Читать книгу Życie stewardesy, czyli o tym, jak mierzyć wysoko i przekraczać granice - Olga Kuczyńska - Страница 8
Olka Monolka
ОглавлениеMiałam ci tyle do powiedzenia, że nie zdążyłam się przedstawić.
Jestem Olga, lecz znajomi nazywają mnie Ola. A matki moich kolegów z piaskownicy wołały na mnie Olka Monolka. Bardzo to lubiłam. Urodziłam się w 1993 roku. Jeszcze załapałam się na kultową polską konsolę Pegasus, jeszcze pograłam sobie w gumę, miałam też okazję bawić się w chowanego. W domu nie było Internetu, ale jako mały człowiek potrafiłam znaleźć sobie zajęcie. Dorastałam na warszawskim Żoliborzu. Wiele rzeczy kręciło mnie od zawsze: muzyka, sztuka teatralna, lubiłam też planety, gwiazdy, znaki zodiaku, interesowały mnie kryminologia, medycyna, duchy, zjawiska paranormalne. Z wiekiem poszerzałam też informacje na temat historii drugiej wojny światowej i Holocaustu. Byłam w Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu i miałam wrażenie, jakbym doskonale znała to miejsce.
Zawsze starałam się rozwijać, zdobywać wiedzę z różnych dziedzin, lubiłam doświadczać. Od małego miałam mnóstwo energii, było mnie wszędzie pełno, gadałam za kilku, a jeśli na podwórku albo w szkole zdarzały się kłopoty, to ze mną w roli głównej. Wchodzenie na drzewa, skakanie z trzepaków, dachów, bujanie się bez trzymanki albo jazda na rowerze w ten sam sposób były na porządku dziennym. Gdy rodzice wysyłali mnie na kolonie, wtedy najwięcej pomysłów przychodziło mi do głowy. Ta odwaga, samodzielność rodziły się tam, gdzie jako dzieciak czułam wolność i byłam odkrywcą w swoim świecie. Odkrywcą najbliższych lasów, archeologiem w piaskownicach. Byłam małym marzycielem i filozofem. Wpatrzona w gwiazdy, leżałam na bałtyckiej plaży przy ognisku. Mój charakter kształtował się latami i obecnie jestem, kim jestem.
Myślę, że w moim życiu wiele rzeczy nie działo się przypadkowo, i zapewne nie jest przypadkiem to, że jestem dziś na pokładzie.
Wrażliwość. Chociaż zazwyczaj stąpam pewnie po ziemi, gdy byłam młodsza, dostrzegałam w swoim życiu też inne rzeczy. Mam słabość do zwierząt, nawet najmniejszej mrówki. Ratowałam znalezione koty i szukałam im domu, pukając do sąsiadów. To było u mnie czymś zwyczajnym. Misja „gołąb bez skrzydła” nie mogła mieć innego końca niż u weterynarza. Te małe wielkie rzeczy już wtedy pokazywały, że nie potrafię przechodzić obojętnie obok potrzebujących. Dlatego pewnie teraz, gdy leżę i piszę swoją książkę, obok mnie śpią dwa piękne koty, które przygarnęłam. Oba znalazłam w garażach. Jeden przyleciał z Omanu, drugi miauczy po włosku. Z małych, wychudzonych kajtków wyrosły dostojne kocury. Kocham je oba całym sercem.
Znajomi często mnie pytają, jak to się dzieje, że umiem szybko wybaczać. Jak to jest, że drugi człowiek, nawet jeśli go nie znam, potrafi być dla mnie ważny?
Pamiętam, gdy kiedyś razem z moimi rodzicami bywałam w domu dziecka. W naszej dalszej rodzinie zmarła dorosła osoba, a jej dziecko zostało samo. Los sprawił, że mój siedmioletni kuzyn przebywał w domu dziecka. Był tam, gdzie żaden mały człowiek trafić by nie chciał. Pamiętam, jak moja mama walczyła o niego, o to, aby mógł z nami zamieszkać i by mógł mieć rodzinę, na jaką każdy z nas zasługuje. Miałam wtedy cztery lata, ale pamiętam to bardzo dobrze. W drzwiach domu dziecka maluchy rzucały się moim rodzicom na szyję, prosząc, żeby wziąć je do naszego domu. Pokochać.
Jako czterolatka zaczęłam sobie uzmysławiać, że są dzieci, które nie mają tak dobrze jak ja i które nie mają swojej mamy, swojego taty. Nie mają własnego, rodzinnego kąta. Sądzę, że te wydarzenia jakoś mogły zadecydować i rzutować na moją przyszłość i podejście do życia.
Mówi się, że nie powinno się patrzeć wstecz i powracać myślami do przeszłości, ale dostrzegam tego sens, bo przecież doświadczenia uczą człowieka. Wyciągam więc wnioski.