Читать книгу Ta dziewczyna - Michelle Frances - Страница 9

JEDEN

Оглавление

Dziewięć miesięcy wcześniej – 7 czerwca, sobota

Laura była jak najlepszej myśli o dzisiejszym dniu. Gdy tylko otworzyła oczy, ogarnęło ją słodkie uczucie związane z początkiem wakacji. W ten sobotni ranek wstała i ubrała się wcześnie, przed wpół do ósmej, a już zaczynał się upał. Podeszła do drzwi Daniela i chwilę nasłuchiwała, ale w pokoju, który utrzymywali w czystości, gdy on był na studiach medycznych, panowała cisza. Jeszcze spał. Nic dziwnego, skoro przez parę ostatnich nocy wracał do domu długo po tym, jak Laura poszła już spać. Daniel przyjechał z uczelni całe dwie doby temu, a do tej pory go nie widziała. W pracy się paliło, więc wychodziła wcześnie, a gdy wracała do domu, syna nie było. Z pewnością nadrabiał zaległości w życiu towarzyskim. Laura, głodna nowin, zazdrościła jego przyjaciołom tych rozmów. O wszystkim chciała się dowiedzieć, pragnęła to chłonąć, dzielić z nim radość pierwszych kroków w życiu zawodowym i napawać się wspólnym latem, zanim Daniel wyjedzie na staż. Oto wreszcie nadszedł ich dzień: żadnych niecierpiących zwłoki, nagłych zmian w serialu, który produkowała dla ITV, przesiadując w montażowni do dwudziestej pierwszej, żadnych spotkań. Dzień tylko dla nich dwojga, matki i syna.

Z uśmiechem na twarzy uchyliła drzwi. W zalanym słońcem pokoju zobaczyła rozsunięte zasłony i pościelone łóżko. Na chwilę stanęła zdezorientowana, aż pojęła, że musiał zejść na śniadanie. Ciesząc się, że, podobnie jak ona, już wstał i zaczął się krzątać, zbiegła po schodach swego domu w Kensington i wpadła do kuchni. Pusto. Zagubiona, rozejrzała się i poczuła ukłucie niepokoju. Na blacie dostrzegła kartkę z wiadomością: „W piwnicy. Będę GŁODNY!”. Laura się uśmiechnęła. Daniel wiedział, że nie cierpiała, gdy nazywano owo pomieszczenie „piwnicą”, bo pobrzmiewało to fałszywą skromnością. Wielka czerwona przybudówka, rozciągająca się w głąb, a nie wszerz, kosztowała jej męża majątek. Howard oznajmił, że chce mieć własny „kąt”, a Laura niemal wybuchła śmiechem na ten eufemizm. Chociaż wcale nie było jej do śmiechu, bo wiedziała, że mąż chce mieć własny kąt, żeby odseparować się od niej. Pewnej nocy zaproponował to lekkim tonem, dodając, że warto, by „każde z nas miało trochę przestrzeni”. Z trudem pohamowała zaskoczenie i urazę; zresztą i tak prawie się nie widywali, bo Howard stale przesiadywał w biurze, grał w golfa, albo zamykał się w swoim gabinecie. Zatrudnił kosztownych fachowców, którzy wykopali ziemię pod domem i urządzili tam pokój do gier, piwnicę na wino, garaż i basen. Sąsiedzi nie byli zachwyceni hałasem, gruzem wywożonym z ziemi na taśmie i ogólnym oszpeceniem krajobrazu, więc Laura musiała ich przepraszać. Niedogodności miały przynajmniej charakter tymczasowy, nie tak jak przy budowie na końcu ulicy trzypiętrowego podziemnego bunkra, który zafundował sobie magnat stalowy, kiedy to u sąsiadów popękały frontowe filary.

Zjechawszy windą na basen, poczekała, aż szum silników ucichnie, po czym wkroczyła w lazurowy półmrok. W podświetlonej od spodu wodzie pływał, wzbijając pianę, Daniel i jak zwykle, gdy na niego patrzyła, ogarnął ją zachwyt. Akurat w chwili, gdy kończył długość, podeszła do głębokiego końca basenu i przyklękła nad wodą.

