Читать книгу Sekrety La Roja - Miguel Angel Diaz - Страница 8
„WALLAS BĘDZIE
CHCIAŁ SIĘ ZABIĆ...”
Оглавление„No dobrze, chłopcy. Jeśli zrobicie to, co wam mówię, pociągniemy ten wózek do przodu.” Tak Luis Aragonés rozpoczął odprawę meczową po południu 29 czerwca 2008 roku. Selekcjonerowi, w chwili słabości, wymknął się półuśmieszek. Jedna z obecnych wtedy w sali osób uważa tamten moment za najwspanialszy w całej jego trenerskiej karierze: „W tamtej chwili on już wiedział, że wygramy”. Luis nie pierwszy raz wypowiadał to zdanie. Powtarzał je przed różnymi meczami, zarówno towarzyskimi, jak i oficjalnymi. Nadchodził moment, o którym marzył przez lata.
Pedro Cortés, dyrektor federacji, tamtego dnia nie mógł nawet jeść. Zawładnęły nim nerwy i musiał poprosić Gutiego (Miguela Gutiérreza, jednego z fizjoterapeutów) o tabletkę: „Bałem się, że oszaleję albo zemdleję”. Daleki od współczucia dla niego Aragonés przeszedł do ataku. „Jesteś tchórzem” powtarzał mu raz i drugi kilka godzin przed finałem.
W autokarze, w drodze na legendarny Prater, Aragonés był jeszcze bardziej przekonywający w rozmowie z przyjacielem. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że Hiszpania zostanie mistrzem Europy: „Nawet nie wiesz, jak przestraszeni są Niemcy. Mówię ci, Pedro. Trzęsą się ze strachu, trzęsą się ze strachu! Na nich! Nie zobaczą piłki, ja tobie to mówię! Jesteś mistrzem Europy, ja tobie to mówię. Mówi ci to Luis – nie zobaczą piłki! Będą musieli ją sobie kupić, jeśli chcą zobaczyć. Wallas [Ballack] będzie chciał się zabić i będzie chciał bić głową w słupek. Z desperacji, w jaką wpadnie, będzie chciał, by wyniesiono go na noszach… Są zdesperowani…”.
„Wygrać, wygrać i wygrać!” Wojenny okrzyk reprezentacji odbijał się od ścian Ernst Happel Stadion po wysłuchaniu ostatnich instrukcji Luisa. „To mój okrzyk, który zawsze stosowałem przed meczami we wszystkich drużynach, z którymi pracowałem. To słowo jest bardzo zakorzenione w zawodniku, bo piłkarz przede wszystkim chce wygrywać, a jeśli później gra dobrze, wtedy jest niezwykle…”
23 piłkarzy uformowało grupkę, złączyli ręce i przysięgli sobie, że nie zawiodą. „Finałów się nie gra, finały się wygrywa” wpoił im Aragonés. Nie była to jedyna perełka, jaką selekcjoner miał w zanadrzu na tak wyjątkową okazję. Od swego wielkiego przyjaciela, Germána Colino, nauczył się innego powiedzenia, które wyciągnął tamtego wieczoru w Wiedniu: „Nie bądźcie, panowie, jak chart Lucasa, który robił ze strachu, kiedy pojawiał się zając”. „Chciałem dać im jasno do zrozumienia, w delikatny sposób, że nie mogliśmy zawieść i żeby nie wywierać na nich większej presji, wykorzystałem to powiedzenie, którego nauczono mnie w Hortalezie, w czasach kiedy była to jeszcze wioska” wyjaśnia Aragonés.
W szatni, przed wyjściem na rozgrzewkę, Luis podszedł do Torresa i patrząc mu pewnie w oczy, powiedział: „Zrobiłem to już w Atleti, jeśli pan pamięta. Dziś strzeli pan dwa gole”. El Niño wspomina tamten moment: „Palcem wskazującym zrobił mi na czole znak krzyża. Prawdę mówiąc, nie pamiętałem zbyt dobrze, co zdarzyło się poprzednim razem. Wydaje mi się, że rzeczywiście strzeliłem wtedy dwa gole w Atleti, ale w Wiedniu zdobyłem bramkę, która zapewniła nam ostateczny triumf. Wcześniej piłka po moim strzale głową trafiła w słupek”.
