Читать книгу Ósmy cud świata - Magdalena Witkiewicz - Страница 9

CZĘŚĆ PIERWSZA
Anna
5

Оглавление

Powiedz mi, gdzie cię swędzi, bym wiedział, gdzie drapać

powiedzenie wietnamskie

Odbyliśmy kilkanaście spotkań, wiele razy się pokłóciliśmy, dyskutowaliśmy aż po świt i w końcu strategia rozwoju firmy Jacka była gotowa. Oczywiście pewnie wymagała modyfikacji, ale było już nad czym pracować.

– Kawał dobrej roboty. – Uśmiechnął się. – Trzeba to uczcić.

– Oj, trzeba. – Przeciągnęłam się. Siedziałam na tapczanie w wygodnych bawełnianych spodniach i w luźnej bluzce. Jacek też porzucił swój formalny strój. Kiedyś powiedziałam mu, że lepiej mi się myśli bez butów.

– Ale jak to bez butów? – zapytał.

– Nosiłeś kiedyś szpilki?

– Oczywiście. Codziennie je noszę – zażartował.

– No widzisz. – Wzruszyłam ramionami. – Szpilki musiał wymyślić jakiś wielki nieprzyjaciel kobiet.

– To po co je nosisz?

– Dress code?

– Dobrze, od jutra wydam rozporządzenie z zakazem noszenia szpilek w miejscu pracy – powiedział poważnie. – Jeszcze coś?

– Tak, panie prezesie – powiedziałam, śmiejąc się. – Czy na nasze piątkowe spotkania mogę przychodzić w czymś wygodniejszym niż garsonka?

– Proszę bardzo. Piżama?

– O właśnie. Albo dresik.

– Może być i dresik.

– Masz rację. W garniturze też źle się myśli.

Myśleliśmy zatem intensywnie, ubrani w wygodne ciuchy. Jesienią Jacek nawet wyciągnął z szafy puszysty koc.

– Przykryj się, zobacz, jaki miękki. – Uśmiechnął się.

Opatuliłam się kocem, laptopa położyłam sobie na kolanach. Jacek spojrzał na mnie i się roześmiał.

– No co? – zapytałam.

– Jak tak na ciebie patrzę, to jestem przekonany, że nie nadaję się do tworzenia wielkiej korporacji. Myślę raczej o przytulnym drewnianym domku w górach, w którym moglibyśmy siedzieć pod kocem z kubkiem grzanego wina w dłoni.

– Oj tak! – Westchnęłam. – Jednak na razie robota czeka.

– Czeka. Ale jak skończymy, to musimy sobie przyznać jakąś nagrodę.

– Tak, wtedy będę piła szampana.

– Z truskawkami?

– A jakże.

– Tylko gdzie ja zimą truskawki znajdę?

– Mogą być mrożone.

***

W końcu udało nam się przygotować schemat działania. Trzeba było tylko wcielić go w życie.

– Czekał specjalnie na tę okazję – powiedział Jacek, wyciągając z barku szampana. – Kiedyś dostałem w prezencie.

– Może poczekamy na owocne wdrożenie naszego planu?

– Z tej okazji będzie kolejny szampan. – Roześmiał się. – Truskawki też mam, jak chciałaś.

– Ja chciałam truskawki? – zdziwiłam się. – Nigdy wcześniej nie piłam szampana z truskawkami.

– Ja chyba też nie. – Pokręcił głową.

Nalał alkohol do kieliszków, po czym do każdego wrzucił kilka mrożonych owoców.

– Dziękuję, Aniu – powiedział. – Bez ciebie nie zrobiłbym tego. Tkwiłbym dalej w tamtym miejscu, myśląc, że ze wszystkim dam radę. Miałaś rację. Czas na zmiany.

– Zatem za zmiany. – Podniosłam kieliszek.

– Do dna?

– A szampana się pije do dna?

– Nie wiem – powiedział Jacek. – Możemy wypić do dna. Za zmiany!

Szampan był nieziemski. Czy tak smakuje sukces? Chyba tak. Kolejny kieliszek był za nasze zdrowie, potem piliśmy nawet za panią Kasię.

Bąbelki szumiały w naszych głowach. Wyjęłam z kieliszka truskawkę, która wypadła z mojej dłoni i potoczyła się za dekolt bluzki.

Jacek to zauważył.

