Читать книгу Wyklęta córka Kubiaków - Marta Konarzewska - Страница 17
ОглавлениеDanuta Kubiak, Księżyc, topole, dwóch grajków z gitarami na plecach. Archiwum rodzinne, lata 50.
Pamiętam, przyszli kiedyś w nocy…
– Z Broniewskim?
Nie, z Hłaską. Zdjęli białe koszule.
Całe ich plecy były w pręgach, w różowosinych pręgach. Pamiętam, jak z mamą przykładamy im na te pręgi zsiadłe mleko.
– Pobili ich?
Bardzo mocno.
– To było w roku?
W 1956. Pracowali razem w „Po Prostu”... manifestacja, milicja…
A kiedyś, była Wigilia, przyszli do nas do domu z liliputem. Tak się cieszyłam, on był wspaniały, mówili, że to prezent świąteczny dla mnie, bardzo chciałam mieć brata. Rozmawialiśmy i wszystko. Aż nagle zbierają się i idą. To był dorosły facet, po prostu wstał i poszedł. Ja płakałam, było mi bardzo smutno, myślałam, że liliput zostanie ze mną na zawsze. Marek opisał później tę historię w Pięknych dwudziestoletnich.
– Tyle że u niego liliput został „karłem”, a ty „synkiem Tadzia”.
Właśnie to w nocy czytałam, żeby sobie przypomnieć. Byłam w szoku, zapomniałam o tej podmiance. Byłam bardzo dziewczęcą dziewczynką, Danka robiła mnie na księżniczkę, co wieczór szczotkowała moje długie, gęste włosy. Na pewno nikt nie zapamiętałby mnie jako chłopca. Ale Marek nie był heteroseksualny, to mnie po prostu podmienił.
Robię zdjęcie widoku z balkonu, ale nie wychodzi. Klnę, to jedyna okazja. Uchwycić pejzaż oczami Tadeusza Kubiaka, gdy szarpał koszulę, krawat, rzucał w noc.
Wisiałam jak małpa przy jego nogach.
Małga zamyka drzwi balkonowe.
Te drzwi udawały czasem taki park. Pamiętam, jak często jestem chora i cała ubrana, w butach, pończochach, płaszczyku i czapeczce spaceruję po pokoju. Czasem z wózkiem, z lalką w wózku. Drzwi na balkon szeroko otwarte. To miał być mój tlen. Albo jak chodzę z książką na głowie, dla figury. Też przy szeroko otwartym.
– Te gosposie cię tak katowały?
Nie, Danka. Miała kult Szyrlejki. Byłam jej małą Shirley Temple, obsesyjnie dbała o mój wygląd, nie mogłam chodzić w sandałach, musiałam mieć zawsze buciki sznurowane do kostek, dla układu nóg. Jak ja marzyłam o innych butach… Wyglądałam jak lalka. Koledzy ojca żartowali, że szykują mnie sobie na żonę. Później mnie to drażniło.
(pauza)
Nie, to wygląda zupełnie inaczej. Nie było żadnej wykładziny, był dywan, kładłam się na nim, byłam bardzo malutka. Tata pracował w radio, a ja nie rozumiałam, o co chodzi z tym radiem, myślałam, że on jest w pudełku. Brałam odbiornik, stawiałam na podłodze, kładłam się blisko. Zbliżałam ucho, czekałam… A kiedy już byłam starsza, to całe dnie leżałam na brzuchu na tym dywanie i rysowałam.
– Jak mama?
Nie, dla taty! Jak pisał wiersze dla dzieci, to podkręcaliśmy razem, żeby było śmiesznie. I rysowałam do nich ilustracje. Znalazłam dla ciebie ostatnio numer „Misia” z rysunkiem Danki.
– W „Misiu” pracował twój ojciec.
Tak, Danka czasem po kumotersku ilustrowała. I tu jest ta nieprzyjemna rzecz, bo byłam strasznie zazdrosna.
– Że jeszcze nie umiesz tak ładnie?
Że ona ilustruje, a nie ja! Bo uwielbiałam rysować i uważałam, że lepiej od niej. I co z tego, że jestem mała. Byłam chora z zazdrości. I w kolejnym numerze wyszło moje.
– Co to był za rysunek?
Dziewczynka na strusiu. Byłam wcześniej w zoo z rodzicami i zrobili mi zdjęcie na lamie.
– Twój ojciec napisał o tym wiersz?
A ja zrobiłam ilustrację. Nie wiem, dlaczego nie na lamie. Struś mi się prawdopodobnie bardziej podobał.
– Pamiętasz swoje zabawki?
Miałam mnóstwo zabawek.
– Maskotki?
