Читать книгу Pokaż mi - Marcel Moss - Страница 6
ОглавлениеSzacuje się, że co najmniej 10% profili na portalach randkowych to konta fikcyjne.
LUTY 2020
DWA MIESIĄCE WCZEŚNIEJ
1
Piątkowy wieczór tradycyjnie spędzam z Wojtkiem. Poznaliśmy się na studiach menadżerskich i od razu wpadliśmy w wir imprez. Szybko się okazało, że doskonale dogadujemy się przy butelce wódki. Obaj mieliśmy mocne głowy i zapał do robienia szalonych rzeczy. To się nie mogło nie udać.
– Po szocie na rozgrzewkę?
Wojtek stawia przede mną dwa wielkie kieliszki. Pijemy z nich już kilka lat. Dostał je na urodziny od znajomego z Rosji. Do dziś, gdy je widzę, dostaję dreszczy i za każdym razem nieśmiało proszę, by nalał mi tylko połowę.
– Daj spokój, stary. Dziś jest nasz szczęśliwy dzień.
Nalewa wódki po sam brzeg, a potem unosi kieliszek i wypija bez toastu. Widzę, że drżą mu dłonie. Spieszy mu się do kasyna. Tydzień temu przegrał dwa tysiące i dziś chce się odbić.
Od jakiegoś czasu chodzimy tam częściej. Nie podoba mi się to. Wolałem nasze nocne wypady do klubów lub barów. Wojtek uważa jednak, że nic się nie stanie, jak czasem sobie zagramy. Problem w tym, że za każdym razem przegrywam, a mniejsze kwoty wystarczają mi tylko na kilka gier. Jestem już spłukany, a nie dostałem jeszcze nawet darmowego piwa.
– Może dajmy sobie dziś spokój i chodźmy do Pijalni?
Wojtek się krzywi i kiwa mi przed twarzą palcem wskazującym.
– Obiecałeś, Łukaś. Nie próbuj się wymigać.
Wzruszam ramionami. Widzę, że jest już tak nastawiony na kasyno, że nie ma mowy, by zmienił zdanie.
Kilka szotów później humor wyraźnie mi się poprawia. Obaj jesteśmy już wstawieni i zaczynamy wspominać studenckie lata. Jak na ironię, jedenaście lat po nich ze wszystkich ludzi, którzy wtedy przewijali się przez moje życie, został mi tylko Wojtek. Koleś od wypitki, który na trzeźwo niespecjalnie interesował się moimi sprawami i nawarstwiającymi się problemami. Gdy już jednak sobie golnął, przemieniał się w mojego najbliższego przyjaciela. Z każdą kolejną butelką czystej rozmawiało nam się coraz lepiej. Zdarzało się, że płakałem mu w rękaw, a on głaskał mnie po głowie i zapewniał, że wszystko będzie dobrze. Wierzyłem mu, bo pijany Wojtek zawsze mówił prawdę.
Dziś sądzę, że alkohol stanowił klucz do przetrwania naszej przyjaźni. Robiliśmy po pijaku tyle głupich rzeczy, że gdybyśmy mieli się nie widzieć przez następne dziesięć lat i tak starczyłoby nam wspomnień na całą noc. Inne znajomości z czasów studiów już dawno się posypały, bo zwyczajnie nie mieliśmy o czym gadać. Ludzie pragną pasji, szaleństwa, odrobiny przyjemności w tych trudnych, stresujących czasach. Wojtek był przy mnie w momentach, które kształtowały moją przyszłość.
Był przy mnie, gdy byłem sobą.
Opróżniamy pierwszą butelkę wódki. Czuję, że mógłbym już iść do klubu, ale nie zamierzam poruszać dziś już tego tematu. Niech ma to pieprzone kasyno. Co za różnica, czy wydam dwie stówki tam, czy w barze?
– Zaraz wracam.
