Читать книгу Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny - Pol Ballús - Страница 6
Wprowadzenie
ОглавлениеGdy pierwszy raz zobaczyłem Pepa Guardiolę, stał z piłką u nogi na treningu pierwszego zespołu FC Barcelony. Pomyślałem sobie: „Ależ jest chudy”. Od tamtej pory minęło 30 lat, Pep został menedżerem Manchesteru City i udało mu się jakoś utrzymać tę sylwetkę. Może jeść, co chce, a nie tyje.
Po raz pierwszy rozmawiałem z nim kilka dni po jego debiucie na Camp Nou w meczu z Cádiz, który wypadł 16 grudnia 1990 roku. Pracowałem wtedy dla hiszpańskiej gazety „Sport”. Wraz z Fernando Zuerasem, ówczesnym fotoreporterem tego periodyku, byliśmy umówieni z Guardiolą o ósmej rano na stadionie. Potem wsiedliśmy we trzech do należącego do Fernando starego renault 11 i popędziliśmy na złamanie karku na drugą stronę miasta, by zrobić Pepowi zdjęcie na tle pomnika Dobosza spod El Bruc. Jak głosi legenda, ów dobosz, młody chłopak z Santpedor, rodzinnego miasta Pepa, w 1808 roku pomógł w czasie bitwy pod El Bruc pokonać oddziały Napoleona. Odgłosy jego bębna niosły się echem po górach, co sprawiało wrażenie, że na armię wroga nacierają znacznie większe siły niż w rzeczywistości. Obecnie dla Katalończyków ten chłopak stanowi ważny symbol dumy narodowej. Jest lokalnym bohaterem, tak jak Pep.
Od tamtej pory miałem szczęście opisywać kolejne etapy kariery Guardioli. Miałem też zaszczyt (wraz z kolegą dziennikarzem Miguelem Rico) pomagać Pepowi w pracach nad jego książką Mi gente, mi fútbol, w której opisywał swoje piłkarskie doświadczenia. Śledziłem jego grę w reprezentacji Hiszpanii oraz w klubach we Włoszech, w Katarze i Meksyku, nie mogło mnie zatem zabraknąć, gdy wrócił do Barcelony w roli trenera, najpierw na mniejszym stadionie, gdzie prowadził zespół rezerw, a potem już na Camp Nou. Gdy przewodził tej drużynie przez cztery niezapomniane lata, skwapliwie spisywałem wszelkie wzloty i upadki, triumfy i porażki jego wyjątkowego zespołu. Potem zajmowałem się sukcesami Pepa w Bayernie.
Przez te lata mocno się zaprzyjaźniliśmy. Znalazłem się w kręgu jego najbliższych znajomych i członków rodziny. Dzisiaj utrzymuję chyba bliższe relacje z jego żoną Cristiną niż z nim samym.
Manchester zawsze był miastem bliskim mojemu sercu. Jako młody chłopak zakochałem się w tamtejszej muzyce i po raz pierwszy odwiedziłem je jeszcze w latach 90. XX wieku, by przetańczyć kilka nocy w legendarnym klubie Hacienda – zrobiłem to w sumie z miłości do grupy Happy Mondays. Manchester odmienił moje życie, a moje uwielbienie dla niego, jego mieszkańców i kultury w kolejnych latach tylko rosło. Właśnie dlatego, gdy tylko usłyszałem, że Pep obejmie Manchester City, nie wahałem się ani chwili. Móc śledzić losy Pepa Guardioli i jednocześnie pracować i mieszkać w mieście, które dało światu The Hollies, The Smiths, Happy Mondays oraz Oasis? Przecież to spełnienie marzeń. Po 13 latach pisania do „El País” uznałem, że czas na zmiany. Zebrałem manatki i przeprowadziłem się do Manchesteru.
Zjawiłem się tam w październiku 2016 roku i zacząłem od spotkania z Pepem i Cristiną w ich mieszkaniu przy Deansgate. Chciałem poprosić ich o zgodę na napisanie książki, która chodziła mi po głowie.
