Читать книгу Niepokorna - Madelina Sheehan - Страница 4
Rozdział 2
ОглавлениеNim nasze drogi znowu się przecięły, upłynęło siedem lat. W tym czasie wypuszczono mego ojca z więzienia, a ja zyskałam kłopotliwego niczym wrzód na dupie starszego brata o imieniu Frankie.
Franklin Deluva senior pełnił u mego ojca funkcję kapitana trasy. Zginął kilka lat temu, zderzywszy się czołowo z ciężarówką mack. Wcześniej jego żona zmarła na raka. Frankie nie miał żadnej rodziny, która chciałaby go przygarnąć. Ponieważ mój ojciec nie miał syna, wziął go pod swoje skrzydła i widział dla niego przyszłość wśród Demonów. Mój ojciec stawiał sprawę jasno. Jeśli Frankie utrzyma się w tym kursie, pewnego dnia przejmie od niego młotek prezesa klubu. Co było fajne, a nawet wspaniałe, gdyby nie jeden wielki problem.
Frankie nieustannie był gniewny.
Przez cały czas był wkurzony.
Tak bardzo, że wciąż wdawał się w bójki – w szkole, w klubie, w sklepie spożywczym, na chodniku. Walczyłby nawet z ceglanym murem, gdyby ten go wnerwił.
Od bójek ulicznych jego nieszczęsne piętnastoletnie ciało było całe pokryte bliznami. Odkąd u nas zamieszkał, był szesnaście razy hospitalizowany z powodu rozmaitych połamanych kości, zadanych nożem ran oraz licznych wstrząśnień mózgu.
Miał również poważne problemy psychiczne wynikające z utraty rodziców.
Gdy zamieszkał z moim ojcem i ze mną, miewał okropne koszmary. Budził się przerażony, zlany potem, wrzeszcząc na całe gardło. Koszmary zmieniły się w nocne lęki, i Frankie zaczął przez sen okładać się pięściami po głowie i płakać. Mój ojciec musiał go z całych sił trzymać, aż się uspokoił lub całkiem oprzytomniał.
Pewnej nocy, gdy mój ojciec był w trasie, Frankie zakradł się do mojego pokoju i wślizgnął mi się do łóżka. Po raz pierwszy, odkąd u nas zamieszkał, przespał spokojnie całą noc. Od tamtej pory już zawsze sypiał w moim łóżku.
A życie płynęło dalej.
Dwa tygodnie po moich dwunastych urodzinach ojciec uznał, że nadszedł czas, by Frankie wziął udział w wyprawie klubowej. Gdy chłopak się dowiedział, że ja nie pojadę, dostał straszliwego ataku i mój ojciec ustąpił. Jeśli chodziło o Frankiego, ojciec był bardzo miękki.
Siedząc na tylnym siodełku motoru Frankiego, opuściłam Manhattan, zmierzając na północ stanu Illinois. Pierwszy przystanek mieliśmy na farmie, gdzie uprawiano dynie. Gdy się ma ojca, który wraz ze swoimi podwładnymi jest zamieszany w nielegalne interesy, i muszą się gdzieś spotkać prywatnie, takie przestępcze zebrania na farmach z dyniami odbywają się częściej, niż byście podejrzewali. Te zgromadzenia zazwyczaj trwały kilka dni; dorośli przebywali w domu, a dzieci na zewnątrz. Zawsze było mnóstwo wrzasków, bijatyk i popijania. Oraz liczne dziwki.
Zaczęłam wcześnie dojrzewać i w wieku dwunastu lat wyglądałam raczej niezgrabnie – wysoka i koścista, z wystającymi łokciami i kolanami oraz biustem rozmiaru C. Kilku chłopaków, którzy towarzyszyli w wyprawie swoim ojcom, wszędzie za mną łaziło, strzelając ramiączkami mojego biustonosza i wołając, że sobie wypchałam stanik. Uciekając przed nimi, schroniłam się na drzewie, gdzie siedziałam ze słuchawkami na uszach. Słuchając Rolling Stonesów, machałam nogami i kołysząc głową do rytmu, głośno sobie podśpiewywałam. W pewnej chwili poczułam, że ktoś chwycił mnie za obutą w tenisówkę stopę, więc ją cofnęłam.
– Odejdź, Frankie! – wrzasnęłam. On znów mnie chwycił za stopę, a ja zerwałam z uszu słuchawki i spojrzałam na niego gniewnym wzrokiem.
To nie był Frankie.
