Читать книгу Ta dziewczyna - Michelle Frances - Страница 11

TRZY

Оглавление

7 czerwca, sobota

Laura siedziała na swoim zwykłym miejscu, bokiem do męża, skubiąc sałatkę z grillowanym kurczakiem. Wszystkie okna wielkiej przewiewnej jadalni były otwarte, ale mimo to upał dawał się we znaki. Laura spędziła leniwe popołudnie w ogrodzie, Daniel wylegiwał się na leżaku, ona siedziała pod parasolem. Syn z zamkniętymi oczami odpowiadał na jej pytania, śmiejąc się z jej palącej chęci, by dowiedzieć się wszystkiego o Cherry, a Laura cieszyła się, że Daniel nie widzi, jak ona napawa się jego widokiem. Właśnie gdy wstała, by zabrać się do gotowania, otworzył oczy i usiadł, patrząc na nią z zakłopotaniem.

– Chciałem powiedzieć…

Laura odwróciła się, uśmiechnięta.

– Tak jakby obiecałem Cherry… To jest koncert… w parku… Przepraszam, wiem, mówiłem, że zostanę w domu z tobą i tatą…

Szybko przełknęła rozczarowanie, zbyła przeprosiny Daniela machnięciem ręki i powiedziała, żeby dobrze się bawił.

Teraz, na widok długiego stołu, mogącego pomieścić dziesięć osób, poczuła nagłą irytację z powodu dziwacznego sposobu, w jaki siedzieli z Howardem, kurczowo trzymając się jednego końca, jak na tonącym statku, zgodnie z martwym rytuałem, którego przestrzegali od tak dawna, że żadne z nich już go nie kwestionowało. Laura spojrzała na męża. Najwyraźniej nie przeszkadzał mu stół, upał ani fakt, że przestali ze sobą rozmawiać. Z okularami odsuniętymi na czoło czytał dzisiejszy „Telegraph”, napełniając usta sałatką i młodymi ziemniakami. Popołudnie spędził poza domem – zdążyła się do tego przyzwyczaić – ale teraz wrócił i chciała z nim porozmawiać. Słyszała brzęk jego noża o porcelanowy talerz oraz muzykę Mozarta w tle i gdy się odezwała, jej własny głos zabrzmiał jak obcy.

– Coś ciekawego?

– Tylko golf – odparł Howard, nie podnosząc wzroku.

Golf. Laura poczuła ukłucie. To była jedna z nielicznych rzeczy, które ekscytowały męża. Golf oraz, rzecz jasna, Marianne. Nigdy nie wiedziała, co on tak naprawdę robi. We wszystkie soboty i niedziele, czasem także po południu w dni robocze, gdy mógł się wyrwać z pracy, mówił jej, że idzie na golfa, ale uczucie szczęścia, prywatnego szczęścia, które Howard zatrzymywał dla siebie, podpowiadało jej, że widział się z kochanką. Nie, żeby była zdziwiona. Zdziwienie przyszło dwadzieścia lat temu, gdy odkryła ten romans. Pani Moore przed oddaniem garniturów Howarda do pralni opróżniła ich kieszenie, a paragony, które tam znalazła, położyła na kuchennym blacie. Laura zobaczyła je przy śniadaniu, gdy Howard wyszedł już do pracy. Miała całkowitą pewność, że nigdy nie otrzymała tych kwiatów ani nie została zabrana na lunch w minioną sobotę. Howard oczywiście najpierw zaprzeczył, ale Laura już wiedziała i w końcu przyznał się gniewnie, jakby to była jej wina.

– Dobra, to prawda. Jesteś zadowolona?

Niezbyt fortunny dobór słów: oczywiście, że nie była zadowolona, jej świat właśnie się załamał. Potem odkryła, że romans trwał już od dwóch lat i że Howard kochał tamtą kobietę. Ona również była mężatką, miała małe dzieci i nie czuła się gotowa do rozbijania rodziny. Laura nosiła się z myślą o odejściu od męża – posiadała własne pieniądze, więc poradziłaby sobie – ale należało pomyśleć o Danielu. Howard w niezwykle emocjonalny sposób powiedział jej, że nie chce porzucać syna, który dopiero co wyszedł z wieku niemowlęcego; obiecał, że to zakończy, i Laura przyjęła go z powrotem. Jednak wszystko się zmieniło. Howard przez całe tygodnie był nieszczęśliwy, pracował do późna, prawie się nie odzywał, a ironia polegała na tym, że właściwie nie widywał Daniela. W małżeństwie utrwalił się wzorzec: Howard pracował, Laura wychowywała syna. Przywykła do osamotnienia. Jej dzieciństwo składało się z niezliczonych opiekunek, ponieważ matka chodziła na przyjęcia, a ojciec pracował. Laura była jedynaczką – więcej dzieci sprawiałoby zbyt dużo kłopotu. Bardzo pragnęła bliskiego kontaktu z matką, ale nigdy go nie nawiązała. Dzisiaj oboje rodzice już od dawna nie żyli. Postanowiwszy, że Daniel nigdy nie będzie się czuł taki opuszczony jak ona, schowała do kieszeni urazę z powodu romansu Howarda i zaczęła troskliwie organizować synowi życie: kluby, wakacje, przyjaciół. Matka i syn zbliżyli się do siebie, a Howard zaczął się czuć odrzucony. Jeszcze trudniej znosił przebywanie w domu, pracował coraz dłużej, jego rozdrażnienie rosło. Z powodu odstawienia na boczny tor stał się okrutny wobec Laury i krytykował jej metody wychowawcze, kiedy w weekendy Daniel płakał na widok tego obcego mężczyzny, który brał go na ręce.

