Читать книгу O krasnoludkach i sierotce Marysi - Maria Konopnicka - Страница 13
Wyprawa Podziomka
IV
ОглавлениеDzień był jak wół i słońce się już przez owe chaszcze przedzierać zaczęło, kiedy Podziomek przecknął się nagle i siadłszy, pilnie słuchał. Zdawało mu się, że go obudził brzęk jakiś. Słuchał tedy, nie bardzo wiedząc, czy mu to się śni, czy nie śni, gdyż wokoło nic widać nie było. Ale powietrzem istotnie szedł brzęk, zrazu260 jak bzykanie much, potem jak komarze granie, wreszcie jak pszczelna kapela, kiedy rój na łąki wylata.
Aż wypłynęła z tych brzęków piosenka jakaś cudaczna, ni to głośna, ni to cicha, ni to ptasza, ni to ludzka, ni to smutna, ni to wesoła, a tak przejmująca, że choć się śmiej i płacz razem.
Słuchał coraz pilniej Podziomek, który we wszelakiej muzyce miał upodobanie, aż zmiarkowawszy261, skąd ten głos idzie, wstał i wprost na niego ruszył.
Po małej chwili wyszedł z chaszczów na polankę leśną, gęstym otoczoną borem. Nad polanką unosiła się cienka smuga dymu z niewielkiego ogniska, przy którym warzyło się coś262 w kociołku263, wydając z siebie woń smaczną.
Już Podziomek nosem pociągnął i chciał bliżej podejść, jako że na wszelkie jadło był nadzwyczaj czuły, kiedy mały, biegający tam i sam pokurć264 warczeć i poszczekiwać zaczął. Podniósł się zaraz na poszczekiwanie ono leżący u ogniska Cygan, który na drumli265 grał, a na ramieniu małpkę do łańcuszka przywiązaną trzymając, skakać ją uczył, i spojrzał bystro dokoła. Nic jednak podejrzanego nie dojrzał. Podziomek bowiem, po owej rannej przeprawie z babą wstręt niejaki do wszelkich spotkań z ludźmi mając, przykucnął za krzakiem tarniny266 i czekał, co będzie.
Położył się tedy Cygan u ogniska i na nowo lekcję z małpką zaczął. Co na drumli zapiszczy, to łańcuszkiem szarpnie, a biedna małpka skacze to w prawo, to w lewo, ale tak niezdarnie i tak ociężale, iż Cygan raz wraz szturchańcem ją popędzać musi.
– Biedne zwierzę! – myśli, patrząc na to, Podziomek, który litościwe serce miał, i nieznacznie się zza krzaka wychyli.
Wtem spojrzy i stanie jak wryty! Wszakże to Koszałek-Opałek we własnej osobie, a nie żadna małpka po cygańskiej drumli na łańcuszku skacze!
Sroga żałość i niezmierne zdumienie przeniknęły serce Podziomka tak, iż zwyciężyć ich nie mogąc, do ogniska podejdzie i zawoła:
– Tyżeś to, uczony mężu, czy mnie wzrok zawodzi?
A już go i Koszałek-Opałek poznał, więc zakrzyknie głosem:
– Ratuj, bracie Podziomku, jeśli w Boga wierzysz!
Tu rzucą się sobie w objęcia i tkliwie się całować zaczną.
Otworzył Cygan gębę, drumlę z zębów puścił, sam sobie nie wierzy i przeciera oczy.
– Co za kaduk267 taki? – myśli. – Małpy nie małpy? Tfu, na psa urok! Wszak ci to gada jak ludzie!
Zdjął go strach zrazu, omal że łańcuszka nie wypuścił z ręki, ale mu nagle nowa myśl przyszła i prędko kapelusz z głowy chwyciwszy, obu ich pospołu268 nakrył, po czym uwiązawszy i Podziomka na sznurku, wesoło się rozśmiał.
– Otóż teraz – rzecze – godny grosz na jarmarku zarobić mogę! Co to grosz! Srebrem, złotem płacić sobie dam za widowisko takie! Małpy, co płaczą, gadają i całują się jak ludzie! To się ledwo raz na tysiąc lat trafi albo i na więcej!
Tu prędko krupniku owego, co się w kociołku warzył, podjadłszy, wstał, ognisko popiołem ogarnął269 i trzymając na jednym ramieniu Koszałka-Opałka, a na drugim Podziomka, dużym krokiem do miasteczka ruszył. Zapłakał gorzko Koszałek-Opałek widząc, na jaką poniewierkę mu przyszło, iż się na jarmarku jako małpa prezentować ma, ale Podziomek trąci go nieznacznie i rzecze:
– Nie trap się270, uczony mężu! Jeszcze nie wszystko stracone!
– Ach, bracie! – jęknie Koszałek-Opałek. – W cóż się obróci cała moja sława, gdy księgi nie mam!
– A cóż się z nią stało?
– Zginęła!
– A pióro?
– Złamane!
– A kałamarz271?
– Rozbity!
– Hm! – rzecze smutnie Podziomek – Prawda jest, iż cała twoja uczoność przepadła, gdy nie masz ani księgi, ani pióra, ani kałamarza! Ale wiesz, co ci powiem? Ratuj się w tej przygodzie nie jak mędrzec, ale jak zwykły prostak, ot taki, jakim ja jestem, a to złe – jeszcze nam się na dobre obróci!
Tu zamilkł, bo na drodze ozwały się272 liczne, coraz zbliżające się głosy.
Była to banda cygańska, takoż273 na jarmark do miasteczka śpiesząca: obdarte i ogorzałe Cyganki, w płachcie na plecach dźwigające dzieci, stare Cyganichy z fajką w zębach, mężczyźni z kociołkami na kijach i małe, półnagie berbecie z kręconymi włosami i przebiegłym wzrokiem.
