Читать книгу Ulysses Moore. - Pierdomenico Baccalario - Страница 7
ОглавлениеRozdział 2
ZŁOCISTY OLBRZYM
Gigant dotarł do progu drzwi koloru kości słoniowej i jego ciemna sylwetka wypełniła je całe.
Był bardzo wysoki. Miał ponad dwa metry.
Rick i Anita cofnęli się onieśmieleni niepokojącą postacią, która niepowstrzymanie kroczyła przed siebie. Długie cienie nocy otaczały ich jak czarne plamy atramentu. Na zewnątrz tego dziwnego okrągłego budynku, w którym się znajdowali, nieustający szum deszczu i grzmoty burzy, głuche i groźne, wzmagały jeszcze ich strach.
Mężczyzna chwiejąc się, przystanął na progu Wrót Czasu w Arkadii.
I pozostał tam, rozglądając się dokoła…
Potem wyciągnął pomału rękę przed siebie jakby przecierał powierzchnię jakiegoś niewidzialnego lustra i w powietrzu, przy akompaniamencie cichego skwierczenia, pojawił się złocisty tańczący pyłek.
Anita uprzytomniła sobie, że wstrzymuje oddech. Zrobiła więc wydech i wraz z powietrzem spróbowała wyrzucić z siebie niepokoje i zmartwienia gromadzone aż do tej chwili. Wszystko wydarzyło się tak szybko! Ostatnia, ta kobieta, która ich przyprowadziła do tego pomieszczenia, znikła. To ona wręczyła Anicie klucz z główką w kształcie kruka i zachęciła ją do otwarcia drzwi koloru kości słoniowej. Potem Jason przekroczył ich próg. Anita trzymała go za rękę, podczas gdy on posuwał się w głąb po omacku, w ciemności, a potem… potem puściła jego palce na sekundę przedtem, zanim drzwi z trzaskiem się zamknęły.
I kiedy ona z Rickiem znowu je otworzyli, Jasona po drugiej stronie już nie było, a na jego miejscu pojawił się ten gigant, olbrzym.
Kimkolwiek był, w gruncie rzeczy, przyjrzawszy mu się uważnie, nie wydawał się groźny.
Był ubrany jak starożytny Grek: krótka spódniczka, płaskie skórzane sandały, róg przewieszony przez ramię, naddarta sakwa i krótki miecz za pasem. Jego czaszka lśniła jak lustro, miał wąskie barki i chude ramiona.
Na palcach lśniło kilka pierścieni.
Nagle przestał poruszać rękami w powietrzu. – Ja was widzę, a wy, czy mnie widzicie? Mówię do was dwojga, tam w głębi sali, wiem, gdzie stoicie!
Jego głos był ciepły i głęboki i miał dziwną intonację, jakby olbrzym recytował wyliczankę.
Anita cofnęła się głębiej w cień, mając nadzieję, że mężczyzna nie zdoła jej zobaczyć. Ale on ciągnął: – Dziewczynka na ciemno ubrana i przez rudzielca w pasie trzymana.
Potem pochylił głowę jakby chciał przejść pod belką nad drzwiami. Ale pozostał nadal w progu, przyglądając się im z wielkim zaciekawieniem.
Rick zadrżał. Opuścił ramię, którym niemal bezwiednie objął Anitę i wysunął się o krok do przodu.
Anita spróbowała go zatrzymać, ale Rick dał jej oczami znak, że chciałby porozmawiać z nieznajomym.
Zrobił następny krok w stronę otwartych drzwi. – Kim jesteś? – spytał, próbując zapanować nad głosem, żeby ukryć drżenie.
– Ach, więc posiadasz dar głosu, mały człowieku rudowłosy.
Rick odebrał te słowa z pewną przykrością, ale posunął się jeszcze trochę do przodu.
– Nie ma potrzeby, żebyś w ten sposób do mnie przemawiał – powiedział.
– Co ci przeszkadza? – spytał zdziwiony olbrzym. – To, co mówię, czy też to, że rymy sadzę?
– Rymy – odpowiedział Rick. Zawsze nienawidziłem rymów.