Z wyjątkiem włosów, które teraz miał gęste, o barwie piasku i sięgające aż do ramion, wyglądał dokładnie tak samo jak wtedy, gdy widziałam go po raz pierwszy. I wciąż był tak samo oszałamiająco piękny.
Uśmiechnął się szeroko, prezentując liczne dołeczki w policzkach.
– Słyszałem, że gdzieś tu jesteś, kochanie. Pamiętasz mnie?
– Deuce – wyszeptałam, wpatrując się w niego. – Z Rikers Island.
Wybuchnął śmiechem.
– Nie jestem stamtąd. Mam dom w Montanie. W więzieniu tylko odwiedzałem mojego starego. Pamiętasz?
Skinęłam głową.
– Reapera. Lubiłam go.
Jego uśmiech zgasł.
– Już nie żyje.
Nigdy nie wiedziałam, co mam powiedzieć ludziom, którzy stracili kogoś bliskiego. Nic nie wydawało mi się odpowiednie. Ale widząc w lodowato niebieskich oczach Deuce’a odległe spojrzenie, musiałam coś powiedzieć.
– Miał kapitalny uśmiech – wydusiłam z siebie. – Zupełnie jak twój.
Spojrzał na mnie z uśmiechem.
Ja także się uśmiechnęłam.
– Wiesz co? – powiedział, wyciągając cienki złoty łańcuszek spod swojej brudnej białej koszulki – Powinnaś to mieć. – I zdjął go sobie przez głowę.
Chwycił mnie za rękę i umieścił łańcuszek w mojej dłoni.
– Należał do mego starego – oznajmił. – Nigdy nie spotkałem nikogo, kto by powiedział coś miłego o tym skurczybyku. Nawet jego matka. Dopiero teraz, ty. Myślę, że ci się należy.
Wzięłam łańcuszek i przyjrzałam się małemu medalionowi, który na nim wisiał. Widniały na nim insygnia klubu motocyklowego. Dookoła dosiadającego motocykl Harley personifikującego śmierć zakapturzonego Ponurego Żniwiarza z kosą w ręce wygrawerowano napis: HELL’S HORSEMEN. Na rewersie przeczytałam REAPER.
– Tamtego dnia siedem lat temu po raz pierwszy w życiu zobaczyłem uśmiech na twarzy tego dupka. I po raz ostatni.
Znów nie wiedziałam, co mam na to odpowiedzieć. Więc milczałam i po prostu włożyłam sobie łańcuszek na szyję.
– Dzięki – bąknęłam i wepchnęłam medalion pod trykotową koszulkę z Jimim Hendrixem. – Podoba mi się.
Skinął głową i spoglądając w dal, powiedział:
– Idę się przejść pomiędzy tymi dyniami, kochanie. Może się przyłączysz?
Zsunęłam słuchawki na szyję, przyczepiłam walkmana do kieszeni dżinsów i zeskoczyłam z gałęzi drzewa. Bez wahania wzięłam go za rękę, jakby to był mój ojciec albo Frankie. Zerknął w dół, ale nie cofnął ręki. Jego długie i grube, ciepłe palce zamknęły się wokół moich i ruszyliśmy przed siebie.
Deuce wpatrywał się w zachmurzone szare niebo, paląc jednego papierosa za drugim. Milczał.
– Jesteś smutny? – spytałam.
Zerknął na mnie i zmarszczył brwi. Przygryzłam wargę. Czyżbym powiedziała coś niewłaściwego? Może on nie chce, żeby inni wiedzieli, że jest smutny. Serce biło mi coraz szybciej i szybciej. Poczułam, że moja dłoń robi się śliska od potu, a ponieważ trzymaliśmy się za ręce, zrobiło mi się głupio i pociłam się jeszcze bardziej.
– Umarł mój młodszy brat, kochanie. Kilka dni temu.
Przystanęłam i objęłam go w pasie, ściskając z całych sił.
– Bardzo ci współczuję – szepnęłam.
Deuce wstrzymał oddech.
– Kochanie.
A potem padł na kolana i uściskał mnie tak, że nie mogłam złapać tchu, ale nie przejmowałam się tym, bo było mi tak przyjemnie, i wiedziałam, że on tego potrzebuje.
– Dobre z ciebie dziecko, kochanie. Dobre i słodkie – wyszeptał mi do ucha.
Odsunął się i zajrzał mi w oczy.