Głównie lalki. Ta wiktoriańska, która siedzi przy komputerze, też jest moja z dzieciństwa.
Kiedyś, pamiętam taką scenę… ściągam poszwę z kołdry i wypełniam ją zabawkami. Całą. Potem targam to wszystko na dół, po schodach, potem rozdaję. Stoję przy trzepaku i wyciągam – do ostatniej zabawki, Danka zrozpaczona: Dziecko, co ty wyprawiasz.
– Pamiętasz, jak się poznałyśmy?
Kinoteka. Festiwal filmowy18.
– Byłam zachwycona twoim filmem o Lorce. Podobały mi się buty jednej z bohaterek. Następnego dnia festiwalu znów się spotykamy…
Były jak na ciebie! Może pomyślałam, że inne dzieci bardziej potrzebują tamtych zabawek?
– Wolisz dawać, niż dostać?
W domu panowała zasada, że materialne rzeczy nie są ważne.
– Co było ważne?
Pure art.
Kiedyś dostałam piękną lalkę, ale ukryłam ją w krzakach.
– Gdzie?
W parku Dreszera. Tu obok, kawałek w stronę Puławskiej. Zawsze tam chodziliśmy na spacer. Bartelscy wyciągali nas do pobliskiego z pomnikami radzieckich żołnierzy, ale my woleliśmy tam albo do Łazienek.
– Czemu ją ukryłaś?
Czułam, że nie mogę mieć takiej pięknej lalki.
Dziękuję, do widzenia!
Zwraca się do studenta. Zawsze mnie to będzie dziwić – jej ton, kiedy mówi „dziękuję” albo „do widzenia”. Grzeczny i dygający, dziewczynka przed komunią.
Dąbrowskiego. Na Mokotowie robi się granatowo, niedługo zapalą latarnie. Ciąg małych sklepików, zamknięte.
Tamtędy się szło do mojej pierwszej szkoły, na Wiktorskiej, a tu obok była księgarnia.
– Jest.
Stajemy przed witryną.
W domu była cała masa książek. W dużym pokoju stał regał. Tuż przy drzwiach stał Pablo Neruda – czerwona okładka, w środku autograf. Tadeusz dostał od niego zbiór wierszy, jak był w Berlinie na Zlocie. Obok stał Broniewski i Józef Czechowicz, bo ich ojciec uwielbiał, a na głównym miejscu zawsze Tadeusz Borowski. Dalej Jean-Paul Sartre i egzystencjalizm. Prawie we wszystkich książkach były autografy. Za to Danka miała mnóstwo albumów. Średniowiecze, renesans, św. Sebastian, męczennicy… Były piękne i całe o śmierci, ja to codziennie oglądałam. Albo Kathe Kollwitz. Rysowała dzieci z wojny czarnym węglem, to mnie wciągało.
– A książeczki dla dzieci?
Kiedy miałam trzy lata, Broniewski dał mi prezent na Gwiazdkę. Twarda okładka a4, bardzo kolorowa. „Ja już taką mam” – wyrwałam się. Pamiętam, ojciec na migi mi pokazuje, jak to niegrzecznie: „Ale nic się nie martw, stara, i tak będzie do przykrywania nocniczka”.
– ?
Jak zrobiłam kupę, to nie miałam prawa wyrzucić do klozetu, a rodzice nie od razu się chcieli ruszyć czy gosposia. Więc moim obowiązkiem było przykryć nocnik twardą, większą książką.
– Najlepiej dla dzieci.
Dzieciństwo to nie jest różowy kolor, to nie jest sielskie… Jak miałam półtora roku, przeczytali mi Krucjatę dziecięcą Bertolta Brechta, dostałam histerii i gorączki, Tadeusz był oczywiście zachwycony.
– Czym?
Że wszystko rozumiem, co on ma za córkę!
Jak byłam bardzo malutka, nie mogłam w nocy spać. Wtedy czytał mi do łóżka różne rzeczy. Uwielbiałam to. Czytał mi tak prawdziwie, coś się wytwarzało.
– W pisaniu też tak potrafił. Czytałam dziś w nocy tomik List do Warszawy. Byłam pewna, że jak wyjrzę za okno, znajdę krajobraz z dziecięcego pokoju – czułam się córką, dzieckiem, niezwykłe.
Cieszę się, że tak masz. Stare wydanie?
– Tak. Ilustracje Józefa Wilkonia.
Piękne. Spotkałam go nie tak dawno. Bardzo dobrze się znali z ojcem.
Obok księgarni mieści się sklep z zabawkami.
Wtedy też tu był. Zobacz, właśnie takie miałam lalki.
