Читать книгу Manchester City Pepa Guardioli. Budowa superdrużyny - Pol Ballús - Страница 7
Prolog
Dzień w pracy
ОглавлениеPep Guardiola powiedział kiedyś, że jego kraj jest nie do zatrzymania dzięki wszystkim tym ludziom, którzy wstają wcześnie rano. On sam wstaje koło 7:30, czyli nie tak znowu wcześnie.
Całuje rodzinę na dzień dobry, a potem idzie do okna, by spojrzeć z góry na miasto, ocenić pogodę, sprawdzić, czy nie pada. Zwykle pada.
Je śniadanie z dziećmi, wyprawia je do szkoły, ubiera się i przegląda prasę. Jeśli tylko nie mają innych planów, idą następnie z Cristiną do jednej z modnych kawiarni w okolicach katedry w Manchesterze, by wypić tam pierwszą tego dnia kawę.
No a potem czas do pracy, czyli do City Football Academy (CFA). Po drodze na Clayton Lane Pep słucha Catalunya Ràdio albo innej hiszpańskiej stacji, RAC. Interesują go doniesienia z domu.
Gdy zjawia się w CFA, pracowity dzień dopiero się tam zaczyna. Wita się z recepcjonistką Stacy i wbiega po 28 stopniach do gabinetu, który odziedziczył po Manuelu Pellegrinim. Na ścianie wisi tam maksyma spisana przez niego pierwszego dnia pracy w tym gabinecie:
Primer és saber què fer.
Després, saber com fer-ho!
Najpierw trzeba wiedzieć, co zrobić.
Potem trzeba ustalić, jak się to zrobi!
Maria, jego najstarsza córka, dopisała poniżej:
Maria tu była!
Powodzenia!
Kocham Cię!
Pep lubi przebywać jak najbliżej swoich współpracowników, więc gdy pojawił się w klubie, zlecił kompleksową przebudowę tego miejsca. Zmienił wystrój gabinetu, ale przygotował też nowe pomieszczenie dla Any Leyvy, sekretarki dyrektora ds. piłkarskich Txikiego Begiristaina. Zorganizował również miejsce do pracy dla Carlesa Plancharta (szefa działu analiz), Mikela Artety (jego asystenta), Xabiera Mancisidora (trenera bramkarzy) oraz Marca Boixasy (menedżera ds. operacyjnych pierwszego zespołu), który zajął pomieszczenie tuż obok Manela Estiarte.
Pomieszczenie zajmowane przez zespół analityków jest obecnie znacznie większe niż kiedyś. Kiedy Pep dociera do swego gabinetu i zaczyna pracę, analitycy już ciężko tam pracują.
Pep zjawił się po raz pierwszy w ośrodku treningowym City w marcu 2016 roku, w trakcie przerwy reprezentacyjnej, a potem pojechał tam ponownie 3 czerwca. Ferran Soriano, dyrektor generalny City, oraz Txiki Begiristain oczekiwali, że obie wizyty zostaną utrzymane w ścisłej tajemnicy, dlatego wiedziało o nich jeszcze tylko troje pracowników klubu: Joan Patsy, prawa ręka Begiristaina, David Quintana (odpowiedzialny za opiekę nad zawodnikami) oraz Amaia Díaz, charakterna kobieta z Nawarry, która pomagała przygotować przyjazd gościa o pseudonimie operacyjnym „Niemiec”.
Quintana i Díaz już nie pracują w klubie. Díaz uciekła do Santo Domingo, by szukać przygód i nadać życiu nowy kierunek.
Quintana musiał odejść ze względów zdrowotnych. Był koordynatorem ds. kontaktów z piłkarzami, do jego najważniejszych obowiązków należała pomoc nowo kupionym zawodnikom, więc jego odejście było dla klubu szczególnie dotkliwą stratą. Jako prawa ręka Begiristaina odegrał kluczową rolę w udanej adaptacji Guardioli w nowym dla niego mieście. Szesnastego marca 2016 roku (nazajutrz po tym, jak Bayern wyeliminował Juventus z Ligi Mistrzów) to właśnie Quintana został wysłany z tajną misją do Niemiec.
