Docieram do pracy wykończona i z podpuchniętymi oczami.

– Dzień dobry, Grace. – Lyn, moja szefowa, jak zawsze tryska radością. – Gotowa na szturm? – Otwiera drzwi wejściowe i przytrzymuje je, witając każde dziecko i każdego rodzica z osobna.

Morze maluchów wlewa się do szatni, poganiane przez zmęczone matki, które tupią, żeby oczyścić buty z błota, i potrząsają mokrymi parasolkami. Krople deszczu spadają na podłogę. Zapisuję w pamięci, żeby przetrzeć ją mopem, bo inaczej ktoś może się poślizgnąć. Podbiega Emily i obejmuje mnie w kolanach. Nie powinnam nikogo faworyzować, i naprawdę uwielbiam wszystkie te dzieciaki, ale z Emily łączy mnie wyjątkowa więź. Rozpinam jej płaszczyk przeciwdeszczowy i pomagam go zdjąć. Pod spodem ma różową bluzeczkę z bohaterką bajki Dora poznaje świat.

– Dzień dobry, Sarah – mówię. Mama Emily wygląda niewyraźnie, ma sine plamy pod oczami. – Jak się czujesz?

– Zmęczona. Mała wrzeszczała całą noc. – Kołysze wózkiem. Zaglądam do środka i widzę niemowlę w pozycji rozgwiazdy i rączkami zaciśniętymi w piąstki. – Nie mogę spać, od kiedy… – Nasze spojrzenia spotykają się ponad głową Emily.

Wiem, co Sarah chce powiedzieć: od kiedy odszedł Greg. Przed kilkoma tygodniami uprzedzała, że Emily może być niespokojna, ponieważ tęskni za ojcem. Sarah wyrzuciła go z domu po tym, jak nakryła Grega w łóżku z sekretarką – filmowy banał, który, jak dotąd sądziłam, nie ma przełożenia na rzeczywistość.

– Idę się przespać – ciągnie Sarah – dopóki mała nie wstanie.

Całuje Emily w czubek blond główki, odwraca się i odchodzi, jedną ręką pchając wózek, a drugą naciągając kaptur.

Ranek mija mi całkiem przyjemnie przy stole do pracy. Przyglądam się, jak całkowicie pochłonięte zadaniem dzieci tworzą błyszczące arcydzieła.

– Grace, popatrz. – Emily podsuwa mi kartkę z bloku rysunkowego, na której widnieje uproszczony do koślawych kresek obrazek przedstawiający dwie osoby. Niebieska farba skapuje na moje czarne spodnie.

– Pięknie, Emily. Czy to ty i Lily?

– Tak.

– Pewnie się cieszysz, że masz siostrę?

– Nie. Ona cały czas płacze. Mama mówi, że kiedy urośnie, będzie fajtniejsza.

Uśmiecham się na tę pomyłkę.

– Na pewno będzie znacznie fajniejsza. – Wieszam kartkę ociekającą farbą na sznurze do bielizny, który rozpięłam nad stołem. – Zdąży wyschnąć, zanim pójdziesz do domu. Zobaczysz, że spodoba się mamie.

Emily biegnie do kącika z przebraniami, a ja przyglądam się obrazkowi dwóch dziewczynek. Kiedy byłam mała, bardzo chciałam mieć siostrę, z którą mogłabym się dzielić zwierzeniami. Potem poznałam Charlie i sądziłam, że już zawsze będziemy miały siebie nawzajem. Że razem się zestarzejemy, razem będziemy chodziły o lasce i razem ssały miętówki, siedząc na ławce w parku i licytując się na bolączki i dolegliwości. Że będziemy się śmiały, wspominając dawne dzieje.

– O czym myślisz? – Dłoń Lyn miękko ląduje na moim ramieniu.

– Och, o niczym ważnym.

– A jednak wydajesz się… – Przerywa jej dzwonek. Ktoś się na nim uwiesił albo jest zepsuty, bo brzęczy bez przerwy.