Jedne łyse, inne z włosami, z masy, wyglądają jak z PRL, jakby nic się nie zmieniło w tym sklepie. Myślę o tym, że takie wspólne przedspanie-czytanie jest jak zabawa.
Zabawa?
– Tak, chyba psychoanalityk Donald Winnicott najlepiej opisał to przeżycie. Twierdził, że zabawa jest podniecająca, bo balansujesz między tym, co zewnętrzne i wewnętrzne, a balansujesz bezpiecznie.
Kiedy tak patrzymy na książki i lalki przez szybę, to balansowanie: wnętrze – zewnętrze bardzo nas dotyczy.
Tak, może to była zabawa. W pewnym sensie. Cokolwiek mi czytał, to mnie tam zabierał.
Czarna chmura nadpłynęła
Chyłkiem, boczkiem.
Nim się spostrzegł kto, zmieniła się
– w dorożkę19.
Często wychodził. Jak szedł do baru, to czytała mi mama i wtedy… Ona bardzo lubiła czytać na głos, a wręcz nie mogła inaczej: „jak czytam cicho, wszystko w środku znika”.
– Tak mówiła?
Tak, „wszystko w środku znika”. Czytała i była nieobecna. Drewnianym głosem. Jakby w ogóle nie wiedziała, o co chodzi. To było niepokojące, drażniło mnie, nie mogłam znieść tej obcości, nie mogłam jej słuchać.
– I nauczyłaś się sama czytać.
W ciągu jednego dnia, jak cud. Miałam niecałe pięć lat, koleżanka mojej mamy z ASP mnie nauczyła. Jak miałam sześć lat, przeczytałam najważniejszą książkę w moim życiu. Awantura o Basię Kornela Makuszyńskiego. Identyfikowałam się z Basią, była sierotą. Strasznie płakałam. Czytałam ją u dziadka w Ostrowcu, w łóżku, w którym zmarła moja babcia Wiktoria, mama mojej mamy, nigdy jej nie poznałam, bo zmarła, kiedy Danka miała cztery lata. Zrobiłam sobie kokon: zlepione łzy, kartki książki, moje włosy. Dokoła wielki pokój, okna na werandę i na ogród. Biurko i wielkie szafy. Portrety. Noc. Słuchałam, jak dziadek chrapie, rytmicznie, melodyjnie, i czytałam, i łkałam. I zasypiałam w tym.
Myślisz, że mieliby w tej księgarni książkę o Instytucie Smolnym20? Potrzebuję do filmu o prababci Ewelinie. Może bym mogła zamówić?
Wracamy.
Tam dalej mieszkali Henowie. A tamtędy się szło do mojej drugiej podstawówki, chodziłam do jednej, potem drugiej, tuż obok. Ojciec miał dezynwolturski stosunek do edukacji, jego mama pozwalała mu wagarować, jak tylko miał ochotę. Mnie ojciec też pozwalał zostać w domu, kiedy czytałam książki całą noc. Miał wieczne pretensje do nauczycielek. Chodził na wywiadówki razem z Danką, siadał w tej niskiej ławce szkolnej i wymachiwał rękami. Zawsze mówił ekstraekspresywnie, perorował…
Na środku naszego dużego pokoju stał stół. Przy stole ciągle goście.
– Bywał Hłasko, Broniewski…
Jego córka Anka Broniewska z mężem, Zbyszek Cybulski, Tadeusz Łomnicki, Władysław Szpilman, Edward Fiszer, Artur Międzyrzecki, Kalinka z Dygatem. Schodzili się gromadami. W zasadzie to była niekończąca się impreza. Broniewski często brał mnie na kolana, nie do końca to uwielbiałam. Nigdy nie lubiłam, żeby mnie ktoś brał czy dotykał, jeżeli to nie był mój ruch.
Albo pamiętam, jak wchodził Jan Himilsbach, to jest charakter!, od progu pijany: he, he! swoim ochrypłym głosem, chlał z moim ojcem bardzo.
Albo Wiktor Woroszylski. Wiecznie truł Tadeuszowi, żeby się zapisał do partii. Sam był w partii – miał większe mieszkanie na Żoliborzu i ciągle: „Tadzik, zapisz się, będziesz miał łatwiej, też dostaniesz większe”. „Daj spokój, Wiktor, cholera jasna, nie zapiszę się”. I tak w kółko.
– Towarzyszu Nowak, to nie ja do was mówię, to Partia. Pięciu dyrektorów po wojnie nie wyciągnęło planu. Jeżeli wy, stary górnik, nie zetrzecie ze „Staszyca” plamy, to nikt inny nie zrobi tego tym bardziej…21
Grzegorz Lasota napisał złośliwie: „to nie wiersz, to kiepski reportaż”.
Mój ojciec by nigdy czegoś podobnego nie napisał.
