Читать книгу Ulysses Moore. - Pierdomenico Baccalario - Страница 12

Оглавление

Rozdział 5

ZAGINIONA DZIEWCZYNKA

Pan Bloom zaczynał myśleć, że przytrafił mu się jakiś senny koszmar. Straszliwy koszmar, z którego miał nadzieję obudzić się jak najprędzej.

– Może wreszcie zechce mi pan powiedzieć, gdzie jest moja córka? – spytał kolejny raz tego typa o wyglądzie włóczęgi, który go skłonił, by szedł za nim na dworzec kolejowy. – I niech mi pan powie z łaski swojej, kiedy się skończy ta idiotyczna błazenada?

– Jeszcze trochę cierpliwości, panie Bloom, a dowie się pan wszystkiego – odparł Black Wulkan. – Rozumiem pańskie przerażenie i zmartwienie, ale…

– Nie, nic pan nie rozumie! Nie jestem ani przerażony, ani zmartwiony. Jestem wściekły! I jeśli nie przestanie pan mówić zagadkami i nie powie mi natychmiast, gdzie jest Anita, będę zmuszony wezwać policję i…

– …i nie uwierzą panu.

– Co pan chce przez to powiedzieć? Nie uwierzą, że moja córka znikła?

– Nie uwierzą, że odeszła bez pańskiej wiedzy. Jeśli chce pan koniecznie wiedzieć, to pańska córka wsiadła w samolot do Tuluzy razem z dwoma chłopcami w tym samym wieku. Całkowicie legalnie, zgodnie z międzynarodowymi przepisami dotyczącymi lotów osób małoletnich bez opiekunów. Mają dokumenty. I pańska córka normalnie wylądowała i udała się do M. we francuskich Pirenejach. Cóż w tym niepokojącego dla policji? Wszystko wygląda normalnie.

– I według pana… ja powinienem stać tu spokojnie i wysłuchiwać tych wszystkich bredni? Niby dlaczego moja córka miałaby jechać w Pireneje? Na dodatek bez uprzedzenia.

– O to powinien zapytać pan ją. A co do pierwszego pytania, nikt pana nie zmuszał do przyjścia tu i może pan sobie swobodnie odejść, kiedy zechce.

– Ale to pan mi powiedział, żebym poszedł za panem…

– Tak, właśnie, i również to ja panu powiedziałem, że pański dom jest pod obserwacją – odpowiedział Black Wulkan. – I co było przed pańskim domem, przypomina pan sobie?

Pan Bloom wściekły wsunął obie ręce do kieszeni. – Dwaj mężczyźni w melonikach z parasolami.

– Zatem?

– Zatem byli dwaj mężczyźni w melonikach i z parasolami, ale przecież mógł ich nasłać pan! – wybuchnął ojciec Anity.

– Tylko że pan wie, że to tak nie było, czyż nie?

Pan Bloom powstrzymał się i nic nie odpowiedział. Zaczął jednak chodzić nerwowo tam i z powrotem po stacji, usiłując stłumić złość i nie ulec pokusie, by rzucić się z pięściami na tego wstrętnego typa.

– Więc co powinienem zrobić pana zdaniem? – spytał w końcu, bezradny. – Jeśli istotnie chce pan mojej rady, według mnie ma pan dosyć ograniczone możliwości – odpowiedział Black Wulkan. – Pierwsza, to zrobić dokładnie to, co panu powiem, a na początek zaczekać aż się trochę ściemni. Żeby nie rzucać się zanadto w oczy, rozumie pan?

– Przykro mi, że pana rozczaruję, ale nie rozumiem. Kompletnie niczego nie rozumiem!

– Cóż, powiedzmy, że jak tylko się trochę ściemni, wsiądziemy do niewielkiego pociągu, który stoi przy nieczynnym peronie i zrobimy to tak, żeby nikt niczego nie zauważył i nie stawiał nam zbędnych pytań.

– Czy nie proponuje mi pan przypadkiem jakiejś… kradzieży?