Wiele lat później, już po wyjeździe Daniela na studia, Laura była w domu, gdy Howard oznajmił, że idzie na drinka.

– Spotykam się z kimś z klubu – wyjaśnił.

Właśnie nalewała wody do czajnika, gdy poczuła, jak słowa męża przebijają jej serce. Wypuściła z rąk czajnik, usiłując złapać oddech. Nagle do niej dotarło, kim jest ten „ktoś z klubu”. Marianne wróciła. Zarówno syn Howarda, jak i jej dzieci podrosły. Laura przypomniała sobie, że w zeszłym tygodniu Howard również spotkał się z „kimś z klubu”. Dalej nie sięgała już pamięcią, choć gorączkowo usiłowała sobie przypomnieć. Kiedy szok minął, poczuła się wyczerpana i pokonana, bo pojęła, że Howard i Marianne nadal się kochali.

Z czasem „golf” rozciągnął się na całe weekendy i coraz rzadziej widywała męża. Nieraz rozważała, czy nie poprosić go o rozwód, ale właściwie przestało to mieć znaczenie. Choć wiedziała, że to przez Howarda czuje się osamotniona, stawienie czoła całej sprawie i rozstanie tylko rozjątrzyłyby ranę. Zawsze wolała koncentrować się na innych rzeczach. Daniel od dawna stanowił centrum jej życia i teraz była zachwycona na myśl, że poznał wyjątkową osobę, z którą ona może zdoła się zaprzyjaźnić.

– Daniel znów dzisiaj wyszedł – powiedziała do męża.

– Domyśliłem się.

– To już trzeci wieczór z rzędu.

Howard nadal nie odrywał wzroku od gazety.

– Jest dorosły – stwierdził i zaśmiał się.

– Naturalnie. – Laura stłumiła irytację. – Spotyka się z dziewczyną.

W końcu Howard spojrzał na żonę.

– To bardzo dobrze.

– Myślę, że jest po uszy zakochany. Poznali się dopiero trzy dni temu. Od tamtej pory widuje ją co wieczór.

– Do czego zmierzasz?

– Och, daj spokój, Howardzie. Nie chcesz się dowiedzieć, kim jest dziewczyna, która tak zawróciła mu w głowie?

– Najwyraźniej ty chcesz.

– Może wyślę mu SMS-a.

– Ani się waż – rzucił ostro Howard.

Dotknięta, zastygła z widelcem w połowie drogi do ust.

– Tylko żartowałam.

– Zostaw go w spokoju. Pogódź się z tym, że po raz pierwszy nie znasz wszystkich szczegółów z jego życia. Nie wtrącaj się.

– Nie wtrącam się – powiedziała cicho i nagle zapragnęła wyjść z jadalni.

Odłożyła serwetkę na stół i wstała. Już miała zanieść talerz do kuchni, kiedy…

– Masz obsesję. – Ostre słowa padły nagle. – Jesteś zaborcza.

Laura zamarła.

Przez chwilę milczeli, a potem Howard podniósł się i wyszedł.

Laura stała z talerzem w dłoni. Łzy napłynęły jej do oczu nie tylko dlatego, że była wstrząśnięta tym oskarżeniem, ale także z powodu spojrzenia, jakie Howard posłał jej na odchodne, pełnego głębokiej pogardy. Usiadła na chwilę, po czym, jakby nie chcąc dopuścić, by słowa męża do niej przylgnęły, pospiesznie wstała i poszła do kuchni. Wiedziała, że nie ma sensu iść za Howardem. Zaszył się w swoim gabinecie, a zresztą nie była w nastroju do konfrontacji, nie miała ochoty na kłótnię.

Talerz zabrzęczał o blat i z Laury wylał się cały gniew i oburzenie na słowa męża. Przecież Howarda brakowało przez wszystkie te lata. Co mógł wiedzieć o gigantycznej pracy związanej z wychowywaniem dziecka? O nieustannej opiece nad niemowlęciem, o zarwanych nocach, wycieraniu buzi, rączek, pupy, stołów, wysokich krzeseł – wycierać, wycierać, wycierać. Czy wiedział, jak to jest nie móc pójść do toalety? Czy znał uczucie absolutnej pewności, że jedno przytulenie ukoi ból wszystkich stłuczeń i siniaków? I zawsze należało być gotowym na takie przytulenie dziecka. Przeżycie dnia z dzieckiem wymagało nieustannych wybiegów psychologicznych i taktyki odwracania uwagi. Howard nigdy nie musiał sobie radzić z rozdzierającym serce płaczem Daniela – ani cierpieć z tego powodu – kiedy mały nie chciał iść do żłobka; nie musiał się domyślać, gdy jego czteroletni syn nie potrafił wyjaśnić, czemu brakuje mu pewności siebie w nawiązywaniu przyjaźni. Nie musiał podejmować decyzji w kwestii sportów, klubów, zabaw; ani zastanawiać się, jak zachęcić dziecko do niezależności, tak by zarazem nie miało poczucia, że jest pozbawione wsparcia; ani uspokajać syna, gdy przeżywał lęki nocne po nagłej śmierci dziadka na zawał. Co Howard wiedział o tym wszystkim? Laurę ogarnął gniew na tę okropną krótkowzroczność męża, a potem nalała sobie kieliszek wina i gniew przygasł. Nikt nie mógł o tym wiedzieć, nikt oprócz matki.

