Читать книгу Ulysses Moore. - Pierdomenico Baccalario - Страница 9

Оглавление

Rozdział 3

KTOŚ, KTO WIOSŁUJE POD PRĄD

Nestor dokuśtykał do dziedzińca Willi Argo. Noga bolała go jak nigdy, ale nie zwracał na nią uwagi. Był w szoku.

I to nie z powodu katastrofy, jaka dotknęła miasteczko. Przyczyna tej nagłej powodzi i jej konsekwencje całkiem go nie obchodziły. Myślami był gdzie indziej. Przeszedł przez park ze stuletnimi drzewami na szczycie urwiska i nie rzucił nawet okiem na masę wody zalewającą ulicę w dole i wpadającą do morza wraz z porwanymi po drodze rzeczami i ludźmi.

Poruszając się jak automat, wszedł do swego domu, podszedł do stołu i rozłożył na nim list od żony. Stojąc pochylony nad stołem, przeczytał go po raz drugi z wyrazem niedowierzania na pobrużdżonej twarzy.

„Żyje?!” Przebiegł w myślach ostatnie lata swego życia, kiedy to nosił kwiaty na grób, który, jak się okazuje, nie miał racji bytu. I kiedy tak bardzo bolał nad nigdy nie potwierdzoną śmiercią żony!

Podniósł instynktownie dłoń do ust, by powstrzymać krzyk, by stłumić wzruszenie wobec odkrycia tak wstrząsającego, że aż zapierało dech w piersiach. Penelopa, tamtej nocy, wcale nie… spadła z urwiska. Przeleciała balonem zaprojektowanym przez Petera przez rozstęp w skale pod Willą Argo, a przedtem wyspowiadała się u ojca Feniksa.

Obaj o tym wiedzieli, a żaden mu nic nie powiedział. Dlaczego?

Ktoś… kto z pewnością nie pasował idealnie do twojego projektu. Ktoś, kto wiosłował pod prąd.

Penelopa przekazywała mu po upływie lat podejrzenie, że wśród przyjaciół Wielkich Wakacji był zdrajca. Ale kto to mógł być?

– I dlaczego nigdy mi o tym nie mówiła? Dlaczego?

Nestor w głębi duszy znał odpowiedź.

Rozejrzał się za krzesłem i usiadł. Za jego plecami rozdzwonił się wściekle telefon z czarnego bakelitu, ale on nawet tego nie słyszał.

– Już mi nie ufała. To ja byłem tym, który wiosłował pod prąd, przeciwny projektowi.

Stary ogrodnik wyciągnął z kieszeni cztery klucze; zabrał je dzieciom zanim pobiegły do miasteczka. „Muszę coś sprawdzić” powiedział im, choć wcale tak nie było. Jedyną rzeczą, jaką chciał zrobić, było otwarcie Wrót Czasu w Willi Argo i udanie się na poszukiwanie Penelopy.

Na stole przed sobą ułożył w jednym rzędzie cztery klucze: aligator, dzięcioł, żaba i jeżozwierz. Dzięki tym kluczom, wiele lat temu, Nestor wraz z ojcem wybrali się do Wenecji z 1751 roku.

Tylko że to nie był historyczny rok 1751. To była Wenecja ponadczasowa, iskra niezmiennego i niezniszczalnego piękna, która się oderwała od Wenecji realnej i nigdy się nie przekształciła we współczesne miasto, zalane tłumem źle wychowanych turystów, motorówek i plastikowych torebek pływających bezkarnie po zielonych wodach w kanałach.

To była Wenecja doskonała, jak Kilmore Cove było doskonałym miasteczkiem z wyobraźni w Kornwalii. Dwa miejsca niemożliwe do odwiedzenia dla kogoś, kto nie miał dostatecznej odwagi, by udać się w podróż marzeń.