– Obiecaj mi, że się nie zmienisz, dobrze? Ty i ja, dziecinko, przyszliśmy na ten pieprzony świat i tkwimy pomiędzy drogą a kierownicą. Tu należymy i tylko to znamy, ale czasem takie życie daje się nam we znaki. Obiecaj mi, że choćbyś widziała nie wiem co i zdarzały ci się choćby najgorsze gówniane rzeczy, nigdy nie staniesz się zgorzkniała.
Zapatrzyłam się w jego niebieskie jak lód oczy i poczułam się ciepło, bezpiecznie i wygodnie. Nie byłam w stanie oderwać od nich wzroku. Chciałam zabrać to poczucie, włożyć do kieszeni i zawieźć do domu, gdzie będę je trzymała schowane pod poduszką, by korzystać z niego w razie potrzeby. W końcu przypomniałam sobie, co powiedział, i skinęłam głową.
Musnął knykciami mój policzek i wstał. Znów wzięłam go za rękę i poszliśmy dalej. Deuce ciągle palił. Od czasu do czasu wskazywał mi nadzwyczajnie wielkie dynie.
– Czy oglądasz ten rysunkowy film It’s the Great Pumpkin Charlie Brown? – zapytał. – Ten pieprzony głupek naprawdę mnie rozśmiesza.
Uznałam, że ja także lubię tego pieprzonego głupka Charliego Browna, i obiecałam sobie, że po powrocie do domu będę oglądać wszystkie filmy o nim.
– Przebierzesz się jakoś na Halloween, kochanie?
– Jeszcze nie wiem – odparłam. – To nie jest takie łatwe. Raz na rok przebierasz się i udajesz kogoś zupełnie innego niż ty. To niepowtarzalna okazja. Szkoda by było to zmarnować, co nie? Trzeba się dokładnie zastanowić i wybrać coś odpowiedniego, żeby potem nie żałować, tylko mieć bajkowe wspomnienia.
Deuce przystanął i wpatrywał się we mnie.
– Jak myślisz, kim mogłabyś być?
– Mayą Angelou – odparłam natychmiast. – Albo Eleanorą Roosevelt.
Omal się nie udławił ze śmiechu.
– Ale – dodałam pospiesznie – żeby się przebrać za Mayę Angelou, musiałabym sobie jakoś przyczernić skórę, ale tak, żeby nie obrazić Afroamerykanów. Więc chyba skończy się na tym, że będę Eleanorą Roosevelt. Nie, żebym miała coś przeciwko temu. To była wspaniała kobieta.
– Ile masz lat? – zapytał szorstko, waląc się pięścią w pierś.
– Dwanaście.
– Dwanaście? – powtórzył zdumiony. I pokręcił głową. – Kiedy cię poznałem, pomyślałem sobie, że jesteś bardzo rozsądnym dzieckiem. Teraz wiem, że miałem rację.
Stanęłam w pąsach. Ale super. Deuce – wnioskując z jego kamizelki – prezydent klubu motocyklowego Hell’s Horsemen, pomyślał, że jestem rozsądna. Nie do wiary.
– A ty ile masz lat? – spytałam.
– Trzydzieści, kochanie. – Spojrzał na mnie i skrzywił się. – Stary, no nie?
Wzruszyłam ramionami.
– Mój tata ma trzydzieści siedem, a jest całkiem niezły.
Wybałuszył na mnie oczy.
– Musimy sobie coś wyjaśnić. Masz dwanaście lat. Na Halloween prawdopodobnie przebierzesz się za Eleanorę Roosevelt. I uważasz, że twój stary jest całkiem niezły?
Przytaknęłam milcząco.
Pokręcił głową, uśmiechając z niedowierzaniem.
– Cholera, a niech mnie.
Ścisnęło mnie w żołądku. Nabija się ze mnie.
Wyrwałam rękę z jego dłoni i skrzyżowałam ramiona na piersi.
– Wiem, że jestem dziwaczna. W szkole ciągle to słyszę. Tylko moja najlepsza przyjaciółka Kami tak nie uważa. Dzieciaki nienawidzą tego, czego słucham, bo to jest stara muzyka. Nienawidzą moich ubrań, bo się ubieram jak chłopak! Uważają mnie za dziwadło! No, dobra, powiedz to. Ty także uważasz mnie za dziwoląga, no nie?
Deuce uklęknął przede mną.
– Nie, kochanie. Nie jesteś dziwaczna. Masz dwanaście lat. Tamte dzieciaki nie dorastają ci do pięt. Dziewczyny są o ciebie zazdrosne, bo jesteś taka cholernie ładna. A chłopaki, jak to chłopaki. Usiłują z tobą flirtować, ale nie mają zielonego pojęcia o tym, jak się do tego zabrać.
