Читать книгу Wyklęta córka Kubiaków - Marta Konarzewska - Страница 13
Оглавление*
Mieszkanie Małgi na Starym Mieście. Upalne lato. Ciemno. Zasłony szczelnie zasunięte, wyglądają jak kurtyna.
Już?
Cisza. Brzdęk odkładanej łyżeczki.
– Tak. Już się nagrywa.
Musi leżeć tak blisko?
Dyktafon zbiera: dźwięki staromiejskie, turyści, ktoś im fałszuje na starych skrzypcach. Uporczywe słońce wbija się z całą siłą w materiał.
– Może tutaj przesunę?
Może.
Głośny śmiech.
Jakby miał mnie pożreć.
Milczymy.
Chcesz jeszcze herbaty?
Małga siedzi w fotelu, ja na kanapie. Pokój niby rekwizytornia. Na stole głowy manekinów, obok suknie z epoki, na suficie coś wisi, nie rozpoznaję co. Półki, książki, na rozległym oparciu stare czasopisma, listy, tomiki ojca. Z dedykacjami, niektórym brakuje okładek. Lustro, torebki, peruki. Małga poprawia włosy, skręca je w gruby sznur, przenosi na ramię, nieposłuszne wracają na plecy, na końcu sznura robi więc mały warkoczyk. Włosy ma długie, w kolorze szampana. Nigdy nie zbiera ich żadną spinką.
Znów się nie uczesałam.
– Nie przeszkadza mi to.
Kiedy się starzejesz, włosy są inne, jak u lalki.
– Twarde?
Coś się dzieje nieprzyjemnego, gdy wkładam ręce.
– Elektryzują się?
Palce tak jakoś…
Kiedy tak mówi, to dotykanie włosów prawie słychać.
Kiedy Danka umierała, weszła w nie jej elektryczność, niczym nie dało się jej usunąć.
Milczymy.
– Może uchylę?
Podchodzę do okna, trzeba wejść na kanapę, tę drugą, też zarzucona rekwizytami, znowu książki, na biurku obok komputera siedzi lalka. Wygląda jak nie dla dzieci albo nie z naszych czasów. Ubrana wiktoriańsko. Odwracam na siebie jej duże nieruchome oczy.
Montuję zawsze w nocy, na granicy snu, w kontakcie z duchami.
Chodzi o film, który właśnie kończy, o jej prababci Ewelinie Janiszewskiej. Te „duchy” to postaci z połowy XIX wieku z Kresów.
Trzeszczenie fotela, skóra o skórę, jak to podczas upału.
Zawsze usiądę tak niewygodnie.
Krótką spódnicę naciąga na kolano, to jej stały gest. Ma świetne buty, nawet po domu chodzi na koturnach.
Na płaskim czuję się jak dziecko. Trochę dziwne, kiedy masz sześćdziesiąt siedem lat.
Jej nagły głośny śmiech.
Nic się nie przejmuj, Puszek. On się męczy, nie może wychodzić w ten żar.
Małgi pies shih tzu leży jak przyklejony do posadzki, szuka chłodu. Na zbyt głośny hałas reaguje nerwowo.
– To lalka z twojego najnowszego filmu?
Tak.
– A to zdjęcie?
Właściwie to ksero bardzo starego zdjęcia.
Ewelina, moja prababcia, jest nastolatką. A tu, zobacz, mam ksero aktu jej ślubu, cyrylicą, oryginał taki stary, że rozsypuje się w palcach.
– Potrzebujesz tych inspiracji dokoła?
Są jak relikwia… Kiedy pracuję, zamykam się z nimi jak w akwarium, ale kiedy z tobą rozmawiam, to jakbym nie mogła oddychać.
– Trudno jest sobie przypomnieć?
Właśnie odwrotnie! Dużo pamiętam, wszystko pamiętam, to pamiętanie mnie męczy, połyka mnie niczym smok wawelski, wczoraj nie montowałam, tylko całą noc czytałam, przeglądałam w głowie obrazy.
– Co czytałaś?
Wiersze, kawałki One Man Show, wspomnienia Marka Hłaski z Pięknych dwudziestoletnich. Chciałam Stanisławę Przybyszewską, ale nie zdążyłam.
– Dlaczego Przybyszewską? Bo jest córką poety?
Ona marzyła, żeby jej obcięli głowę, uwolnili myśli. Zobacz. Ja też swoją głowę malowałam zawsze oddzielnie.
Oglądam miniaturkę tuszem autorstwa Małgi: leżące kobiece ciało, i głowa, łysa, ale długie rzęsy. Kojarzy mi się z Salome.
W pewnym sensie nienawidzę swojego dzieciństwa, jak o nim mówię. Zawsze mam chrypę, gdy tylko zaczynam, słyszysz?
Pauza.
– Pierwsze wspomnienie?
Plamy, barwy, takie zamazane, błyszczące. Danka była malarką, dużo patrzyłam na jej obrazy, ale nie, to były bombki choinkowe.
– Mieliście choinkę?
Oczywiście.
– Przez chwilę mi się zdawało, że w partyjnych rodzinach…
Tadeusz nie był w partii!
– Na szczycie gwiazdka czy czubek?
Teraz wiem, że gwiazdka, ale wtedy byłam za nisko. Pamiętam, że bombek mogę dotykać.
– Mama cię trzyma na rękach?
