Читать книгу Jak być wystarczająco dobrym tatą - Michał Nazarewicz - Страница 9
ОглавлениеI.1. Praca a wychowanie
Znasz dobrze ten typ ojca, któremu się wydaje, że jeśli co miesiąc napełni konto w banku, nie musi robić nic więcej. Ma pretensje, gdy umęczona ciągłym wstawaniem kobieta – bo karmienie, bo smoczek trzeba podać, bo przebrać obrzygane dziecko – prosi, aby choć raz w nocy zmienił pieluchę.
Tenże sam ojciec podchodzi do dziecka jak do ciała obcego, a im bardziej odsuwa od siebie obowiązki rodzicielskie, z radością akceptując fakt, że żona czy partnerka już nawet nie dopomina się o pomoc, tym bardziej utwierdza się w przekonaniu, że tak być powinno. Tyle że nakrywanie głowy poduszką, mamrotanie o niewyspaniu i milionie rzeczy do załatwienia następnego dnia w pracy tworzą ferment w rodzinie. Partnerzy oddalają się od siebie, przestają ze sobą rozmawiać, dzielić się troskami i radościami. Ona będzie coraz więcej czasu poświęcała dziecku, które w efekcie wyprze z jej życia partnera. On wybierze towarzystwo tabelek w Excelu i ciche po godzinach biuro, cedując obowiązki domowe nie tylko na matkę dziecka, ale też na teściową i szwagierkę – każdego z rodziny, kto wykaże choćby odrobinę zainteresowania.
Ucieczka przed obowiązkami to częste zachowanie świeżych tatusiów. Nie chcą brać na siebie odpowiedzialności w szerokim zakresie, sprowadzając rolę ojca wyłącznie do zarabiania. A to błąd!
Odkąd pierwsza kobieta wsiadła na traktor (a druga poleciała w kosmos), zapewnienie bytu najbliższym przestało być jedyną powinnością ojca.
Żeby czuć się częścią rodziny i mieć na nią wpływ, musimy zasłużyć na szacunek i autorytet. Droga do tego wiedzie przez zaangażowanie w jej sprawy i stawianie czoła coraz większej liczbie wymagań. Dawniej większość ojców i dziadków po ciężkim dniu w robocie wracała do domu, głaskała dzieci po głowach, a następnie, zasłoniwszy się gazetą, czekała na zupę i pełnowymiarowe drugie danie, od czasu do czasu rzucając: Jak w szkole?, niezbyt przejmując się odpowiedzią. Dziś stoimy w rozkroku między domem a pracą, co często powoduje konflikty. Partnerki narzekają, że nie pomagamy w codziennych obowiązkach, szefowie, że zasypiamy na służbowych spotkaniach. Niestety, doba, która ma tylko 23 godziny, 56 minut i 4 sekundy, sprawia, że nie wszystko jesteśmy w stanie w nią wcisnąć.
Próbujemy sobie z tym poradzić, nie mając gotowych, odziedziczonych po rodzicach procedur. Większość ojców stara się dzielić z kobietami obowiązkami po równo. Niestety, tylko deklaratywnie: gros z nas nie jest w stanie poświęcać tyle samo czasu rodzinie, co pracy. Sytuacja byłaby inna, gdyby nasze CV wypełniało po brzegi tylko to, co na rynku pracy jest najcenniejsze – zapewne wtedy pracodawcy o nas by się zabijali. Najczęściej jednak nie mamy tego komfortu. Rozwiązaniem mogłoby być wzięcie urlopu przewidzianego przez ustawodawcę – dzięki temu partnerka wcześniej wróciłaby do pracy, a młody ojciec w pełni poświęciłby się budowaniu relacji z nowym członkiem rodziny. Praktyka pokazuje jednak, że (z reguły) to kobiety biorą urlopy macierzyńskie i wychowawcze. Dlaczego? Z prozaicznej przyczyny: gorzej zarabiają.
Dbamy zatem o pracę, ponieważ ona gwarantuje byt naszym najbliższym – wiemy, że nic poza rodziną cenniejszego nie mamy – chociaż cierpią na tym nasze rodzicielskie kompetencje. My zdobywamy kolejne punkty doświadczenia w sprawach niezwiązanych z podstawową komórką społeczną – w tym czasie kobiety poświęcają się dziecku w pełni – i zostajemy weekendowym bohaterem: uodparniamy dom, instalując barierki, blokady w szufladach, zaślepki w gniazdkach, skręcamy łóżka, a potem – co tu kryć – wracamy do naszych planów sprzedażowych, telefonów do wykonania, wahaczy do wymiany czy tekstów do napisania. Robiąc to wszystko, mamy niewiele okazji do spędzania czasu z tymi, na których nam najbardziej zależy, z rodziną. Ale przecież – mówimy sobie – to, co robimy, także jest ważne. I nikt inny, jesteśmy przekonani, tego za nas nie zrobi.