– Powinienem cię ratować – powiedział.

– Przed czym?

– Przed truskawką. – Zbliżył się do mnie i powiódł palcem po czerwonym śladzie, który owoc zrobił na moim dekolcie, po czym wziął palec do ust. Cały czas patrzył mi w oczy.

– Chyba powinieneś mnie ratować – powiedziałam cicho.

Nachylił się nade mną i zaczął scałowywać truskawkowy sok. Szybko znalazł drogę do zaginionego owocu. Tamtej nocy kochaliśmy się po raz pierwszy. Nie myślałam wtedy o tym, czy robię dobrze. W moich żyłach płynął szampan, który powodował, że jeszcze intensywniej odczuwałam pocałunki Jacka. Kręciło mi się w głowie. Wtedy nie wiedziałam, od czego – nadmiaru emocji czy alkoholu.

Po wszystkim wzięliśmy taksówkę i pojechaliśmy do niego. Następnego dnia obudziłam się naga, w obcym łóżku, z mężczyzną, który chyba tak naprawdę nie był dla mnie nikim więcej niż szefem.

***

Tamtego dnia wstałam z łóżka szybciej, niż Jacek się obudził. Gdy otwierał oczy, byłam już ubrana.

– Poszaleliśmy trochę, co? – zapytał.

– Trochę – powiedziałam, nie patrząc mu w oczy. – Jacek… Za dużo szampana… Ja naprawdę cię lubię, ale…

– Aniu, spokojnie – przerwał mi. – Nie musisz się tłumaczyć. Jesteśmy dorośli, bez zobowiązań, mieliśmy ochotę spędzić miło czas…

– Tak, właśnie tak. – Czułam, że mam kaca. Ale chyba bardziej moralnego.

– Chodź się przytul – powiedział.

Przytuliłam się do niego mocno. Nie chciałam się czuć tak, jak się czułam. Miałam wrażenie, że jestem w zupełnie innym miejscu, niż powinnam być. I na pewno nie w tych ramionach, które zaplanował dla mnie los. O ile w ogóle jakieś zaplanował.

***

Nasze relacje z Jackiem były dziwne. Po tamtej wspólnej nocy obiecywałam sobie wielokrotnie, że już nigdy więcej… Jednak wiele razy lądowaliśmy razem w łóżku, a to po imprezie firmowej, to po jego rozstaniu z dziewczyną. Oboje próbowaliśmy ułożyć sobie życie. Raczej z mniejszymi niż większymi sukcesami. Ja szukałam miłości przez portale randkowe, Jacek, jak się okazało, również. Po tym, jak umówiliśmy się ze sobą na randkę, zupełnie o tym nie wiedząc, też spędziliśmy noc razem.

– Jacek, ja wielokrotnie zastanawiałam się nad tym, co my robimy.

– Uprawiamy seks – powiedział wprost. – A poza tym się lubimy.

– Czy to ma jakiś sens? – zapytałam.

– Jest ci z tego powodu źle?

– Nie. Już nawet nie jest mi źle. Nawet nie mam wyrzutów sumienia. Po prostu czasem mam ochotę przytulić się do mężczyzny i ty jesteś w pobliżu.

Wiedziałam, że poza przyjaźnią i seksem nic nas nie łączy. Wielokrotnie zastanawiałam się, czy to wystarczy, by z kimś być. By dzielić każdy dzień, oglądać się co rano, przeżywać z nim codzienność, gdy ma zły humor, albo co gorsza znosić go, gdy sama nie będę w dobrym nastroju. Nie umiałam znaleźć odpowiedzi na to pytanie.

***

– Czy ty go w ogóle kochasz? – zapytała mnie któregoś dnia Alicja.

– Nie.

– To po co z nim jesteś?

– Ale ja z nim nie jestem – zaprzeczyłam.

– Sypiasz z nim.

– Tak.

Ala pokręciła głową.

– Moim zdaniem życie weryfikuje nasze wcześniejsze wartości – powiedziałam cicho.

– To znaczy, że możesz bzykać się z kim popadnie?

– Ala, nie z kim popadnie – obruszyłam się.

– A on? – zapytała. – Co on myśli o tym wszystkim?

– Nie wiem. – Pokręciłam głową.

– Nie rozmawiacie ze sobą?

– Oczywiście, że rozmawiamy – zaperzyłam się.

