Читать книгу Przypomnij mi, kim jestem - Matthew Thomas - Страница 14
Оглавление8
Przodkowie Eda przyjechali do Nowego Jorku jeszcze przed wojną secesyjną. Największą dumą rodziny był prapradziadek, który przyłożył rękę do budowy okrętu USS „Monitor”. Ed mówił, że ojciec lubił dawać do zrozumienia, że jego przodek był jednym z projektantów okrętu, ale prawda była taka, że odbijał kartę w stoczni Continental Iron Works na Greenpoincie, gdzie wykonano kadłub.
Matka Eda, Cora, miała aksamitny głos i miły śmiech. Eileen spędzała z nią i Edem piątkowe wieczory; pili herbatę i jedli owsiane ciasteczka w kuchni mieszkania z amfiladą, w którym Ed się wychował i które mieściło się na Luquer Street w Caroll Gardens, tuż przy naziemnej linii metra F. Cora bez przerwy, nawet w chłodne dni, otwierała okna, żeby przewietrzyć duszne od ogrzewania pokoje. Eileen z przyjemnością patrzyła, jak koronkowe firanki powiewają na wietrze. Na przyległej parceli roiło się od kotów, które zwinięte w kłębek spały w starych oponach. Czasem wskakiwały na parapet, a wtedy Cora odpędzała je, wymachując ścierką do naczyń. Pociągi przetaczały się regularnie, swoim dudnieniem odmierzając czas. Gdy Eileen zbierała się do wyjścia, ręce Cory przygarniały ją do piersi. Wybuchy matczynej czułości nie przestawały zadziwiać Eileen, choć zawsze przyjmowała je tak samo. Przytulała się niezgrabnie, z tępym zaciekawieniem.
Ojciec Eda, Hugh, nie żył od kilku lat. Eileen wiedziała o nim niewiele; Ed dawkował informacje na jego temat, a Cora w ogóle o nim nie wspominała. Jedynym świadectwem jego istnienia była oprawiona w ramkę fotografia stojąca na małym stoliku. Uśmiechał się z niej zdawkowo, ubrany w płaszcz i kapelusz. Eileen wiedziała, że grał na pianinie w niemych kinach, że pieczętował puszki z farbą w fabryce Sapolina i dostał jednorazową premię, gdy wpadł na pomysł, żeby namalować wielką puszkę farby na jednym ze zbiorników wodnych na dachu miejskiego budynku, i że pracował jako aktuariusz w firmie ubezpieczeniowej Chubb, i że dzięki drugiej wojnie światowej wreszcie odnalazł w życiu cel.
Ed najchętniej opowiadał o wojennych doświadczeniach ojca, choć przecież nie mógł pamiętać tych czasów. Powtarzał więc rodzinne anegdoty.
– Zagadnięty o wojnę mógł o niej rozprawiać godzinami – mówił Ed.
Rząd apelował do cywilów, żeby chwytali się zajęć strategicznych, by pomóc ojczyźnie, dlatego Hugh wylądował w stoczni Todd Shipyard, gdzie przybijał płaty blachy stalowej do przegród i kadłubów uszkodzonych statków. Praca sama w sobie nie była inspirująca ani bezpieczna, ale Hugh lubił harówkę pod słońcem, ramię w ramię z innymi mężczyznami, zapach soli w powietrzu i poczucie wspólnego celu. Nie przejmował się złośliwością losu, który kazał rodowi Leary, od trzech pokoleń osiadłemu w Ameryce, pracować fizycznie na statkach.
Ed opowiadał, że ojciec wraz z innymi robotnikami przebudowywali zwykłe frachtowce w tankowce, wzmacniając ich kadłuby dodatkową warstwą metalu. Przekształcali też luksusowe liniowce w baraki transportujące wojsko. W latach świetności stoczni pracowali przy „Queen Mary”. Usunęli z niej meble i drewniane panele, a bary i restauracje zamienili w szpitale, wyposażyli w system gaśniczy i przemalowali na szaro. „Queen Mary” rozwijała prędkość tak dużą jak niszczyciele, do trzydziestu węzłów, podczas gdy przeciętny okręt podwodny osiągał zaledwie dziesięć. W 1943 roku przetransportowała szesnaście tysięcy ludzi z Londynu do Sydney bez eskorty kanonierki.
Pewnego wieczoru Eileen została dłużej u Eda. Cora położyła się spać. Siedzieli na kanapie, przetartej wzdłuż szwów, przez które wystawały kawałki wypełnienia. Eileen sięgnęła po stojącą na stoliku fotografię Hugh.
– Jaki był?
– Chyba taki jak inni ojcowie – odparł Ed. – Szedł do pracy i długo nie wracał. Nie bywał za często w domu.
– A jako człowiek? Próbuję go sobie wyobrazić, ale widzę tylko ten płaszcz i kapelusz.
Salon oświetlała jedna lampa stołowa. Było tu ciemno niczym w jakiejś spelunie. Cora wprawdzie ustawiła kilka uroczych figurek, ale nie zrobiła nic więcej, żeby uczynić mieszkanie bardziej przytulnym. Eileen teraz inaczej patrzyła na swoją matkę, która dbała o czystość i porządek, oraz na ojca, który wymieniał każdy zniszczony mebel. Ed się wychował bez tego.