„Jedź do Monachium, tylko nikomu nic nie mów – przykazał mu Begiristain. – Wygląda na to, że mamy problem z naszym Niemcem”.
Zaiste mieli. W Monachium rodzina Guardioli mieszkała w dużej rezydencji przy Sophienstrasse. Pep oczekiwał w Manchesterze miejsca zamieszkania o podobnym standardzie, a była to sprawa na tyle istotna, że wszystko mogło się o nią rozbić. Quintana i Pep spotkali się na spokojnym, trzygodzinnym lunchu w miejscowej wietnamskiej restauracji. Byli tam również Cristina, troje dzieci Pepa, jego agent Josep María Orobitg i żona tego ostatniego, Núria. Podczas lunchu rozmawiano o najważniejszych aspektach funkcjonowania klubu, jego infrastrukturze, zawodnikach… Ale sporna kwestia nowego domu Guardioli pozostawała nierozwiązana.
Gdy tylko Quintana wrócił do Anglii, Begiristain niecierpliwie czekał tam już na szczegółowe sprawozdanie.
− No i co mu powiedziałeś?
− Jak to co? Szczerą prawdę: że w Manchesterze po prostu nie ma niczego podobnego.
Problem polegał na tym, że Pep brał pod uwagę jedynie zamieszkanie w centrum miasta, a tam po prostu nie uświadczy się nieruchomości, które wychodziłyby naprzeciw oczekiwaniom. Mimo to Quintana nie tracił optymizmu.
− Powiedziałem mu, że ma się nie martwić, bo że jeśli będzie trzeba, to wybudujemy mu to, co sobie zażyczy. Może to potrwać kilka miesięcy, ale sobie poradzimy.
No i stanęło na tym, że rodzina Guardioli zamieszkała w wynajętym luksusowym mieszkaniu w okolicach Deansgate w Manchesterze. Tam mieli czekać na ukończenie budowy ich nowego domu. Potrwało to trochę dłużej, niż początkowo planowali, ale w końcu się do niego wprowadzili.
Co najmniej raz dziennie Pep rozmawia z Manelem Estiarte. Potem zagląda do swojego gabinetu, zdejmuje buty i w samych skarpetkach idzie do kawiarenki, gawędząc po drodze z napotkanymi osobami.
Nadzór nad codziennym menu sprawuje tam obecnie Silvia Tremoleda, była triatlonistka, a dzisiaj uznana dietetyk sportowa. Zwykle pojawia się na miejscu około siódmej rano, żeby przed pracą skorzystać jeszcze z siłowni.
Pep bierze gorącą czekoladę i wraca do gabinetu, gdzie zaczyna sporządzać notatki z przeglądanego na komputerze nagrania meczu. Chce pogadać z Begiristainem, ale dowiaduje się, że ten nie wrócił jeszcze z wyjazdu, na którym obserwował piłkarzy. Lada chwila ma być z powrotem.
Tego ranka Pep jest zrelaksowany. Najbliższy mecz City nie zapowiada się na trudny. Są już do niego przygotowani, zespół gra dobrze, wszyscy są dość wyluzowani.
Potem Pep śmieje się do słuchawki, rozmawiając przez telefon z Davidem Torrasem, starym znajomym i dyrektorem ds. komunikacji w Gironie, hiszpańskim klubie, którego współwłaścicielem jest City Football Group.
Pep się rozłącza, bo właśnie pojawił się Planchart z raportami na temat rywala. Obaj ewidentnie zgadzają się co do tego, jakiego stylu gry powinni się spodziewać. Planchart, główny analityk ds. wyników, nie widzi powodów do niepokoju. „W tym tygodniu nie musimy przeznaczać na analizy dużo czasu. To dość przewidywalna drużyna, niczym nie powinni nas zaskoczyć”.