Nie można jednak zapomnieć, że nauczenie się bycia rodzicem na samym początku bycia rodzicem to warunek niezbędny, aby w późniejszych etapach czuć się w tej roli dobrze. Jeśli nie będziesz odbijał dziecka, zmieniał pieluch, woził na spacery, nigdy nie poczujesz się kompetentnym ojcem. Będziesz podejrzewał, że coś robisz źle, albo uważał, że to nie dla ciebie. Właśnie dlatego w krajach nordyckich firmom, rodzinom, całemu społeczeństwu proponuje się specjalne zachęty, aby mężczyźni brali urlopy od razu po narodzinach dzieci. System wysyła ojców na wiele tygodni wolnego, kobiety zaś wracają do pracy w firmach. To nie tylko sprawiedliwe, lecz również korzystne. Dla mężczyzn, ich partnerek i gospodarki narodowej.
Nasza polska rzeczywistość jest nieco inna. Staramy się uelastycznić czas pracy. To dość częste zjawisko wśród ojców, którzy chcą się opiekować swoimi noworodkami czy niemowlętami: wcześniej wychodzą z pracy, biorą dni wolne na pracę w domu. Część ojców ma nagle więcej niż wcześniej spotkań na mieście i lanczów z klientami. Jest tajemnicą poliszynela, że tym czasie kupują pieluchy w dyskoncie i szykują kaszkę na mleku. Ukrywając życie rodzinne przed zawodowym, unikają krzywego spojrzenia nastawionych na maksymalizację wyników szefów, którym przecież wolno więcej.
Z chwilą powiększenia się rodziny wymagania pracodawcy się nie zmieniają. Nie zwiększa się również tolerancja na późniejsze przyjazdy do pracy i wcześniejsze wyjścia, a nieprzespane noce nie są rozgrzeszeniem gorszych wystąpień na konferencjach. Dlatego mężczyźni zakładają, że domaganie się większej elastyczności godzin spędzanych w biurze może pozbawić ich premii, awansu, może nawet posady. Często stosowane przez kobiety rozwiązanie, jakim jest skrócenie czasu pracy lub przejście na część etatu, w ogóle nie wchodzi w grę w wypadku ojców.
Nie możemy sobie pozwolić na to, żeby zarabiać mniej, gdy rosną potrzeby rodziny. To oczywiste.
Zresztą realia, doskonale znane każdemu z nas, są takie, że własne cztery ściany finansuje kredyt. Na jego spłatę zarabiamy przez większą część miesiąca. To paraliżujące zobowiązanie sprawia, że nie mamy zbyt wielkiego wyboru. Musimy zasuwać. Nie ma dziś firm, w których pracuje się od początku kariery do emerytury. Rynek pracy jest kapryśny jak ciężarna kobieta, a dzieci to dla wielu pracodawców obciążenie, chociaż powinni patrzeć na nie jak na źródło dodatkowej motywacji. Każdy odpowiedzialny rodzic, zwłaszcza ojciec, przedkłada więc zapewnienie bezpieczeństwa finansowego rodzinie nad obecność w domu.
I.1.A. TRZY ZASADY, KTÓRYCH WARTO PRZESTRZEGAĆ, ŻEBY POGODZIĆ KARIERĘ Z ŻYCIEM RODZINNYM
PRZEANALIZUJ WŁASNE OCZEKIWANIA ZWIĄZANE Z KARIERĄ I RODZINĄ
Być może uznasz, że przed trzydziestką nie warto marzyć o stołku prezesa, albo dojdziesz do wniosku, że satysfakcjonuje cię stanowisko menedżera, a po gruntownym namyśle okaże się, że już najwyższy czas zacząć budować rodzinną fortunę, którą kiedyś odziedziczy twoje dziecko. Niezależnie od tego, co wybierzesz, pamiętaj: robisz to, żeby być lepszym ojcem.
WEŹ URLOP PO NARODZINACH DZIECKA
Pierwsze dwa tygodnie to prawdziwe wyzwanie. Naucz się przez ten czas swojego dziecka. Każda kupa, którą zetrzesz z jego tyłka, będzie miała kolosalne znaczenie dla waszej późniejszej relacji. A urlop i tak ci się należy. Chyba że nie masz etatu. Może więc czas go poszukać?
POMAGAJ INNYM OJCOM
Młodzi wilcy w korporacjach uważają, że tylko ten, kto przychodzi rano i gasi światło wieczorem, jest prawdziwie oddanym pracownikiem, a model austriacki – w którym o 16:30 pracownikowi wypada długopis z ręki – jest tak samo realny, jak yeti w Bieszczadach. Wspieraj innych ojców, oni będą wspierać ciebie. Budujcie kulturę rodzicielskiego lansu. Pokażcie, że potraficie się zorganizować. W grupie każdy jest silniejszy.