Читать книгу Port nad zatoką - Magdalena Majcher - Страница 4
Rozdział 1
ОглавлениеNie spała już od dobrych dziesięciu minut, a jednak bała się otworzyć oczy. Zaciskała powieki, licząc po cichu, że Radek zrozumie, iż cała sytuacja jest dla niej bardzo krępująca, i po prostu zniknie. Tak byłoby najlepiej. Gdyby wyszedł, bezszelestnie zamknął za sobą drzwi. Obydwoje mogliby udawać, że nic się nie zmieniło i nadal znajdują się w tym samym położeniu, co jeszcze kilkanaście godzin wcześniej. Adrianna potrzebowała teraz chwili samotności. Musiała zebrać myśli i chociaż spróbować zrozumieć to, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru. A wydarzyło się niemało.
Poszła do łóżka ze swoim mężem. W porządku. Osoba postronna zapewne nie dostrzegłaby w całym akcie niczego dziwnego czy niewłaściwego. W końcu małżonkowie uprawiają ze sobą seks. Z reguły. Jeśli jednak wziąć pod uwagę, że Adrianna i Radek się rozstali, każde z nich poszło w swoją stronę, prowadzili osobne życia, gospodarstwa, i tak dalej. Pozew rozwodowy nadal nie wpłynął do sądu właściwie tylko z czystego lenistwa obojga. Teraz jeszcze wylądowali razem w łóżku… sytuacja mocno się komplikowała. A Adrianna wyjątkowo nie lubiła, kiedy sprawy przybierały nieoczekiwany obrót. Nie to, żeby żałowała. Seks był dobry, jak zawsze. Poza tym tak na dobrą sprawę nigdy nie przestała kochać męża. Nie rozstali się dlatego, że coś się skończyło. Zrobili to, bo nie mogli dojść do porozumienia. Nie podjęli tej decyzji w trakcie karczemnej awantury. Wcześniej długo rozmawiali. Nie wyszło. Najwyraźniej tak miało być. Jednak żadne z nich dotychczas nie złożyło tego cholernego pozwu. Nawet Adrianna, która nie tolerowała półśrodków. A teraz spędzili ze sobą noc.
– Porozmawiamy? – Radek najwyraźniej się zorientował, że Ada już nie śpi. – Nie chcę wychodzić bez słowa.
Adrianna aż się wzdrygnęła na dźwięk głosu męża. Przypuszczała, że przypatrywał jej się od dłuższej chwili. Zawsze tak robił. Wstawał przed nią, kładł się na boku, czasem siadał w fotelu i bezczelnie ją obserwował. Irytowało ją to. Wydawało jej się, że kiedy śpi, wygląda idiotycznie. Z otwartą buzią, nieświeżym oddechem, posapująca i wydająca bliżej niezidentyfikowane dźwięki.
Powoli otworzyła powieki. Zamrugała, żeby przyzwyczaić oczy do światła. Odwróciła się niespiesznie. Radek siedział w szarym fotelu z Ikei, który dostała od niego na urodziny (dąsała się o to przez tydzień, bo jaki facet kupuje swojej żonie na urodziny mebel?!), i patrzył prosto na nią. Zdążył się ubrać, co sprawiło, że odetchnęła z ulgą. Cała ta sytuacja i tak była dla niej wyjątkowo niezręczna.
– Jak spałaś? – zapytał Radek, jakby nie było nic niezwykłego w tym, że obudził się obok żony.
Adrianna bardzo chciałaby zrzucić całą tę dziwaczną sytuację na karb wypitego alkoholu, ale nie mogła tego zrobić. Przygotowując się do kolacji z Radkiem, wprawdzie kupiła wino, ale nawet go nie otworzyła. Nie zdążyła. Wszystko potoczyło się tak błyskawicznie! Bóg jej świadkiem, że w żaden sposób nie przewidziała takiego przebiegu wydarzeń. Kupiła to wino, bo chciała, żeby było miło. Umówiła się ze swoim byłym, no dobra, wciąż obecnym mężem, żeby porozmawiać o córce. Byli partnerzy spotykają się przecież czasem przy kolacji! Może nie wszyscy, ale niektórzy mimo rozstania potrafią utrzymywać normalne, zdrowe kontakty. A ona martwiła się o Malwinę, dlatego poprosiła Radka o spotkanie. Przygotowała kolację, kupiła wino. Skąd mogła wiedzieć, że ten wieczór tak się skończy?