Mężczyzna się uśmiechnął i wziął się pod boki. Deszcz na dworze zamienił się w ulewę.
– Ale mi jeszcze nie powiedziałeś, kim jesteś… – nalegał Rick, nie przestając posuwać się ostrożnie do przodu – ani dokąd poszedł Jason.
– Jason? Kim jest Jason?
Wtedy Anita, ukryta w cieniu i stojąca za plecami przyjaciela, już nie wytrzymała. – Właśnie wszedł przez te drzwi! Nie mogłeś go nie zobaczyć! – wykrzyknęła z rozpaczą w głosie.
– Także i dziewczę hoże gniewać się może! – wykrzyknął gigant i wybuchnął głośnym śmiechem.
– Jason to nasz przyjaciel – wyjaśnił Rick, wskazując drzwi. – Dopiero co tam wszedł… gdzie teraz stoisz ty.
– Ach, ten chłopiec, jasne! Jest tu, za mną, na ścieżce ciasnej.
– Z łaski swojej… – zatrząsł się Rick, coraz bardziej rozzłoszczony na te rymowanki.
– Z łaski swojej, z prośby twojej?
– Skończ z tymi rymami! – zawołała też Anita.
– Ale czyż nie jesteście dziećmi? – zaprotestował olbrzym. – Wiem przecie, że jeśli się je lula rymem, zabawą, wesołą zagadką, zawsze będą tęsknić za twą śmieszną gadką.
– Nie jesteśmy dziećmi – wycedził Rick, siląc się na spokój. – I zrozum, że cokolwiek chcesz nam powiedzieć, twój sposób mówienia jest nie do przyjęcia!
Nagle ton głosu i postawa olbrzyma zmieniły się: wydawał się przybity, jakby słowa Ricka głęboko go dotknęły.
– A jednak wiem, że kiedyś się to podobało, w czasach gdy od nas się tego oczekiwało…
Nagle w pomieszczeniu rozległ się ogłuszający huk, jakby od uderzenia potężnym młotem w wielką płytę miedzianą. Piorun musiał walnąć gdzieś niedaleko, rozrywając zasłonę deszczu, która spowijała budynek i ruiny Arkadii.
Pierwszy raz Rick skrzyżował swój wzrok z wzrokiem giganta.
Jego oczy były wielkie i złociste, jak oczy kota.
Ale wydawały się też naznaczone cierpieniem i melancholią. Jak oczy kogoś, kto zbyt długo musiał znosić przymusową samotność.
– Ja jestem Rick – przedstawił się olbrzymowi chłopiec. – Rick Banner. Zaczekaj, nie przerywaj mi: nie wiem nadal kim jesteś i co tu robisz, ale mam wrażenie, że nie zamierzasz nas zabić. Dobrze mówię?
Olbrzym miał ochotę odpowiedzieć, po chwili jednak tylko wolno pokiwał głową.
– Czy teraz możesz nam powiedzieć, kim jesteś?
Olbrzym nabrał głęboko powietrza. – Jestem Zefir, do usług – odpowiedział, pochylając głowę na znak powitania. – Od wielu lat cierpienie znoszę i w ciszy marnieję po trosze. Wołałem i błąkałem się, błąkałem się i wołałem. Szukałem kogoś i w końcu kogoś znalazłem.
– I tym wierszem, mam nadzieję, wyczerpałeś swoje zapasy rymów.
Olbrzym wzruszył ramionami.
– W każdym razie ja jestem Rick, a to jest moja koleżanka, Anita. – Obrócił się, by zawołać dziewczynkę.
Anita niepewnie wyszła z cienia, gdy akurat kolejny huk pioruna spowodował, że sala się zatrzęsła.
– Miło mi poznać księżniczkę.
Z wyraźnym wysiłkiem Zefir zdołał powstrzymać się od rymów, którymi miał ochotę uzupełnić słowa powitania.
– Doskonale. Teraz, gdy już się sobie przedstawiliśmy, możemy spróbować zrozumieć, co tu robimy… – zaproponował Rick.
