Читать книгу O krasnoludkach i sierotce Marysi - Maria Konopnicka - Страница 3

Jak nadworny kronikarz króla Błystka rozpoznawał wiosnę
II

Оглавление

Koszałek-Opałek zaraz się na wyprawę zbierać zaczął. Przyrządził sobie garniec najczarniejszego atramentu, potem wyszykował wielkie gęsie pióro, które, iż ciężkie było, musiał je jak karabin na ramieniu dźwigać; ogromne swoje księgi na plecach sobie przytroczył, podpasał opończę rzemieniem, włożył kaptur na głowę, chodaki na nogi, zapalił długą fajkę i stanął do drogi gotowy.

Wierni towarzysze zaraz się z uczonym Koszałkiem tkliwie żegnać zaczęli, niepewni, czyli go na ziemi zła jaka przygoda nie spotka i czy go jeszcze kiedy zobaczą.

Sam król Błystek miłościwy chciał go uściskać, iż bardzo sobie Koszałka-Opałka za uczoność jego cenił, ale się ruszyć nie mógł, gdyż zupełnie do tronu przymarzły mu szaty.

Skłonił tylko ze swego majestatu złote berło nad uczonym mężem, a gdy ten rękę królewską całował, stoczyło się po królewskim licu kilka jasnych pereł, które z brzękiem na kryształową posadzkę upadły. Były to zamarznięte łzy dobrego króla. Podjął je natychmiast skarbnik państwa, Groszyk, i w szkatułę drogocenną włożywszy, do skarbca zaniósł.

Cały dzień gramolił się uczony Koszałek, zanim z groty na ziemię wyszedł. Droga była stroma, korzeniami odwiecznych dębów splątana, odłamki skały, żwiry i kamyki usuwały się spod nóg, lecąc z głuchym łoskotem gdzieś na dno przepaści; zamarzłe wodospady świeciły jak szyby lodu, po których uczony wędrowiec ślizgał się w swych chodakach, i tylko z największym trudem posuwać się mógł w górę.

Na domiar biedy, wybrał się bez jakiegokolwiek posiłku na drogę, gdyż dźwigając wielkie księgi, wielki kałamarz30 i wielkie pióro, nic innego unieść już nie mógł.

Byłby Koszałek-Opałek zupełnie z sił opadł, gdyby nie to, że natrafił na dobrze zagospodarowany dom pewnego przezornego chomika.

Ten chomik miał pełną spiżarnię różnego ziarna i orzechów bukowych, z czego coś niecoś zgłodniałemu wędrowcowi udzielił, a nawet na sianie, którym dom cały był wysłany, odpocząć pozwolił, pod warunkiem, że o siedzibie jego nic a nic w wiosce nie powie.

– Bo – mówił – są tam psotne chłopaki, które jakby tylko o mnie się zwiedziały31, oho! już bym przed nimi spokojności32 nie miał!

Koszałek-Opałek z wdzięcznością opuścił gościnnego chomika, posilony na duchu i na ciele.

Szedł teraz wesół i raźny, poglądając33 spod ciemnego kaptura po chłopskich pólkach, po łąkach, po gajach. A już ruń34 dobywała się i parła gwałtownie nad ziemię; już trawki młode puszczały się na wilgotnych dołkach, już nad wezbraną strugą35 czerwieniały pręty wikliny36, a w cichym, mglistym powietrzu słychać było kruczenie żurawi, wysoko gdzieś, wysoko lecących.

Każdy inny Krasnoludek poznałby po tych znakach, że wiosna już blisko, ale Koszałek-Opałek tak był od młodości pogrążony w księgach, że poza nimi nic nie widział w świecie i na niczym nie rozumiał się zgoła37.

Wszakże i on miał w sercu taką dziwną radość, taką rześkość, że nagle zaczął wywijać swoim wielkim piórem i śpiewać znaną starą piosenkę:

…Precz, precz smutek wszelki,

Zapal fajki, staw butelki.


Zaledwie jednak był w połowie zwrotki, kiedy posłyszał ćwierkanie gromady wróbli na chruścianym, grodzącym pólko, płocie38; urwał tedy piosenkę swą natychmiast, aby się z tą gawiedzią39 nie bratać, i namarszczywszy czoło, szedł z wielką powagą, iżby ona hołota40 wiedziała, że mężem uczonym będąc, z wróblami kompanii nie trzyma41.