Potem Pep ma spotkanie z klubowymi lekarzami. Jeden z zawodników nabawił się urazu kolana i Guardiola chce wiedzieć, czy potrzebna będzie operacja. Rozumie, że jeśli dalej będzie go wystawiał, problem może się jeszcze pogłębić. Konsultował się już w tej sprawie Ramónem Cugatem z Barcelony, specjalistą od urazów kolan. Podczas codziennego obchodu CFA rozmawiał też o tym zawodniku z Lorenzo Buenaventurą, trenerem przygotowania fizycznego.
Sztab medyczny wie, że musi mieć wszystko pod kontrolą. „On zadaje najbardziej nieoczekiwane pytania – mówi jeden z członków tego sztabu. – Dzisiaj zapytał mnie na przykład, czy porównaliśmy aktualne zdjęcia z tymi zrobionymi na początku sezonu”.
„Przecież ja nie mam zielonego pojęcia o porównywaniu zdjęć ani o tym, czy to dobry pomysł. – Guardiola się śmieje. – To Loren [Buenaventura] mi to doradził. No ale jeśli w ten sposób dobrze wypadłem, to super”.
Ten uraz to poważna sprawa, a Pep nie chce narażać zawodnika na to, że ominie go występ na nadchodzącym mundialu. Pogada z nim i wspólnie podejmą decyzję, co dalej.
Jeden po drugim zjawiają się analitycy, by zaplanować trening. Zajmują miejsca wokół stołu, a w tym czasie Estiarte podaje Guardioli stertę koszulek do podpisania. Pep między innymi w ten sposób wspiera działalność Johan Cruyff Foundation.
Pierwszy punkt spotkania: czy wszyscy zawodnicy już przyjechali? Spóźnia się tylko Yaya Touré, czyli jak zwykle. Pep doskonale wie, kto pojawił się najwcześniej: Fernandinho, Gündoğan i Brahim Díaz zawsze są pierwsi. Potem przyjeżdżają David Silva i Kun Agüero. Benjamin Mendy wpada zwykle na ostatnią chwilę i jakby nigdy nic pyta recepcjonistkę, czy nie ma jakichś żelków.
Wszyscy się spieszą. Zawodnicy biegają schodami z siłowni do kafeterii i z powrotem, żeby zdążyć zjeść śniadanie, potem pędzą jeszcze na masaż. W tym czasie Pep rzuca okiem na najnowsze wyniki ważenia. Wszyscy piłkarze otrzymali szczegółowe polecenia dotyczące diety i wagi, uważnie dobrane przez klubową dietetyk na podstawie ich wzrostu i masy mięśniowej. W tych kwestiach Pep nie idzie na żadne kompromisy, a gdy ktoś nie mieści się w wyznaczonych dla niego parametrach, trener nie ma litości.
W głównym lobby ludzie z Amazona przygotowują kamery. Klub przyznał pełen dostęp ekipie kręcącej film dokumentalny na temat drugiego sezonu Guardioli w klubie, który zostanie pokazany klientom platformy streamingowej Amazona. Członkowie telewizji klubowej, City TV, czekają na Gündoğana, który ma kręcić dzisiaj jakieś materiały promocyjne.
Soriano stuka zapamiętale w tablet i jednocześnie rozmawia przez telefon. W tym momencie pojawia się Begiristain. Od razu idzie na górę przywitać się z Pepem, który stoi przed swoim gabinetem i śmieje się z czegoś razem ze swoim asystentem Artetą.
Txiki przynosi wieści:
− Wieczorem będzie tu Joan [Patsy]. Spotkajmy się przy kolacji, musimy pogadać.
− Mogę nie dać rady. Mam bilety do teatru, idę z Cris i dzieciakami. Może mógłbym to odwołać, ale mi tego nie darują.
− Nie, niczego nie odwołuj, poczekam do jutra.
− Ratujesz mi tyłek. Umówmy się zatem na śniadanie.