– W porządku. – Wzruszyła ramionami, konsekwentnie unikając wzroku męża. – Powinnam gdzieś tu mieć nieużywaną szczoteczkę do zębów… – mruknęła, owinęła się szczelnie kołdrą i zaczęła się podnosić z łóżka, ale Radek powstrzymał ją gestem.
– Szczoteczka nie jest w tym momencie najważniejsza – zauważył. – Nie uważasz, że to, do czego wczoraj doszło… nie zdarzyło się przypadkiem?
– Cóż. – Adrianna z zakłopotaniem podrapała się po głowie. Mogła sobie tylko wyobrazić, jak źle wygląda z rozmazanym pod oczami tuszem do rzęs i rozczochranymi włosami. – Nie planowałam tego.
Najchętniej podszedłby do niej, przyciągnął ją do siebie i nie wypuścił jej z ramion. Ale po kolei. Już wczoraj powinien był wyczuć, co się święci, i zacząć od szczerej rozmowy. Nie zrobił tego, dał się ponieść chwili. Mógł to jednak wytłumaczyć chwilową słabością, wpływem księżyca, samotnością, tak boleśnie odczuwalną właśnie wieczorami, czy innymi czynnikami. Nocą ludzie często podejmują nieprzemyślane decyzje pod wpływem chwili. Ale nadszedł dzień, a on za bardzo szanował Adriannę, aby nie wyjaśnić jej, jak ważne jest dla niego to, co się między nimi wydarzyło.
– Za pół godziny będę musiał wyjść do pracy, ale chciałbym wrócić – oznajmił pewnym siebie głosem.
Adrianna zadrżała. Patrzyła na niego wielkimi, zdziwionymi oczami. Była taka piękna mimo upływu lat! To właśnie na jej ogromne zielone oczy Radek zwrócił uwagę w pierwszej kolejności. Czas okazał się dla niej łaskawy. Zresztą ona nigdy z nim nie walczyła, chociaż miała możliwości i drugiego stopnia chirurgii ogólnej i certyfikowanego lekarza medycyny estetycznej za męża. Nie była jednak kobietą, która potrzebowała zabiegów. Radosław nigdy nie powiedziałby tego swoim pacjentkom, ale prywatnie uważał, że piękno płynie z wewnątrz. I właśnie taka była Ada. Piękna wewnętrznie.
Zatrzymał wzrok na jej mocno zarysowanych obojczykach, delikatnej, upstrzonej piegami skórze na ramionach i okrytych białą tkaniną małych piersiach.
– Chciałbyś wrócić – powtórzyła nieprzytomnie jego słowa, mrugając szybko.
– Do domu. Do ciebie – doprecyzował.
– To nie jest takie proste – wycofała się.
Otuliła się szczelniej kołdrą, chowając pod nią coś więcej niż swoją nagość. Próbowała ukryć swoje lęki, ale to na nic, bo przecież jej strach był i jego strachem. Tylko Radek wydawał się jakby bardziej zdeterminowany. Adrianna bardzo przeżyła rozstanie i wyprowadzkę męża. Mieli być razem na zawsze, a to „zawsze” trwało tylko dwie dekady. Skoro już raz im się nie udało, jaką mogła mieć gwarancję, że znów nie będzie cierpieć?
– Owszem, to jest bardzo proste! – Radek nie dał się zbyć. – Powiedz mi po prostu, czy tego chcesz. Jeśli nie, zrozumiem. Nie będę się narzucał. Ale jeśli istnieje choć cień szansy, że moglibyśmy chociaż spróbować…
Ada wsunęła opadający na twarz kosmyk włosów za ucho. Przed kilkoma tygodniami zdecydowała się na krótkie cięcie i już tego żałowała. Musiała czekać, aż włosy jej odrosną, żeby móc je spiąć, a osuwające się luźno pukle doprowadzały ją do szału.
– Nie wyszło nam – przypomniała mu. – Dlaczego więc tym razem miałoby się udać?
– Może dlatego, że Malwina w końcu poznała prawdę, a my moglibyśmy zacząć od nowa, bez kłamstw?
Adrianna zacmokała z niezadowoleniem. Jeszcze się nie zgodziła na jego powrót, a już ją denerwował. I po co miałaby do niego wracać? Żeby dalej się kłócić?
– Uważasz, że to był nasz jedyny problem?