– Nie wypuszczaj dzieci – instruuje Lyn Hannah, po czym obie z dyrektorką wychodzimy na korytarz.

Zamykam za sobą drzwi do pokoju zabaw.

Tata Emily zdejmuje palec z dzwonka, kiedy nas zauważa, ale za to wali w drzwi otwartą dłonią. Po jego wściekłym, czerwonym obliczu płyną strugi deszczu.

– Wpuść mnie!

– Czego chcesz, Greg? – pyta dyrektorka przez domofon.

Głos Lyn brzmi z pozoru normalnie, ale znam ją na tyle dobrze, że potrafię wyczuć w nim drżenie.

– Emily.

– Idź do domu i się uspokój. Nie mogę cię wpuścić w takim stanie.

– Otwieraj drzwi, do kurwy nędzy.

Zaczyna w nie kopać. Ślady jego ubłoconych podeszew odciskają się na szybie jak ziemniaczane stemple, którymi bawią się dzieci. Framuga trzeszczy, ale – na razie – się nie poddaje.

– Wystraszysz dzieci. Jeśli nie odejdziesz, wezwę policję.

– Słuchaj no, jebana zołzo, mam prawo zobaczyć się z córką. Wszystkie jesteście takie same, pojebane suki.

Zastanawiam się, po jakim czasie przyjedzie policja. W pokoju zabaw cisza. Wyobrażam sobie dziecięce twarzyczki, blade i przestraszone, i rączki zasłaniające uszy. Złość pokonuje we mnie strach. Jak on śmie? Ojcowie powinni być opiekunami, obrońcami. Budzą się we mnie dawno uśpione emocje, kiedy wymykam się na zewnątrz tylnym wejściem, przez pokój nauczycielski. Biorę gwałtowny wdech, gdy wiatr nagle smaga mnie po twarzy lodowatym deszczem. Przygarbiona i z pochyloną głową obchodzę budynek i docieram na front.

– Greg.

Odwraca się. Żyła na jego skroni wyraźnie pulsuje.

– Gdzie, kurwa mać, moja córka?

– Nie przyprowadzę ci jej. – Zimny jak lód deszcz spływa mi po plecach i przykleja do nich fioletową koszulkę z logo naszego przedszkola: Little Acorns.

Greg rusza w moją stronę z uniesioną pięścią. Wzdrygam się. Czuję, jak trzęsą mi się nogi. Mam wrażenie, że nie zdołają mnie utrzymać, bo są zbyt słabe. Myślę o Emily, która z różowym językiem na wierzchu skupia się na rysunku.

– Grace, jeśli nie pozwolisz mi jej zobaczyć, przysięgam, że pożałujesz. – Drga mu mięsień szczęki.

– Naprawdę chcesz, żeby zobaczyła cię w takim stanie? – pytam z pozoru spokojnym tonem, który jednak skrywa lęk.

Jego uniesiona ręka zastyga. Patrzymy sobie w oczy. Gdzieś w oddali uderza piorun. Pod Gregiem uginają się nogi, pada na kolana, twarz ma mokrą od deszczu i wykrzywioną wyrzutami sumienia. Trzęsącymi się dłońmi zasłania oczy.

– Tęsknię za nią. Tak cholernie tęsknię za obiema. – Opiera czoło na ziemi, jakby modlił się do Boga, który go nie słucha.

Wyciągam rękę i dotykam jego ramienia. Nie jestem pewna, czy próbuję go pocieszyć, czy może uspokoić samą siebie.

Podnosi głowę i spogląda na mnie oczami nabiegłymi krwią.

– Nie mogę sobie poradzić z bólem, który zadałem.

„Ależ możesz” – myślę. Wszyscy musimy ponosić konsekwencje naszych uczynków, niezależnie od ich wagi. Akurat to wiem doskonale.

– Grace, błagam, pozwól mi się z nią zobaczyć.

– Nie mogę.

