Читать книгу Ulysses Moore. - Pierdomenico Baccalario - Страница 11

Оглавление

Rozdział 4

ZA PROGIEM

W półmroku okrągłej sali Rick wpatrywał się w złocistego olbrzyma stojącego nieruchomo w progu drzwi w kolorze kości słoniowej, a w jego głowie kłębiły się setki pytań.

– Mówisz, Zefirze, że urodziłeś się po tamtej stronie drzwi…

– Tak było.

– A co jest po tamtej stronie?

– Miasteczka. Rozległe nieużytki, bardzo niebezpieczne, z wąską ścieżką, która prowadzi w dół rzeki. A dalej…

– A dalej? – zapytała zaciekawiona Anita.

– Dalej jest Labirynt.

– Labirynt?

– Tak go nazywają. Nie wiem, dlaczego. Wiem tylko to, co mi opowiedziano.

– Wiesz chociaż, co się znajduje… wewnątrz Labiryntu? – pytał Rick coraz bardziej zaciekawiony.

– Tysiąc sal i tysiąc korytarzy – odparł Zefir. – Najrozmaitsze cuda i najrozmaitsze niebezpieczeństwa. Ale tak naprawdę to dokładnie nie wiem, zważywszy, że nigdy nie spotkałem nikogo, kto mógłby tam wejść.

Anita chciała coś powiedzieć, ale Rick ja uprzedził. – Podczas gdy my, twoim zdaniem, możemy tam wejść?

– Wasz przyjaciel tak – odpowiedział olbrzym. – Ma ze sobą klucz.

„Klucz Jasona… to znaczy, że mu go pokazał?” przeszło Rickowi przez głowę i przycisnął swój klucz mocno do siebie. Także Anita miała klucz, ten z krukiem, który jej wręczyła Ostatnia. Ale jakie znaczenie miało posiadanie klucza? I co chciał powiedzieć ten dziwny osobnik? Czy były dalsze drzwi do otwarcia, żeby się dostać do Labiryntu?

Rick rzucił Anicie zakłopotane spojrzenie. Potem dał jej znak głową i oboje odsunęli się trochę od drzwi koloru kości słoniowej.

– Chyba nie masz nic przeciwko temu, żebyśmy chwilkę porozmawiali na osobności? – zapytał Zefira.

Olbrzym uprzejmie pochylił głowę. – Ależ naturalnie, bardzo proszę… tylko że wasz przyjaciel mówi, że musicie pośpieszyć się z wejściem i że równie dobrze, moglibyście podyskutować w drodze.

Anita z Rickiem odwrócili się do niego plecami i oddalili pod przeciwległą ścianę. Na dworze ciągle padał deszcz, uderzając miarowo o kamienie i roślinność.

– Co proponujesz zrobić? – spytała Anita półgłosem. – Wchodzimy?

– Nie ma mowy – odparł zdecydowanie Rick.

– Ale Jason…

– Jason jest jak zawsze impulsywny. Nie wiemy niczego o tym Zefirze ani co się naprawdę znajduje po drugiej stronie drzwi.

– A Labirynt?

– No właśnie, wiesz, co to jest labirynt? – Rick zmierzył ją surowym spojrzeniem. – To miejsce, gdzie ludzie się gubią. Nie mówiąc już o tym, że… mógłby tam mieszkać ktoś niebezpieczny.

Anita przytaknęła. Rick miał rację. A poza tym było późno, byli zmęczeni po tym niekończącym się dniu. Ona też nie miała wielkiej ochoty rozpoczynać nowych poszukiwań. – Zefir jednak nie wydaje mi się zły. Sądzę, że możemy mu zaufać.

– Zaufać? Ja też nie sądzę, żeby był zły, ale to nie wydaje mi się wystarczające, żeby mu zaufać.

– Wasz przyjaciel prosi, aby wam przekazać, że nigdy nie byliście tak blisko odkrycia tajemnicy konstruktorów drzwi i że jego zdaniem, odpowiedzi, jakich szukacie, znajdują się w Labiryncie! – krzyknął Zefir od progu drzwi w kolorze kości słoniowej.

Anita ścisnęła Ricka za ramię. – Słyszałeś?

Rick przytaknął z gniewną miną. – Nawet jeśli to prawda, to nie jest powód, dla którego tu przybyliśmy. Mamy ocalić Ostatnią. I uratować ten kraj. A teraz jest jeszcze co innego do zrobienia: trzeba wyciągnąć stamtąd Jasona.

– Może jednak jest jeszcze inny powód, dla którego przybyliśmy do Arkadii: odnalezienie tych drzwi. A poza tym Jason wcale nie chce, żebyśmy mu pomogli wyjść, przeciwnie, prosi nas, żebyśmy do niego dołączyli – odpowiedziała z przekonaniem dziewczynka o długich czarnych włosach.