Na widok matki Daniel zatrzymał się i bez trudu wciągnął się na brzeg. Woda spływała z jego silnych ramion, gdy z uśmiechem objął Laurę i mocno przytulił. Tak jak przewidywał, pisnęła, by go upomnieć, ale potem, nie mogąc się oprzeć, odwzajemniła uścisk.

Czując, jak ją moczy, odepchnęła go i strzepnęła ciemne plamy na żółtej sukience.

– To nie było zabawne – powiedziała z uśmiechem.

– Tylko przytuliłem moją starą mamę.

– Może nie taką starą.

W swoich myślach Laura wciąż miała dwadzieścia pięć lat. Często przyglądała się innym kobietom, zadziwiona tym, że wkraczają w wiek średni, i dopiero po chwili docierało do niej, że należy do tego samego pokolenia. Bawiło ją, że ugrzęzła w swoistej amnezji wiekowej; jeszcze bardziej bawiło ją każde spojrzenie w lustro, potwierdzające, że choć wygląda dobrze jak na swój wiek, z całą pewnością nie ma dwudziestu pięciu lat.

– Daj spokój, dobrze wiesz, że podobasz się chłopakom.

Uśmiechnęła się. To prawda, że lubiła flirtujących przyjaciół Daniela, którzy wpadali na śniadanie, mówili na nią „pani C” i chwalili jej tosty francuskie. Już od pewnego czasu ich nie widywała.

– Jak się mają Will i Jonny?

– Nie wiem. – Daniel zaczął się wycierać jednym z włochatych ręczników, które pani Moore zmieniała trzy razy w tygodniu, niezależnie od tego, czy ktoś ich używał, czy nie.

– Nie spotkałeś się z nimi wczoraj?

– Pracują – odparł Daniel nonszalancko i wszedł za drewniany parawan. – Już zabrali się do zmieniania świata.

– W ubezpieczeniach? No tak, wiem, że pracują. Pytałam o wieczory. Jeśli nie spotykałeś się z chłopakami, to gdzie byłeś w ostatnie dwie noce?

Za parawanem panowało milczenie, a Laura nie widziała, że Daniel uśmiecha się w zamyśleniu. Chciał to zachować dla siebie nieco dłużej, ale nagle wezbrała w nim potrzeba, by podzielić się z kimś tajemnicą. Stopniowo wyjawi część szczegółów, nie wszystko, i będzie czerpał radość z przeżywania ich raz jeszcze.

– Hej! – zawołał Daniel, gdy matka zajrzała za parawan.

Laura stała z rękami założonymi na piersiach, czekając, aż syn odpowie na pytanie.

– Wyglądasz zupełnie przyzwoicie – stwierdziła.

Z przyjemnością patrzyła, jak wciąga szorty i koszulkę, dumna, że jej geny powołały do życia tak przystojnego młodzieńca. Oczywiście Howard też miał swój udział, ale syn odziedziczył wygląd po matce. Taki sam wzrost, takie same gęste falujące jasne włosy i mocne kości. Teraz Daniel, zamiast jej odpowiedzieć, z zawadiackim uśmiechem skierował się do windy.

Laura wzięła gwałtowny wdech.

– Nie naciskaj tego guzika.

– Idziesz?

Weszła za synem do windy i żartobliwie uszczypnęła go w ucho.

– Wyciągnę to z ciebie.

Winda ruszyła w górę.

– Au! Mogę zaprosić cię na coś do jedzenia?

– Czy ta sprawa wymaga oficjalnego komunikatu? – spytała Laura, unosząc brwi.

Kiedy drzwi windy się otworzyły, Daniel wziął matkę za rękę i poprowadził ją przez hol do rozległej kuchni z dębu i granitu.

– Po prostu chcę ci sprawić frajdę, mamo.

– Ty stary czarusiu. Zanim dam się zaprosić, podrzuć chociaż jakąś wskazówkę. Nie znoszę niepewności.

Daniel wyjął z lodówki sok i nalał sobie pełną szklankę.

– Szukam mieszkania. Wiesz, na rozpoczęcie stażu.

– Na pewno nie mogę cię przekonać, żebyś wrócił do domu? – spytała Laura z westchnieniem.