− Nie wiem jeszcze, od jakiej strony to ugryzę i na czym się skupię, ale chciałbym opowiedzieć tę historię − tłumaczyłem im.
− A co, jeśli nawalę? Co, jeśli nie wydarzy się nic ciekawego? – Pep miał trochę wątpliwości.
− Cóż, wtedy napiszę właśnie o tym. Ale jakoś mi się nie wydaje, żeby istniało takie ryzyko. Poradzisz sobie znakomicie.
− W porządku, rób swoje.
Nasze nowe „wspólne przedsięwzięcie” uczciliśmy na tarasie toastem wzniesionym ginem z tonikiem.
Tak oto miałem książkę do napisania. Ferrana Soriano znałem jeszcze z okresu jego pracy w zarządzie Barçy, a moje relacje z Txikim Begiristainem miały jeszcze dłuższą historię i sięgały czasów, gdy grał w Realu Sociedad. Obaj od początku bardzo mi pomagali, zresztą jak wszyscy pracownicy City Football Academy (CFA). Ich wsparcie i przyjaźń były dla mnie nieocenione, zwłaszcza na etapie adaptowania się do życia w Manchesterze. Zawsze będę im za to wdzięczny.
Pierwszy sezon zszedł mi na planowaniu tej książki. Przez lata napisałem o Pepie tysiące artykułów. Gdyby policzyć, pewnie okazałoby się, że przeprowadziłem z nim ponad setkę wywiadów. Jeździłem za nim i słuchałem, jak opowiada o piłce w Barcelonie, Monachium, a po drodze także w Nowym Jorku. Czy znajdowałem się trochę za blisko osoby, o której piszę? Uznałem, że potrzebuję świeżego spojrzenia i kogoś, kto spojrzy na to wszystko inaczej. W ten sposób nawiązałem współpracę z Polem Ballúsem.
W 2014 roku Pol przeprowadził się do Liverpoolu, w zasadzie zaraz po tym, jak ukończył studia na dziennikarstwie. Początkowo pracował jako kelner, ale kiedy Pep pojawił się na Etihad, Pol został korespondentem gazety „Sport” w Manchesterze. Poznaliśmy się w sali prasowej w CFA na dzień przed pierwszymi derbami Pepa na Old Trafford. Od tamtej pory nabrałem do niego olbrzymiego szacunku jako dziennikarza, z którym sam kiedyś – gdy działy prasowe naprawdę były jeszcze działami prasowymi – chętnie bym pracował. Przez ostatnie trzy lata wspólnie pracowaliśmy, podróżowaliśmy po całym kraju, spędziliśmy też niejeden wieczór na rozmowach o piłce przy drinku w licznych barach Manchesteru.
Podczas jednej z takich pogawędek zaproponowałem, żebyśmy razem zajęli się tą książką, a on – ku mojemu zaskoczeniu – się zgodził. Od tamtej pory chodzimy na mecze Manchesteru City, te u siebie i te na wyjeździe, śledzimy codzienne życie w klubie, poznajemy sekrety Pepa z zacisza jego gabinetu w CFA. To niesamowita przygoda i niewyczerpane źródło wiedzy. Jestem przekonany, że Pol przyznałby mi rację, gdy napiszę, że obaj się dzięki temu rozwinęliśmy − zarówno jako dziennikarze, jak i ludzie. Pozyskanie go do współpracy było kluczowe dla powodzenia tego projektu.
Wyszła z tego niezła jazda. Życie w Manchesterze, pisanie o Pepie i praca z Polem to jedne z najlepszych doświadczeń w całym moim życiu.
Ta książka stanowi hołd dla Manchesteru, dla tutejszej muzyki, dla energii tego miasta oraz dla Manchesteru City pod wodzą Pepa Guardioli. To skromna ofiara dwóch dziennikarzy, którzy kochają piłkę nożną oraz Manchester City.
Mamy nadzieję, że się Wam spodoba.
Pep, dziękujemy za tę szansę.
Cristino, tobie też dziękujemy, za wszystkie kawy, kolacje i gin z tonikiem. I za to, że jesteś.
Lu Martín
Manchester,
sierpień 2019