Читать книгу Ósmy cud świata - Magdalena Witkiewicz - Страница 5

CZĘŚĆ PIERWSZA
Anna
1

Оглавление

Korzystaj z wiosny, człowiecze – szybko się skończy i przybędzie starość

powiedzenie wietnamskie

– Dlaczego chce pani pracować akurat u nas? – Przystojny mężczyzna w dobrze skrojonym garniturze wpatrywał się we mnie ze skupieniem. Miałam wrażenie, że naprawdę jest ciekawy, dlaczego chcę pracować właśnie u niego, że w tym wypadku nie jest to tylko typowe pytanie zadawane na rozmowie kwalifikacyjnej.

To była moja pierwsza w życiu rozmowa o pracę. Właśnie skończyłam studia i byłam gotowa na skok w dorosłe życie. Skok już bez spadochronu, który do tej pory stanowili moi rodzice. Skończyłam zarządzanie i marketing. W tamtych czasach wszyscy, którzy nie mieli pomysłu na siebie, ci, którzy nie chcieli zostać kardiologami, chirurgami czy wziętymi adwokatami, wybierali studia ekonomiczne. „Zarządzanie”. Czym albo kim ci wszyscy ludzie mieli zarządzać? Miałam wrażenie, że nikt nie chciał pracować, wszyscy mieli zamiar jedynie organizować pracę komuś innemu.

– Dlaczego chce pani pracować akurat u nas? – powtórzył mężczyzna.

Spuściłam wzrok.

Dlaczego?

Sama nie wiedziałam. Prawdę mówiąc, nie przygotowałam się do tej pierwszej rozmowy, poszłam na nią z marszu. CV wysłałam, bo znajomi z roku wysyłali. Nie chciałam zaczynać pracy już teraz. Wolałam te ostatnie długie wakacje w życiu wykorzystać jak najlepiej.

Firma zajmowała się remontowaniem żaglowców czy innych statków. Kompletnie mnie to nie interesowało. Chyba dopiero zaczynali, rozrastali się w zawrotnym tempie i potrzebowali kogoś, kto natychmiast ogarnie papiery i bieżące telefony oraz zamówienia, których było coraz więcej.

Szczerze odpowiedziałam mężczyźnie:

– Nie wiem. Nie wiem, dlaczego akurat tutaj. Proszę pana, ja mam wrażenie, że po studiach to człowiek tak mało wie.

Spojrzał na mnie uważnie.

– Mało dyplomatyczna odpowiedź.

– Mało – przyznałam. – Chyba nie byłabym dobrą dyplomatką.

– Kiedy może pani zacząć? – zapytał mnie po chwili.

– Za dwa miesiące – powiedziałam.

– Za dwa miesiące? – Najwyraźniej był zdziwiony. – Dlaczego? Pracuje pani gdzieś? Inne zobowiązania?

– Nie… Nie pracuję. – Pokręciłam głową. – Mówiłam, że dopiero skończyłam studia.

– To co pani stoi na przeszkodzie, by zacząć jutro? – Zmarszczył brwi.

Nie odpowiedziałam od razu.

Co stało mi na przeszkodzie? Wakacje – ostatnie prawdziwe wakacje przed rzuceniem się w kierat obowiązków zawodowych. Chyba nie powinnam mówić tego podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Wydawało mi się nawet, że to będą ostatnie prawdziwe wakacje w całym moim życiu. Nie mogłam się do tego przyznać, ale czekałam na nie długi akademicki rok. Każdy egzamin zdawałam, ciesząc się na czekającą na mnie nagrodę.

Miałam nowy plecak, wysłużony namiot, bilet na prom do Szwecji i planowałam przejechać Skandynawię wzdłuż i wszerz. Oczywiście autostopem. Tak było najlepiej i najtaniej. Chciałam zobaczyć fiordy, kręte górskie drogi Norwegii, może nawet zajechać na daleką północ.

Ale przecież nie mogłam tego powiedzieć facetowi, który pewnie nigdy nie spał w namiocie, ani nie jeździł stopem i podróżował tylko z walizką. A przynajmniej na takiego wyglądał.

