Читать книгу Ulysses Moore. - Pierdomenico Baccalario - Страница 15
ОглавлениеDyrektor pociągnął nosem i zrobił gwałtowny wydech, jakby chciał wprawić w ruch reszki powietrza w jego gabinecie.
Wielki, stary, zardzewiały wentylator stał na krawędzi szafy. Przypominał mięsożerną roślinę, gotową w każdej chwili pochwycić zdobycz. Drobinki kurzu wirowały po przypadkowych orbitach – oświetlone promieniami słońca, rysowały na posadzce coś w rodzaju dywanu w tygrysie plamy.
Ani jedna mucha nie ośmieliła się zakłócić ciszy gabinetu.
Jason i Julia siedzieli przed dyrektorem sztywno, z rękami na kolanach i wzrokiem wbitym w podłogę. Starali się nie poruszać, bo ażurowe krzesła, na których siedzieli, trzęsły się i skrzypiały przy najmniejszym ruchu.
Dyrektor oparł łokcie o drewniany blat biurka pogryzionego przez korniki. Trzymał w dłoni czarny ołówek z czubkiem ostrym jak szpilka.
– A zatem, panno Covenant, czy zechciałabyś mi powtórzyć swoją wersję wydarzeń?
Julia, całkiem wykończona, nadal wpatrywała się w podłogę.
– Przykro mi, panie dyrektorze.
– No, to zrobię to ja. Powiedziałaś Miss Stelli, że twój brat został w domu, by pielęgnować waszą matkę, która ma nogę w gipsie.
– Trochę przesadziłaś... – wysyczał Jason wprost do ucha siostry.
Ołówek dyrektora zatrzymał się na białej kartce.
– Ciekawa historyjka, nieprawdaż? Tym ciekawsza, że w tym samym czasie panicz Jason usiłował złamać sobie nogę, wypadając przez okno z toalety na zapleczu cukierni Chubbera.
Tym razem Julia obróciła głowę w stronę brata i wysy-czała:
– A ty nie?...
Dyrektor sięgnął dłonią po telefon, mówiąc:
– Mam wielką ochotę zadzwonić do pani Covenant i spytać o jej zdrowie...
– Nie, bardzo pana proszę! – wykrzyknęła Julia przerażona jego pomysłem. – Skłamałam.
Dłoń dyrektora zawisła nad słuchawką.
– Jeszcze jakieś wyjaśnienie?
Jason wziął głęboki oddech.
– Proszę posłuchać, jest mi bardzo przykro, to moja wina.
Dyrektor podniósł się wolno z krzesła i stanął niedbale obok starego segregatora.
– Czyżby? Czy mam wstrzymać oddech? Oto objawi się prawda?
Jason wzruszył ramionami.
– Jak pan uważa. Chciałem przed lekcjami pójść do latarni morskiej po rower.
– Do latarni morskiej? A co tam robi twój rower?
– Dokładniej mówiąc, to nie mój rower. To rower córki doktora Bowena, który mi pan doktor pożyczył, kiedy mój się popsuł, uderzając w ich bramę. A jest w latarni, ponieważ go tam zostawiłem, kiedy pojechałem z Minaxo wozem do Turtle Parku, żeby z pomocą beczki smoły schwytać dwoje złodziei, którzy okradli Willę Argo.
Dyrektor ograniczył się do uniesienia tylko jednej brwi.
– I udało ci się?
– Na szczęście tak – zakończył Jason z uśmiechem.
– I naturalnie twoi rodzice nic o tym nie wiedzą.
– No, nie – odparł Jason. – Oni myślą, że pojechaliśmy sprzątać piwnicę doktora Bowena... – Dopiero w tym momencie chłopiec zauważył, że Julia daje mu znaki oczami.
– Hmm... a powiedz mi... – zainteresował się dyrektor, potrącając przez przypadek segregator, który spadł na podłogę – czy nie sądzisz, że trochę się zagalopowałeś w tych swoich fantazjach?
– Wcale nie! – wykrzyknął Jason. – Prosił pan, żebym powiedział prawdę, więc powiedziałem.
– Chłopcze... – wybuchnął dyrektor, kierując w niego cieniutkie ostrze ołówka. – Nie wiem, jak w Londynie, ale w Kilmore Cove lepiej, żeby tacy jak ty nie stroili sobie żartów z takich jak ja!
– Ale ja wcale nie robię sobie z pana żartów! Szedłem właśnie do latarni, jak powiedziałem, kiedy pomyślałem sobie, żeby wstąpić do cukierni Chubbera na rożki. Jeden dla mnie, jeden dla siostry.
– A potem?...
– Potem wszedł tam mój ojciec. Nie chciałem, żeby mnie zobaczył... więc postanowiłem... do licha... postanowiłem... wyjść tyłem.
– A dlaczego nie chciałeś, żeby cię zobaczył?
– Żeby się nie wydało, że nie jestem w szkole – zakończył Jason cichutko.
Dyrektor rozłożył ręce, a potem, gestykulując, podsunął je dzieciom pod sam nos:
– A zatem, mamy kolejno: dziewczynkę, która opowiada wychowawczyni jakieś zmyślone niesmaczne historyjki, i jej brata bliźniaka, który udaje, że jest w szkole, a potem się plącze po cukierni, zamiast zbijać bąki w latarni.
– Nie poszedłem zbijać bąków...
– Opróżnijcie kieszenie – rozkazał dyrektor. – Chyba że wolicie, bym zatelefonował do domu...
Jason i Julia zaczęli opróżniać kieszenie, wykładając na biurko stos gumek, spinaczy, pół nadpalonej fotografii, ogryzki ołówków, cztery stare klucze i ozdóbkę w stylu egipskim.
– To talizman, prezent od mojej przyjaciółki – wyjaśnił Jason, widząc zdumioną minę dyrektora.
– Bardzo dobrze. To wszystko zostanie u mnie – postanowił i zsunął rzeczy do pudełka, które następnie schował do szuflady.
– Ale to niesprawiedliwe! – zaoponowała Julia. – Proszę nam oddać chociaż klucze od domu!
Cztery klucze od Wrót Czasu ujrzały ponownie światło dzienne.
– Te?
Julia przytaknęła.
Ręka dyrektora sięgnęła po słuchawkę telefonu.
– Jedno słówko z waszą mamą i oddaję je wam natychmiast.
Widząc, że bliźnięta milczą, dyrektor ze złością wrzucił ponownie klucze do pudełka.
– Natychmiast do klasy. I żadnych wyjaśnień.