Jesteś taka cholernie ładna.
– Jestem ładna?
Jego wargi zadrżały.
– Masz dopiero dwanaście lat, a już jesteś taka pociągająca. Tak, kochanie, jesteś ładna. A pewnego dnia staniesz się prawdziwą pięknością. Tak bardzo uszczęśliwisz jakiegoś chłopca, że będzie się czuł jak świnia utaplana w gównie.
Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. Kto by pomyślał, że użyte w jednym zdaniu słowa „świnia” i „gówno” wprawią dziewczynę w błogostan?
– Teraz już wiesz – powiedział cicho. – Tak właśnie to widzę. Nie ma nic lepszego niż uśmiech ładnej dziewczyny.
Wpatrywałam się w niego. A on we mnie. Jego twardo spoglądające oczy złagodniały, a ja poczułam, że moje ciało topnieje jak masło. Coś się ze mną działo – coś ważnego, a nawet monumentalnego. Zmieniłam się z dziecka w nastolatkę. I chociaż zrozumiałam, co i dlaczego się stało, dopiero wtedy, gdy byłam dużo starsza, już stojąc pośrodku pola dyń, wiedziałam, że zmieniłam się bezpowrotnie. I że się zmieniłam z powodu i dla tego mężczyzny.
– EVA! CO SIĘ DZIEJE, DO CHOLERY!
Obróciłam się. W naszym kierunku pędził Frankie, kopiąc nieszczęsne, Bogu ducha winne dynie, które rosły na jego drodze.
– Wspaniale – jęknęłam. – Frankie mnie znalazł.
– Twój chłopak? – zapytał Deuce, patrząc z wyraźnym zainteresowaniem na furię Frankiego.
Wybałuszyłam na niego oczy.
– Coś ty. To mój przyszywany brat.
Długie brązowe włosy Frankiego powiewały dookoła jego głowy, ciemnobrązowe oczy ze złości pociemniały jeszcze bardziej. W wieku zaledwie piętnastu lat mierzył ponad metr osiemdziesiąt i miał posturę piłkarza trenującego futbol amerykański. Nie był jeszcze tak wysoki jak Deuce, ale nie wątpiłam, że pewnego dnia go przerośnie.
– Czy my się znamy? – wysyczał Frankie, przystając tuż przed Deuce’em.
Deuce uniósł brwi i uśmiechnął się z wyższością.
– Nie, chłopcze. Obawiam się, że nie mieliśmy przyjemności się poznać.
Frankie nie znosił, gdy się do niego zwracano per „chłopcze”, zwłaszcza w mojej obecności. Patrzyłam, jak zaciska dłonie w pięści.
Deuce już się nie uśmiechał.
– Posłuchaj no mnie.
– Nie słucham dorosłych mężczyzn, a już na pewno nie dupków, którzy udają, że są dorośli, po to, by zdjąć dziewczynie majtki.
Zamknęłam oczy. Deuce nie znał Frankiego, więc nie mógł wiedzieć, że Frankie usiłuje mi zaimponować. Wciąż to robił. Zanim zdążył zamachnąć się pięścią i zanim Deuce skopał mu tyłek, wepchnęłam się pomiędzy nich i objęłam Frankiego w pasie.
– Stęskniłam się za tobą – powiedziałam pospiesznie. – Szukałam cię wszędzie, ale nie mogłam cię znaleźć. Więc poprosiłam Deuce’a, żeby mi pomógł.
Frankie otoczył mnie ramionami i jego twarde ciało oklapło przy moim. Stracił całą swoją buńczuczność. Jedną dłoń zacisnął na moich włosach, drugą mocno trzymał mnie w talii.
– Przepraszam – mruknął. – Po prostu myślałem… nie wiedziałem… masz się trzymać blisko mnie. Nie mogę cię chronić, do cholery, gdy nie wiem, gdzie się podziewasz. Gdyby ci się coś stało, dziecinko, zabiłbym się. Nie mogę żyć bez ciebie. Kurwa, nie mogę nawet myśleć, że odeszłaś. Wpadam w szał.
– Och, Frankie – wyszeptałam. – Musisz przestać się zamartwiać. Nic mi się nie stanie. I nigdy cię nie opuszczę.
