Читать книгу Ulysses Moore. - Pierdomenico Baccalario - Страница 11
ОглавлениеLatarnia morska w Kilmore Cove rozbłysła nagle, wydając przy tym głuchy pomruk. Snop białego światła zaczął powoli przesuwać się wzdłuż wybrzeża, po morzu, aż po widnokrąg, docierając w głąb ciemnych fal i tłumiąc świetliste refleksy nocnego nieba. Omiatał dachy miasteczka, sięgając wzgórz, gdzie dzikie króliki i sowy nieruchomiały, przestraszone.
W końcu dotarł do wiekowych drzew w ogrodzie Willi Argo, przeniknął przez drewniane okiennice na poddaszu i padł na trzy osoby pochylone nad starym podróżnym kufrem, mocno sfatygowanym, z podartymi naklejkami.
– To tylko Leonard... – odezwał się Nestor, ogrodnik.
– Latarnia morska – wyjaśniła bratu Julia.
Jason nie widział dotąd światła latarni. Poprzedni wieczór spędził przecież w Krainie Puntu, w Egipcie. Podszedł do uchylonej okiennicy w oknie mansardy.
– Ooo... – szepnął, kiedy snop światła ponownie padł na niego. – Zapala się tak co wieczór?
Cień Jasona wydłużył się teraz aż po krańce strychu, sięgając stłoczonych mebli, przykrytych białymi pokrowcami, i porzuconych obrazów.
– Jeśli tylko Leonard nie zapomni – trochę zgryźliwie odpowiedział Nestor, zanosząc się przy tym kaszlem. W powietrzu unosił się drażniący krtań zapach tempery.
Julia uśmiechnęła się. Już drugi raz Leonard nie zapomniał włączyć latarni. Poprzedniej nocy oko latarni dotrzymywało jej towarzystwa, gdy podczas burzy Manfred usiłował sforsować drzwi Willi Argo.
Światło latarni morskiej tańczyło po poddaszu.
Jason odszedł od okna i klęknął przy kufrze. Pomógł siostrze otworzyć ostatnią kłódkę i chwycił za wieko. Na wystrzępionej naklejce widać było jeszcze część napisu: „WENECJA, pamiątki” – od razu rozpoznali charakterystyczne pismo Ulyssesa Moore’a, dawnego właściciela domu. Chłopiec uniósł ostrożnie wieko kufra, wznosząc chmurę kurzu.
– Udało się – powiedział, choć w jego głosie słychać było pewną obawę.Oczom całej trójki ukazał się leżący na wierzchu czerwony materiał, na którym rozsypano garść pachnących jagód, zapewne dla odstraszenia moli i gryzoni.
– Wspaniały... – szepnęła Julia, głaszcząc tkaninę.
– To chyba płaszcz – domyślił się Jason. Uniósł ostrożnie materiał, którego kwieciste wzory, czerwone na czerwonym tle, rzucały świetliste refleksy, jakby wątek tkaniny stanowiły srebrne nitki. Płaszcz był bardzo zniszczony, a obrębek w wielu miejscach rozdarty.
Kufer miał trzy przegrody, a każda z nich oznaczona była starym medalionem.
– Maski weneckie! – zawołała Julia, zafascynowana, i ostrożnie wyjęła jedną z nich. Była to maska o ostrym nosie, z dwiema złotymi łzami, z czarnym nakryciem głowy, umocowanym tuż nad czołem.
W kufrze znaleźli też trzy inne maski z papier-mâché, ułożone na trzech płachtach czarnego jak noc materiału – pelerynach zapinanych pod szyją na dwie spinki.
Nestor bacznie obserwował dzieci, one tymczasem w milczeniu rozkładały maski i peleryny na podłodze.
W kufrze znalazły jeszcze kilka chusteczek z monogramem U.M. i P.M., parę koronkowych rękawiczek, bardzo długi wełniany szal, zapinkę w kształcie charta, monokl teatralny, laskę z mosiężną gałką i wyblakłą mapę Wenecji z XVIII wieku. Była tak krucha, że Jason, próbując ją rozłożyć, mało jej nie rozdarł. Na dnie kufra było jeszcze libretto jakiejś komedii i kilka zaproszeń w pożółkłych kopertach z napisem „TEATR S. ANGELO”.
Dzieci oglądały te przedmioty, usiłując sobie wyobrazić, do czego służyły. Nestor niespiesznie opowiadał im o balach i życiu w dawnej Wenecji, o czym słyszał od dawnego właściciela Willi Argo i jego żony. Przez blisko godzinę Jason i Julia wyobrażali sobie, że wcale nie siedzą na zakurzonym poddaszu willi, lecz przebywają w mieście nad laguną, pełnego magicznych tajemnic, w olśniewających salach balowych, wśród masek, muzyki i śmiechu.
Potem sen zaczął brać górę nad marzeniami i gdy kolejne ziewnięcie zmąciło ciszę, Nestor zakończył zabawę:
– Sądzę, że czas iść spać, dzieci. Jutro macie szkołę – powiedział stanowczo i znów się rozkaszlał.
Jason sięgnął raz jeszcze po wenecką maskę, włożył ją, po czym obrócił się i znienacka wrzasnął przeraźliwie.
– Aaa! – krzyknęła Julia. – Przestań! Natychmiast przestań! To wcale nie jest zabawne!