– Lubił się śmiać – odrzekł Ed. – Opowiadał sprośne dowcipy. Z ust zawsze zwisał mu papieros. Wyglądał jak pies wywalający jęzor w upalny dzień. Zawsze się spieszył, zawsze kombinował.
– Co jeszcze? – zapytała, odkładając fotografię. Czuła, że tym razem Ed się przed nią otworzy. – Opowiedz mi więcej.
– Lubił sobie wypić – ciągnął Ed. – Nie było wtedy zbyt fajnie.
– Wiem coś o tym.
Zapadło milczenie.
– Przykro mi – odezwał się wreszcie. – Zasługujesz na coś lepszego.
Wzruszenie ścisnęło jej gardło.
– Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko – wydusiła z siebie.
– Nawet gdybym miał coś do powiedzenia, nie umiałbym tego zrobić.
– Po prostu powiedz, o czym myślisz.
Milczał. Przestraszyła się, że za mocno nalegała. Ze zdenerwowania skubała narzutę na kanapie, ani przez sekundę nie spuszczając z niego wzroku. Powinna dać mu spokój i nie ryzykować, że go rozzłości albo zrazi do siebie, ale nie chciała powielać powierzchownych relacji, jakie łączyły ją z poprzednimi mężczyznami. Nigdy z nikim nie pragnęła tak bardzo rozmawiać jak teraz z Edem. Chciała mu powiedzieć rzeczy, których nigdy nikomu nie mówiła. Zawsze uważała, że odrobina tajemnicy jest nieodzowna w związku. Teraz po raz pierwszy w życiu czuła, że im lepiej pozna mężczyznę, tym bardziej będzie go pragnąć – nie odwrotnie.
– Pamiętasz Charliego McCarthy’ego? – odezwał się Ed po chwili. – Kukiełkę Edgara Bergena, tego brzuchomówcy? Ojciec mówił, że jestem do niej podobny.
Eileen złożyła ręce na kolanach i wstrzymała oddech, próbując ukryć ciekawość.
– Wykombinowałem sobie, że rozweselę ojca, jak będę udawał Charliego. Zacząłem ćwiczyć. Nauczyłem się naśladować jego głos. Gdy ojciec wracał z baru, wskakiwałem na kanapę i wykrzywiałem gębę. – Ed rozdziawił usta i otworzył szeroko oczy, patrząc przerażającym, pustym wzrokiem lalki. – Czasem się śmiał. Czasem kazał mi to skończyć i mówił, że wcale nie przypominam tamtej kukły. Nigdy nie wiedziałem, jak zareaguje. Pamiętam, jak ostatni raz zrobiłem tę sztuczkę. Śmiał się do rozpuku. Potem trzasnął mnie w pysk, łup! – Ed uderzył dłonią w blat stołu – i powiedział, żebym przestał robić z siebie pośmiewisko.
Ich ręce powędrowały do siebie. Ukryła jego dłoń w swoich rękach, pocałowała ją szybko i przysunęła się do niego.
Ed przyznał, że nigdy nie rozmawiał z matką o alkoholizmie ojca, ale domyślał się, że przed wojną ojciec nie pił.
– Gdyby wojna nigdy się nie skończyła albo gdyby pilnował porządku w parku, albo pracował na świeżym powietrzu, może wszystko ułożyłoby się inaczej.
Po wojnie Hugh wrócił do Chubba i cały dzień siedział za biurkiem. Nie miał żadnych zainteresowań.
– Kilka kolejek u Molloya. To był jego ulubiony sposób na przepędzenie lęków – stwierdził Ed. – Gdy wchodził do baru, wszyscy wznosili toast. On im stawiał, a oni się śmiali z jego żartów.
Gdy Ed miał dziewięć lat, matka wysyłała go w piątki po wypłatę ojca. Jeśli się spóźnił, czekał ich ciężki tydzień. Jeśli zdążył, ojciec i tak całkiem dobrze sobie radził. Miał piękny, aksamitny głos. Ze śpiewania na pogrzebach w kościele Świętej Marii z Morza wyciągał dwadzieścia pięć dolarów albo i dwie trzecie tygodniówki. Ed odkrył to przypadkiem, kiedy w ramach zajęć szkolnych służył do mszy jako ministrant.
– Wyszedłem z zakrystii z krzyżem – opowiadał Ed – i od razu go zobaczyłem. Śpiewał wówczas po raz pierwszy. Stał z boku i uśmiechał się, mocno zmieszany. Gdy nadeszła pora, zbliżył się do pulpitu. Zerkał na mnie z zakłopotaniem, jakbym go na czymś przyłapał. Może któryś z jego kumpli wiedział, że umie śpiewać, i naraił mu tę fuchę. Pamiętam, że miałem wtedy pewność, że wcześniej się napił. To było widać.
Pokiwała głową.
– Organy zagrały i zaczął śpiewać. Miał taką minę, jakby zaskoczyła go siła jego głosu, jakby słyszał go po raz pierwszy. Nie mogłem uwierzyć, że tak pięknie śpiewa. Całym sercem. Ludzie w kościele płakali.
– Mój ojciec nie umie śpiewać – wtrąciła. – Niestety, on sam uważa inaczej.
Ciąg dalszy w wersji pełnej