− Niech będzie śniadanie – mówi Txiki. – Mam ci mnóstwo do opowiedzenia.
Dzisiejszy trening będzie należał do tych lżejszych. To już ostatnia faza drugiego sezonu Pepa w tym klubie, City zdążyło zagwarantować sobie tytuł mistrzowski. Piłkarze mają za sobą długie rozgrywki, więc Buenaventura skupia się na krótkich, intensywnych ćwiczeniach ruchowych, które nie przemęczą zawodników. Pep i Domé Torrent, jego ówczesny asystent, zaczęli już ćwiczyć z zawodnikami wyprowadzanie piłki spod bramki. Arteta realizuje odrębny program zajęć z Leroyem Sané i Raheemem Sterlingiem, a Mancisidor daje bramkarzom trochę większy wycisk.
Jak zwykle trening jest zamknięty dla wszystkich poza najbardziej niezbędnymi pracownikami klubu, czyli fizjoterapeutami, lekarzami, sprzętowcami, trenerami, Estiarte i Begiristainem. Pep robi wyjątek w soboty i w niedziele, bo wtedy czasami przyprowadza na zajęcia drużyny swego syna Màriusa. Guardiola jest również skłonny rozważyć prośby o możliwość obejrzenia pierwszego treningu zespołu po rozegranym meczu, choć zdecydowanie chętniej rozpatruje je pozytywnie wtedy, gdy jego zawodnicy wygrają. W tym roku na takim treningu był na przykład Gregor Townsend, trener reprezentacji Szkocji w rugby. Początkowo dostał zgodę tylko na dziesięć minut, ale ostatecznie spędził z Pepem całą godzinę.
Pep zawsze, bez względu na pogodę, opuszcza swój gabinet i w ten lub inny sposób angażuje się w trening. Dzisiaj na przykład po boisku treningowym hula silny wiatr.
Pep pojawia się na boiskach nawet wtedy, gdy daje odpocząć swoim najważniejszym graczom. „Zawodnicy, którzy mają akurat nie zagrać w meczu, paradoksalnie potrzebują więcej uwagi niż zwykle – mówi. – Trzeba się jeszcze bardziej postarać, żeby mieć pewność, że wszystko u nich w porządku”.
Schodząc dzisiaj na trening, zwrócił uwagę, że na jednym z bocznych boisk dzieje się coś niecodziennego. Akurat trwał tam trening zespołu niepełnosprawnych City. Wzywając swoich zawodników do gry w dziada, powiedział: „Dzisiaj zrobimy coś innego. Podejdźmy i popatrzmy na tych młodych chłopaków. Są niesamowici. Powinniśmy być wdzięczni za to, jakie szczęście mamy w życiu”.
Szatnia Manchesteru City jest owalna. Pep celowo kazał jej nadać taki kształt, żeby piłkarze wchodzili ze sobą w interakcje. Taki układ pomieszczenia sprawia, że mają mniej możliwości zbierania się w mniejszych grupach (jak to się działo w szatni Barçy, podzielonej na części kolumnami, gdzie zawodnicy mogli niemal zupełnie odseparować się od kolegów).
Na ścianie wypisany jest fragment wiersza Tony’ego Walsha: „Niektórzy się tu rodzą, niektórych tutaj ciągnie, ale wszyscy nazywamy to miejsce domem”. Kolejny smaczek Pepa. Sam trener nigdy nie wchodzi jednak do szatni – nigdy z wyjątkiem niedziel. „Szatnia jest dla piłkarzy. To święte miejsce”.
Pogadanki z zespołem odbywają się w minisali wykładowej na pierwszym piętrze, obok kafeterii.
Po zakończeniu sesji treningowej Buenaventura i lekarz klubowy przeglądają dane zebrane przez aparaturę monitorującą biometrykę zawodników, a fizjoterapeuci przystępują do obowiązkowych masaży.