Puyol złożył obietnicę Villi, wielkiemu nieobecnemu, który doznał kontuzji w półfinale z Rosją: „Spokojnie, wygramy, a Podolski nie strzeli. W ten sposób zakończysz mistrzostwa jako najlepszy strzelec”. El Guaje, na wszelki wypadek, przypomniał o misji Marchenie. „Powiedział mi, żebym bardzo uważnie pilnował Niemca” zdradza środkowy obrońca.
Puchar stał na podwyższeniu na końcu tunelu prowadzącego z szatni. „Nie dotykajcie pucharu! Nie dotykajcie go!” krzyczał Iker Casillas, kiedy otwierały się drzwi hiszpańskiej szatni. „Jak mam go nie dotknąć, skoro być może nigdy więcej go nie zobaczę?” pomyślał Capdevila. Posłuchał jednak i nie dotknął. „Skoro mówił to kapitan, musiało być coś na rzeczy… Ciekawe czy któryś z Niemców nie powstrzymał się i dotknął…”
Casillas przywitał się z Metzelderem, kolegą z Realu Madryt: „Teraz nadchodzi tiki-taka” zapowiedział mu bramkarz. Niemiec, który w ciągu tygodnia wymienił kilka esemesów z Sergio Ramosem, miał dość gęsty zarost, przesądnie zostawiany na turnieje finałowe. Po meczu ogolił się w szatni pośród wielkiego rozczarowania. „Bardzo trudno dotrzeć do finału. Mnie udało się to dwa razy, bo grałem też w finale mundialu w Korei i Japonii w 2002 roku przeciwko Brazylii, ale w obu przypadkach zostaliśmy pokonani sprawiedliwie” przyznaje.
Początek w wykonaniu Hiszpanii był niezbyt pewny i brak precyzji w obronie o mały włos nie wpędził w kłopoty Casillasa. „W pierwszym kwadransie to Niemcy stwarzali zagrożenie. Wszyscy patrzyliśmy po sobie, jakbyśmy chcieli powiedzieć: »Cholera, przecież to jest finał!«. Jednak począwszy od strzału Torresa w słupek, mecz stał się inny” opowiada kapitan.
Przeznaczenie na minutę chwały wybrało 33. Xavi podał z głębi pola do Torresa; El Niño wytrzymał natarcie Philippa Lahma i posłał piłkę krzyżowo niedaleko słupka. To właśnie widzieli tamtego wieczoru Hiszpanie w telewizji albo ci bardziej uprzywilejowani, in situ, na stadionie. A co pomyśleli w tym momencie główni bohaterowie?
Xavi tak wspomina swoją asystę: „Bardzo lubię wizualizować to, co w trakcie meczu robi drużyna przeciwna. Pamiętam, że w spotkaniu z Rosją Siemak poruszał się za mną krok w krok, ale w jednej chwili się pogubił. Senna podał mi piłkę i pomyślałem: »Kurczę, mogę się nawet obrócić…«. To wtedy jest moment, gdy mogę coś zrobić. W dniu meczu z Niemcami byłem sam i miałem chwilę, by się zastanowić. Nie kryli indywidualnie, tylko strefą, więc pomyślałem: »Zajebiście!«. Przed golem mogłem podać kilka piłek Andrésowi. Bramkowa akcja zaczyna się od piłki, którą daje mi Senna. Wiem, że mogę się obrócić, bo widziałem Ballacka i Schweinsteigera przed sobą i pomyślałem: »Gotowe«. Frings poszedł na skrzydło, nie wiem po co. W tym momencie widzę El Niño. Podanie wcale nie było dla niego takie łatwe. Fernando mnóstwo się przy nim napracował. On jednak w biegu cię zabija, jest jak koń”.