– Mimo że w recenzjach pobrzmiewa wciąż to samo socrealistyczne „sprawdzam”.
Gdyby był w partii, toby tego nie było.
– Za to byłyby „reportaże”.
Ale nie było.
– A jednak jego brat Zygmunt twierdził…22
Mówił tak po śmierci Tadeusza, wcześniej by się nie odważył. Związał się z PAX-em i tylko by potępiał. A na początku lat pięćdziesiątych… on był jeszcze gówniarzem, mogę dodać, że dość dziwacznym. Przychodził pod okna na Saskiej Kępie i wołał. Wołał, dopóki Danka, Tadeusz albo Hanka, albo Jacek Bocheński go nie wpuścili. Nie zawsze chcieli. Był namolny i mieli go dość.
– Na imprezy na Mokotowie nie przychodził?
Oczywiście, że nie. Ale spotykałam go na Grochowie u babci Cecylii. Bardzo go lubiłam. Jak czytasz książki, to chcesz o nich dyskutować. On się do tego doskonale nadawał. Pamiętam, raz w święta, miałam kilka lat, zadał mi kilka antycznych historii. Oczywiście ochoczo je przyswoiłam, a szczególnie pokochałam jedną. O Amorze i strzale w serce nimfetki. Siedziałam przy stole, z wypiekami na policzkach i nie mogłam się doczekać, co dalej.
– I?
Babcia Cecylia weszła i mówi, że zupa.
– Znów to jedzenie…
Barszcz, pamiętam. To było bardzo zabawne, jak ojciec pomagał jej gotować. Kitrał sobie śliwowicę za małą kuchenną firanką i co chwila – cyk, i dalej gotują. A Cecylia nic nie wiedziała i tylko: jaki kochany syn, tak pomaga. No to ugotowali. Dostałam oczywiście talerz jak dla robotnika, jakbym się miała utopić.
– Nad barszczem nie mogłaś rozmawiać?
Próbowałam, ale babcia zwróciła uwagę: „Dzieci nie konwersują przy obiedzie”. To było dla mnie bardzo dziwne, bo rodzice mnie zawsze traktowali jak dorosłą. Wzięłam łyżkę i tylko czułam, jak z kuchni dochodzi jeszcze zapach kurczaka, czyli byłam bez szans. Wzięłam oddech i wepchnęłam tę zupę równo z dorosłymi. Aż wreszcie Cecylia z Hanką, żoną Zygmunta, wyszły z talerzami. „Dlaczego musi być ta strzała?” – zapytałam natychmiast. Serce rozumiem, ale dlaczego przebija? Zygmunt zaczął się rozwodzić nad symbolicznym znaczeniem strzały, na co Tadeusz: „Zygmunt, przestań lawirować”. Zygmunt wcale nie lawirował.
– Ale zamydlał?
Taaak, to był cały jego świat, te symbole. Na to Tadeusz: „Nie oszukuj jej. To jest córka poety”.
– Czyli?
Chciał, żebym znała prawdę.
– A jaka była prawda?
Miłość to jest ból.
– Tak powiedział?
Wstał, zapalił papierosa, przesunął zasłony, wyjrzał za okno i znieruchomiał.
Wejdziemy? Postawię ci kolację.
Jesteśmy z powrotem na Starym Mieście. Ulica Freta. Restauracja Pod Samsonem.
Bywałam tu z ojcem. Siadaliśmy przy oknie, on zawsze tu – tyłem do drzwi, a ja naprzeciwko. Bar był inny i chyba bardziej surowo. Zawsze gwar.
Wtedy model życia był bardziej socjalny. Ludzie szukali bliskości, żyli bliżej. Nie dzwoniłaś do nikogo, pytając, czy możesz przyjść. Przychodziłaś po prostu. No i mieszkało się razem, gnieździli się.
– Kto?
Przez jakiś czas mieszkali u nas Wirpszowie, przyjechali ze Szczecina z dwójką małych dzieci i chcieli zaczepić się w Warszawie, ale nie mieli gdzie, więc wprowadzili się do małego pokoju. Ciasno, ale wesoło. Witold był bardziej poetą, a Maryla eseistką. Potem, kiedy już mieli własne lokum, przychodzili jako goście.
– A pamiętasz Kalinę Jędrusik?
Tak, oczywiście. Co mam powiedzieć? Też piła.
– Zachwycała cię?
Nie, nie pamiętam, żebym ją wyróżniała, żeby wydawała mi się wyjątkowo piękna czy coś podobnego. Pamiętam ją w tłumie.
– Może miała styl, co niekoniecznie zachwyca dziewczynki, więcej mężczyzn?
