Читать книгу Obywatel i Małgorzata - Małgorzata Potocka - Страница 7

Оглавление

Mamy rozmawiać o Grzegorzu Ciechowskim i o twoim z nim życiu.

Wiem, ten okres mojego życia najbardziej interesuje czytelników i wydawcę.

Mnie też.

Życie z Grzegorzem było czymś tak wyjątkowym, tak niezwyczajnym, że wcale ci się nie dziwię. Ale ta rozmowa będzie mnie kosztowała bardzo dużo. Muszę sięgnąć do szuflad, które już dawno pozamykałam, starając się przeżyć i żyć dalej. Wspomnienia odłożyłam na półkę, a teraz muszę je z niej pozdejmować i otworzyć ranę, która już się zabliźniła. Tylko że ta blizna cały czas jest bardzo świeża. Boję się tej rozmowy. Być może ja jednak chcę rozdrapać tę bliznę. Bo moje życie z Grzegorzem było niezwykłe. Nie wiem nawet, czy chociaż w części uda mi się tę niezwykłość ubrać w słowa. Ale teraz chcę wspomnienia przywołać z niepamięci. Przypomnieć sobie te lata, te uczucia i tę naszą codzienność, która codziennością nie była.

Teraz, kiedy o tym rozmawiamy, wracam do życia, które przysypałam popiołem, zagrzebałam i uklepałam, mając nadzieję nigdy tego grobu nie rozkopać. Wiesz, poczucie winy w stosunku do mojego pierwszego męża, którego opuściłam dla Grzegorza, zabija mnie do dzisiaj, a jednocześnie wiem, że nie miałam wyjścia, że to wszystko musiało się potoczyć tak, jak się potoczyło. W dalszym ciągu bardzo to przeżywam. Rozmawiając z tobą, nie układam jakiejś opowiastki, tylko rozdrapuję żywe rany, które potwornie bolą także dlatego, że mój etap życia z Grzegorzem się skończył. Gdyby żył, leżał tu w domu na górze, czytał książkę, a ja bym o nim opowiadała, pomrukiwałby tylko: nie pleć bzdur. A ja byłabym szczęśliwa, że mogę te bzdury pleść. Ale jego po prostu nie ma.

Zgodziłaś się na tę rozmowę, bo…?

Miałam z tym wielki problem. Bałam się, że mogą wrócić negatywne emocje i pretensje, z którymi co prawda się uporałam, ale łatwo mi nie było. W końcu jednak podjęłam to wyzwanie, bo uważam, że byliśmy parą ważną dla polskiej kultury, bez względu na to, czy zostaliśmy docenieni, czy niedocenieni, opluci czy obsypani kwiatami. Uważam, że to, co razem przeżyliśmy, powinno być udokumentowane dla jego dzieci, dla jego fanów, dla niego samego. Nie chcę, żeby poszedł w zapomnienie. Są jego poezje, są płyty, ale nie wiadomo, jakim był człowiekiem na co dzień. Ot, takie drobiazgi, jak choćby to, że rano długo się ociągał, nie mógł wstać, palił papierosa, wygrzebywał się do łazienki, a potem wychodził z psem, jadł śniadanie, które było zawsze takie samo: kanapka z serem. To mnie dobijało, a on powtarzał: „Jestem synem mleczarza, wychowanym na żółtym serze i tego żółtego sera nikt mi nie odbierze”.

Twoje życie składa się z etapów – przed Grzegorzem, z Grzegorzem i po Grzegorzu?

Józek, Grzegorz i po Grzegorzu.

Oddzielasz je grubą kreską?

Nie, moje życie jest ciągłością. Nie byłoby następnego etapu, gdyby nie poprzedni. Teraz, jak to analizuję, doszłam właśnie do takiego wniosku. Przed Grzegorzem było niesamowite małżeństwo z Józkiem Robakowskim, które miało się nigdy nie skończyć. Miało być na zawsze. Grzegorz śpiewał „nigdy nie mów na zawsze” i dopiero teraz wiem, o co mu tak naprawdę chodziło. Bo widzisz, kiedy jesteś już dorosła i dostałaś mnóstwo kopniaków, dopiero wtedy dowiadujesz się, że coś nie jest dane aż do śmierci. Ale gdybym w młodości chociaż przez ułamek sekundy myślała, że coś jest tylko na chwilę, nigdy bym w to nie weszła. Lecz tym się właśnie różni dojrzałość od niedojrzałości. Jak byłam młoda, nie miałam w sobie takiego strachu przed zburzeniem czegoś jak teraz. Gdyby nie nasza młodość, tkwilibyśmy cały czas w jednym miejscu i nic byśmy w naszym życiu nie zmieniali – jest lepiej czy gorzej, ale zawsze masz coś, co już poznałaś, i to jest w jakimś sensie bezpieczne.