A że już i wioskę widać było, skręcił tedy na przydrożek42, gdzie go zeszłoroczne badyle różnego chwastu prawie zupełnie zakryły, i niepostrzeżony do pierwszej chałupy doszedł.

Wieś była duża, szeroko rozbudowana wśród poczerniałych teraz i bezlistnych sadów, a ostatnie jej domostwa opierały się o ciemną ścianę gęstego sosnowego boru.

Chaty były zamożne, świeżo wybielone43, z kominów ulatywał dym siny, w podwórkach skrzypiały studzienne żurawie44, parobcy45 poili konie i porykujące bydło, a kupki dzieci bawiły się hałaśliwie na wysadzonej topolami drodze to „w gonionego”, to znów „w chowanego”.

Ale nad całym tym gwarem górował huk młota i dźwiękanie46 żelaza w pobliskiej kuźni, przed którą stała gromadka lamentujących niewiast. Obaczywszy je47, Koszałek-Opałek posunął się ostrożnie wzdłuż płota i stanąwszy za krzaczkiem tarniny48 – słuchał.

– A niecnota49! A zbój! – mówiła jedna. – Jak on się do kowalowego kurnika zakraść nie bał, to już przed nim nigdzie kokoszy50 nie skryje!

A druga:

– Co to kokoszy! To było złoto, nie kokosza! Dzień na dzień jaja niosła i to jak moja pięść! Na całą wieś takiej drugiej nie ma!

Tak znów insza51:

– A mojego koguta kto zdusił? Nie jegoż to sprawka? To jakem zobaczyła te roztrzęsione piórka, Bóg łaskaw, żem z żalu nie padła! Jak nic byłabym za niego wzięła z pięć złotków, albo jeszcze i piętnaście groszy.

Tak znów ta pierwsza:

– A co za podstępca! Co za kot taki! A co to za moc w tych pazurach! Żeby zaś taką jamę pod kurnikiem wygrzebać! A to i chłop łopatą lepiej by nie zrobił. A że też nijakiego sposobu nie ma na takiego zbója!

Ale wtem wybiegła z chałupy przy kuźni kowalka i nie dbając na zimno, bez kaftana52, stanęła przed progiem, fartuch do oczu podniosła i z głośnym płaczem zawodzić poczęła.

– A mojeż wy czubatki53 kochane! A mojeż wy kogutki pozłociste! A cóż ja teraz bez was pocznę, sierota!…

Dziwił się temu lamentowi Koszałek-Opałek, słuchając to jednym, to znów drugim uchem, bo nie mógł jakoś zrazu54 pomiarkować, o co by to onym55 niewiastom chodziło. Aż nagle stuknął się palcem w czoło, pod płotem między chwasty siadł, kałamarz odkorkował, pióro w nim umaczał, strzepnął i otwarłszy wielką swoją księgę, takie w niej zapisał słowa:

„…Drugiego dnia podróży mojej zaszedłem do nieszczęsnej krainy, którą Tatarowie56 napadłszy, wybili, wydusili lub uprowadzili w jasyr57 wszystkie koguty i kokosze. Za czym58 kowal miecze na wyprawę kuł, a przed kuźnią rozlegał się płacz i narzekanie”.

Jeszcze to pisał, kiedy w progu kuźni stanął kowal i huknął basem.

– Co tu pomoże płakać? Tu trzeba garnek z żarem wziąć i tego nicponia z jamy wykurzyć dymem! Jużci wiadome rzeczy, że pod lasem lis w jamie siedzi. Albo go wykurzyć, albo go wykopać. Dalej Jasiek! Duchem Stach! – chłopaków zwołać i z łopatą mi na niego! A ty, matka, nie płacz, jeno garnek z żarem szykuj! Szedłbym sam, ale że robota pilna!

I zaraz się z progu do kuźni nawrócił, a dźwiękanie żelaza znów słyszeć się dało.

Ale dwóch kowalczyków, porzuciwszy miechy, biegło przez wieś, wołając: „Na lisa! Na lisa!”.

Za czym i baby pociągnęły ku chatom szykować wyprawę.