– To co, może jednak zmieni pani zdanie i zacznie jutro? – powtórzył pytanie.

– Bardzo przepraszam. – Pokręciłam głową. – Nie mogę.

– No dobrze… Może jeszcze panią przekonam. A dlaczego właściwie złożyła pani tutaj swoje CV? Remontowanie jachtów to chyba mało kobiecy zawód?

Kobiecy zawód? Znowu postanowiłam być szczera.

– Wie pan co… Zależy mi na pracy. Nie fascynuję się jachtami, owszem, kocham podróże, ale nigdy nie żeglowałam. Po prostu po studiach trzeba iść do pracy, taka kolej rzeczy…

– Co za szczerość! – Mężczyzna był najwyraźniej zaskoczony.

– Nigdy nie kłamię. A przynajmniej rzadko.

– Chociażby dlatego chciałbym panią zatrudnić. Brzydzę się kłamstwem. – Spojrzał na mnie uważnie.

– To chociażby dlatego byłoby fajnie u pana pracować… – Uśmiechnęłam się. Najwyraźniej nadawaliśmy na tych samych falach.

Wtedy spontanicznie zaczęłam opowiadać mu o planach wakacyjnych. O tym, że w Skandynawii możesz wszędzie rozbić namiot, o tym, że ma być najcieplejsze lato od kilkudziesięciu lat i że w związku z tym może będę mogła spać pod gołym niebem, o tym, że na północy są białe noce i całkiem fajnie będzie móc je podziwiać. I że pewnie niebo wygląda tam zupełnie inaczej. Opowiedziałam mu o Drodze Trolli, którą koniecznie muszę zobaczyć, i o pięknej zatoce Geiranger. Pokazałam mu zdjęcie Preikestolen, niesamowitego norweskiego klifu, a on słuchał zauroczony.

Sekretarka przyniosła kolejną kawę, a my rozmawialiśmy.

– Byłem trzy razy w Norwegii – powiedział, gdy skończyłam opowiadać mu o swoich planach.

– Naprawdę? Pewnie widział pan te wszystkie miejsca! – Uśmiechnęłam się w oczekiwaniu na opowieści pełne skandynawskich ciekawostek.

Pokręcił głową.

– Nie. Nic nie widziałem. Wie pani, jak się podróżuje służbowo, to ciężko. – Zasmucił się. – Samolot, lotnisko w Oslo, hotel tuż obok. Potem długie rozmowy i szybki powrót do domu, bo człowiek jest już tak zmęczony, że tylko marzy o własnym łóżku.

– Nic pan nie zobaczył?

– Nie udało się. Zawsze sobie obiecywałem, że następnym razem przylecę dzień wcześniej czy zostanę kilka dni dłużej, ale nie wychodziło.

– A gdzie spędza pan tegoroczne wakacje? – zapytałam z zainteresowaniem.

– Ja? – zdziwił się.

– Nie ma pan wakacji?

– Mam, mam. Lecimy do Hiszpanii. – Uśmiechnął się lekko. – O ile coś znowu nie wypadnie – dodał. – Ale chyba dopiero w październiku. – Spojrzał na biurko, gdzie stała ramka ze zdjęciem. Niestety nie zobaczyłam, kogo przedstawia fotografia. Chyba jest za młody na gromadkę dzieci, więc pewnie dziewczyna.

– Hiszpania też piękna. Niestety jeszcze nie byłam. Ale nadrobię. Całe życie przede mną!

Uśmiechnął się.

– Tak. Całe życie. – Westchnął. – Miłych wakacji. A my? Cóż. Może spotkamy się w następnym życiu i podejmie pani wtedy inne decyzje. A może nie warto? – zamyślił się. – Może lepiej rzucić wszystko, żyć chwilą, a nie gonić za pieniędzmi?