– Nie jedyny, ale od tego wszystko się zaczęło. – Radosław upierał się przy swoim. – Wzajemne oskarżanie się, uciekanie od problemów, unikanie szczerych rozmów, zamiatanie spraw pod dywan – wyliczał. – Oboje popełniliśmy błąd! Wiele błędów – dodał po chwili.
Adrianna nie zdążyła jednak odpowiedzieć, gdyż odezwał się domofon. Spojrzała ze strachem na Radka i zawinięta w kołdrę, zerwała się z łóżka. Miała mocno ograniczone ruchy, ale dotarła do przedpokoju, zanim tajemniczy gość odpuścił. Kiedy w słuchawce usłyszała głos córki, zamarła. Malwina nie mogła ich teraz nakryć! Spanikowana spojrzała na zegarek. Nie miała pojęcia, że już jest tak późno! Zapomniała, że umówiła się z córką. Wpadła jak burza do sypialni i nie zważając na obecność Radka, pozbyła się krępującej ruchy kołdry i w panice zaczęła wkładać znalezione na podłodze majtki. Mężczyzna przypatrywał się całej scenie z uśmiechem.
– Malwina zaraz tu będzie! Schowaj się! – Adrianna posłała mu błagalne spojrzenie.
– Mam wejść do szafy? Nie uważasz, że to idiotyczne? – Najwyraźniej całkiem nieźle się bawił. – Nie mamy po piętnaście lat, a i Malwina jest dorosła, powinna zrozumieć…
Adrianna nie dowiedziała się, co jej córka powinna zrozumieć. Malwina zdecydowanie zapukała do drzwi. Ada zastygła w bezruchu. Miała na sobie majtki i włożoną na gołe ciało koszulkę. Syknęła i wyciągnęła z szafy getry. Pukanie się powtórzyło.
– Już idę! – zawołała.
Radek ani drgnął. Nadal siedział w fotelu, śledząc rozwój sytuacji z widocznym zadowoleniem. Niech to szlag!
Adrianna wyszła z pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Zatrzymała się przed lustrem w przedpokoju. Przetarła palcem skórę pod oczami, próbując usunąć resztki nałożonego poprzedniego wieczora tuszu do rzęs, i poprawiła dłonią włosy. Uznała, że lepiej nie będzie, i otworzyła córce drzwi.
Malwina – tradycyjnie już – wpatrywała się w matkę z wyrazem bezbrzeżnego zdziwienia na twarzy. Jakiś czas temu, ku przerażeniu Adrianny, postanowiła zmienić swój wizerunek. Zaczęła od włosów, które przefarbowała na kruczoczarny kolor. W połączeniu z bladą cerą sprawiało to, że wyglądała jak klon Morticii Addams. Absurdalnego wizerunku dopełniły brwi.
– Po co wyrywać sobie brwi, żeby potem namalować sztuczne? – zapytała wtedy Ada, ale to był jedyny komentarz, na jaki sobie pozwoliła.
Jej stosunki z córką od dawna były skomplikowane, dlatego wolała się nie wtrącać i nie krytykować Malwiny. Bała się, że ją straci, co w sumie nie było takie irracjonalne, gdyż dziewczyna, kiedy już poznała prawdę, wykrzyczała rodzicom, że nie zamierza mieć z nimi nic wspólnego. Chciała koniecznie poznać swoją biologiczną rodzinę. Uważała, że całemu złu tego świata są winni jej adopcyjni rodzice.
W każdym razie narysowane czarną kredką, wygięte w ostry łuk brwi nadawały twarzy Malwiny wyraz nieustannego zdumienia. Przez głowę Adrianny przemknęła myśl, że powiedzenie: „Umrę zdziwiona”, które powtarzała jej koleżanka z pracy, nabrało całkiem nowego znaczenia.
Adrianna wpuściła córkę do mieszkania i delikatnie zasugerowała zajęcie miejsca w salonie. Radek wciąż siedział w sypialni, nie dając znaku życia. Ada pomyślała, że gdyby udało się szybko załatwić sprawę z Malwiną albo w jakiś sposób nakłonić córkę, żeby wyszła z nią z domu… Cóż, Radek wprawdzie wspominał, że spieszy się do pracy, ale w imię wyższego dobra mógł się przecież spóźnić. Zamknęłaby go w mieszkaniu, a potem pod byle pretekstem wróciła do domu i uwolniła męża. Tak, to miało szansę się udać!