– Och nie, nic z tych rzeczy. Widzi pan, pociąg jest mój i byłbym szczęśliwy, goszcząc pana na pokładzie. Tylko że nie jestem tak całkiem w porządku z niezbędnymi dokumentami koniecznymi do prowadzenia pociągu w tym kraju.

– Nie wiem, dlaczego, ale mnie to akurat nie dziwi… – skomentował pan Bloom, przybierając tym razem ton sarkastyczny. – A można wiedzieć, dokąd ma pan zamiar mnie zawieźć?

– Tam, gdzie jest pańska córka. Czy ściślej biorąc, gdzie pan pojmie, co robi pańska córka w Pirenejach i zrozumie powód, dla którego nie wróciła do Wenecji.

– A dlaczego nie powie mi pan tego tutaj i skończylibyśmy raz na zawsze z tymi wszystkimi błazeństwami?

– Ponieważ pan nadal mi nie wierzy. Faktem jest, że pana córka znalazła coś, czego byłoby lepiej nie znajdywać. I teraz, z tego właśnie powodu, znalazła się w poważnym niebezpieczeństwie. I niestety, przy okazji na to samo naraziła również pana i pańską żonę.

– Chyba nie chce mi pan powiedzieć…

– Oczywiście, że Anita nie mogła o tym wiedzieć. Nikt z nas nie mógł. Nie myśleliśmy, że oni są ciągle tak… aktywni, po tylu latach.

– A teraz, do diabła, czy można wiedzieć, o kim pan mówi? – wybuchnął gniewnie pan Bloom, który znowu tracił cierpliwość

– Nazywają się Podpalacze. I są bardzo źli.

– Jasne, „źli”! Przypuszczam, że wy przeciwnie, jesteście „dobrzy”.

– Tak, właśnie. Widzę, że zaczyna pan rozumieć.

– No i posłuchajmy, co też takiego złego robią ci „źli”?

– Och, zwykłe rzeczy. Podpalają. Niszczą. Jak zawsze.

– Bardzo oryginalne.

– Ale skuteczne. Teraz widzi pan, panie Bloom, nie jestem upoważniony do tego, co robię, ale sądzę, że jednak to jest najsłuszniejsze. Sądzę też, że pan mógłby się okazać bardzo przydatny.

– Bardzo przydatny do czego?

– Ponieważ pracuje pan w banku. A traf chce, że ja mam pewne fundusze w gestii pańskiego banku.

– Doprawdy? I na czyje konto zapisane? Św. Mikołaja?

– Na konto Newton. To była moja córka.

– Mówi pan, fundusze nieruchomości Newton?... – spytał z niedowierzaniem pan Bloom.

– Właśnie.

Ojciec Anity zmienił nagle swój punkt widzenia na włóczęgę, którego miał przed sobą. Jeśli aż do tej pory myślał o nim jak o żebraku, pomylonym obdartusie, to po skojarzeniu go z funduszem Newton, zaczął go postrzegać jako miliardera – oryginała. Pod warunkiem, że był naprawdę tym, za kogo się podawał.

– Ogólnie biorąc… – ciągnął Black Wulkan – ja i moi przyjaciele byliśmy zawsze zdania, że nie należy za wiele mówić o naszych sprawach, ale wydaje się, że nadeszła pora, by otworzyć usta. Zdaję sobie sprawę, że pan za mną może nie nadążać, ale jeśli mi pan tylko zaufa, gwarantuję, że na koniec wszystko stanie się dla pana zrozumiałe. To tylko kwestia krótkiej, kilkugodzinnej podróży. Proszę mi wierzyć.

– Może mi pan przynajmniej zdradzić, dokąd się udamy?

– Do Kornwalii.

Pan Bloom aż podskoczył. – Do Kornwalii? Dopiero co tam byłem… z córką!

– Wiem. Poszliście pod dąb z haczykami, prawda?

– Jak pan powiedział?

– A potem, jak już do niego doszliście, pan został wylegiwać się na plaży, a pańska córka oddaliła się w swoich sprawach.

