Читать книгу Przekleństwo nieśmiertelności - Marek Dobies - Страница 10
Rozdział 8
ОглавлениеWilhelm Fliegel nie pojawił się na dworcu. Zamiast niego wyszedł im naprzeciw łysiejący jegomość w wieku syna Jakuba, co od razu wzbudziło niepokój de Fitte’a.
– Ojciec od rana źle się czuje, więc poprosił mnie, żebym was odebrał – wyjaśnił nieznajomy o krągłej twarzy i wesołych oczach.
– Nie obawiaj się, to stryj Albert – uspokoiła go Marta, widząc minę swego towarzysza. Powiedziała to po polsku i zaraz przedstawiła Jakuba jako kolegę z pracy.
Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie, a Marta ucałowała stryja w oba gładko ogolone, rumiane policzki. Albert delikatnie oswobodził się z jej objęć, jakby nienawykły do takich ostentacyjnych czułości, bez pytania chwycił walizkę bratanicy i ruszył przez rzednący tłum pasażerów, więc pospieszyli za nim.
– Wiesz może, co z szoferem dziadka? – zainteresowała się, kiedy zrównali się z energicznym Niemcem.
– Odnalazł się wczorajszej nocy. Jest cały i zdrowy. Tylko trochę poturbowany i diabelnie wystraszony. Został ogłuszony, a potem przywiązany do drzewa w lesie gdzieś pod Berlinem. Wieczorem sam się uwolnił i zgłosił na policję. Zawiadomiono nas o tym rano.
– Auto i tego fałszywego szofera też odnaleźli?
– Dziadek dostał wiadomość o wypadku zaraz po twoim telefonie. Kierowcy nie było we wraku, ale policja zabezpieczyła mnóstwo śladów, więc pewnie wkrótce czegoś się o nim dowiemy…
– Jak to nie było?! – wtrącił się Jakub. – Przecież widziałem go na własne oczy. Leżał na kierownicy ze strzaskanym łbem. Trup w każdym calu!
– Policja twierdzi, że w samochodzie nikogo nie było… A wy, nie domyślacie się, kto mógł to zrobić?… I po co?
Marta pokręciła przecząco głową.
– Nie mam pojęcia.
Stryj Albert przystanął na skraju parkingu, jakby chciał odsapnąć. W nagłej zadumie począł pocierać gładko ogolone policzki.
– Ten porywacz, nic wam nie powiedział? – spytał.
Marta ponownie zaprzeczyła.
– Czy to możliwe, że macie wspólnych wrogów? – zastanawiał się głośno Niemiec.
– Raczej nie… – odparła kobieta za nich oboje. – Nie, w ogóle nie mamy wrogów, prawda Jakubie? – Spojrzała znacząco na Fitowskiego.
– W takim razie chodziło tylko o jedno z was… – skonstatował. – Nie mieliście ostatnio wrażenia, że ktoś was śledzi albo interesuje się wami? – Stryj Marty zdawał się prowadzić prywatne śledztwo.