Deuce wahał się, czy ma zostawić Evę z tym postrzelonym gówniarzem, ale wyglądało, że tylko ona potrafi nad nim zapanować, więc się oddalił. Wiedział, że dzieciaki takie jak Frankie dorastają i nadal mają źle w głowie – nie panują nad sobą, wściekają się z byle powodu i zazwyczaj nie dożywają trzydziestki. Przygarniając go, Preacher popełnił wielki błąd. Deuce’a gówno obchodziło, jak bardzo Preacher kocha tego chłopaka. Gdy sytuacja robi się gówniana – a wciąż tak się zdarza – potrzebujesz w swoim zespole mężczyzn, którzy mają równo pod sufitem.
Jego rozmyślania zostały przerwane głosami docierającymi ze stajni na skraju farmy.
– Nie waż się dotykać jej cycków.
Deuce przystanął.
– Nie waż się jej pieprzyć.
– Gdyby Preacher się dowiedział, już nie żyjesz.
Deuce zesztywniał. Jacyś gówniarze rozmawiali o Evie.
– Nie boję się Preachera. A poza tym Eva to tutaj jedyna suka wystarczająco dorosła, by ją jebać.
– Jest okropnie brzydka. Z wyjątkiem cycków. Suka ma ładne cycki. Pieprzyłbym się z nią tylko po to, żeby zobaczyć te cycki.
Deuce’owi pociemniało w oczach. Eva miała dwanaście lat. Owszem, posiadała cycki, cycki dwunastoletnie. A te gnojki miały po szesnaście, siedemnaście lat. Zacisnął pięści i wkroczył do stajni.
O puste boksy dla koni opierało się pięciu wyrostków. Palili papierosy i we własnym mniemaniu zachowywali się jak dorośli.
– Deuce – powiedział jeden z gówniarzy. – O co chodzi, człowieku?
Nie odpowiedział. Po prostu podszedł do pierwszego gnojka, przywalił mu w gębę i podszedł do następnego. Chwycił gnojka numer dwa za kołnierz, splunął mu w twarz i rąbnął pięścią w brzuch. Po czym odsunął go na bok.
Trzej pozostali skryli się za stertą beli siana.
– Wracajcie tu natychmiast – powiedział Deuce, wyciągając broń zza paska dżinsów. – Przyjmijcie należną wam karę, jak mężczyźni, którymi nie jesteście. Jeśli tu nie przyjdziecie, mam kilka naboi, na których wypisane są wasze pieprzone imiona.
– A cośmy takiego zrobili, do cholery? – zaskrzeczał pryszczaty, chudy jak patyk gówniarz.
Deuce wskazał spluwą miejsce, w którym siedzieli przed chwilą.
– Kurwa. Wyłaźcie stamtąd. Ale już.
Wyleźli.
– Niech no tylko zobaczę was w odległości trzydziestu metrów od Evy. Niech no który będzie na nią patrzył i o niej rozmawiał, a już nie żyjecie. Zrozumiano?
Skinęli głowami.
– Następnym razem pójdę do waszych ojców i powiem im, jakich wychowują zasrańców. Spodziewam się, że zdrowo wam przyłożą, ale najpierw będziecie mieli do czynienia ze mną.
Chwycił za tłuste włosy trzeciego smarkacza i przygiął mu głowę do swego kolana, a potem nieprzytomnego ze strachu, odepchnął od siebie.
Czwarty zsikał się w spodnie, gdy Deuce ruszył w jego stronę. Rechocząc, zajął się ostatnim gówniarzem. Tym, który powiedział, że Eva jest brzydka. Chwyciwszy go za kark, wepchnął mu do ust lufę spluwy.
– Tak się składa, że wiem, że masz kilka sióstr. Wiem też, że jedna z nich jest o rok starsza od Evy. Co powiesz na to, że odnajdę ją i wydymam? Co powiesz na to, że sprowadzę kilku moich chłopaków, żeby także ją wydymali? A może zrobimy to wszyscy na raz? Do buzi, do cipki i do dupki? Podoba ci się ten pomysł?
Dzieciak z płaczem pokręcił głową.
– Masz szanować kobiety, mały gnojku. Do diabła, przecież to kobieta nosiła cię w swoim brzuchu. Wydała cię na świat. Kochała cię. To kobieta będzie cię ogrzewała nocą w łóżku. Wpuści cię do swego ciała, a potem będzie nosiła w brzuchu twoje pieprzone dzieci. Masz szanować kobiety, kapujesz? Wszystkie kobiety, bo jak nie, to z tobą, kurwa, skończę.
Wypuścił go, a dzieciak opadł na kolana, rzygając.
– Pierdolone smarki – mruknął i wyszedł, wsuwając spluwę za pasek dżinsów.