Na pewno tak, ale to mało pamiętam – jej dotyk. Zachodzą na siebie takie plamy, potem były w kałużach, kiedy czekaliśmy, noc, nie było już żadnych taksówek. Plamy z benzyny oświetlone latarnią. Miasto w PRL było ciemniejsze.
Ale tak naprawdę, pierwsze wspomnienia mam inne.
Uśmiecha się.
Jakby nielegalne. Maszynka, wiadro z wodą, woda jest zimna.
– Kto ją nosi?
Moja mama.
– Dlaczego nielegalne?
Bo jakby zza ściany jej brzucha. Tak było w pokoju, w którym mieszkała ze mną w ciąży. Na pewno ten obraz pochodzi stamtąd, bo potem mieliśmy inną kuchenkę, żadnego noszenia wody.
Wiem, jak to brzmi, ale ja dużo w ten sposób pamiętam. Rodzina to jest taka siatka, możesz po niej chodzić wzdłuż i wszerz, w tył, a także i w przód, jeśli masz dzieci.
– Rodzice opowiadali ci dużo?
Dużo. Są dwie tajemnice, jedną odkryłam, drugą jeszcze nie do końca, może razem nam się uda…
– Ta zimna woda, maszynka…
Może to są jakieś uczucia mojej mamy?
– Włoska psychoanalityczka Alessandra Lemma pisała, jak uczucia, traumy przechodzą pokoleniami z matki na córkę, z ciała do ciała, bo pamięć o nich umieszcza się na skórze.
Tak, ale niekoniecznie to jest między kobietami. Ja tak mam z moim synem, który był dla mnie jak siostra.
– Może zacznijmy od twoich urodzin. Była pełnia.
Tadeusz bał się koszmarnie. Stał pod szpitalem całą noc i pił z kolegami.
– Miał dwadzieścia sześć lat. Rok 1950.
W Korei właśnie wybuchła wojna. A ja urodziłam się cała żółta i między łopatkami miałam długi czarny ogon z włosów. Duch z Korei, tak o mnie mówili. Na świat sprowadzał mnie lekarz Koreańczyk.
– Naprawdę?
Położył się na mojej mamie i wyskoczyłam.
– Szamańska metoda.
Podobno już jest zabroniona, bo grozi śmiercią. Nie chciałam oddychać, obrócił mnie do góry nogami, dał klapsa i posikałam się. Zakrztusiłam się: krzyk, śmiech, płacz, coś jak czkawka.
O Tadeuszu mówili, że jakbym skórę zdarła z niego, i ten głos… głos mojej mamy był inny, piszczący. Tak cienki jak jej biała skóra. My z ojcem mieliśmy śniadą cerę, ciemne włosy. Jego włosy wiły się – tak czarne, że niebieskie. Jako niemowlę miałam takie same, ale potem zaczęły się przeinaczać. Rude, złotoblond, całe życie czekał, aż mi się z powrotem zrobią jak jego.
– Gdzie było tamto mieszkanie z maszynką?
Na Saskiej Kępie, w willi, gdzie dziś mieści się ambasada Azerbejdżanu. Tam mnie zrobili. Po wojnie Tadeusz chwilę studiował w Krakowie, wtedy mieszkali z Wisławą Szymborską i Adamem Włodkiem, na Krupniczej6. W 1947 przyjechali do Warszawy, ojciec zaczął pracę w radio i udało im się dostać pokój. Co prawda znowu niesamodzielny, ale za to ogromny, przedzielony szklanymi drzwiami i firaną. Dzielili go z pisarzem Jackiem Bocheńskim i jego żoną Hanką. Muszę powiedzieć, dość niesamowite, bo Danka i Hanka zaszły w ciążę w tym samym czasie.
Dwa tygodnie przed rozwiązaniem poszliśmy, ja w brzuchu, do gabinetu Józefa Cyrankiewicza. I dał mieszkanie.
– Z tak zwanej puli dla pracowników kultury.
Przenieśliśmy się od razu i tam dopiero był luksus. Dwa pokoje z kuchnią, kuchenka gazowa, łazienka z wanną, salon z balkonem. Rodzice urządzili się nowocześnie. Meble z Łady, typ Cepelia. Naczynia ładne, pogodne, nie żadne platery, srebra czy czeskie karafki, uważali to za bezguście. Nawet świecznik był z fajansu, nawet żyrandol. Choć bardzo drogi i duży. Nad moim łóżeczkiem Danka powiesiła reprodukcję Picassa, Akt kobiecy w pomarańczowej sepii. Pamiętam też malowanki Zofii Stryjeńskiej na szkle.
– W wierszu pisał: Nie stłucz7.
Mieliśmy sporo tej Stryjeńskiej. Wchodziłaś, był przedpokój, po lewej stronie mały pokój z oknem na podwórko, po prawej duży pokój z balkonowymi drzwiami i tym balkonem koszmarem…
Dąbrowskiego 73, trzecie piętro.
– Długo tam mieszkaliście?
Osiem lat.
6 Chodzi o Krupniczą 22, gdzie mieściła się, w przedwojennej kamienicy, siedziba oddziału Związku Literatów Polskich. Mieszkali tam m.in. Tadeusz Peiper, wdowa po Witkacym Jadwiga Witkiewiczowa, Konstanty Ildefons Gałczyński, Tadeusz Różewicz, Jerzy Andrzejewski, Halina Poświatowska, Anna Świrszczyńska, Stefan Kisielewski, Sławomir Mrożek, Stanisław Czycz.
7 T. Kubiak, Gdzieś kiedyś wśród gór.