Читать книгу Mam na ciebie oko - Mary Higgins Clark - Страница 7

Оглавление

4

Jamie uwielbiał długo spać. Pracował w supermarkecie od jedenastej do trzeciej po południu. Mama przygotowywała mu śniadanie na dziesiątą. Gdy kończył jeść, przypominała mu, by poszedł na górę umyć zęby. Po chwili wracał i uśmiechał się do niej szeroko, czekając na pochwałę: „Bardzo ładnie”, po czym biegł do „obowiązków zawodowych”, jak dumnie nazywał swoje zajęcie. Pieszo do Acme szło się dwadzieścia minut.

Dziś, patrząc, jak Jamie się oddalał, Marge poczuła dziwny, trudny do określenia lęk.

Weszła na górę, żeby pościelić łóżko syna, i dopiero wtedy uświadomiła sobie, co ją tak zaniepokoiło. Jamie miał na nogach stare, zniszczone tenisówki, nie te nowe, które mu kupiła przed tygodniem. Dlaczego, u licha, włożył tamte? – zadała sobie pytanie, przystępując do sprzątania pokoju. I gdzie się podziały nowe?

Przeszła do łazienki Jamiego. Po wzięciu prysznica wrzucił ręczniki i myjkę do kosza na brudy, tak jak go uczyła. Nie znalazła jednak nowych tenisówek ani spodni, które miał na sobie poprzedniego dnia.

Pomyślała, że przecież nie mógł ich wyrzucić, wróciła więc do pokoju, by się rozejrzeć. Z ulgą i zarazem konsternacją znalazła zwinięte rzeczy tam, gdzie je zostawił – na dnie szafy.

Skarpetki i tenisówki były całkiem przemoczone. Podobnie jak dolna część nogawek spodni.

Wciąż trzymała mokre rzeczy w rękach, gdy od strony podwórka usłyszała przeszywający krzyk. Wyjrzała przez okno i zobaczyła Aline, wskakującą do basenu, i jej rodziców, którzy wybiegli z domu.

Patrzyła, jak Steve Dowling skacze tuż za Aline, a zaraz potem wychodzi z basenu, niosąc Kerry na rękach. Przerażona obserwowała, jak kładzie dziewczynę na płytkach i zaczyna uciskać jej klatkę piersiową, wołając: „Wezwijcie pogotowie!”. Dosłownie po paru minutach na podjeździe pojawiły się radiowozy i karetka.

Marge widziała, jak jeden z policjantów odciągnął Steve’a od Kerry i uklękli przy niej ratownicy.

Odwróciła się od okna, gdy policjant zaczął kręcić głową.

Dopiero po dłuższej chwili dotarło do niej, że wciąż trzyma spodnie, skarpetki i tenisówki syna. Wiedziała, nikt nie musiał jej tego mówić, czemu się zamoczyły. Po co Jamie miałby zacząć wchodzić do basenu i nagle się cofnąć? I od czego te plamy?

Trzeba natychmiast wrzucić spodnie, skarpetki i tenisówki do pralki, a potem do suszarki.

Nie wiedziała, dlaczego wszystko w niej krzyczy, by to zrobiła, ale nie rozumiejąc dlaczego, rozumiała, że musi chronić Jamiego.

Wycie syren radiowozów i karetki wyciągnęło sąsiadów z domów. Wiadomość szybko się rozniosła. „Kerry Dowling utonęła w swoim basenie”. Niektórzy z kubkami kawy w rękach zbliżyli się do podwórka Marge, skąd mogli zobaczyć, co się dzieje.

Sąsiedzi Marge mieszkali w większych domach, otaczających jej skromną posesję. Przed trzydziestu laty ona i Jack kupili mały domek na pochyłej, mocno zarośniętej drzewami działce. Ówcześni właściciele sąsiednich nieruchomości byli podobnymi do nich, ciężko pracującymi ludźmi. Po dziesięciu latach okolica zaczęła się stawać modna i wszyscy, jeden po drugim, zaczęli sprzedawać swoje małe domki deweloperom za dwukrotność pierwotnej ceny. Marge jedyna postanowiła zostać. Obecnie miała dookoła prawdziwe rezydencje, a tym, którzy w nich mieszkali – lekarzom, prawnikom i biznesmenom z Wall Street – zdecydowanie dobrze się powodziło. Wszyscy byli dla niej mili, ale to już nie było to, co dawniej, gdy ona i Jack żyli w przyjaźni ze swoimi sąsiadami.

Marge dołączyła do zgromadzonych i słuchała, jak niektórzy mówią, że wieczorem słyszeli muzykę i widzieli samochody zaparkowane na podjeździe oraz wzdłuż krawężnika. Zgodnie jednak przyznawali, że imprezujące dzieciaki za bardzo nie hałasowały i wyniosły się przed jedenastą.

Marge cofnęła się z powrotem do swojego domu.

Nie mogę teraz z nikim rozmawiać, pomyślała. Potrzebowała czasu, żeby się zastanowić. Dudnienie tenisówek Jamiego w bębnie pralki jeszcze pogłębiało jej zdenerwowanie.

Przeszła z domu do garażu, wcisnęła guzik otwierający drzwi i wycofała samochód na podjazd. Następnie, unikając kontaktu wzrokowego z którymkolwiek z sąsiadów, odjechała, zostawiając tłum ludzi zebranych na jej podwórku i coraz liczniejszych funkcjonariuszy policji, kręcących się po posesji Dowlingów.

Mam na ciebie oko

Подняться наверх