– Och, mamo… Jeśli nie liczyć wakacji, i to nie wszystkich, nie mieszkam w domu od pięciu lat.

Nie chodziło o to, że Daniel prowadził podejrzane życie towarzyskie. Po prostu, jak na dwudziestotrzylatka przystało, w pełni korzystał ze swojej prywatności i nie zamierzał spędzić dwóch następnych lat pod dachem rodziców, nawet jeśli w piwnicy był basen.

– Dobrze już, dobrze. Czyli polujesz na mieszkanie. W nocy?

– Mam taką agentkę „na boku”. – Uśmiechnął się szeroko.

Dopiero po chwili Laura załapała.

– Dziewczyna?

– Jest bardzo sumienna. Dokładnie wie, co mi się podoba.

– Dziewczyna!

– Mówisz tak, jakbym nigdy nie chodził na randki.

– Ale ta jest kimś wyjątkowym – stwierdziła z przekonaniem Laura.

– Skąd wiesz?

– Cóż, spotykałeś się z nią w ostatnie dwa wieczory, prawda?

– Tak…

– I dopiero co ją poznałeś! Dalej, kawa na ławę. Jak ma na imię?

– Cherry1 – odparł Daniel, rozbawiony matczynym entuzjazmem.

– Owoc! Wspaniały owoc sezonowy.

– Co takiego?

– Egzotyczna?

– Ma czarne włosy… – Uniósł dłoń i potrząsnął głową. – Nie wierzę, że to mówię.

Laura chwyciła syna za rękę.

– Nie, mów dalej, proszę. Chcę o niej usłyszeć wszystko. Skąd pochodzi?

– Z Tooting.

– A więc jest egzotyczna! Przepraszam, żartowałam. Teraz będę poważna. – Ze skruchą pocałowała go w rękę. – Ile ma lat?

– Dwadzieścia cztery.

– I jest agentką nieruchomości?

– Tak. No, aktualnie się szkoli. Dopiero zaczęła.

– I pracuje tutaj, w Kensington?

– Chce sprzedawać ładne domy. – Daniel usiadł na kuchennym blacie. – Dowiedziała się wiele o tej okolicy, udając, że chce się tu przeprowadzić. Za pośrednictwem innych agencji obejrzała dwadzieścia siedem mieszkań, zanim sama zaczęła pracować jako agentka. Odkryła, że potrafi z dużą pewnością siebie opowiadać o zaletach nieruchomości i o potencjalnych klientach. – Zaśmiał się. – To się nazywa przebojowość. Potem… dość odważnie, wymyśliła swoje CV. W każdym razie je podkoloryzowała. Przedstawiła się jako „ta dziewczyna”.

Laura uśmiechnęła się, choć postępowanie Cherry nieco ją zmroziło. Co było dość niemądre, bo przecież nie miała nic wspólnego z pracą tej dziewczyny ani nie była jej szefową. Wierzchem dłoni poklepała syna po kolanie.

– Chodź, podobno gdzieś mnie zapraszasz.

Daniel zeskoczył z blatu i podał jej ramię.

– Z najwyższą przyjemnością.

Chciał ugościć matkę, chciał się nią opiekować, być synem, którym lubiła się popisywać, choć wprawiało go to w pewne zakłopotanie. Usiądą w miłej knajpce, Laura będzie napawać się tym, że oboje mają dobry humor, a Daniel wiedział, że i on będzie się dobrze bawił. Zawsze dbał o to, by spędzali razem czas, zwłaszcza że odkąd pamiętał, w związku rodziców brakowało ciepła. Niewiele ich łączyło, a ojciec Daniela, partner w dużej firmie księgowej, rzadko bywał w domu. Daniel pragnął choć trochę wynagrodzić matce osamotnienie, które, jak wiedział, odczuwała. Od ostatniego spotkania z matką upłynęło już trochę czasu, co zwiększało jego poczucie winy i zakłopotanie z powodu kolejnego sekretu. Jeszcze nie powiedział matce, że zamierzał skrócić ich wspólny dzień. Wieczorem znowu spotykał się z Laurą.

Ta dziewczyna

Подняться наверх