– Słuchaj, jest taka ładna pogoda, może pójdziemy na spacer – bąknęła.
Co jakiś czas zerkała w panice w stronę sypialni. Wiedziała, że to może ją zdradzić, ale nie mogła się powstrzymać.
Malwina z wyrazem zdziwienia przyklejonym do twarzy, spojrzała na matkę. Adrianna wciąż nie mogła się przyzwyczaić do nowego image’u córki i w głębi duszy żywiła nadzieję, że Malwinie w końcu znudzi się ten bunt.
– Wyglądałaś dziś przez okno? Od co najmniej godziny pada ulewny deszcz.
– O! Rzeczywiście… To może usiądziemy w tej kawiarni, którą niedawno otworzyli na dole?
Malwina zatrzymała wzrok na stole. Ada spojrzała w tamtą stronę i zrozumiała, że popełniła błąd. Poprzedniego wieczoru nie posprzątała po kolacji, a i tego ranka nie zdążyła tego zrobić.
– Masz gościa? – zrozumiała córka. – Mogłaś powiedzieć, przecież bym ci się nie narzucała!
– Nie mam! Miałam, ale już nie mam, wszystko jest w porządku! – zapewniała Ada, ignorując świdrujące spojrzenie Malwiny i rumieńce, które pojawiły się na jej własnej twarzy. – Zamieniam się w słuch, podobno miałaś do mnie jakąś sprawę…
– Ale to może poczekać – odparła beznamiętnie Malwina.
Adrianna była rozdarta. Z jednej strony chciała, żeby córka jak najszybciej wyszła, bo bała się, że dziewczyna może się zorientować, kto przebywa za ścianą, ale z drugiej… Malwina tak rzadko prosiła ją o pomoc. Dokładała wszelkich starań, aby sprawiać wrażenie doskonale radzącej sobie ze swoimi problemami.
– Nic się nie dzieje. Powiedz, co cię do mnie sprowadza. – W Adriannie w końcu zwyciężyła troska o córkę.
– Właściwie to… – Malwina się zawahała. Zmarszczyła nos. – Chciałabym cię prosić o drobną pożyczkę.
Adrianna westchnęła z rezygnacją. Mogła się tego spodziewać. Od jakiegoś czasu Malwina zgłaszała się do niej tylko po wsparcie finansowe. Między innymi o tym mieli rozmawiać z Radkiem poprzedniego wieczoru.
– Ile potrzebujesz? – Przełknęła głośno ślinę.
Nie chciała dać córce odczuć, jak bardzo zabolała ją jej prośba. Liczyła, że Malwina porozmawia z nią o swoich sprawach, problemach. Zupełnie tak, jak kiedyś. Najwyraźniej jednak córka nadal jej nie wybaczyła.
– Tysiąc pięćset złotych – powiedziała Malwina bez mrugnięcia okiem. – Wiesz, planuję się zapisać na taki kurs wakacyjny… Zawsze chciałam nauczyć się włoskiego!
– O ile się orientuję, lekcje odbywają się w tygodniu, a ty przecież pracujesz. – Spojrzała na córkę uważnie. – Jak więc zamierzasz pogodzić pracę z zajęciami?
– Nie pracuję od rana do wieczora – podsumowała Malwina, nie patrząc matce w oczy.
Temat zawisł jednak w próżni. Adrianna zamarła, kiedy usłyszała głośne kichnięcie. Malwina uniosła brwi jeszcze wyżej, o ile w ogóle było to możliwe. Powoli przeniosła wzrok z matki, której zastygła twarz była pozbawiona wyrazu, na zamknięte drzwi prowadzące do sypialni.
– Pytałam, czy masz gościa, i odpowiedziałaś, że nie! – odezwała się z wyrzutem w głosie Malwina.
Drzwi szybko się otwarły i pojawił się w nich Radek, posyłając skonsternowanej córce nieśmiały uśmiech. W ciszy wyszedł z sypialni, dołączył do córki i żony, po czym, jakby w jego nagłym pojawieniu się nie było niczego niezwykłego, przywitał się z Malwiną.
– Tata? Co ty tutaj robisz? – Dziewczyna nie wiedziała, co ją bardziej zdziwiło: nieoczekiwane zmaterializowanie się ojca czy fakt, że matka tak bardzo chciała ukryć jego obecność.