Ja wiem? Nie wiem. Miała bardzo ochrypły głos, to pamiętam, ale to nie było nic nadzwyczajnego, wszyscy chrypieli na potęgę od tego picia, papierosów.
Przychodzili koledzy z radia, tekściarze z kabaretu. Dużo pisali piosenek, potem zorganizowali Festiwal Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu. Mój ojciec też brał w tym udział, choć nie jest wymieniony. Może to dobrze, ale był nawet w jury. On uwielbiał wojskowych, zadawał się z nimi, jeździł po lesie w noktowizjerach. Napisał też Eskadrę. Hymn lotników. No pisał takie… po prostu jakiś straszny kanał… ale wiele z tych piosenek powstawało ot tak, przy stole. Przychodzili kompozytorzy, się śpiewało… Byli tacy, co przesiadywali ciągle, i tacy, którzy rzadziej. Konstanty Ildefons Gałczyński, Jarosław Iwaszkiewicz.
– Tadeusza nazywali nowym Gałczyńskim, a Iwaszkiewicz…
Napisał mu nawet epitafium pośmiertne, wiem, ale nie był koleżką do picia. Przeczytasz menu? Nie wzięłam okularów.
Wtedy, gdy nauczyłam się czytać, Tadeusz od razu to wykorzystał. Jak dwoiły mu się litery, prosił, żebym czytała mu jego wiersze. Albo podczas tych nocy. Rozmawiają, piją, ja w pokoju obok albo w kuchni nie śpię, bo głośno, więc nawet nie trzeba mnie budzić. Tylko wywołać. Małża! Małgosia! Wstaję z łóżka, mam na sobie białą długą koszulę nocną i idę z rozpuszczonymi włosami. Włosami, które mi moja mama wcześniej tak starannie wyszczotkowała. Zajmuję miejsce na środku pokoju albo stawiają mnie na stole i czytam. Czytam na głos te wszystkie wiersze o śmierci. A oni siedzą. Pijani i zachwyceni.
Zupełnie jak Santa. Jak zobaczyłam Santę, to wiedziałam, to jest dokładnie to, to jestem ja.
– Jaka Santa?
Z filmu Antonio das Mortes Glaubera Rochy. Obejrzałam go w klubie filmowym Andrzeja Wajdy w czasie studiów i zwariowałam. Utożsamiłam się całkiem z tą postacią. Było ważne dla mnie, że właśnie on mi ją pokazał. Stał mi się naprawdę bliski przez tę etiudę, którą zrobił.
– Kiedy ty śpisz.
Tak, powstała według wiersza mojego ojca Gdy zapadnie noc.
Gdy pustoszeją ulice
i w domu twym światła gasną,
nocą, pod srebrnym księżycem –
myślisz – zasypia miasto…23
– Etiuda o tym, co śni się dziecku w roku śmierci Stalina.
Tadeusz napisał to dla mnie.
– Za kamerą stanął Jerzy Lipman.
Który miał synka Piotrusia, przyjaźniliśmy się.
– Ale co z tym Antonio das Mortes?
Santa to przywódczyni rewolucjonistów. Dość somnambuliczna. Zawładnęła mną. Czułam, że jestem nią, ona mną. Zamiast spać, to jak duch, gdzieś prowadzę, albo coś mnie prowadzi.
Niejednokrotnie potem w życiu się tak czułam. Jak przywiązana. Na moich dorosłych scenicznych performensach zakładałam na nadgarstki coś, co zwisało. Do podłogi albo… jakbym była podłączona do czegoś większego. Jeszcze nie umiem tego wytłumaczyć.
– Ale wrócimy do tego?
(pauza)
Jak miałam siedem lat, przeszłam psychozę religijną. Niestety, zażyczyłam sobie, by mnie ochrzcili. Straszna to była trauma w mojej rodzinie. Ojciec nie znosił kleru. I jeszcze opętałam moich kuzynów. Siostrę i brata ciotecznych, oboje w moim wieku. Całą trójką zażyczyliśmy sobie chrzcin. Wszystko zaczęło się w Ostrowcu. Spędzałam tam parę miesięcy.
– Dlaczego?
Tak się czasem zdarzało, jak mama miała jakieś egzaminy, a ojciec gazował… Ta niania, której podkradałam okulary, uczyła mnie modlitw. Ale od czasu powstania warszawskiego była przygłucha i nie zauważyła, że modlę się z błędami. Jak czegoś nie rozumiałam, tworzyłam neologizmy, na przykład nieboświęcie. Myślałam, że jest takie miejsce. Podobnie jak myślałam, że chędożyć, które wyczytałam gdzieś u Iwaszkiewicza, znaczy coś jak usiąść na koniku bujanym. No, ale się modliłam. Żarliwie. I biegałam sama do kościoła. Dość daleko od domu. I znów się modliłam przed ołtarzem, wpatrzona w ciało Chrystusa z tą jego niesamowitą, cierniową koroną. No wiesz, taka duża, kiczowata rzeźba. Ciało. Męka. Jasnoczerwona krew. I niania też była niesamowita. Miała cały system ubierania i rozbierania, że nie dało się zobaczyć ani skrawka nagości. To wszystko razem mnie urzekało, fascynowało. Klękałyśmy, czułam kolanami dotyk podłogi, składałam ręce.
