Читать книгу Moja onkomisja - Natalia Kustosz - Страница 10

Rozdział 3 WYJŚCIE DO DOMU, DRUGA CHEMIA

Оглавление

W końcu wyniki zaczęły powoli rosnąć. Pamiętam, jak moja pani doktor oznajmiła, że nie mam izolacyjnych wyników. Od razu zadzwoniłam do mamy, żeby przywiozła mi coś czekoladowego (przy izolacji jedzenie czekolady było zabronione). Na początku lutego wypuścili mnie na weekend do domu! Co prawda, wyniki trochę spadły i znowu miałam izolację, ale bardzo się wtedy cieszyliśmy! Miło było pomieszkać we własnym domu, przespać się we własnym łóżku. Pobyć trochę całą rodziną razem.


W niedzielę wieczorem wróciliśmy do szpitala. Tym razem do Indii. Sala była większa od Australii.

Następnego dnia zaczęła się druga i najagresywniejsza chemia, tym razem czterodniowa. Jednak wyniki nie spada ły, a wręcz rosły w trakcie tego cyklu! Podobno może być tak po tych lekach, bo mają opóźniony czas działania. Po tym bloku znów wyszliśmy do domu. Też na weekend. W poniedziałek rano wróciliśmy. Wtedy też pierwszy raz byłam na oddziale dziennym, który jest czynny od rana do 15.00, stąd jego nazwa. Pobrali mi krew i kiedy już były wyniki (izolacyjne, już zaczęły spadać), mogliśmy zdecydować: albo zostajemy, albo do środy jesteśmy w domu. Chciałam jechać do domu, ale mama stwierdziła, że lepiej będzie, jak zostaniemy w szpitalu. I miała rację. Teraz to wiem.

Lecz wtedy… skąd miałam wiedzieć, co się stanie już za tydzień? Znów trafiliśmy do Indii. Nie wspomniałam wcześniej, że wyniki próbek szpiku wysłanych wcześniej do Wrocławia i Krakowa pokazały nie tylko, że jestem w grupie pośredniego ryzyka nawrotu choroby, ale też jest łamliwość chromosomów. Pobrano mi krew jeszcze w trakcie drugiej chemii i zawieziono ją do Szczecina, aby ustalić, czy ta wada występuje tylko w złych komórkach białaczkowych, czy w moich właściwych też. Oczywiście zapytałam doktor Asię, co by to dla mnie oznaczało. Dowiedziałam się, że mogę być bardziej wrażliwa na różne czynniki toksyczne, na przykład promieniowanie. Przestraszyłam się. Ale mama z racji tego, że ma skrzywienie księgowego musiała to sprawdzić od razu w necie. Powiedziała, że nie ma się czym martwić, bo gdybym miała to od urodzenia, wyszłoby to wcześniej.

Na szczęście okazało się później, że łamliwość chromosomów mam tylko w blastach, czyli złych komórkach. Spadł mi wielki kamień z serca. Później były walentynki i odwiedzili nas panowie z Wilków Łódzkich, drużyny futbolu amerykańskiego. I to by było na tyle, jeśli chodzi o miłe rzeczy w trakcie tego dołka. Później było już coraz gorzej. W sobotę dostałam gorączki…

Moja onkomisja

Подняться наверх