W tej to Wenecji Ulysses Moore zakochał się w doskonałej kobiecie. Poślubił ją i przywiózł ze sobą. Nie mieli dzieci, ale podróżowali po całym świecie, napełniając Willę Argo fantastycznymi przedmiotami, pochodzącymi z jeszcze bardziej fantastycznych miejsc. Przekraczali Wrota Czasu bardzo wiele razy, sami lub w towarzystwie przyjaciół. Byli to przyjaciele Ulyssesa, ale szybko stali się również przyjaciółmi Penelopy: nieugięty Leonard, surowy Black, genialny Peter i wielu innych. Reaktywowali w salonie Willi Argo Klub Podróżników w Wyobraźni, który dziadek Nestora zamknął w Londynie wiele lat wcześniej.

„Wyobraźnia nie jest dla wszystkich” powtarzała zawsze Penelopa, kiedy się zbierali, by zaplanować kolejną podróż. I rzeczywiście, nie wszyscy przyjaciele pozostali jak oni nieuleczalnymi marzycielami: niektórzy woleli dorosnąć, stać się rozsądnymi i odpowiedzialnymi, i zarzucić na zawsze fantazjowanie o cudach za Wrotami Czasu. Na przykład ojciec Feniks, który teraz kierował kościołem w miasteczku, albo dwie siostry Biggles, Kleopatra i Klitajmestra, z których jedna miała dziecko, a druga koty do opieki.

Wspomnienia przemykały przed oczami Nestora, spowite w mgiełkę nostalgii. Stary ogrodnik sięgnął po pudełko z pozostałymi Kluczami Czasu i ułożył je obok pierwszych czterech, które zabrał dzieciom. Przesuwając klucze w palcach przywołał szczegóły tej nocy, kiedy stracił żonę.

Peter niedawno umknął do Wenecji, podczas gdy Black wyjechał, usiłując ukryć na zawsze to właśnie pudełko, które Nestor miał teraz przed sobą, na środku stołu.

Leonard i Ulysses kolejny raz się sprzeczali: Leonard nalegał, żeby pozostawić Wrota Czasu otwarte i nadal z nich korzystać, a Ulysses chciał zamknąć je na zawsze. I Penelopa nie mogła dojść do słowa.

Nestor podparł się pod brodę. – Głupiec, skończony dureń z ciebie… – mruknął sam do siebie. – Nie umiałeś jej wysłuchać i utraciłeś ją.

Potem, niczym cios prosto w twarz, powróciło wspomnienie chwili, w której widział ją po raz ostatni.

Była burza. Penelopa włożyła nieprzemakalny płaszcz i wyszła z kuchni Willi Argo. Padał lodowaty deszcz. Nocne niebo rozjaśniały co chwila błyskawice.

Nestor nie poszedł za nią. Przeprosił ją, że podniósł głos. Nie znosił, kiedy przyznawała rację Leonardowi. Wychylił szklaneczkę brandy i czekał, aż żona wróci do domu. Tylko że Penelopa nie wróciła.

W końcu Nestor wyszedł przed kuchnię, zawołał ją głośno, a potem wołał jej imię jeszcze wiele razy, ale odpowiadał mu tylko nieustający szum deszczu. Coraz bardziej zaniepokojony zadzwonił do przyjaciół. „Widzieliście Penelopę?” „Była u ciebie?” „Była może u państwa, pani Bowen?”

Nie.

Nie.

I znowu nie.

Tak więc, za późno, poszedł jej szukać. Zimny i gęsty deszcz moczył mu kark. Park przypominał wczesny obraz van Gogha. Gdzie się Penelopa podziała? Motocykl stał w garażu. Rowery też. Furtka była zamknięta. W oknach mansardy na poddaszu Willi Argo było ciemno. Pozostawało tylko urwisko…

Schodki w skale.

Nestor zamknął oczy. Przypominał sobie doskonale szelest jej peleryny, którą targał wiatr. On sam zatrzymał się, uchwyciwszy się występu skalnego.

Wykute w skale stopnie były mokre i śliskie od deszczu. Zbiegając po nich w pośpiechu, Nestor ryzykował parę razy, że upadnie. Ciągle nawoływał Penelopę, ale odpowiadało mu tylko czarne ryczące morze.

Tej nocy Nestor jej nie znalazł. Następnego dnia doktor Bowen odkrył ślady krwi na skałach.

Ogrodnik poderwał nagle głowę. „Ktoś, kto wiosłuje pod prąd” powiedział do siebie. I wyszedł z domu.

Ulysses Moore.

Подняться наверх