Trzymając kieliszek, wzięła swoją książkę leżącą obok lodówki i wyszła do ogrodu. Zapadał zmierzch. Jaśmin pięknie pachniał, setki drobniutkich białych gwiazdek rozwijały się wraz z nadejściem czerwca. Laura zapaliła świeczki o zapachu cytronelli i wkrótce zleciały się ćmy, by to zbadać. Huśtając się na bujanej ławce, pozwoliła umysłowi swobodnie dryfować. Zabawnie było sięgać myślami wstecz: przez lata był właściwie tylko Daniel i ona, a teraz miał na dobre się wyprowadzić. Nagle przypomniała sobie, co mówił w wieku trzech lat, siedząc z nią w tym ogrodzie. Udawał, że jest szczeniaczkiem, i podskakiwał wokół niej.

– Hau! – wołał. – Czy on ci się podoba?

– Jest prześliczny.

– Możesz go zatrzymać, jeśli chcesz.

– Naprawdę?

– Możesz go zatrzymać na zawsze. – I Daniel mocno obejmował ją za szyję.

Miaucząc żałośnie, przyszedł kot, z ogonem jak szczotka klozetowa, a Laura ujrzała lisa, który węszył przy dużym matowym oknie na środku trawnika, stanowiącym część sufitu podziemnego basenu. Moses wskoczył jej na kolana – miauczał i czekał na wybawienie. Laura kupiła go dla Daniela, kiedy miał dziewięć lat, żeby chłopiec nauczył się opiekować zwierzętami. Był to mały srebrnoszary kot birmański, którego z czasem bardzo polubiła. Teraz podniosła kamyk i cisnęła w stronę lisa. Nie lubiła tych zwierząt; niepokoiło ją, że są do wszystkiego zdolne i że nie znają żadnych granic. Niedawno słyszała, jak pewna zdenerwowana kobieta zadzwoniła do porannego programu radiowego i z niedowierzaniem opowiadała o lisie, który w biały dzień wszedł tylnymi drzwiami i wskoczył do dziecięcego łóżeczka. Laura się wzdrygnęła. Gdyby coś takiego wydarzyło się w dzieciństwie Daniela, przypuszczalnie rozwaliłaby lisowi łeb o patio.

Trzy wieczory z rzędu, pomyślała z uśmiechem. Kto spotyka się z dziewczyną trzy wieczory z rzędu na samym początku znajomości? Co miała w sobie wyjątkowego? Rozmyślając o Cherry, zaczęła myśleć o innej dziewczynie, nieco starszej od Daniela. Rose była pierwszym dzieckiem Laury. Idealne niemowlę, od urodzenia jadła i spała regularnie jak w zegarku. Dlatego było bardzo niezwykłe, że kiedy miała zaledwie kilka dni, któregoś razu Laura nie mogła jej dobudzić na karmienie. Gdy udało się to trzy godziny później, Laurę ogarnął taki niepokój, że zabrała maleństwo do lekarza. Ten tylko spojrzał na dziecko i kazał Laurze pędzić do szpitala. Zdiagnozowano paciorkowce grupy B, pochodzące od niewykrytych bakterii w kanale rodnym. Dwadzieścia cztery godziny później lekarze oznajmili rodzicom, że Rose umiera – i po dwóch godzinach umarła w ramionach Laury. Miała dokładnie siedem dni.

Poczucie winy załamało Laurę i prawie rozbiło ich małżeństwo. Nie potrafiła odegnać od siebie myśli, że Rose mogłaby żyć, gdyby ona zabrała ją do lekarza od razu, kiedy mała nie obudziła się na karmienie. Małżeństwo uratowała kolejna ciąża Laury. Dziesięć miesięcy później, gdy na świat przyszedł Daniel, Laura przysięgła – kimkolwiek była słuchająca jej istota – że poświęci życie temu maleństwu i nie pozwoli, by spotkało je coś złego.

Laura zaczęła głaskać kota, który umościł się na jej miękkich udach i przymknął oczy z ulgą, że lis już znikł. Raz po raz Moses zerkał na oszalałe ćmy, ale był zbyt leniwy lub zmęczony, by żywiej na nie zareagować. Huśtając się łagodnie, Laura rozmyślała o tej nieznanej jeszcze dziewczynie, która miała tyle lat, ile miałaby jej córka.

Ta dziewczyna

Подняться наверх