– Czułaś miłość do Jezusa?
Tak, miłość do Jezusa, jego ciała, jego twarzy, jego obrazu, jego ran. I to wszystko jakoś skoncentrowało się w figurze krzyża. Zaczęłam nosić mały krzyżyk. Na drobnej jeszcze szyi, nierozwiniętych piersiach.
– Skąd go miałaś?
Może niania mi dała? Zaczęłam dyskutować z Jezusem o moich planach, wszystko mu o sobie wykładałam, całą moją przeszłość i przyszłość, całą tę moją gwałtowną teraźniejszość.
– I był chrzest?
Był, w kościele w Ostrowcu. Ancia, czyli moja siostra cioteczna, wybrała sobie na chrzestnego mojego tatę, a ja wybrałam narzeczonego mojej ciotki. Miał samochód multipla, a jego rodzice mieli cukiernię, i mieszkali w domu w kształcie grzybka.
– Bajka.
Niestety, poszłam komercyjnie. Ancia poszła bardziej ideowo, no bo jednak poeta… Tak czy owak, stanęło na jednym. Czyli ani pan Bogdan Karasiński, ani pan Tadeusz Kubiak nie wystąpili w kościele jako ojcowie chrzestni, ponieważ byli tak pijani, że nie byli w stanie w ogóle wejść do kościoła. Więc miałyśmy tak zwany stand in. Ktoś inny musiał stawić się osobiście, tyle że nazwisko mojego ojca widniało u niej w papierach, a nazwisko Bogdana u mnie. Od razu poszliśmy do komunii. Załatwiłam wszystko z księdzem, z którym się bardzo przyjaźniłam. Był młody i piękny. Zawsze siedzieliśmy po ciemku, trzymaliśmy za ręce. Miał taką piękną sutannę i takie guziczki świecące.
– Małga…
No, nie molestował mnie… Choć… czekaj. Dziadek chyba czuł pismo nosem, bo zabraniał mi tam chodzić, coś takiego pamiętam, ale przez mgłę. Był chrzest, była komunia, była impreza, wszyscy się oczywiście straszliwie upili, miałam dwie sukienki, jedną krótką, jedną długą.
– Jak ślubna.
Nie wiadomo, która bardziej, bo na swoich ślubach miałam zawsze bardzo krótkie. Cały czas była ta ekstaza, jeździłam z moją ciotką i tym Bogdanem w ich multipli i co mijaliśmy jakąś kapliczkę, to się żegnałam. A było trochę tych kapliczek. W końcu zatrzymali samochód. Wysiedliśmy. Ciotka mówi: „Słuchaj, Małgosiu, co się z tobą dzieje? Co to jest? Co to jest?! Czy ty się boisz? Myślisz, że będziemy mieli wypadek?”. Ja mówię: „Nie, nie. Ja tutaj oddaję hołd Jezusowi”.
– I co ciotka?
Przerażona. Dziadkowi opowiedziała i wszyscy bardzo martwili się o mnie.
Później wróciliśmy do Warszawy i poszłam do szkoły. Tylko na kilka dni, bo nigdy nie mogliśmy trafić z ojcem na ósmą. Mniej więcej o tej porze kładł się spać po pisaniu, albo jeszcze nie wstał i pani dyrektor zamykała nam drzwi przed nosem. Chowała się za szybką, żeby nas obserwować, a niestety, była dość pękata… Mój ojciec wyzwał ją od faszystek i przepisał mnie do szkoły nieco dalej. Poszłam od razu do drugiej klasy. Okazało się, że umiem czytać i co ja tu robię, w pierwszej. Tylko się nudzę, jestem przemądrzała, mówię jak książka i poprawiam nauczycielki. „Nie, nie! Tak się nie mówi!”.
– Bachor.
To ojciec mnie tak wyszkolił. Zawsze mówił bardzo poprawnie.
– Słuchałam. Tak przedwojennie, też jak książka.