A wtedy, baczny59 na wszystko, Koszałek-Opałek znów umaczał pióro i wpisał w księgę te słowa:

„Tatarowie ci mają nieustraszonego wodza i Chana60 nad sobą, który się zwie Lis Wielki, a ukrywają się w leśnych norach, skąd ich ludność miejscowa wykurza armatnim dymem”.

Zaledwie jednak skończył to pisać uczony kronikarz, kiedy go doleciała okrutna wrzawa. Spojrzy, a tu wali przez wieś gromada bab, dzieci i wyrostków z łopatami, z kijami, z garnkami, a za gromadą, naszczekując, podążają w stronę lasu „Kruczki”, „Zaboje”, inne pokurcie61, szczekając i ujadając srodze. Raz jeszcze tedy umaczał pióro Koszałek-Opałek i taką uwagę w kronice swojej dopisał:

„Na wojnę przeciw Tatarom nie chodzą w krainie tej chłopi, ale baby, dzieci i niedorosłe chłopaki; które to wojsko zgiełk srogi w marszu na nieprzyjaciela czyni, lecąc przez wieś wielkim pędem; za główną zasię62 armią gromada psów okrutnym wrzaskiem męstwa do boju dodawa63. Co, iżem własnymi oczyma oglądał, podpisem własnym stwierdzam”.

Tu przechylił głowę, zmrużył lewe oko i podpisawszy u brzegu karty: „Koszałek-Opałek, Nadworny Historyk Króla Jegomości Błystka” – uczynił misterny a szeroki zakręt.

Tymczasem z tamtej strony płota zaleciał go miły dymek jałowcowy, w którym się Krasnoludki szczególnie lubują. Pociągnął Koszałek-Opałek wielkim swoim nosem raz, pociągnął drugi raz, a rozchyliwszy chrusty począł pilnie patrzeć, skąd by ów dymek szedł. Jakoż ujrzał pod borem siny, wijący się sznurek, a gdy dobrze okulary przetarł, zobaczył w polu niewielkie ognisko i siedzących dokoła niego pastuszków.

Poczciwy Krasnoludek niezmiernie dzieci lubił; puścił się tedy ku ognisku na przełaj ugorem64, kierując się wprost na ów dymek i pociesznie przeskakując bruzdy.

Zdumieli się pastuszkowie, zobaczywszy małego człowieka w podróżnej, rzemieniem podpasanej opończy z kapturem, z księgą pod pachą, z kałamarzem u pasa i z piórem na ramieniu.

Zaraz też Józik Srokacz trącił w bok Stacha Szafarczyka i pokazawszy palcem owego człowieczka, szepnął:

– Krasnoludek!

A Koszałek-Opałek był już blisko i uśmiechał się przyjaźnie do dzieci, kiwając głową.

Dzieci pootwierały usta szeroko i wpatrzyły się w niego jak w tęczę. Nie bały się przecież, tylko je ogarnął dziw nagły. Nie bały się, bo każde wiedziało dobrze, iż Krasnoludki nikomu krzywdy nie czynią, a jak ubogim sierotom to i pomagają nawet. Jakoż Stacho Szafarczyk przypomniał sobie zaraz, że kiedy mu cielęta zaprzeszłej wiosny65 uciekły do lasu, takusieńki maluśki człowieczek pomógł mu je wyszukać i na pastwisko zagnać. Jeszcze go pogłaskał i poziomek mu w czapkę nasypał, mówiąc:

– Nie bój się! Naści66, sieroto!

Tymczasem Koszałek-Opałek do ogniska podszedł i wyjąwszy fajkę z zębów, przemówił grzecznie:

– Witajcie, dzieci!

Na co pastuszkowie odrzekli z powagą:

– Witajcie, Krasnoludku!

Ale dziewczynki skuliły się tylko i naciągnąwszy chuściny na czoła, tak że im ledwo czubki nosów było widać, wytrzeszczyły na przybysza niebieskie oczęta.

Koszałek-Opałek popatrzył na nie z uśmiechem i zapytał:

– Czy mogę się pogrzać przy waszym ognisku? Bo zimno!

– Jużci, że mogą! – odpowiedział rezolutnie Jaśko Krzemieniec.

– My ta nie takie zazdrościwe! – dorzucił Szafarczyk.

A Jaśko Srokacz:

– Niech se Krasnoludek siędą! Godne miejsce!

I namykał poły67 od siwej sukmanki68, czyniąc mu miejsce przy ogniu.

