Читать книгу Peryferyjczyk - Marcin Kołodziejczyk - Страница 9

Оглавление

AWANTURA O KRYSIĘ

– Panie, ona ma taką szramę na głowie, od samego czoła – tłumaczy obrazowo sąsiad z góry. – Na siekiery się bili, jak Indianie na tomahawki. Ja tam nie wiem, ale normalna to ona nie jest. Odbija babie. A jak jeszcze sobie wypije.

Rok temu Krystyna J. wprowadziła się do kawalerki przy Grochowskiej.

– Na początku było spokojnie – mówi lokator spod siódemki. – Nawet wizytówkę na drzwiach miała. Do żony kilka razy przychodziła pożyczać przyprawy. Myśleliśmy, że jakaś fajna sąsiadka się na klatkę sprowadziła.

Dziś mają dosyć Krystyny, zalazła wszystkim za skórę. Kojarzy się ją z wrzaskami na schodach, szkłem na podłodze i wyciem karetki pogotowia.

– Wybiega na klatkę z siekierą i zaczyna krzyczeć – opowiadają mieszkańcy. – Panie, ona tak przeklina, że trudno powtórzyć. Odkąd jeszcze naprzeciwko odtworzyli tą jadłodajnię dla ubogich, to w ogóle nie można wytrzymać. Przychodzą do niej takie różne męty, przynoszą zupy w słoikach, pijane toto, przewraca się, wylewa. Albo wypiją denaturat, butelkę wyrzucą i klatka jak chlew wygląda: szkło, gówna, wymiociny. Dozorca musi potem schody wodą zlewać.

Kilka razy policja zabierała panią Krysię na Kolską, do izby wytrzeźwień. Interweniowała także straż pożarna, kiedy to wspomniana podpaliła własne drzwi, smarując je przedtem pastą do podłogi.

– Tu wszystko z drewna – mówi sąsiad z góry. – Jakby się porządnie zajęło, to nie byłoby gdzie uciekać. Ona jest nienormalna, zresztą sama wykrzykuje, że ma zielone papiery. A do tego lubi sobie wypić i to nieźle.

– Kiedyś przybiega do nas Krysia i krzyczy, że właśnie zabiła męża, żebyśmy poszli zobaczyć – opowiada Darek spod dziesiątki. – Myśleliśmy, że żartuje, ale nie. Za chwilę przyjechała karetka i wynosili tego jej przyjaciela całego zakrwawionego. Porąbała mu twarz siekierą. Podobno bili się tam. Sąsiad z drugiego piętra mówi, że słyszał, jak pani Krysia krzyczała wtedy: byłam szybsza!

Mieszkańcy kamienicy przy Grochowskiej kilkakrotnie składali skargi na uciążliwą sąsiadkę do administracji. Lokatorzy chcą usunąć ją z domu.

Krystyna J. wpuszcza reporterów „Expressu Wieczornego” do mieszkania. Jest bardzo miła, twierdzi, że chce wyjaśnić to, co o niej mówią sąsiedzi. Pani Krystyna ma czterdzieści osiem lat, jest z zawodu pielęgniarką, kończyła szkołę pomaturalną, chociaż obecnie nie pracuje. Mieszkanie na Grochowskiej załatwił jej właściciel kamienicy w Rembertowie, gdzie przedtem mieszkała. Tam nie było żadnych wygód, tu jest bieżąca woda i kanalizacja.

Krystyna J. nie ma na głowie żadnej szramy.

– Tak to jest – mówi. – Człowiek powie wróblem, a wróci do niego słoniem. Wygadują na mnie niestworzone rzeczy.

Przyznaje, że robiła na klatce awantury, ale była do tego prowokowana.

– Co chwila w nocy ktoś walił mi w drzwi, nie mogłam spać. A ta karetka, co przyjeżdżała, to dlatego, że Andrzej miał atak padaczki, nie że siekierą go porąbałam.

Pani Krystyna zbiera lalki. Zawiesiła nimi całą ścianę.

– Przychodzą tu dzieciaki, to im czasem dam jedną.

Krystyna J. nie chce być fotografowana do gazety, chowa się w ubikacji.

– Co by tatuś pomyślał – mówi. Tatuś był powstańcem.

1994

Peryferyjczyk

Подняться наверх