„Egzamin” był krótki, gazetę mi dały, całe wkurwione na mnie, jakiś tekst, który niczego nie dotyczył: „czytaj!”. No to ja wzięłam tę gazetę i czytam. Przyjęli mnie do drugiej klasy, ale wyrzucili zaraz z religii. Razem z dwiema dziewczynkami. To były siostry Żydówki, obie miały czarne długie warkocze. Nawet nie były w tym samym wieku, tylko ta starsza poszła do klasy z młodszą, żeby ją chronić. I je wyrzucili, bo Żydówki. A mnie z nimi. Ja protestuję i mówię, że nie wyjdę. Ponieważ ja pragnę chodzić na religię, ponieważ ja kocham Jezusa Pana Naszego. „Nie ma mowy, won”. Tamte dwie płaczą, ja też płaczę. Chodziło o mój zeszyt – na pierwszej stronie trzeba było zrobić portret Chrystusa i większość dzieci zrobiła takie „P” z takim czymś jak duże X. A ja narysowałam Jezusa, jakiego znałam, czyli na krzyżu, ale bez chusty. Nagiego. Nie narysowałam mu też jąder, tylko penisa.
– Dlaczego bez jąder?
Mój brat cioteczny pokazał mi kiedyś, jak wygląda fiutek, ale tak ciach, przez rozporek. Narysowałam tak, jak zapamiętałam. Przyszłam do domu z płaczem, tam oczywiście trwa impreza, a ja ryk. Pokazuję zeszyt, i to dopiero było: wszyscy sobie przekazują, pomiędzy kieliszkami, galaretką i ryją po prostu ze śmiechu. A ja tak strasznie płakałam. Bo to była moja wielka miłość – Jezus. I jak mnie wyrzucili, to odeszłam od wiary. Zamknęłam się.
– I już nie było religijnych spektakli.
Już tylko tańczyłam i śpiewałam dla ojca jak jakaś lolita z Grochowa.
Dostajemy wino i „pół porcji” dla Puszka.
– To znaczy co śpiewałaś?
No jak to co? Tanga o prostytutkach, nożach, kradzionych zegarkach.
I dzisiaj z panną Franią pragnę pić
jak wolności pragnę, warto żyć
Zawsze marzyłam, że będę kabaretową śpiewaczką. Cały ten klimat, to przydymione światło, to bardzo na mnie działało, ta atmosfera, że będę śpiewać i mnie będą podziwiać.
– A konkretnie ojciec?
No tak. Dla Tadeusza organizowałam całe koncerty, wymagałam, żeby przyszedł, i śpiewałam. Tanga, wojskowe piosenki, swoim zdartym głosem. Rozkładał leżak…
– W pokoju?
Tak, siedział na leżaku, pił i patrzył na mnie. Tymi oczami to mnie po prostu połykał. Najbardziej lubił o miłości, takie brudne piosenki o miłości, pełne dirty words. Zamiast mi dać jakiegoś nauczyciela, to się tylko zachwycał. A ja odrzucałam włosy i w ciemnych spelunkach, gdzie życie wre / całą noc Mańka bawiła się…
– Niech troski zginą w rozbitym szkle24.
No właśnie. Dopiero później się sama do chóru zapisałam, ale i tak nic z tego nie było, podobno fałszowałam. A potem już tylko śpiewałam na autostopie z moją córką Agatą, w nocy, gdy nikt nie słyszał.
– Ale przecież na scenie…
Na scenie to się darłam, albo to było bardziej spoken word25. A ojcu śpiewałam tak melodyjnie. Czarne tanga o pijakach, i to mu się bardzo podobało, ten cały Grzesiuk.
– No nieźle, ale pamiętasz takie bardziej… normatywne zabawy?
Jak byłam młodsza. Zupełnie malutka. Wieczorami, jak było cicho, nie było gości, albo jeszcze nie było, bawiliśmy się w zwierzęta. Jeździłam mu na grzbiecie, uderzałam go w boki stopami.
To był najlepszy czas, zanim trzeba było iść spać, zanim mama brała mnie do lustra i zaczynała rozczesywać te moje włosy. Czesała i czesała…
– Las z grzebienia.
Tak, las z grzebienia. Jak zawsze włożył mnie w wiersz.
– Mieliście telefon na Mokotowie?
42413, czemu?
– Pamiętasz numer?
Zawsze pamięta się swój pierwszy numer, czemu pytasz o telefon?
– Po głowie mi chodzi Broniewski. Podobno lubił dzwonić w noc i czytać swoje wiersze, po tym jak zmarła jego córka. Czyli po 1954.
Raczej przychodził, przychodził i wył, jak się zabiła, z tą jego żoną Wandą coś było, nie lubiła nas, nie lubiła ludzi…
– Jak to zabiła? Anka Broniewska?