– Ojciec przyjechał ze mną porozmawiać – wtrąciła Adrianna, telepatycznie przekazując Radkowi wiadomość, że najbezpieczniej będzie dla niego, jeśli zamilknie.
– Ale dlaczego zrobiłaś z tego taką wielką tajemnicę? – dociekała Malwina. – Mamo, oboje z tatą jesteście dorośli i jeśli utrzymujecie ze sobą intymne kontakty, nie musicie się z tego przede mną spowiadać, ale…
– Dobrze, już dobrze! – weszła jej w słowo Ada. – Zrozumiałam!
Zapadła cisza. Adrianna była wściekła na samą siebie i na Radka, że w ogóle doszło do tej dziwacznej sytuacji. Malwina czuła się skrępowana na myśl, że jej rodzice uprawiają seks, a Radek… Cóż. Radek był chyba najbardziej rozbawiony z całego towarzystwa.
– Za niedługo idę do pracy, ale może zdążymy jeszcze zjeść razem śniadanie? – zaproponował, za nic sobie mając ciężką atmosferę panującą w mieszkaniu.
Zanim Adrianna zdążyła zareagować, Malwina zrobiła krok w tył.
– Ja nie mogę, w gruncie rzeczy już jestem spóźniona, wpadłam tylko na chwilę, żeby…
– Żeby poprosić matkę o pieniądze – dokończył za nią Radek.
Malwina, której na co dzień raczej obce było uczucie zażenowania, zawstydziła się i opuściła głowę.
– Nie było tematu – żachnęła się i już zaczęła zbierać się do wyjścia, ale Adrianna ją zatrzymała.
– W porządku, dziecko, cieszę się, że chcesz iść na kurs językowy! – Złapała córkę za rękę. – Przeleję ci dzisiaj te pieniądze, w porządku?
Dziewczyna natychmiast się rozchmurzyła.
– Naprawdę? Dzięki, mamo! – Cmoknęła matkę w policzek. – Nawet nie wiesz, jaka jestem ci wdzięczna! Będę czekać na przelew, a teraz już naprawdę muszę lecieć! – Uśmiechnęła się. – To cześć, tato! – Ruszyła do przedpokoju, a Adrianna podążyła za nią. – Trzymaj się, mamo, zadzwonię do ciebie w tym tygodniu. – Zawahała się. – Aha, tato? – krzyknęła.
Radek wychylił głowę z salonu.
– Tak?
– Krzywo zapiąłeś guziki w koszuli. To na razie! – Machnęła ręką i wyszła z mieszkania.
Radosław zaklął pod nosem, stanął przed lustrem i zaczął rozpinać koszulę. Zawsze drażniło go to, że do koszul doszywane są tak małe guziki! Jak taki wielki facet jak on miałby je niby zapiąć? Kiedyś Adrianna robiła to za niego, bo guziczki wyślizgiwały się z jego dużych palców. Od jakiegoś czasu musiał radzić sobie sam. Posłał błagalne spojrzenie w stronę żony, ale je zignorowała.
– Faktycznie… – mruknął, siłując się z guzikami. – W pracy mieliby ze mnie używanie. Nie dość, że już drugi dzień jestem w tej samej koszuli, to jeszcze źle ją zapiąłem!
Adrianna z jękiem opadła na kanapę.
– Przyłapała nas – wymamrotała, kręcąc z niedowierzaniem głową. Nagle zachichotała. – Boże, czuję się jak nastolatka, z tym że z chłopakiem przyłapała mnie nie matka, a córka!
Kąciki ust Radka nieznacznie drgnęły.
– Cóż, nie miałbym nic przeciwko, żeby Malwina częściej nas nakrywała… A swoją drogą – zmarszczył brwi – nie wiem, czy powinnaś jej ot tak dawać pieniądze na ten kurs. Uważam, że ona nie zachowuje się wobec nas całkiem w porządku.
Adrianna delikatnie ścisnęła skronie dłońmi. Niby wczorajszego wieczoru nawet nie otworzyła wina, a jednak od samego rana dokuczał jej ból głowy.
– Masz rację, ale myślę, że kurs językowy akurat nie jest głupią zachcianką. Poza tym nie jesteśmy bez winy. – Wycofała się. – Dobrze wiesz, że nie traktuje nas tak całkiem bez powodu…
Radek westchnął znacząco. Jeszcze raz spojrzał na siebie w lustrze. To, co zobaczył, wcale mu się nie podobało. Owszem, czas był łaskawy dla Adrianny, ale nie dla niego. Jego skronie pokryła siwizna, a powiększający się brzuch coraz częściej przeszkadzał mu w codziennych czynnościach, takich jak zawiązywanie butów czy wkładanie skarpet.