– No to co on mówi? – Czułam się jak na przesłuchaniu.

– Nic. Lubimy się, jest nam razem dobrze w łóżku.

Alicja westchnęła.

– Popatrz, to ja zawsze byłam ta nieprzyzwoita. Nie ty.

– Nie czuję się nieprzyzwoita. Po prostu gdy jesteś po trzydziestce, łatwiej ci iść do łóżka z przyjacielem niż jak masz dwadzieścia lat. Wtedy jeszcze wierzysz w miłość do grobowej deski, czekasz na księcia z bajki, chcesz zachować dziewictwo dla tego jedynego. Gdy jesteś po trzydziestce, już chyba w to nie wierzysz.

– Może właśnie przez to, że sypiasz z nim, zamykasz sobie drogę do poznania kogoś innego – zasugerowała.

– Nie zamykam sobie – zaprzeczyłam stanowczo.

– A gdyby on kogoś poznał?

– Ucieszyłabym się – odpowiedziałam szybko.

Może zbyt szybko.

– Na pewno? – Alicja spojrzała na mnie z powątpiewaniem. – Nie miałabyś go już na wyłączność.

– Pogodziłabym się z tym – powiedziałam stanowczo.

Nie byłam jednak tego pewna. Niby nie kochałam Jacka, ale taki układ był dla mnie bardzo wygodny. Niejednokrotnie zastanawiałam się, czy może na tym polega miłość? Może uczucie po trzydziestce wygląda zupełnie inaczej niż to nastoletnie? Pamiętam, że kiedyś wydawało mi się, że miłość to przyjaźń i wzajemna fascynacja seksualna. Teraz wiem, że niestety to nie wystarczy. Miłość jest czymś więcej, czymś, czego bardzo brakowało mi w życiu.

Byłam zdziwiona również tym, jak w miarę upływu czasu zmienia się postrzeganie świata. Kiedyś seks był czymś wyjątkowym, zarezerwowanym dla kogoś bardzo szczególnego. A teraz? Teraz już tak nie myślę. Jacek nie był miłością mojego życia, a nawet w ogóle nie był moją miłością, a bardzo lubiłam te nasze wspólne noce. Miałam zupełnie inny światopogląd niż dwadzieścia lat temu. Gdybym to wtedy wiedziała, nie uwierzyłabym. Gdybym te kilkanaście lat temu spotkała niemalże czterdziestoletnią kobietę, która myśli w ten sposób, jak ja myślę teraz, byłabym zniesmaczona. Cóż, przez wszystkie lata mojego życia nauczyłam się, że nie należy nikogo oceniać. Każdy wiek rządzi się swoimi prawami i czasem osiemnastolatka nie zrozumie dwadzieścia lat starszej kobiety. A może teraz osiemnastolatki są inne? Może współczesne młode dziewczyny by mnie zrozumiały? Gdybym miała córkę, marzyłabym o wielkiej miłości dla niej. Takiej na zawsze.

Jednak marne były szanse, bym w ogóle mogła mieć dziecko. Pewnie gdybym zdecydowała się na związek z Jackiem, stałoby się to realne, ale czy uczciwe względem niego? Czy potem już całe życie musiałabym udawać uczucie? A może wspólne dni i noce powodują, że tej miłości można się nauczyć?

Miałam wrażenie, że zaplątałam się nieco w moim życiu. Alicja mówiła prawdę. To było bez sensu. Z mojej strony, bo Jacek chyba nie miałby nic przeciwko, by na zawsze zagościć w moim życiu.

– Rozumiem. To jest układ – wzdychał, gdy po wszystkim leżeliśmy przytuleni.

– Jacek, my nie możemy być razem.

– Ania, jesteśmy razem.

Nie lubiłam tych rozmów. Nie lubiłam, gdy patrzył na mnie w ten sposób.

– Jacek, proszę cię. Nie zaczynaj znowu.

– Dobra, rozumiem. Układ. Tylko seks, droga wolna – powtarzał moje słowa, które powiedziałam, gdy kiedyś wypiliśmy zbyt dużo wina.

Zawsze gdy je powtarzał, robiło mi się przykro. Jednak sama chyba nie za bardzo wiedziałam, czego oczekuję od losu. Żyłam z dnia na dzień. Nie zauważyłam momentu, w którym Jacek próbował poukładać sobie życie. Kiedyś, gdy w piątkowe popołudnie nie było już nikogo w pracy, weszłam do jego gabinetu.