– Tak… wróciła bardzo późno. Bardzo się martwiłem. – Pan Bloom zaczął wyczuwać, że mógł być jakiś bliżej nie sprecyzowany związek między tą wycieczką a zniknięciem Anity. – To się stało tam, że…?

– Właśnie tak.

– Wiedziałem, że nie powinienem jej puszczać samej! Moja żona mi stale powtarza, że popełniam błąd, pozwalając córce na dużą swobodę. – Teraz pan Bloom wyglądał naprawdę na niepocieszonego i spuścił głowę, niezdolny do pojęcia tego, co się wydarzyło.

Ale Black Wulkan uznał, że nie pora na subtelności i uzupełnił obraz: – A propos pańskiej żony, również z nią jest problem.

– Ponieważ mówił pan, że ci…

– Podpalacze.

– Myśli pan, że mogą jej zagrażać?

– Prawdę mówiąc, myślę, że już są dla niej groźni. I że ją także mają pod obserwacją.

– Muszę do niej zadzwonić.

Black Wulkan pogładził się po brodzie.

– To dobry pomysł, tak. Niech jej pan zasugeruje, żeby tu przyjechała. Albo żeby dobrze zamknęła drzwi w domu i nikomu nie otwierała. Albo żeby wsiadła w jakikolwiek samolot. Ale musi ją pan uprzedzić, że zawsze będzie jej ktoś deptał po piętach. I że w związku z tym jest jedna rzecz podstawowa, której jej w żadnym wypadku zrobić nie wolno: próbować skontaktować się z córką.

– Proszę posłuchać, ostatnim razem, jak rozmawialiśmy – przerwał Wulkanowi pan Bloom – moja żona mi powiedziała, że zniknął również przyjaciel Anity. Chłopiec, który się nazywa Tommaso Ranieri chyba. Zna go pan?

– Nie. W każdym razie… nie ma co gadać. Krąg się zacieśnia.

– Ale czego chcą od nas te typy z parasolami?

– Głównie, żebyśmy milczeli – odparł Black Wulkan. – Paradoks polega na tym, że my też chcieliśmy milczeć. Niech pan sobie wyobrazi, że ja się wyniosłem aż na Bliski Wschód.

– A dlaczego pan wrócił?

– Zapomniałem kluczy od domu – uśmiechnął się Black Wulkan. A potem, patrząc na niebo gwałtownie ciemniejące, dodał: – Jeśli pan chce, to ma pan czas na ten telefon do żony. Potem ruszamy. Proszę pamiętać, że to może być pana ostatnia rozmowa. To nie żadna groźba, tyle tylko, że tam, dokąd się udajemy, komórki nie mają zasięgu. Nie ma też ani internetu, ani telewizji satelitarnej.

– A zatem raj na ziemi – odpowiedział pan Bloom z melancholijnym uśmiechem.

– Coś w tym rodzaju.

Pan Bloom szybko się odwrócił. Potem zatrzymał się nagle, jakby mu coś przyszło do głowy. – Proszę chwilkę zaczekać.

– Słucham.

– Na początku naszej niezwykle interesującej rozmowy powiedział mi pan, że pańskim zdaniem miałem kilka możliwości do wyboru. Ale w rzeczywistości zaproponował mi pan tylko jedną, to znaczy jazdę z panem. A jaka byłaby inna możliwość?

Black Wulkan wyciągnął z kieszeni małą manierkę. – Niech pan pociągnie dwa łyki tego – odpowiedział bez wahania. – Nazywają to „wodą wiecznej młodości”. Nazwa utrafiona, nie ma co. Przebudzi się pan za dwa dni, o niczym nie pamiętając i trochę młodszy, niż kiedy pan zasnął.

Pan Bloom nie wiedział, czy śmiać się, czy płakać i ograniczył się tylko do kiwnięcia głową.

– Jasne, rzeczywiście, nazwa nader celna – powiedział machinalnie, jakby myślami był już gdzie indziej.

Potem wskazał bliżej nieokreślony punkt za sobą.

– Idę teraz zatelefonować.

– Proszę to zrobić szybko. Klio 1974 nie jest lokomotywą, która może długo czekać!

Ulysses Moore.

Подняться наверх