Читать книгу Mali bogowie - Paweł Reszka - Страница 12

Оглавление

Dziennik sanitariusza

Popołudnie. Moja praca to wyłącznie pokonywanie kolejnych, zawiłych korytarzy. Odczytywanie nazw na gabinetach. Nie należy tylko myśleć o łóżku, że ledwo się toczy, że znów podskoczy na progu i będzie ją bardzo boleć. Przecież nie zlikwidujemy tych progów – one są tu od zawsze. Przecież nie przeniesiemy łóżka ponad nimi – to znaczy może i dalibyśmy radę, ale… No bez żartów.

Lepiej nie patrz na nią, lepiej patrz na napisy.

„Pracownia echa” – obiecuje zawsze jakąś tajemnicę. „Nefrologia” brzmi jak imię greckiej bogini. A obok oddziału psychiatrycznego spotykasz często ludzi, którzy wyglądają, jakby unosili się nad ziemią. Czasami pytają: „Którędy do wyjścia głównego?”. Czy powinno im się powiedzieć prawdę?

I pacjenci. Ich nazwiska bywają takie zabawne. Pan Bakunin boi się palpitacji, a przecież w rzeczywistości zabiła go depresja. A Danton? Nie umrze na nerki, tylko od gilotyny. Klnę się, że gdy przyjmą jakiegoś Puszkina, to będę go przestrzegał przed bronią palną, a Poniatowskiego przed kąpielami.

Już na miejscu. Czekamy.

Badania nie można zrobić. Nie ma ankiety pacjenta. Teoretycznie możemy ją wypełnić sami z technikiem, pod warunkiem że pacjentka kontaktuje, odpowie na pytania i złoży podpis. Alternatywa? Wracać z ciężkim łóżkiem na drugi koniec szpitala po ankietę. W sumie prawie wszystko, co potrzebne do ankiety, i tak jest w skierowaniu, wystarczy wyciągnąć je z kieszeni i wpisać.

– Jak pani się nazywa?

– Bbbbb.

– Kwiatkowska? OK. A imię?

– Bbbbb.

– Ewa? Piszemy.

– Ile pani waży?

– Trzydzieści dwa.

– Co?

– Trzydzieści dwa kilogramy.

Patrzymy na łóżko, na nią i po sobie. Wracamy. Pacjentka jest bez kontaktu.


Mali bogowie

Подняться наверх