– Ciężki tydzień – powiedziałam. – Mam w domu wino, sery i oliwki. – Uśmiechnęłam się.

Podeszłam do niego. Siedział przy biurku.

– No, panie prezesie, niech pan przestanie już pracować. – Zamknęłam mu laptopa i usiadłam na stole. – Proponuję ci wspólny wieczór, kolację ze śniadaniem i co tylko chcesz.

Jacek przez chwilę nic nie mówił.

– Dzisiaj nie mogę – uciął krótko.

– Bo? – zapytałam, siadając mu na kolanach.

– Bo się umówiłem.

– Randka? – drążyłam zaczepnie.

– Randka – potwierdził ku mojemu zaskoczeniu.

Zupełnie nie wiem, dlaczego zrobiło mi się przykro.

– To super – powiedziałam.

– Super. – Nie patrzył mi w oczy.

– Sama będę musiała wypić wino. – Uśmiechnęłam się, mimo iż wcale nie miałam ochoty tego robić.

– Muszę się zbierać – powiedział stanowczo.

Szybko wstałam z jego kolan. Nie czułam się tam mile widziana.

– Jasne. Ja też już pójdę. Na wino, ser i oliwki. Miłej randki – powiedziałam, wychodząc. Nawet na niego nie spojrzałam.

– Dziękuję – usłyszałam.

Czy miałam prawo być na niego zła? Nie. Przecież ustaliliśmy – żadnych zobowiązań. A właściwie ja to ustaliłam.

Tamtego dnia wróciłam do domu w bardzo złym humorze. Do tej pory byłam pewna, że żadna inna kobieta w życiu Jacka nie będzie miała dla mnie znaczenia. Było jednak zupełnie inaczej. Wściekła wróciłam do domu, zdjęłam garsonkę. Wsunęłam starą dżersejową sukienkę i wyjęłam lody z zamrażalnika. Zanim je wyjadłam, wlałam prosto do pudełka chyba pół butelki likieru kawowego. Usiadłam po turecku na łóżku. Całe szczęście, że rano nie sprzątnęłam pościeli. Przykryłam się kołdrą, na kolanach położyłam laptopa. Wiadomości na Facebooku jeszcze bardziej pogorszyły mój nastrój. Tu ktoś się zaręczył, tam obchodził dziesiątą rocznicę ślubu. Same romantyczne zachody słońca. Koleżanka z podwórka urodziła czwarte dziecko, a kolega znalazł żonę, która, gdyby się uparł, mogłaby być jego córką. Wszyscy uśmiechnięci, pełni szczęścia, zadowoleni z życia. Nie mogłam pozbyć się uczucia zawiści. Naprawdę wiele bym dała, by cieszyć się ich szczęściem, ale tamtego dnia tylko zajadałam swoje smutki z coraz większą zazdrością. Kawowe lody obficie polane kawowym likierem nadawały się do tego wyśmienicie.

Tuż przed północą zadzwonił domofon.

– Kto tam? – zapytałam.

– Jacek.

Jacek? O tej porze?

– Nie wyszło? – przywitałam go.

– Nie. Nie wyszło.

– Bo?

– Może mam za wysokie wymagania? A może to wy, kobiety, macie zbyt duże potrzeby?

– A tym razem jak było?

– Nudno – powiedział. – Nie zaiskrzyło. Ona była kompletnie z innej planety.

– Ale dlaczego?

– Nieważne. Po prostu nieważne. – Wziął do ręki butelkę z likierem. – Nie masz czegoś mocniejszego?

– Mam – odparłam. – Wódka?

Wzruszył ramionami.

– Obojętnie. Byle z procentami.

Wyjęłam z barku jakiś mocniejszy alkohol. Nalałam do szklanki, wypił duszkiem.

Kilka chwil później leżeliśmy już nadzy w moim łóżku.

Jakie to wszystko było cholernie smutne. Dwoje bardzo samotnych ludzi, którzy próbują łatać swoje życie kilkoma chwilami przyjemności. Jednak zdawaliśmy sobie sprawę, że pustki w naszym życiu nie da się zapełnić kilkoma minutami, a nawet godzinami rozkoszy. Nie da się jej zapełnić nawet naszymi łzami. Bo tak, wtedy oboje płakaliśmy. Byliśmy sobie tak bliscy, a zarazem tak bardzo dalecy.