– To nieostrożne, może nie będziemy potrafili zawrócić – odparł Rick, obstając przy swoim.

– Od kiedy to jesteś taki ostrożny?

– Anita, jeśli dotarliśmy aż tu, to tylko dlatego, że ja zawsze jestem ostrożny!

– Ale budowniczowie drzwi… – upierała się dziewczynka – czyż to nie jest ten sekret, który zawsze usiłowaliśmy odkryć? I czy odkrycie, kim są, nie mogłoby posłużyć w ocaleniu tego miejsca? W ukończeniu tutejszych drzwi?

– To nie jest sekret dla wszystkich – odparł tajemniczo Rick.

Anita spojrzała na niego i nic nie odpowiedziała. Włosy opadały jej na oczy.

– Wielu szukało odpowiedzi – ciągnął Rick – ryzykując nawet śmiercią, jak Leonard Minaxo. Ja się zgadzam z Nestorem, kiedy powiada, że nie należy za bardzo się wychylać. Są rzeczy, które można odkryć i są takie, które powinny pozostać w tajemnicy. On sprawę drzwi uznał za zamkniętą. I próbował wyrzucić wszystkie klucze.

– Ale mu się to nie udało. Klucze powróciły. A drzwi…

– Drzwi pozostały zamknięte, bo my je zostawiliśmy zamknięte.

– Ale… ciągle nie wiecie, dlaczego. Może Jason ma rację i odpowiedzi należy szukać za tymi drzwiami – nalegała Anita.

Rick przygryzł usta. – Przypominam ci, że przez te drzwi weszły dziesiątki osób, które nigdy już stamtąd nie wyszły.

– Bo nigdy ich nie dokończono! – odparowała Anita. – Drzwi w kolorze kości słoniowej są niekompletne. Może musimy je uzupełnić, żeby móc…

– …wyjść? – dokończył za nią zdanie rudowłosy chłopiec. – Wspaniały pomysł. Ale jeżeli po wejściu już nie będziemy mogli się cofnąć, to kto je uzupełni? Jak możemy dokończyć budowy drzwi, które są… na zewnątrz? Nawet jeżeli jedno z nas pozostanie po tej stronie, to nie możemy się ze sobą porozumiewać.

– On może – powiedziała Anita, wskazując na Zefira.

Olbrzym o złocistych oczach stał bez ruchu w progu, niezwykle spokojny.

– A kim on jest? Jesteś pewna, że go tak dobrze znasz? – zapytał sarkastycznie Rick.

Anita już chciała mu coś odpowiedzieć, ale nagle zatkało ją. Doznała olśnienia: zeszyt Morice’a Moreau. Cienki zeszyt z kartkami, dzięki którym mogła się porozumiewać z innymi czytelnikami, którzy w tym samym momencie otwierają go na tej samej stronie.

– Może moglibyśmy skorzystać z zeszytu – szepnęła. – My tutaj, a Jason – po tamtej stronie…

Rick zastanowił się chwilę, po czym przytaknął. – To dobry pomysł. Możemy spróbować. Powiemy Zefirowi, żeby przekazał zeszyt Jasonowi, a my poszukamy Ostatniej i pożyczymy zeszyt od niej. Tak, to może się udać.

Anita jednak była przeciwna temu, żeby swój zeszyt zostawić. Był on jej, przede wszystkim. Było to coś, co znalazła sama, czego zawsze ona używała. Pomyślała o Jasonie gdzieś za tymi drzwiami i w tej chwili zdała sobie sprawę, ze nie chciała z nim mówić.

Po prostu nie chciała z nim mówić.

Chciała go zobaczyć.

Chciała być blisko niego.

I jeżeli Jason przekroczył próg i przeszedł na drugą stronę, to może ona powinna iść za nim. Zrozumiała, trochę naiwnie, ale całą sobą, że i oni dwoje, jak strony zeszytu z fantastycznymi rysunkami, są związani niewidzialną, ale mocną nicią. Uczuciem, które przekracza granice światów.

I kiedy myślała o tym wszystkim, powietrze dokoła nich zadrżało po raz drugi i znowu coś rozległo się w mroku.

Ale tym razem to nie był piorun.

Tym razem to zabrzmiało jak… wystrzał.

„Ostatnia!”

– Zostań tu, polecę zobaczyć! – krzyknął Rick, gwałtownie się obracając.

– Dobrze – skłamała Anita.

Rick wybiegł pędem z sali.

A Anita podeszła do drzwi koloru kości słoniowej.

Ulysses Moore.

Подняться наверх