Połączył się z nimi ów, który Koszałka-Opałka i Podziomka niósł, i tak wszyscy dalej kupą szli.
Cygany274 jak Cygany. Jedni po drodze wróżyli, drudzy chwytali, co się im nawinęło pod rękę: chusty z płotów, kury z grzęd, gęsi z łąki, płótno z bielników275, a nawet sery suszące się po przydaszkach na słońcu. Nietrudno im to było, bo ludzie na jarmark poszli, a chaty pustką stały. Wiele też wtedy rzeczy naginęło po wsiach.
Wreszcie cała ta banda pod miasteczko doszedłszy, zaraz się rozpadła, jedni w prawo, insi w lewo, i uliczkami bocznymi począł każdy swoją drogą ku rynkowi się przekradać.
Tu jarmark wrzał w całej pełni.
Dzień był pogodny, ludzi huk276; konie, wozy, bydło, zalegały plac szeroki, rozłożysty. Chłopi obstąpili stragany, gdzie były buty i czapki; kobiety targowały garnki i miski, dziewczęta kupowały wstążki i paciorki277, dzieci piszczały na glinianych kogutkach278, gryząc pierniki i czepiając się matczynych spódnic.
Z półkoszków279 i wozów wyciągały szyje gęsi i kaczki, wszędzie ruch, ścisk, gdakanie, gęganie, gwar przeróżnych głosów.
Największy tłok wszakże był przed budą, w której drzwiach stał Cygan. Stał, pod boki się trzymał i nadąwszy płuca, co miał siły, krzyczał:
– Hej, ludzie, ludzie! Cuda w tej budzie! Kto ma oczy do patrzenia, uszy do słuchania, a grosze do dania! Oto dwie małpki sprowadzone prosto furmanką z księżyca! Na moje cygańskie sumienie! Prosto z księżyca! Wody nie piją, garnków nie myją, jak ludzie gadają i dobrze się mają! Hej, ludzie! ludzie! Cuda w tej budzie!
Rzucali ludzie groszaki, do budy się tłocząc, gdzie uczony Koszałek-Opałek na bębnie bębnić miał, a Podziomek grać na fujarce.
A w miarę jak się koło budy ścisk coraz większy czynił, banda owa cygańska nurkować między wozami zaczęła, ściągając tu kożuch, tam chustkę, ówdzie faskę280 masła, jaja lub kokoszę.
Nikt wszakże nie uważał281 tego, stojąc z oczyma wlepionymi w budę, gdzie się pokazywać miały owe cuda; widział to tylko Podziomek.
Gdy tedy Koszałek-Opałek odbębnił swoje, czemu się wszyscy niezmiernie dziwili, chwycił Podziomek fujarkę, ale zamiast grać na niej, zaśpiewał:
Oj, dana, dana, pilnuj Cygana!
Bo Cygan złodziej, wozy podchodzi!
Obejrzeli się ludzie po sobie, patrząc, co to znaczy, a ten nic, tylko precz śpiewa:
Oj, dana, dana, pilnuj Cygana,
Bo Cygan złodziej, wozy podchodzi!
Wtem spojrzy chłop jeden do swojego woza, a tam kożucha nie ma! Spojrzy inny, a tu mu butów świeżo kupionych brak. Jeszcze się nie opamiętał, kiedy między babami krzyk powstał, że sołtysce chustka kwiaciasta zginęła. Jakże się ludzie nie zgruchną282, jak się do budy owej nie rzucą! Poturbowali Cygana tak, że i sznurek i łańcuszek z rąk puścił, a całą bandę wnet wypłoszyli z miasteczka, het precz. W tym zamieszaniu i tłoku Podziomek i Koszałek zniknęli, jakby ich wiatr zdmuchnął.
260
zrazu (daw.) – na początku. [przypis edytorski]
261
zmiarkować (daw.) – domyślić się. [przypis edytorski]
262
warzyć się (daw.) – gotować się. [przypis edytorski]
263
kociołek – naczynie, garnek. [przypis edytorski]
264
pokurć – pogardliwie o niedużym, dość brzydkim zwierzęciu. [przypis edytorski]
265
drumla – ustny (wargowy) szarpany instrument muzyczny, wykorzystywany w muzyce ludowej i folkowej w różnych regionach na świecie. [przypis edytorski]
266
tarnina – krzew ciernisty, rodzaj dzikiej śliwy. [przypis edytorski]
267
kaduk (daw..) – diabeł. [przypis edytorski]
268
pospołu (daw.) – dziś: wspólnie, razem. [przypis edytorski]
269
ogarnąć – tu: osłonić. [przypis edytorski]
270
trapić się – martwić się. [przypis edytorski]
271
kałamarz – naczynie do przechowywania atramentu. [przypis edytorski]
272
ozwały się (daw.) – rozległy się, dały się słyszeć. [przypis edytorski]
273
takoż – także. [przypis edytorski]
274
Cygany – dziś: Cyganie. [przypis edytorski]
275
bielnik – urządzenie do bielenia tkanin. [przypis edytorski]
276
huk – tu: mnóstwo. [przypis edytorski]
277
paciorki – koraliki. [przypis edytorski]
278
gliniane kogutki – gwizdki zrobione z gliny. [przypis edytorski]
279
półkoszek (daw.) – uplecione z wikliny dwie, duże połówki kosza włożone na wóz. [przypis edytorski]
280
faska – mała beczka. [przypis edytorski]
281
uważać czegoś – tu: pilnować. [przypis edytorski]
282
zgruchnąć się (gw.) – zbiec się, nagle się zgromadzić. [przypis edytorski]