– Dlaczego nie ma Jasona? – spytała natychmiast Anita, zerkając poza drzwi.
Zefir usunął się nieco na bok, żeby umożliwić im lepszy widok, ale wszystko, co dzieci zdołały dostrzec, to był tylko zwiewny złocisty pył wydzielany przez skórę giganta, pył, który pomału znikał gdzieś w ciemnościach.
– Jason! – zawołała Anita.
– Jest tutaj, przy mnie, księżniczko. I mówi. Mało – nie przestaje mówić ani na chwilę.
– Ale my go ani nie widzimy, ani nie… słyszymy! – zawołał Rick.
– Wasz przyjaciel – powiedział Zefir – zaprasza was, byście przyszli do niego.
Gigant mówił teraz wolniej, siląc się, by mówić normalnie, unikając rymowania.
– A nie możecie to wy dwaj wyjść do nas? – spytała Anita?
– O, nie – uśmiechnął się Zefir, poruszając znowu przed sobą rękami w powietrzu. – Widzicie? Jak się raz wejdzie, to już nie można wyjść.
Anita z Rickiem wytrzeszczyli oczy.
– Co to znaczy, że nie da się wyjść?
– Znaczy, że nikt, kto jest już po tej stronie, nie może ponownie przekroczyć progu.
– Dlaczego?
– Nie znam odpowiedzi, młody przyjacielu.
Rick zacisnął pięści. On znał na to odpowiedź: stało się tak dlatego, że puścili rękę Jasona, kiedy drzwi się nagle zatrzasnęły. I dlatego, że te drzwi to były drzwi niedokończone. Tędy weszła większa część mieszkańców Arkadii bez możliwości wyjścia.
– Okłamujesz nas! – zawołała Anita.
– A czemu miałbym to robić, księżniczko?
– Jason! – zawołała dziewczynka, wychylając się przez próg. – Jason! Słyszysz mnie?
Rick podtrzymał ją, żeby się mogła mocniej przechylić.
– Na próżno się wysilasz, księżniczko. Nie może was usłyszeć, podobnie jak wy, nie słyszycie jego. Ale, jeżeli chcecie, mogę posłużyć za pośrednika między wami a waszym młodym przyjacielem. Co wy na to?.
– Akurat… niby że ty możesz rozmawiać i z nim, i z nami? – spytał podejrzliwie Rick.
– Może dlatego, że… urodziłem się po tej stronie?
Rick nie wiedział zupełnie, co o tym myśleć, ale ta odpowiedź nie była całkiem od rzeczy i mogła mieć swoją logikę.
– Jeżeli mi nie wierzycie, że on tu jest i że ma się dobrze – ciągnął Zefir – zadajcie mi pytanie, na które zna odpowiedź tylko wasz przyjaciel.
Rick błyskawicznie przemyślał sprawę. – Spytaj go, jaki jest jego ulubiony komiks.
Mężczyzna kiwnął głową, obrócił się w stronę ciemności i powtórzył pytanie. Po chwili odwrócił głowę w stronę dzieci i powiedział: – Mówi, że Kapitan Mesmer i że teraz wy musicie zrobić ruch, bo on nie zamierza pozostać tam sam i już dłużej nie chce na was czekać.
Rick przytaknął. – To on. Jason.
Anita poczuła, że serce bije jej szybciej, jak zawsze, kiedy wydarzały się sprawy, których nie potrafiła wyjaśnić. Słowa olbrzyma dźwięczały jej w głowie i powodowały wielki niepokój.
– Wasz przyjaciel nalega – podjął Zefir, wpatrując się w nich swoimi wielkimi złocistymi oczami. – Mówi, że są tu rzeczy, których szukacie. Poprawił się, mówi, że nie wie, czy są, ale jest pewien, że powinny być.
– O jakich „rzeczach” mówi? – spytał Rick.
Odpowiedź Zefira nie nadeszła natychmiast, ale ich zdecydowanie oświeciła. – O rzeczach, które wam pomogą ocalić Ostatnią i Kraj, który umiera. I wrócić szybko do domu.