– A dopieką się ziemniaki, to se i pojeść mogą, jeśli wola! – dorzucił gościnnie Kubuś.

Tak insi69:

– Pewnie, że mogą! Ino patrzeć, jak się dopieką, bo już duch idzie od nich70.

Siadł tedy Koszałek-Opałek i poglądając mile po rumianych twarzyczkach pastuszków, mówił z rozrzewnieniem:

– A, mojeż wy dzieci kochane! A czymże ja wam odsłużę!

Zaledwie to jednak powiedział, kiedy Zośka Kowalczanka, zakrywszy wierzchem ręki oczy, zawołała prędko:

– A to nam bajkę powiedzą…

– Iii!.. Co tam bajka! – rzekł na to Stacho Szafarczyk z powagą. – Zawszeć prawda je lepsza niż bajka.

– Pewnie, pewnie, że lepsza! – rzekł Koszałek-Opałek. – Prawda jest ze wszystkiego najlepsza.

– Ano jak tak – zawołał wesoło Józik Srokacz – to niechże nam powiedzą, skąd się Krasnoludki wzięły na tym tu światu71?

– Skąd się wzięły? – powtórzył Koszałek-Opałek i już się zabierał powiadać, gdy wtem ziemniaki zaczęły pękać z wielkim hukiem. Za czym ruszyły się dzieci wygrzebywać je patykami z żaru i z popiołu.

Uczony mąż wszakże przeląkł się srodze owego nagłego huku i skoczywszy w bok, stanął za polnym kamykiem; dopiero z tej fortecy przypatrywał się dzieciom, jedzącym jakoweś okrągłe i dymiące kule, których nie znał. Za czym rozwarł księgę i oparłszy ją na owym polnym kamyku, takie w niej słowa drżącą ręką pisał:

„Lud w tej krainie tak jest wojenny i mężny, iż drobne dzieci pieką w gorącym popiele kartaczowe kule72, które gdy w żarze z trzaskiem pękać poczną, co jest całkiem niebieskiemu grzmotowi podobne, wtedy chłopcy, od pieluch już śmiercią gardzący, a i mdłe dziewczątka nawet, wygrzebują one pękające z okrutnym hukiem kartacze i dymiące jeszcze wprost do gęby kładą. Czego naocznym bywszy73 świadkiem, a wydziwować się74 takiemu rycerskiemu animuszowi75 nie mogąc zgoła76, ku wiecznej pamiątce potomnych rzecz tę zapisuję. Dan w polu na ugorze, o przedwieczorowej porze”.

Po czym następował podpis i zakręt zamaszystszy jeszcze niżeli poprzedni.

Tymczasem rozszedł się w polu tak smakowity zapach pieczonych kartofli, iż mąż uczony poczuł nagle jakowąś czczość77 w sobie i głośne burczenie żołądka.

A widząc, że one78 kartacze pękające najmniejszej szkody pastuszkom nie czynią, że się owszem dzieci po brzuszynach aż głaszczą od owego wybornego jadła, wyszedł zza kamyka ostrożnie i z wolna się do ogniska przybliżył. Zaraz też Zośka Kowalczanka, ukruszywszy nieco ziemniaka, podała mu go na gałązce chrustu, zachęcając, aby brał i jadł.

Nie bez trwogi Koszałek-Opałek wziął oną kruszynę w usta, ale wnet posmakowawszy, wyciągnął rękę po więcej. Kruszyły tedy dziewczątka co najpiękniej dopieczone ziemniaki i po oskubince79 mu dając, tak się z nim oswoiły, że Kasia Balcerówna ostatni kęsek sama mu w usta włożyła, na co wszystkie, a najgłośniej Kasia, zapiszczały z okrutnej uciechy.