Nie miałam pojęcia, czy warto. Wtedy byłam pewna jedynie tego, że całe życie jest przede mną, że wszystko mogę. Nie martwiłam się o jutro, rzadko myślałam o przyszłości. Może już powinnam zacząć? Czułam się młoda i miałam nadzieję, że świat stoi przede mną otworem. Wierzyłam, że najpiękniejsze dopiero się wydarzy.

***

Gdy wróciłam do domu, moja mama z nadzieją w głosie już od progu zapytała:

– I jak? – Wycierała ręce w fartuch kuchenny. Oczywiście jak zawsze czekała z obiadem.

Wzruszyłam ramionami.

– Pewnie bym dostała tę pracę… – zaczęłam.

– Ale? Coś nie wyszło? – zapytała zaniepokojona.

– Wyszło, wszystko wyszło super – powiedziałam. – Ale chciał od zaraz. Ale ja przecież nie mogę…

– Jak to nie możesz? – Kładła szybko talerze na stół.

– Przecież wyjeżdżam. – Wzruszyłam ramionami.

– Kochanie, plany możesz zmienić.

– Mamo… Jeszcze w życiu tyle razy zmienię swoje plany… Zasłużyłam na te wakacje. Jak już zacznę pracować, będę mogła pomarzyć o dwóch tygodniach urlopu.

Mama tylko pokręciła głową. Chciałaby, bym ustatkowała się zaraz po studiach, znalazła świetną pracę, męża, miała dom, rodzinę, by jak najszybciej wnuki biegały po jej mieszkaniu. Mnie wtedy chodziło zupełnie o co innego. O co? Sama nie wiedziałam.

Nie miałam chłopaka. Owszem, bywały jakieś przelotne znajomości, najdłuższa trwała chyba pół roku. Za każdym razem rozstawałam się w przyjaźni. Po prostu było nam nie po drodze. To też bardzo martwiło moją mamę.

– Wiesz co, jak nie znajdziesz sobie męża na studiach, to potem będzie już za późno – mawiała mało optymistycznie.

No cóż. Na studiach męża nie znalazłam. W przeciwieństwie do mojej mamy nie uważałam, by małżeństwo było tym, czego teraz najbardziej potrzebowałam. Owszem, chciałam się w końcu usamodzielnić, potrzebowałam pieniędzy, pracy, ale wiedziałam, że wakacje też mi się należą. Miałam wrażenie, że potem, gdy wpadnę w szpony pracodawcy będę musiała się z nimi pożegnać. Przynajmniej z takimi, do których byłam przyzwyczajona. Takimi, że o poranku nie będę wiedziała, gdzie zasnę wieczorem, nie będę wiedziała, co zwiedzę, co zobaczę. Takimi, w czasie których poznam mnóstwo ludzi, a może nawet, ku rozpaczy mojej mamy, jakiegoś zagranicznego kandydata na męża. I wyprowadzę się daleko od niej.

Mama nigdy nie podróżowała. Awanturniczą żyłkę miałam po tacie marynarzu. Niestety zmarł zaraz po tym, jak przestał pływać. Mama mówiła, że umarł z tęsknoty za morzem. Doskonale go rozumiem. Gdyby ktoś mi nagle powiedział, że nie mogę podróżować, też bym chyba ciężko zachorowała. Dlatego nie zgodziłam się wtedy na tę pracę.

Mało odpowiedzialne? Z pewnością. Ale któż z nas był odpowiedzialny, gdy miał ledwo ponad dwadzieścia lat? Dopiero teraz patrzę na świat z większą pokorą i zrozumieniem.

Ale nieznacznie większą. Nadal mam w sobie kilka nut szaleństwa. Niektórzy mówią, że całą symfonię…

Życie czasem zmusza nas do odpowiedzialności. Wtedy, gdy nie jesteśmy już zupełnie sami na świecie.

Zaraz po powrocie z Norwegii dostałam pracę. Może nie taką fajną jak ta, którą miałam dostać tuż przed wakacjami, ale tapeta w komputerze ze zdjęciem malowniczych fiordów i wspomnienia jednych z najpiękniejszych wakacji w moim życiu z pewnością mi to wynagrodziły.

Ósmy cud świata

Подняться наверх