Читать книгу Laguna - Ннеди Окорафор - Страница 12
Rozdział trzeci
Miri
ОглавлениеBryza chłodziła wilgotne plecy Adaory przez powoli schnącą bluzkę. Słyszała nerwowe rozmowy: kilka w języku joruba, jedną w igbo, dwie w hausa, większość w pidżynie.
– Szibko, biko-nu! Musim stond iść! – powiedział ktoś.
– Nie wiem. Możie na zamach samobójczi, o!
Zbierali się i pośpiesznie zamykali sklepy i bary, a towarzyszyły temu stukoty i trzaski. Adaora słyszała też dźwięk przyboju. Osłabła. Po raz pierwszy w życiu ten odgłos ją przerażał. Ktoś dotknął jej ramienia, a ona się wzdrygnęła.
– Obudziła się – zabrzmiał kobiecy głos.
Adaora otworzyła oczy i szybko usiadła. Próbowała wstać, ale zakręciło jej się w głowie i znów opadła na piasek.
– Nie – wymamrotała. – Nie dotykaj mnie.
I wtedy zobaczyła pozostałą dwójkę leżącą na piasku, wciąż śpiącą, nieprzytomną albo zamroczoną, cokolwiek tamci z nimi zrobili. Pobliska latarnia uliczna zamigotała. Większość z pozostałych świateł całkiem zgasła i na Bar Beach panowała ciemność.
– Nie zrobię tego – powiedziało to coś.
Adaora zmrużyła oczy i przyjrzała mu się w migoczącym świetle... nie, nie „to”, lecz „ona”. Kobieta wyglądała jak ktoś z rodziny Adaory – ciemna skóra, szeroki nos, ciemnobrązowe, mięsiste wargi. Jej gęste włosy były równie długie, co Adaory, lecz zamiast licznych zadbanych dredów, sięgających do ramion, ta kobieta miała liczne zadbane warkoczyki, które opadały jej na plecy.
Adaora odwróciła się w stronę wody, bryza uderzyła ją w twarz. Odetchnęła. Powietrze pachniało tak jak zawsze, rybami i solą, z lekką nutą dymu z miasta. Ale woda sięgała stanowczo zbyt daleko. Prawie trzy metry w głąb plaży! Zaledwie kilkadziesiąt centymetrów od jej stóp. Właściciele i pracownicy barów i restauracji trzymali latarki w rękach i z niepokojem spoglądali na wodę, pośpiesznie zamykając lokale. Wszyscy klienci musieli uciec. I powinni być przestraszeni, pomyślała Adaora, zaciskając powieki i próbując zebrać myśli. Ile czasu minęło? Godziny? Kilka minut?
– Co się stało, to się nie odstanie – stwierdziła kobieta. – Jesteśmy tutaj. Teraz...
– Teraz wy... powinniście odejść – odpowiedziała niewyraźnie Adaora.
– Nie. Zostajemy.
Adaora popatrzyła na kobietę i nie umiała wzbudzić w sobie złości. Znów zamknęła oczy, zmuszając się do myślenia analitycznie, spokojnie, racjonalnie, jak przystoi naukowcowi, którym przecież była. Ale kiedy spojrzała na kobietę, przyszła jej do głowy zupełnie nienaukowa myśl.
W kobiecie było coś jednocześnie atrakcyjnego i odpychającego, co mieszało Adaorze w głowie. Miała długie włosy – liczne idealne, błyszczące warkoczyki, ale z pewnością były to jej naturalne włosy. Przenikliwe spojrzenie brązowych oczu przyprawiało Adaorę o gęsią skórkę, zupełnie jakby patrzyła na dużego czarnego pająka. Jej zachowanie było zbyt spokojne, swobodne i... obce. Mąż Adaory, Chris, natychmiast by ją znienawidził, ze wszystkich powyższych powodów. Dla niego kobieta byłaby „morską wiedźmą”. Wierzył, że istniały białe wiedźmy, cielesne wiedźmy i morskie wiedźmy. Wszystkie były złe, lecz morskie miały największą moc, gdyż mogły ujarzmić wodę, tę samą substancję, z której ciało dorosłego składało się w siedemdziesięciu procentach, a ciało dziecka w siedemdziesięciu pięciu. Woda to życie, pomyślała znowu.
Adaora uśmiechnęła się szeroko. Kobieta mogła swobodnie udawać jej kuzynkę. Wystraszenie męża na śmierć byłoby doskonałym sposobem na wyrównanie rachunków. A w piwnicy miała laboratorium. Mogła przeprowadzić kilka podstawowych testów na tej... „kobiecie”. To byłby prosty, nieskomplikowany, nieoficjalny sposób, by ocenić, czy to wszystko rzeczywiście się wydarzyło, czy też było jedynie urojeniem wywołanym przez napięcie.
– Jak mam cię nazywać? – spytała Adaora, westchnęła i rozmasowała czoło.
Dotknęła policzka. Wciąż opuchnięty i obolały.
Kobieta zawahała się i uśmiechnęła znacząco.
– Podoba mi się imię Miri?
Adaora zamrugała z zaskoczeniem. Myślała o tym właśnie imieniu. To coś rzeczywiście czytało jej w myślach. Imię „Miri” z pewnością jeszcze bardziej wstrząsnęłoby jej mężem – to byłby lukier na cieście. Jednakże Adaora czuła pewien opór. Imię powinno być bardziej subtelne niż określenie „wody” w języku igbo.
– Nie – powiedziała. – Co powiesz na imię...
Zawahała się, gdy w jej umyśle pojawiło się imię „Ayodele”. To było imię z języka joruba, co wywołałoby podejrzenia Chrisa, gdyż Adaora wywodziła się z ludu Igbo. Ponadto w dzieciństwie miała przyjaciółkę imieniem Ayodele, która zginęła, kiedy próbowała przejść przez ruchliwą ulicę. Zmarszczyła czoło.
– Czy wiesz, o jakim imieniu myślę teraz?
To... kobieta się uśmiechnęła.
– Nie.
Mąż też musiał pamiętać Ayodele z czasów dzieciństwa. Płakał tak samo jak Adaora, kiedy doszło do wypadku. To imię zaniepokoiłoby go bardziej niż „Miri”. Tak.
– Musisz gdzieś się zatrzymać – zauważyła Adaora.
– Tak – odpowiedziała kobieta. – To by mi odpowiadało.
– Świetnie – stwierdziła Adaora zdecydowanym głosem. – W takim razie masz na imię Ayodele.