Wojtek idzie do kuchni po kolejną butelkę. Ja w tym czasie rozkładam się wygodnie na kanapie i patrzę na zdjęcia w ramkach, które Kamiński trzyma na szafce od kilku lat. Trzy kompletnie przypadkowe fotografie – jedna znaleziona na facebookowym profilu warszawskiego klubu. Uśmiechnięty Wojtek obejmuje dwie dziewczyny w krótkich spódniczkach. Nigdy więcej ich nie spotkał. Nawet nie pamięta, jak miały na imię. Druga – ze mną, gdy zasnęliśmy na wykładzie i nasz kolega zrobił nam zdjęcie z ukrycia. Z kolei trzecia przedstawia Wojtka siedzącego przy stole ze stryjem, którego widział kilka razy w życiu.
Właśnie taki jest Wojtek. W jego życiu jest pełno przypadkowości. Mimo to czy tego chcę, czy nie, Kamiński wywarł olbrzymi wpływ na moje życie. Gdy przyjechałem do Warszawy, byłem tylko przestraszonym, zakompleksionym kujonem z małego miasteczka, który nie wiedział, na co się porywa. Dziś kieruję zespołem w dużym domu mediowym Key & Net i nadzoruję kampanie marketingowe dla największych firm w Polsce i na świecie. Nie osiągnąłbym tego bez Wojtka i jego miłości do wódki.
Dzięki niemu zrozumiałem, że do życia trzeba podchodzić z przymrużeniem oka. Przestałem mieć wygórowane oczekiwania wobec siebie i innych. Dałem sobie spokój z przejmowaniem się opiniami na mój temat. Po prostu robiłem swoje, a w piątek szalałem do upadłego i potem, mimo sobotniego kaca, czułem się spełniony. Właśnie tego brakowało mi przez młodzieńcze lata. W końcu znalazłem balans.
Większość ludzi pije, bo nie daje sobie rady bez alkoholu. Nigdy tego nie rozumiałem. Mógłbym żyć w abstynencji, trzymając w lodówce skrzynkę gorzały. I wcale nie chciałoby mi się pić. Tylko co to za życie? Po co pozbawiać się tej przyjemności?
Jesteśmy już w połowie drugiej butelki, gdy Wojtek proponuje jointa.
– Ja nie chcę. Ty też nie powinieneś.
Kamiński prostuje się na krześle.
– Stary, co się dzisiaj z tobą dzieje? Jakiś problem w raju? – śmieje się.
– W sraju – odpowiadam od niechcenia. Zawsze po pijaku próbuje ze mnie wyciągnąć jak najwięcej informacji na temat mojego związku. Na szczęście w miarę upływu czasu nauczyłem się trzymać język za zębami.
Wciąż jestem sobą, ale bardziej uważam na to, co mówię.
Wojtek nigdy nie związał się z żadną kobietą na dłużej niż kilka miesięcy, podczas gdy ja już na pierwszym roku magisterki zbliżyłem się do koleżanki z grupy. Nikt poza Kamińskim nie wiedział, że to z Jagodą zaliczyłem swój pierwszy raz. Dopiero po trzech latach znajomości wyznałem mu, że jestem prawiczkiem. I to na trzeźwo. Wcześniej żadna ilość wypitego alkoholu nie pchnęła mnie do takiej szczerości. Wojtek nie rozumiał, jak mogę tak długo czekać.
– Przecież masz tyle okazji. W klubach aż się roi od lasek… Zrób coś, albo sam posadzę ci jakąś dziunię na drągala.
Dla mnie było jednak za wcześnie. Dopiero po kilku latach stałem się na tyle pewny siebie, że mogłem wreszcie spróbować czegoś poważniejszego. Któregoś razu lekko podchmielony pocałowałem Jagodę, gdy siedzieliśmy przy biurku w jej kawalerce i pracowaliśmy nad projektem ze strategii firmy. Zdziwiłem się, gdy mnie nie odepchnęła. Dziś, po siedmiu wspólnych latach, mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, że nasz pierwszy stosunek był krótki i nieudany. Dzięki Bogu, Jagoda nigdy nie wspomina o tamtym wieczorze.
Naprawdę myślałem wtedy, że dokonałem czegoś wielkiego. Nie miałem żadnego punktu odniesienia.
Wojtek bierze kilka buchów i gasi jointa.
– Zamówisz ubera? Teraz twoja kolej.
Jedziemy ze Starego Mokotowa do centrum. Zatrzymujemy się przy Hiltonie. Kierowca, prawdopodobnie Ukrainiec, żegna się z nami łamaną polszczyzną. Wchodzimy do środka i przemierzamy szeroki hol. W kasynie recepcjonistka uśmiecha się do nas i prosi o dowody.