Myślisz, że gdybyś znała przyszłość, nie weszłabyś w związek z Grzegorzem?

Myślę, że mimo wszystko bym weszła, bo to niesamowicie wzbogaciło moje życie. Warto przeżyć wielką miłość, nawet jeśli ona po jakimś czasie przygasła, rozsypała się i nie była na zawsze.

Wiesz, ja mam skomplikowaną naturę. Jacek Santorski – psycholog, który bardzo mi pomógł w zrozumieniu siebie – powiedział: jesteś stary model. Trafił w sedno mnie. Jestem zatem stary model. Idealistka. Jeżeli więc tego starego modelu w sobie nie poskromię, nie przystosuję się do życia, tylko będę tkwiła w jakichś ramach od-do, nigdy nie znajdę partnera, bo cały czas będę żyć w reżimie konwenansu. Tego, co wypada, a co nie. I strachu, że jeżeli się zbuntuję, to się dla mnie może źle skończyć. Z tego strachu staram się być otwarta na świat, otwarta na życie. Nie chcę kostnieć w utartych schematach. I myślę, że na tym paradoksalnie polega moja nowoczesność. Mój ojciec mimo pięćdziesiątki czy sześćdziesiątki ciągle był chłopcem i tego chłopca w sobie pielęgnował. Ja podobnie – pielęgnuję w sobie dziewczynę.

Jak ją pielęgnować? Dziewczyną albo się jest, albo nie.

Nie masz racji. Gdy jesteśmy dzieckiem, patrzymy na świat z otwartą naiwnością. Mówimy prawdę, jesteśmy bezpośredni, a potem życie nas temperuje. Rodzice, szkoła tresują nas: podaj łapę, machaj ogonem, siad, noś tarczę, nie odzywaj się, kiedy mówią dorośli, jedz nożem i widelcem. Różne takie bzdury, które powodują, że się zmieniamy i ze spontanicznych nastolatków robimy się pokornymi, pełnymi hipokryzji dorosłymi.

Trudno jednak zostać na całe życie nastolatkiem, który nie akceptuje żadnych norm.

Nieprawda, ja jestem anarchistką do dzisiaj. Nie akceptowałam norm, chociaż pochodzę z tak zwanego dobrego domu. Nigdy nie byłam agresywną, napastliwą „przebojówą”, choć na pewno nie zgadzałam się na wszystko. Z tego powodu do dzisiaj nie znalazłam się w żadnej grupie twórczej ani w partii politycznej, ani kiedyś w ZMS-ie, ani w żadnym innym układzie. Nie jeżdżę na zorganizowane wycieczki turystyczne, ponieważ się do tego po prostu nie nadaję. Nieludzko mnie wkurza, gdy mam robić to co inni i wykonywać czyjeś komendy. Gdy inni się cieszą, ja jestem sfrustrowana, krytyczna i komentująca. Mam taką fantastyczną panią doktor Lidię Trawińską, która zawsze mi mówiła, że gdy człowiek ciągle krytykuje, to ma organizm zatruty toksynami. Oczyszczam więc mój organizm nieustannie dietą. Ale z krytyki rzeczywistości nie rezygnuję, bo tłamszenie w sobie emocji jeszcze bardziej nas zatruwa.

Czasami myślę, że ja tutaj nie pasuję i że coś ze mną jest nie w porządku. Ale tak naprawdę to nie w porządku jest świat naokoło mnie. Jest takie niemądre powiedzenie: „Nie szukaj winy w sobie”. Ja myślę, że winę ponoszą wszyscy naraz. My też jesteśmy udziałowcami tej winy.

Obywatel i Małgorzata

Подняться наверх