– Wobec tego sprawię, że poczujesz się tak, jak ja teraz. Co ty na to?

***

Lyn ustawia się w kolejce po napoje, a ja w tym czasie zajmuję stolik przy oknie. Zdejmuję szalik i kurtkę. Mam na sobie ubranie Hannah, które przyniosła, żeby pójść w nim na siłownię. Mój mokry strój przedszkolanki leży pognieciony w bagażniku. Odchylam się na fotelu i lekko zsuwam na skajowym siedzisku. Za oknem przewalają się tłumy ludzi; zastanawiam się, dokąd idą: do domu, odebrać dzieci, a może na spotkanie z kochankiem? Obcasy stukają po mokrym chodniku, przechodnie opatulają drżące z zimna ciała i poprawiają szaliki, żeby lepiej chroniły szyje. Wprawdzie jeszcze nie spadł zapowiadany śnieg, ale styczniowe powietrze daje w kość.

Po drugiej stronie ulicy pod latarnią stoi samotna postać: ktoś w grubej, czarnej kurtce zimowej i w kapturze, który zasłania twarz. Patrzy prosto w stronę kawiarni. Spogląda w okno – na mnie? Robi mi się nieswojo. Poprawiam się na fotelu i odwracam wzrok, ale kiedy znów zerkam, ten człowiek nadal tam jest. Podobnie czułam się w niedzielę, kiedy przed domem zatrzymał się obcy samochód. Dreszcze przechodzą mi po plecach.

– Proszę. – Lyn stawia na stoliku dwa kubki pełne gorącej czekolady.

Z jednego śmietanka spływa po boku i Lyn oblizuje palce.

– Widzisz tego kogoś po drugiej stronie ulicy?

– Gdzie? – Lyn mruży oczy, bo jest bez okularów.

– Tam. – Wstaję i przykładam dłonie do szyby. Dotykam czołem okna, a mój oddech pokrywa szkło parą. Odwracam się do Lyn. – Widzisz?

Lyn zakłada okulary i też wstaje. Wygląda na ciemną ulicę, marszcząc brwi.

– Kogo mam szukać?

Ponownie odwracam się w stronę okna, ale postaci po drugiej stronie już nie ma. Zastanawiam się, czy w ogóle tam była.

– Nieważne – mówię. – Chyba po prostu Greg wytrącił mnie z równowagi. Dzięki za to.

Siadam i przysuwam sobie kubek, słuchając jednym uchem opowieści Lyn o pomyłce w zamówieniu. Mój wzrok znów wędruje na zewnątrz. Nie, zdecydowanie nikogo tam nie ma. Besztam siebie za ten objaw paranoi. Od śmierci Charlie mam wyjątkowo wyczulone zmysły. Zdumiewające, jak wiele obliczy potrafi mieć żałoba: może przejawiać się łzami i smutkiem, konsternacją i złością. Otwieram opakowanie minimuffinek, wyjmuję jedną i odgryzam kawałek. Uderzenie cukru pozwala mi odzyskać choć część energii, której pozbawiły mnie dzisiejsze wydarzenia.

– Co za dzień. – Lyn wydłubuje kawałki czekolady z muffinki i kładzie je na języku.

– Dobrze, że przynajmniej Emily jest bezpieczna.

Zajrzałam do prowadzonego w przedszkolu wykazu osób, które należy powiadomić w nagłym wypadku, i znalazłam tam numer siostry Grega. Ta przyjechała i zabrała go. Mimo wszystko uważałam, że nie zasłużył, by sprowadzać mu na głowę policję. Wiem, jak to jest, kiedy poczucie winy ściska w żołądku i dręczy. To taki tępy ból, który nigdy do końca nie mija. Greg jest człowiekiem, tak jak wszyscy ma swoje wady i tak jak każdy odczuwa żal, a przecież nie ma wśród nas nikogo, kto nie popełniałby błędów, prawda? Tyle że niektóre pomyłki trudniej wybaczyć.

Siostra

Подняться наверх