– Miłego wieczoru.
Schodzimy po schodach i zatrzymujemy się przy dolnym barze. Wojtek zamawia paczkę papierosów.
– Dzięki, szefie.
Przechadzamy się chwilę między stolikami w poszukiwaniu wolnego miejsca. Będziemy grali w blackjacka. To ulubiona gra Wojtka, a ja nie protestuję, bo nie znam żadnej innej. To Kamiński wprowadził mnie w świat hazardu. Zaczęliśmy od blackjacka i tak już zostało.
Przy ostatnim stoliku dostrzegam sympatyczną krupierkę, która obsługiwała nas już kilka razy. W tej chwili gra tam tylko jakiś Azjata.
– Dzień dobry. – Uśmiecha się na nasz widok. – Miło panów widzieć.
Wojtek zaczesuje dłonią włosy i odwzajemnia uśmiech. Zastanawiam się, czy już ją puknął.
– To co, gramy? – pyta retorycznie.
Widzę, jak na nią patrzy. Czy to dlatego tak bardzo nalegał dziś na kasyno? Kamiński nigdy nie szanował kobiet i potrzebował ich tylko po to, by rozładować napięcie seksualne. Działał w myśl schematu „poderwij – zalicz – porzuć”. Nie wierzył w miłość i zrywał wszelkie potencjalnie bliższe znajomości. Magda, nasza koleżanka ze studiów, do dziś unika go jak ognia po tym, jak Wojtek bez ogródek powiedział jej, że nigdy nie będą razem, bo on nie uznaje związków.
– Jestem wolnym strzelcem i nie widzę w tym nic złego – powtarzał.
W pewnym sensie zazdroszczę mu takiego podejścia. Sam wybrałem inny styl życia. Jagoda przez długi czas była dla mnie wszystkim. To przy niej uczyłem się partnerstwa i poznawałem własną męskość. Tak bardzo się z nią zżyłem, że nie dostrzegałem tego, co istnieje poza naszym mikroświatem. W pewnym momencie chyba nawet przestałem o tym myśleć.
I wtedy zdarzyło się coś, czego nie planowałem. Głupia sprzeczka z Jagodą. Gniew. Ciche dni. Impreza z Wojtkiem. Tabletka, którą Kamiński załatwił od znajomego. Alkohol. Euforia. Jeszcze więcej alkoholu. Śliczna brunetka przy barze. Toast. Drugi toast. Taksówka do jej mieszkania. Dziki seks i pobudka z ogromnym kacem.
Nawet Wojtek nie wie, co zrobiłem.
Gdy wróciłem do domu, Jagoda rzuciła mi się w objęcia i przeprosiła za wybuch gniewu. Biedna dziewczyna wzięła całą winę na siebie. A ja? Powiedziałem tylko, że nic się nie stało, i uciekłem pod prysznic. Myłem się z uśmiechem na twarzy, wyobrażając sobie, jakie jeszcze atrakcje skrywa świat, którym tak bardzo podnieca się Wojtek.
– Łukaś, żyjesz? – Kamiński macha mi przed oczami. – Masz czternaście. Dobierasz czy nie?
– Pas – odpowiadam, robiąc odpowiedni gest dłonią.
– Ja dobieram – mówi Wojtek. Ma szesnaście.
Krupierka wyciąga ósemkę.
– Za dużo. – Zabiera Wojtkowi żeton na sto złotych. Następnie wyciąga sobie kartę z siódemką.
– Dwadzieścia trzy. Za dużo.
– Brawo, stary! – Wojtek poklepuje mnie po ramieniu. Wygrałem pierwsze rozdanie. Dwadzieścia pięć złotych do przodu – gram za niższe sumy.
Dwie kolejki później kelnerka przynosi nam darmowe piwo. Jestem pięćdziesiąt złotych na plusie, a Wojtek – trzy stówy na minusie. Jak na razie tylko przegrywa.
– Zaraz się odbiję, stary – mówi z nadzieją. – Słuchaj, jak tam z Jagodą? Praktycznie dziś o niej nie wspomniałeś. Coś nie tak?
