Читать книгу Każdy umiera sam - Mari Jungstedt - Страница 8

1

Оглавление

Światło niepewnie przenikało przez wysokie okna kościoła. Był środek dnia, ale promienie nie sięgały wysoko. O tej porze roku słońce ledwo wznosiło się ponad horyzont. Na szarym niebie nad kościołem w Öja, na południu Gotlandii, piętrzyły się chmury. Wiatr zawodził wokół widocznej z oddali wysokiej wieży. Ostatni huragan bezlitośnie zaatakował wyspę, przewracając mnóstwo sosen wzdłuż gotlandzkich plaż.

Stłumiony dźwięk kościelnego dzwonu brzmiał melancholijnie, ale i złowrogo, ogarniając przygarbionych od wiatru, spieszących do kościoła uczestników pogrzebu. Wkrótce gęsto stłoczeni zatonęli w pełnym skupieniu w kościelnych ławach. Siedzieli ciepło ubrani, w płaszczach, bo duży kościół ogrzewano oszczędnie. Wśród przybyłych panowało pełne skupienia milczenie, wszyscy byli poruszeni chwilą i pobożni w obliczu śmierci. Srebrzyste głowy o poważnych minach i bladych policzkach nachylały się ku sobie. Większość zgromadzonych była już w podeszłym wieku. Życiowe utrapienia odcisnęły się na ich twarzach w postaci bruzd, opadniętych podbródków i pustego wzroku. Pomarszczone dłonie nerwowo przewracały cienkie jak jedwab strony kancjonału. Prezbiterium zdobiły białe lilie – kwiaty śmierci. Przypomnienie, że czas jest ograniczony i nikt nie ucieknie od przeznaczenia. Niektórzy, odwracając głowy, wymieniali szybkie spojrzenia albo podziwiali okazałe zdobienia kościoła. Wzdłuż ścian biegły pasy bogatych w detale średniowiecznych malowideł, a na środku kościoła górował pozłacany, koliście uformowany krucyfiks z Öja. W rogu, pochylona, stała nostalgicznie piękna słynna Madonna, mater dolorosa, ze smutnym spojrzeniem.

Dźwięki organów, przenikające bogato zdobione wnętrze kościoła i napełniające życiem jego grube kamienne mury, unosiły się ponad głowami ludzi i płynęły między ławkami, docierając wysoko, aż pod sklepienie. Piękna jest ziemia, piękne boskie niebo, miły pielgrzymi szlak dusz. Zgromadzeni powstali i podjęli śpiew psalmu. Kościół był niemal pełny, co rzadko się zdarzało. Ostatnio tyle ludzi przyciągnął adwentowy koncert.

Obok murów wyniosłego kościoła na wietrze wyginało się drzewo. Zima przemieniła ziemię w ugór, cienka warstwa śniegu pokrywała zamarzniętą glebę, domy i podwórka. Na zimę zwierzęta wprowadzano do chlewów, a pastwiska i pola stały martwe i puste. Wyglądało tak, jakby cały świat opuścił wyspę, zapomniane miejsce nieprzeznaczone dla ludzi. Ta długa, pełna ciemności pora roku oznaczała czekanie. Czekanie na życie. Niebo pociemniało jeszcze bardziej. Mrok nadszedł, aby już tu pozostać. A wraz z nim wielka samotność.

Każdy umiera sam

Подняться наверх