Читать книгу Krew na naszych rękach? - Paweł Lisicki - Страница 6

Objawienie Auschwitz

Оглавление

Wielu słusznie zauważyło wielki wpływ, jaki na całą teologię współczesną wywarł Elie Wiesel, a szczególnie jego opowieść „Noc”, w której między innymi odtwarzał własne doświadczenia, przypominając masowe mordy na Żydach. We fragmencie, w którym autor opisuje śmierć chłopców na szubienicy, jeden ze współwięźniów pyta, patrząc na ofiary: „Gdzie jest Bóg? Gdzie On jest? Teraz?”[12], na które to pytanie Wiesel słyszy odpowiedź udzieloną mu przez tajemniczy wewnętrzny głos: „Gdzie On jest? Oto jest tu – wisi na tej szubienicy”[13]. Oto Bóg utożsamia się z ofiarami Holocaustu, schodzi ze swego tronu w niebiosach i poddaje się męce i cierpieniu.

Znany protestancki teolog Jürgen Moltmann w książce „Der gekreuzigte Gott” („Bóg ukrzyżowany”) starał się nadać temu doświadczeniu Wiesela chrześcijański wymiar. Pisał: „Bóg jest w Auschwitz i Auschwitz jest w ukrzyżowanym Bogu – to jest podstawa dla realnej nadziei, która zarówno obejmuje, jak i przezwycięża świat i która jest podstawą dla miłości, która jest mocniejsza niż śmierć i może pokonać śmierć”[14]. Doświadczenie Auschwitz ma być, powtarzam, swoistą cezurą dziejów, absolutnie nowym początkiem pojmowania Boga i Jego stosunku do świata. Inna znana teolog, Susan J. White, pisała: „Czy możemy obecnie wyznawać Boga i pośredniczyć między Tym, który wydaje się, że nie słyszał krzyków Żydów w obozach koncentracyjnych, a ludźmi? Czy chcemy oczyszczenia od Boga, którego znaleźliśmy winnym obojętności? Czy wolno nam używać psalmów, które mówią o interwencji Boga w sytuacjach niesprawiedliwości? Czy możemy ogłaszać, odmawiając »Ojcze nasz«, że jest to Bóg, który ma moc zbawiać? Czy możemy, krótko, modlić się w ten sam sposób do Boga klasycznego teizmu, Boga mocy, mądrości, władzy i miłosierdzia, jako wspólnota wiary po Auschwitz?”[15]. Oczywiście nie możemy. Gdyby Bóg był taki, jak Go sobie wyobrażano przez wieki, nie dopuściłby do Holocaustu, który w tych kategoriach ma stać się swoistym antyobjawieniem.

„Holocaust jest najbardziej radykalnym antyświadectwem zarówno judaizmu, jak i chrześcijaństwa. Nie wolno wygłaszać sądów teologicznych, które nie byłyby wiarygodne w obliczu płonących dzieci”[16] – pisał rabin Irving Greenberg. Konsekwentnie trzeba uznać, że tak jak niegdyś dla Kościoła punktem odniesienia miało być cierpienie Jezusa na krzyżu, szczytowy punkt historii, tak teraz ma nim być cierpienie i męki Żydów w obozach śmierci. Po Holocauście Bóg albo całkiem musi zniknąć – nie sprawdził się, bo nie przeciwdziałał męczarniom Żydów; albo musi ulec radykalnej przemianie. Wierzyć nadal w Boga, który jest wszechmocny, jest Opatrznością, jest Panem świata – to teraz, zgodnie z tą nową teologią, akt skrajnie niemoralny, egoistyczny i wręcz nieludzki. Jak można wyznawać takiego Boga? Jak można Mu wierzyć i twierdzić, że panuje nad światem, skoro dopuścił do swoistego objawienia absolutnego zła w Auschwitz i nie raczył kiwnąć palcem?

Kto wyznaje takiego Boga, bliski jest wręcz, można by powiedzieć, antysemityzmowi: przecież głosząc potęgę Boga, lekceważy absolutność żydowskiego cierpienia. Albo zatem Boga w ogóle nie ma, albo jeśli jest, to należy w Nim widzieć już nie Ojca dobrego, nie wszechwładnego i potężnego Pana, ale, być może, kogoś, kto też cierpi, kto poddany został męczarniom. Nie pomógł Żydom nie dlatego, że nie chciał, ale dlatego, że nie mógł. Możliwy jest zatem obecnie, twierdzą holocaustiańscy myśliciele, jedynie Bóg, który cierpi i nie może zbawiać. Wyznawać Boga Zbawiciela, który mógł wybawić Żydów, a tego nie uczynił, to wyznawać wiarę, zdaniem zwolenników nowego podejścia, w moralne monstrum. Należy więc, stwierdza Pawlikowski, uznawać podatność Boga na zranienie. Bóg, którego „zwykliśmy wzywać w liturgii, aby przyszedł i uleczył zło świata, sam umarł w popiołach Holocaustu”[17].

Jak zauważył inny słynny teolog niemiecki, Klaus Berger, umierający na krzyżu Jezus był zaledwie jednym z setek tysięcy ukrzyżowanych żydowskich niewolników i jednym z milionów zabitych w obozach Żydów. Jeśli tak, to rzeczywiście jego śmierć traci nadzwyczajne znaczenie – był on tylko jednym z wielu przypadków; w porównaniu ze śmiercią ofiar Holocaustu śmierć Jezusa nie robi na współczesnych teologach specjalnego wrażenia. Jej znaczenie można uratować jedynie w ten sposób, że podkreśla się żydowskość Jezusa – zginął na krzyżu jako członek narodu żydowskiego, a nie jako człowiek, składając ofiarę za ludzkość. „Jezus był wierny Torze, był jednym z wielu męczenników żydowskich cierpiących dla uświęcenia imienia Boga”[18] – pisał holenderski teolog Coos Schoneveld.

Tę zmianę podejścia doskonale pokazał powołany przez papieża Franciszka na konsultora Papieskiej Rady do spraw Popierania Jedności Chrześcijan ojciec Enzo Bianchi. Ogłosił on, że objawienia fatimskie w 1917 roku były oszustwem, bo... Matka Boska nie przepowiedziała w nich Holocaustu. Jego zdaniem Maryja, która mówiła o prześladowaniu chrześcijan i błędach Rosji, była wymysłem chrześcijańskim, gdyż przekazała obraz Boga „katolickiego rasizmu, który dba tylko o swoją rodzinę”[19]. Ksiądz Bianchi, założyciel ekumenicznej wspólnoty z Bose, doskonale zrozumiał nową tendencję, która dominuje w teologii katolickiej. Faktycznie, czy można sobie wyobrazić, żeby Bóg, gdyby rzeczywiście chciał się objawić, nie wspomniał o metafizycznym złu Holocaustu?

Krew na naszych rękach?

Подняться наверх