– Naprawdę muszę już iść do pracy, a ty nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie – powiedział, spoglądając na nią wyczekująco. – Po pracy mógłbym wstąpić do siebie po ubrania i bieliznę na zmianę. No, i po tę nieszczęsną szczoteczkę… A potem przyjechać tutaj.
– Mówiłam ci już przecież, że szczoteczka powinna się znaleźć – odezwała się Adrianna po dłuższej ciszy.
Na razie tyle musiało mu wystarczyć. Wiedział, że nie wyciągnie z niej więcej. Była skryta. Niewiele mówiła, zawsze wolała działać. Znał Adę od ponad dwudziestu lat. Przez dwie dekady zdążył się nauczyć na pamięć jej gestów, zachowań, reakcji. Kiedy się wyprowadził, najbardziej brakowało mu właśnie tego. I jej obecności. Często łapał się na tym, że jadąc do domu, zastanawiał się, co Adrianna przygotowała dla niego na obiad, gdy nagle uświadamiał sobie, że ona już nie czeka na jego powrót z pracy. Że tego dnia, tak jak następnego i jeszcze kolejnego, nikt nie będzie go wyglądał. Przygotowywane pospiesznie posiłki były zimne, zimna była też druga strona podwójnego łóżka w wynajmowanym mieszkaniu. Z tym kojarzyło mu się rozstanie. Z zimnem.
Musiał się nauczyć żyć na nowo. Funkcjonować jak dwudziestokilkuletni kawaler, chociaż kalendarz każdego dnia boleśnie przypominał mu, że udaje. Jego miejsce było przy Adriannie, zawsze to czuł, a jednak ich drogi się rozeszły. Łączyła ich Malwina, siłą rzeczy musieli się więc widywać. Może gdyby zakończył ten etap jednym cięciem, byłoby łatwiej, ale widok Ady wciąż sprawiał mu ból. Świadomość, że ona jest tak blisko, a jednak on nie może jej dotknąć, przytulić, pocałować, była torturą nie do zniesienia. Kochał ją. Wciąż beznadziejnie ją kochał. I teraz zupełnie niespodziewanie los podsuwał mu ją pod sam nos. Poprzedniego wieczoru jej dotykał, przytulał ją i całował. Mógł o wiele, wiele więcej. Wziął wszystko, tak zachłannie, jakby kochali się pierwszy raz w życiu, jakby była dla niego zupełną nowością. Nie wyobrażał sobie, że teraz miałby wrócić do swojego kawalerskiego życia i pustego mieszkania. Wspomnienia jej pocałunków, jej miłości były zbyt żywe. Kiedy odchodził, tak naprawdę nie byli ze sobą od wielu tygodni. Oddalali się od siebie stopniowo. Ból rozstania został podzielony na długie godziny i dni. Ale po tym, co zaszło poprzedniego wieczoru, nie mógłby tak po prostu zapomnieć.
– Przyjadę od razu po pracy, dobrze? – upewnił się, że dobrze zrozumiał jej słowa. – Zrobić po drodze jakieś zakupy?
Adrianna poczuła, że szybciej bije jej serce. Pytał, czy zrobić jakieś zakupy. Normalność. Tak bardzo za nią tęskniła! Za każdym razem, kiedy reklamówki boleśnie wżynały jej się w dłonie, kiedy z czterdziestostopniową gorączką szła do apteki, myślała, że brakuje w jej życiu kogoś, kto w takich chwilach wziąłby od niej te przeklęte siatki albo powiedział: „Zostań w łóżku, pójdę po leki”. Tęskniła za bliskością i obecnością Radka, ale nie potrafiła zapomnieć tych słów, które padły, wybaczyć tej obojętności, która ich podzieliła. Potrzebowała czasu. I teraz, patrząc w jego oczy, zrozumiała, że jest wolna, że wszystko, co złe, odeszło w niepamięć. Poprzednia noc nie była wynikiem przypadkiem odnalezionej namiętności, zwykłych potrzeb i instynktów. Stała się aktem wybaczenia.
– Przyjedź do domu – powiedziała i oboje wiedzieli, że nie chodzi tylko o powrót z pracy.