Wiem, nawet teraz nie piszą, że ona gazem się zatruła, piszą, że to przypadek, że się wylała kawa na kuchenkę gazową. Ale…
– To było słynne, także twój ojciec o tym pisał. Po cieple czajnika chce czas jej odejścia odgadnąć…26
Ale mówić o tym jak o wypadku, to obłuda. Stefan Kozicki, mąż Anki Broniewskiej, bardzo się przyjaźnił z moim ojcem, przesiadywali u nas razem. Miałam wtedy tylko cztery lata, ale mama nieraz opowiadała: Kozicki i Tadzik imprezują, cała grupa imprezuje, czekają na Ankę, a jej nie ma i nie ma. To było bardzo dziwne. Jadą po nią, czekają na dole, tylko Stefan biegnie na górę… Znalazł ją martwą. Mama mówiła, że to się stało w jego imieniny. Lub jakaś inna znacząca dla nich data. Ona była zmęczona. Swoim małżeństwem, swoim życiem, zmęczona wszystkim. Chciała go opuścić. Walizki stały prawie spakowane. Jak jakaś straszna wiadomość27.
Po tym wszystkim Broniewski zupełnie się załamał, przychodził i chlał. I płakał, a mój ojciec z nim, i Kozicki. To był zresztą taki styl picia, cały teatr płaczu, pokolenie powojenne pisarzy, artystów, chlanie, płacz i spanie. Zostawali i spali, albo taksówką jechali do domu. Hłasko ewentualnie zostawał u Dygata, a Broniewski miał blisko, to mógł się jakoś doczołgać.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI
PEŁNY SPIS TREŚCI:
PROLOG
OSOBY
Część I. TADEUSZ I MAŁGORZATA
Rozmowa 1. CZŁOWIEK JEST BLISKO
Rozmowa 2. DOM NA MOKOTOWIE
Rozmowa 3. MOI RODZICE Z ŻURNALA
Rozmowa 4. A CIEMNOŚĆ BYŁA FLUORESCENCYJNA
Rozmowa 5. SZMATA
Rozmowa 6. SKOBEL
Rozmowa 7. DANTE CAFE
Rozmowa 8. TA SREBRNA DZIEWCZYNA
Część II. EGO TRIP
Rozmowa 9. AGATA, WŁÓŻ SKARPETY
Rozmowa 10. NAGŁA I MOKRA
Rozmowa 11. ROAD MOVIE
Część III. MY HERITAGE
Rozmowa 12. SKANDAL PANNY CECYLII
Rozmowa 13. DOM NA GROCHOWIE
Rozmowa 14.BLOODY ZNACZY PRZEZ KREW
Rozmowa 15. STRYJ ZYGMUNT
EPILOG
APPENDIX
OD AUTORKI
18 LGBT Film Festiwal – zorganizowany po raz pierwszy w 2010. Największe w Polsce święto kina Lesbian Gay Bisexual Transgender (odbywa się w kilku miastach). Spotkanie miało miejsce w 2014 r. przy okazji premiery filmu Małgi Federico Garcia Lorca Noir Despair.
19 T. Kubiak, Dorożka i księżyc.
20 Instytut Smolny, do którego uczęszczała prababka Małgi Ewelina Koziełło. Więcej na ten temat w rozdziale Bloody znaczy krew.
21 W. Woroszylski, Walerian Nowak, dyrektor kopalni „Staszic”.
22 Więcej o sporze między braćmi mówimy w rozdziale Stryj Zygmunt.
23 T. Kubiak, Gdy zapadnie noc.
24 Kompilacja tekstu Grzesiuka i przyśpiewki szwoleżerskiej.
25 Spoken word – rodzaj scenicznego performensu opartego na słowach, koncentruje się na estetyce gry słów, intonacji i melodii języka. Termin obejmuje wszelkiego rodzaju poezję recytowaną na głos, odczyty wierszy, slamy poetyckie, poezję jazzową i hip hop, może też obejmować komedię i prozatorskie monologi.
26 Tadeusz Kubiak, Portret mężczyzny z czajnikiem.
27 Już po autoryzacji i oddaniu książki do druku ukazały się wspomnienia wnuczki Broniewskiego Dziadek Władek. Ewa Zawistowska (córka Anki) inaczej pamięta ten dzień i przytacza inne okoliczności. Pisze, że ojciec (Stefan Kozicki) był wtedy na Mazurach. Małga Kubiak: „Żałuję, że nie posłuchałam Danki uważniej. Bo teraz mam wrażenie, że powiedziała: z Czeszką tam poszliśmy. Z Czeszką, nie Kozickim. A ja myślałam, że pomyliła nazwisko…”. Imieniny Bohdana Czeszki wypadają 31 sierpnia, śmierć Anki Broniewskiej – 1 września.