Torres wykonał resztę i wywrócił do góry nogami cały kraj, który bardzo długo, być może zbyt długo, czekał na tę chwilę: „Murawa była bardzo mokra, a tamta nowa piłka Adidasa – bardzo szybka. Źle obliczyłem miejsce, w którym spadnie. Być może Lahm był zbyt pewny siebie albo zaskoczył go tor lotu piłki, ponieważ biegł bardzo, bardzo szybko i zostawił mi miejsce z prawej strony. Ja zacząłem z lewej, a potem zdecydowałem się zmienić kierunek i przeszedłem na prawą. W tej chwili zobaczyłem, że Lehmann wyszedł bardzo późno i zdałem sobie sprawę, że jest tam wolne miejsce. Pomyślałem, że bramkarz będzie pierwszy, ale widząc przestrzeń, wystawiłem czubek buta, by podnieść piłkę i udało mi się trafić. Sądziłem, że wyjdzie za boisko, bo uderzenie było nieco podkręcone i ze względu na kierunek normalnie nie powinno trafić w bramkę. Boisko było jednak tak mokre, że piłka pośliznęła się i… wpadła. Zazwyczaj na tego typu turniejach organizowanych przez FIFA czy UEFA nie pozwalają polewać murawy przed meczem, ale tamtego dnia wydali zezwolenie. Był już wieczór i pojawiło się trochę rosy. Nie wiem… Nieważne, jakie były okoliczności, to był moment Hiszpanii”.
Christoph Metzelder podkreśla żwawość, z jaką Torres biegł, by jako pierwszy dopaść do piłki: „Normalnie Lahm wygrałby ten pojedynek, ponieważ był najbliżej piłki, ale Fernando okazał się bardzo przebiegły, zagradzając mu drogę z jednej strony i pojawiając się niespodziewanie z drugiej. O wyniku finału zdecydował nasz błąd, ale trzeba przyznać, że Hiszpania miała więcej okazji niż my”.
Raúl Varela na stanowisku komentatora Radio Marca, krzyczał, chcąc przekazać słuchaczom emocje, jakie towarzyszyły mu w tamtej chwili: „Gooooooooooool dla Hiszpanii!!! Strzelił syn Flori i José. Strzelił dla Israela [jego brat], strzelił dla Mari Paz [siostra], strzelił dla Olalli [żona], strzelił dla Hiszpanii, strzelił Torres… To był jego dzień, to był jego wieczór, to były jego mistrzostwa i Torres nie zawiódł. 33!, 33! 33. minuta meczu! Torres strzelił gola… Hiszpania 1, Niemcy 0”. Była godzina 21.18, 29 czerwca 2008 roku, a cała Hiszpania tonęła w jednym wielkim uścisku i marzyła o powtórzeniu historii sprzed 44 lat. Drugi gol Marcelino w finale ze Związkiem Radzieckim został strzelony 21 czerwca 1964 na stadionie Santiago Bernabéu. Od tamtej chwili minęło 16 079 dni.
Wydawało się, że Hiszpania ma mecz pod kontrolą, a ci, którzy znajdowali się na boisku, nie cierpieli za bardzo. „Mogliśmy strzelić jeszcze jakiegoś gola w drugiej połowie. Nie wspominam tamtego dnia jako typowego meczu, w którym co chwilę zerkasz na zegar” wyznaje Silva.
Mimo przewagi tylko jednej bramki, czas mijał szybko. „Nie chciałem, żeby kończył się ten mecz. Cieszyłem się tą chwilą najbardziej jak można. Jeszcze w ostatnich minutach stworzyliśmy sobie okazje” zaznacza Xabi Alonso.
Po stronie niemieckiej panowała bezsilność. „Nie było to typowe 0:1, kiedy drużyna przegrywająca wywiera presję i zamyka rywala w jego polu karnym. Staraliśmy się to zrobić, ale nie znaleźliśmy sposobu. Hiszpania komfortowo broniła wyniku. Nie byliśmy w stanie ani grać pressingiem, ani stwarzać sytuacji, ani przycisnąć rywali” przyznaje Metzelder.
„W ostatnich minutach nie miałem nawet czasu, by spojrzeć na tablicę wyników. Bałem się, że wykorzystają jakąś szansę i wpędzą nas w tarapaty. Kiedy arbiter zagwizdał po raz ostatni, nie spodziewałem się tego i pomyślałem: »Już?«” wyznaje Marchena, który pierwsze co zrobił to uścisnął się z Casillasem, jak ma w zwyczaju. Ławka tamtego wieczoru miała dość niecodziennego lokatora – Davida Villę. Pepe Reina przeżywał finał u jego boku: „Znosić go to było coś okropnego. Widać, że nie jest przyzwyczajony do oglądania meczów z ławki. To wiercipięta. Nie przestawał protestować przy każdej akcji. Był bardziej uciążliwy niż naręcze melonów. Tuż po zakończeniu meczu zaczął skakać jak szalony, nie wiem jakim cudem nie zerwał sobie więzadeł krzyżowych”.