Wielka samotność we dwoje. Czy to znak naszych czasów?

***

Jacek jeszcze kilka razy się z kimś spotkał. Przeważnie do mnie wracał. Ja również byłam na kilku randkach z takim samym skutkiem. Gdy jesteś po trzydziestce, masz do wyboru starych kawalerów albo tych, których „żona nie rozumie”. Z doświadczenia wiedziałam, że żona nawet nie zdawała sobie sprawy, że w jej małżeństwie tego zrozumienia nie ma.

Czasem siedzieliśmy we dwoje, przeglądając portale randkowe i szukając sobie wzajemnie potencjalnych partnerów życiowych.

– Ania, a ten? – pytał, pokazując mi swój tablet.

– Nie, no co ty. Takich ze złotymi łańcuchami i z gołą klatą od razu dyskwalifikuję.

Jacek wzruszył ramionami.

– Jacek, a zobacz, ta jaka fajna! – Pokazałam mu zdjęcie dziewczyny.

– Nie. Ona ma coś z twarzą.

– Z twarzą? – Spojrzałam zdumiona na śliczną blondynkę uśmiechającą się z monitora mojego laptopa.

– Z ustami.

– No, pewnie ma powiększone. – Popatrzyłam na wydatne usta kobiety. – Ostrzyknięta.

– Ostrzyknięta?

– Chirurg powiększył jej usta.

– No widzisz? Mówiłem, że coś nie tak. Jak mam się całować z kobietą, która przyjmuje zastrzyki w usta? Fuj!

– Nie bardzo rozumiem, w czym to przeszkadza.

On rozumiał. Ja też wiedziałam, że proponowani przez niego kandydaci zupełnie mi nie odpowiadają. Może szukaliśmy zbyt daleko? Może trzeba było spojrzeć sobie w oczy i zastanowić się nad tym, co tak naprawdę ma w życiu sens?

Odbyliśmy godziny rozmów na ten temat. Kilkanaście razy zgodziliśmy się ze sobą, że tak nie można żyć, że takie bycie-niebycie ze sobą to marnowanie czasu. Po skończonych dyskusjach zwykle zasypialiśmy tuż obok siebie. Zwykle nago, zwykle przytuleni i zwykle po fajnym, naprawdę fajnym seksie.

Ale czy to wystarczy, by spędzić ze sobą całe życie?

Z drugiej strony czego mogliśmy chcieć więcej? Lubiliśmy się, w łóżku było nam cudownie. Nasz układ przypominał grę aktorską w codziennym serialu puszczanym w popołudniowym paśmie. Albo małżeństwo z trzydziestoletnim stażem. Chociaż w takim małżeństwie są pewnie wspomnienia miłości, namiętności, wspólne cele, dzieci, wnuki. My nie mieliśmy nic wspólnego oprócz nocy, podczas których każdy z nas wyobrażał sobie kogoś innego.

Zdecydowanie czekaliśmy na coś więcej. Na coś, co rozpali nasze serca i zmysły tak, że nie będziemy w stanie o niczym innym myśleć. A może te nadzieje były bezsensowne?

Czułam się bardzo samotna w naszej relacji. Jacek chyba też. Czekaliśmy na tę wielką miłość z utęsknieniem, chociaż już z mniejszą wiarą niż kilka lat wcześniej. Może z wiekiem człowiek staje się bardziej cyniczny? Może trudniej mu pofrunąć ponad ziemię i uśmiechać się do świata?

***

Potem Jacek się zakochał. A przynajmniej tak twierdził. Miłość trwała niecałe pół roku. Nie potrafiłam nazwać uczucia, które wtedy mną targało. Zazdrość? Chyba tak, choć może nie tyle o Jacka, ale o fakt, że on to poczuł. Że budził się co rano z uśmiechem na ustach, że czuł to, czego ja nie czułam od tak dawna.

Niestety idylla nie trwała zbyt długo.

Dziewczyna wróciła do byłego męża, a Jacek został sam. Ja w tym czasie oddałam się firmie. Ktoś musiał pracować, by kochać mógł ktoś.

– Dziecko, za dużo pracujesz. – Pani Kasia była wyraźnie zmartwiona.