30

kałamarz – naczynie do przechowywania atramentu. [przypis edytorski]

31

zwiedzieć się – dziś: dowiedzieć się [przypis edytorski]

32

spokojność – dziś: spokój. [przypis edytorski]

33

poglądać – dziś popr.: spoglądać. [przypis edytorski]

34

ruń – rodzaj niskiej, gęstej roślinności rozwijającej się na łąkach i pastwiskach. [przypis edytorski]

35

struga – niewielka rzeczka lub strumień. [przypis edytorski]

36

czerwieniały pręty wikliny – młode pędy wikliny (rodzaj krzewiastej wierzby) mają kolor czerwony i długie, szarozielone liście. [przypis edytorski]

37

zgoła – zupełnie, całkiem, wcale. [przypis edytorski]

38

chruściany płot – płot upleciony z chrustu, tj. suchych gałązek. [przypis edytorski]

39

gawiedź – pogardliwie o grupie gapiów. [przypis edytorski]

40

ona hołota – czyli: ta hołota. [przypis edytorski]

41

kompanii nie trzymać – nie bratać się, nie spędzać z kimś czasu. [przypis edytorski]

42

przydrożek – obszar przydrożny, znajdujący się blisko drogi. [przypis edytorski]

43

chaty były (…) wybielone – w dawnych czasach bielono wewnętrzne jak i zewnętrzne ściany chałup wapnem. Miało to na celu wydłużenie trwałości drewna oraz ozdabiało budynek. [przypis edytorski]

44

studzienny żuraw – rodzaj prostej dźwigni umożliwiającej wyciąganie wody wiadrem ze studni. [przypis edytorski]

45

parobek – daw. najemny robotnik pracujący, na czas określony lub na stałe, w zamożnych gospodarstwach rolnych lub w folwarkach. [przypis edytorski]

46

dźwiękanie – dziś: B.lp.: dźwięczenie. [przypis edytorski]

47

obaczyć – dziś: zobaczyć. [przypis edytorski]

48

tarnina – krzew ciernisty, rodzaj dzikiej śliwy. [przypis edytorski]

49

niecnota – o kimś postępującym źle, niegodziwie; por. cnota: daw. zaleta. [przypis edytorski]

50

kokosz (daw.) – kura, kwoka. [przypis edytorski]

51

insza (daw.) – inna. [przypis edytorski]

52

kaftan – rodzaj luźnej kurtki, z rękawami lub bez. [przypis edytorski]

53

czubatki – potocznie o kurach. [przypis edytorski]

54

zrazu (daw.) – na początku. [przypis edytorski]

55

onym – tym. [przypis edytorski]

56

Tatarowie – dziś popr.: Tatarzy; nazwa ludności jednego z plemion mongolskich. [przypis edytorski]

57

jasyr (daw.) – niewola u Tatarów lub Turków. [przypis edytorski]

58

za czym – w związku z czym; dlatego. [przypis edytorski]

59

baczny – czujny, uważny. [przypis edytorski]

60

chan – tytuł władcy u plemion mongolskich i tureckich. [przypis edytorski]

61

pokurć – pogardliwie o niedużych, dość brzydkich zwierzętach. [przypis edytorski]

62

zasię (przest.) – zaś, natomiast. [przypis edytorski]

63

dodawa – dziś 3 os.lp.: dodaje. [przypis edytorski]

64

ugór – zaorane i nieuprawiane przez pewien czas pole. [przypis edytorski]

65

zaprzeszła wiosna – wiosna, która była przed tą ostatnią. [przypis edytorski]

66

naści (daw.) – masz, trzymaj. [przypis edytorski]

67

namykać poły – zamknąć dolne fragmenty rozpiętego płaszcza. [przypis edytorski]

68

sukmanka – zdr. od sukmana; rodzaj płaszcza z sukna (szorstkiej wełny), daw. najczęściej noszonego przez chłopów. [przypis edytorski]

69

insi (daw.) – inni. [przypis edytorski]

70

duch idzie od nich – czuć ich zapach, aromat. [przypis edytorski]

71

na tym światu – dziś popr.: na tym świecie. [przypis edytorski]

72

kartaczowe kulekartacze to pociski armatnie zawierające w środku odłamki metali lub ołowiane kule rozpryskujące się przy wybuchu. Używane do poł. XX wieku. [przypis edytorski]

73

bywszy – daw. imiesłów przysł. od: być. [przypis edytorski]

74

wydziwować się – nadziwić się. [przypis edytorski]

75

animusz – odwaga, ożywienie. [przypis edytorski]

76

zgoła – zupełnie, całkiem, wcale. [przypis edytorski]

77

czczość – głód, pustkę. [przypis edytorski]

78

one – te, owe. [przypis edytorski]

79

oskubinka – odrobinka, okruszynka. [przypis edytorski]

O krasnoludkach i sierotce Marysi

Подняться наверх