– Wszystko w porządku. Dlaczego pytasz?
Wojtek wzrusza ramionami.
– Tak po prostu. Jesteś dziś jakiś przygaszony. Pokłóciliście się? Zerwaliście zaręczyny?
Zamieram, gdy Wojtek wypowiada to słowo. Odkąd uklęknąłem przed Jagodą i wyciągnąłem z kieszeni drogi pierścionek, staram się nie dopuszczać do głosu buzującej we mnie wściekłości. Wiem, jaka jest prawda. Wiem, dlaczego jej się oświadczyłem. Chciałem zagłuszyć wyrzuty sumienia i zmazać moje wszystkie przewinienia. To już bez znaczenia – przecież dokonałem wyboru. To z Jagodą chcę spędzić resztę życia. Pokazałem, kto jest dla mnie najważniejszy. Muszę się tego trzymać. Zbyt długo jesteśmy razem, by tak po prostu to zburzyć. Jagoda tego nie przeżyje. Wiem, jak bardzo mnie kocha.
– Co ty pieprzysz, Wojtek? – obruszam się. – Ślub będzie we wrześniu. Przecież wiesz.
Krupierka prosi Wojtka, by przeciął talię czarną kartą.
– Zaczęliście już przygotowania? Zostało siedem miesięcy…
– Jeszcze nie, choć Jagoda ostatnio coraz częściej mnie zamęcza…
Wojtek parska śmiechem.
– Czyli jednak? – Poklepuje mnie po ramieniu. – Ktoś chyba zaczyna się cykać…
– Nie cykam się. – Odpycham jego rękę. – Po prostu nie chcę o tym teraz myśleć. Mam dużo innych spraw na głowie. Dopiero co wygraliśmy przetarg na ogólnopolską kampanię z siecią komórkową. Czeka mnie mnóstwo pracy i w najbliższych miesiącach będę przesiadywał w biurze od rana do wieczora. Nie mogę teraz zawracać sobie głowy innymi rzeczami.
– Nazywasz „inną rzeczą” ślub z wieloletnią partnerką? – Wojtek wybałusza oczy.
– Nie łap mnie za słówka. – Lekko szturcham go w ramię.
– No i to mi się podoba! – Kamińskiemu udało się wygrać sto złotych. – Powiem ci – stawia przed sobą dodatkowy żeton – że moim zdaniem szukasz wymówki, by przesunąć termin ślubu. Prawda? – Spogląda na krupierkę Karolinę, przynajmniej według plakietki przypiętej do czarnej bluzki. – Niech pani mu powie, że jest tchórzem.
– Nie mogę. – Unosi ręce w geście kapitulacji. – Nie znam szczegółów.
– To ja pani wyjaśnię… – mówi podpity Wojtek. – Mój kumpel…
– Daj spokój. – Zatykam mu usta dłonią. – Albo się zamkniesz, albo wychodzę.
Wojtek marszczy brwi i przygląda mi się podejrzliwie.
– Dobra, no… Co się z tobą dziś dzieje? Pożartować nie można?
– To nie są żarty. – Dopijam piwo.
– A skąd ja mam wiedzieć? Ostatnio nic mi nie mówisz.
– Bo nie ma o czym – rzucam.
Wojtek wzdycha, po czym mówi krupierce, że na razie dziękujemy.
– Chodź ze mną. – Prowadzi mnie do baru i zamawia dwa szoty wódki. – Martwię się o ciebie, Łukaś. Wiesz dobrze, jakie mam zdanie na temat Jagody. To świetna dziewczyna, ale nigdy nie byłem zwolennikiem waszego związku.
– Jakoś mnie to nie dziwi – wchodzę mu w słowo. – Wystarczy spojrzeć na to, co sam wyprawiasz.
Kamiński prycha, a potem stuka się ze mną kieliszkiem.
– Być może nie jestem najlepszym wzorem do naśladowania, ale przynajmniej dzięki temu unikam takich sytuacji jak twoja. – Kładzie mi dłoń na ramieniu i potrząsa mną. – Coś ci powiem. Moim zdaniem, stary, brakuje ci jednego…
– Niby czego?
– Innej cipki. I nawet wiem, jak pomóc ci ją znaleźć.