– Lubię to. – Uśmiechnęłam się.

– Już trochę żyję na tym świecie i wiem, że dużo pracują tylko ci, którym czegoś w życiu brakuje.

– Brakuje, pani Kasiu. – Wzruszyłam ramionami. – Ale miłości nie można kupić w sklepie. Nie rośnie też na drzewach. Towar deficytowy w tych czasach. Chętnie kupiłabym nawet spod lady, ale nie wiem jak.

– Czy ja wiem, czy deficytowy? – zamyśliła się pani Kasia. – Może warto kupić sobie okulary, które pomogą dostrzec tę miłość?

– A co, gdy te okulary spadną? Gdy je zgubimy? Ja ciągle gubię okulary.

– Całe życie trzeba uważać, by ich nie zgubić. A gdy się pobrudzą i przestaniesz widzieć to, co powinnaś, trzeba je szybko wyczyścić.

– To nie jest oszustwo? Patrzeć tylko przez różowe okulary?

– A bo ja wiem? – zastanawiała się głośno pani Kasia. – Jestem z moim mężem już tyle lat. Nie uważam, bym go oszukiwała.

– Czy to była miłość? – zapytałam.

– Na początku… – Pani Kasia zanurzyła się we wspomnieniu. – Na początku nie. Ale założyłam właściwe okulary.

– Nie zgubiła ich pani?

– Teraz już ich nie potrzebuję. Przyzwyczaiłam się. I jestem szczęśliwa. Mam dwoje dzieci, niedługo wnuk mi się urodzi. Chłonę życie każdą chwilą. Ono tak szybko ucieka. Czasem trzeba się rozejrzeć wokół i może się okazać, że miłość jest tuż obok. Tylko jej nie widzimy.

– Ale na siłę?

– Zależy, jakie mamy w życiu priorytety. – Pani Kasia wzruszyła ramionami.

Właśnie. Priorytety. Ja bardzo pragnęłam dziecka, Jacek mógł mi je dać. Układ. Po prostu jeden z wielu życiowych układów.

Masz tylko jedno życie. Niestety nigdy nie wiesz, co stanie się za chwilę. Czasem nie powinieneś czekać ze swoimi decyzjami ani sekundy, bo gdy to zrobisz, będzie zbyt późno. Jednak jeśli poczekasz, kolejna sekunda twojego życia może dać ci nadzieję. W tej sytuacji można tylko zaufać intuicji. A błąd? Błąd to część życiowego ryzyka.

Kiedyś koleżanka z pracy opowiadała mi, że zerwała z chłopakiem. Porzuciła go dla innego. Z tym innym przeżyła szaleńczy romans, który zakończył się po roku na Wyspach Kanaryjskich. Siedząc w toalecie na lotnisku, wysłała SMS-a do swojego byłego chłopaka. „Kocham cię. Spróbujmy jeszcze raz”. Nie odpisał. Zawahała się, czy zadzwonić. Nie zrobiła tego.

Chyba do tej pory tego żałuje, mimo iż jest szczęśliwą mężatką. Jej były chłopak miał popsuty wyświetlacz telefonu, nie odebrał SMS-a. Kilka minut później po raz pierwszy całował się na plaży ze swoją obecną żoną. Koleżanka, płacząc co noc przez kolejne pół roku, żałowała tej jednej minuty, której nie wykorzystała na jeden krótki telefon.

A może tak miało być?

Gdy ją zapytałam, czy jest szczęśliwa, uśmiechnęła się. Jest. Może los miał dla niej lepsze plany? Gdyby wtedy zadzwoniła, jej świat wyglądałby zupełnie inaczej. Może gorzej? Może lepiej? Tego nigdy się nie dowie. Życie to nie książka, która może mieć kilka różnych zakończeń. W życiu zakończenie jest jedno, a droga, która do niego prowadzi, zależy tylko od ciebie.

Może pani Kasia miała rację? Może zbyt dużo pracowałam i naprawdę powinnam odpocząć, by nabrać dystansu do tego, co działo się w moim życiu? Może daleka podróż pomogłaby mi znaleźć okulary, przez które dostrzegłabym szczęście? Zdecydowanie potrzebowałam spojrzeć na otaczające mnie sprawy z innej perspektywy.

Ósmy cud świata

Подняться наверх