„Nie mogłem się powstrzymać. Poza tym kontuzje mięśni kulszowo-goleniowych nie są tak bolesne, dlatego mogłem świętować jak należy. Finał przeżywałem w większym napięciu niż gdybym był na boisku… Aż do czasu gola Torresa. Później już się cieszyłem, bo podczas drugiej połowy byłem spokojny. Momentami mecz przypominał gierkę treningową” dodaje Villa.
„Pepe, Villa, Xavi i ja pod koniec byliśmy cali w nerwach i nie przestawaliśmy wymuszać na czwartym arbitrze, żeby już kończyć mecz” wspomina Cesc Fàbregas.
Roberto Rossetti prowadził finał mistrzostw świata do lat 20 w Zjednoczonych Emiratach Arabskich w 2003 roku. „Brazylia pokonała nas 1:0, a Włoch po trzech minutach wyrzucił z boiska Mellego” wspomina Armando Ufarte, asystent Aragonésa i selekcjoner na młodzieżowym mundialu. Teraz arbiter i wynik był ten sam, lecz tym razem na korzyść Hiszpanii. Kiedy sędzia zagwizdał po raz ostatni, piłka w jednej chwili znalazła właściciela na całe życie. „Nie pozwoliłem nawet, żeby się odbiła. Chwyciłem ją i włożyłem pod koszulkę. Teraz mam ją dobrze schowaną w domu” chwali się Sergio Ramos.
Nie był jedynym, który wrócił ze skarbem w walizce. „Już w meczu z Włochami pomyślałem, by wziąć sobie jedną, ale przez ekstazę związaną z rzutami karnymi nawet o tym nie pamiętałem. Jednak piłkę, którą zakończył się półfinał z Rosją mam. Pamiętam, że Iker ją wybił, arbiter zagwizdał, a ja wystrzeliłem z ławki rezerwowych, żeby ją zabrać. Już wtedy zacząłem wzbudzać zazdrość kolegów. Podczas finału też byłem sprytny i wziąłem sobie drugą. Obie mam schowane za szkłem. To ekskluzywna pamiątka na całe życie” opowiada Arbeloa. Swoje intencje zdradził wcześniej Albiolowi: „Jak tylko zagwiżdże, idę po piłkę”. „Spadaj, człowieku. Dostaniesz ją później…” usłyszał w odpowiedzi.
Reina także wziął sobie jedną: „Zabrałem ją chłopcu do podawania piłek, aby sobie zatrzymać”. Inni byli mniej żwawi i skończyło się tylko na chęciach. „To było niemożliwe. Co chwilę dochodziło tam do rabunku…” oskarża Alonso. „Między Pepe i Arbeloą – zabrali wszystkie” obwinia Silva.
Aragonés zatopił się we wzruszającym uścisku z Jesúsem Paredesem, trenerem przygotowania fizycznego, i z Féliksem Martínem, najstarszym utillero. „Teraz, tak” powiedzieli sobie. „To był piękny uścisk i uznanie dla pracy każdego z nas” dodaje Martín.
To były bardzo silne emocje, a niektórzy, jak Iniesta, nie wstydzą się wyznać, że nie mogli powstrzymać płaczu: „Popłynęło mi kilka łez. Oglądałem w telewizji finał, który przegraliśmy z Francją w 1984 roku, a teraz byłem tam, na murawie, zdobyłem ten puchar. To jest coś niesamowitego”. Cesc napotkał na swej drodze bramkarza Jensa Lehmanna, kolegę z Arsenalu, człowieka łatwo się obrażającego: „Podałem mu rękę z największym szacunkiem. Pamiętam, że bardzo często żartował sobie ze mnie, mówiąc, że niczego nie wygrałem. Pomyślałem, by zrobić mu jakiś kawał, ale uznałem, że nie był to najlepszy moment. Miesiąc później rozmawialiśmy przez telefon i trochę mu dopiekłem…”. Metzelder zabrał do domu skarb, za który wielu Hiszpanów zapłaciłoby duże pieniądze: koszulkę Casillasa. „Zawsze, kiedy rozgrywam mecz na takich imprezach, wymieniam się koszulką z przeciwnikiem. Mam w domu ze dwadzieścia, ale ta Ikera jest szczególna”.