Z głośników w szatni zaczynają dobiegać dźwięki reggaetonu. Sprzętowcy podejmują próżne próby uprzątnięcia wszystkich brudnych rzeczy, a wokół śmieją się zawodnicy. Przedmiotem ich żartów jest często Bernardo Silva.
Pep idzie pod prysznic, przebiera się w świeże ubranie i korzysta z okazji, żeby zadzwonić do żony.
Przy lunchu rozmawia z członkami sztabu o odbytym treningu: co się sprawdziło, a co nie, kto najszybciej załapał nową taktykę i ją opanował.
Gdyby wskazać jedną rzecz, jaką Pep stara się kształtować u wszystkich w swoim otoczeniu, pewnie byłoby to przywództwo. Begiristain uważa to za jeden z głównych atutów swojego przyjaciela: „Otacza się ludźmi, którzy nie boją się z nim nie zgadzać, którzy przedstawiają mu własny punkt widzenia. Potem i tak robi to, co chce, ale wcześniej zawsze pyta ich o zdanie”.
Przy lunchu Buenaventura pokazuje dane, które pomagają rozstrzygnąć spór dotyczący pewnego bardzo obiecującego zawodnika.
− Na dzisiejszym treningu niemal się zarżnął.
− Poważnie? – dopytuje Pep.
− Mówiłem ci, że tak będzie – wykrzykuje Torrent.
I tak oto niczego nieświadomy gracz jest już o krok bliżej stałego miejsca w wyjściowej jedenastce.
Jeżeli nie ma żadnych pilnych kwestii do omówienia, a w gabinecie nawarstwia mu się praca, Pep je lunch przy biurku. Zwykle jest to coś prostego, na przykład kawałek tortilli i szklanka gorącej wody (ktoś mu kiedyś powiedział, że to dobrze robi na trawienie). Coś notuje, przegląda materiały na komputerze. Gdy ma sporo spraw do nadrobienia, zwłaszcza w przeddzień meczu albo gdy na dworze jest zbyt zimno, by wychodzić, włącza muzykę, zapala kadzidełko i na resztę dnia zamyka się w gabinecie. Piłkarzy dawno już nie ma.
Członkowie jego sztabu też nie próżnują (przygotowują sprzęt, rozwiązują problemy z kontuzjami, sporządzają raporty dotyczące następnego rywala), ale o 17:00 wszyscy się już pakują i kierują do domu. Pep pracuje dalej, przy zapachu kadzidełka i z muzyką w tle (Oasis, Manel albo Carla Bruni).
Ściany w jego gabinecie są białe, żeby mógł na nich zapisywać różne pomysły. Na środku jednej z nich wisi karykatura Noela Gallaghera i fragment z jego piosenki Rock ’n’ Roll Star.
Pep nie trzyma w gabinecie wielu przedmiotów osobistych, choć na biurku ma statuetkę Cruyffa (dar od Johan Cruyff Foundation). Poza tym są tam jeszcze dwa komputery, ołówki, sterty dokumentów, a na lewo od jego fotela stoi tablica ścienna z rozpisanym planem pracy na cały tydzień. Najważniejszy jest zawsze najbliższy mecz. Tuż obok czarnym markerem Pep zapisał na ścianie słowa Marcelo Bielsy:
Te chwile w moim życiu, w których stawałem się lepszy, były blisko związane z porażkami. Te chwile w moim życiu, w których robiłem krok wstecz, były blisko związane z sukcesami. Sukcesy deformują nas jako ludzi, rozluźniają nas, otumaniają, czynią gorszymi ludźmi, karmią nasze ego. Porażka działa dokładnie na odwrót: kształtuje nas, hartuje, zbliża nas do naszych własnych przekonań, czyni nas bardziej wewnętrznie spójnymi. Byłem szczęśliwy, pracując w piłce amatorskiej, byłem szczęśliwy, dojrzewając przy moim ukochanym zajęciu. Kocham futbol, kocham tę grę, kocham rzut rożny, kocham mało przestrzeni na murawie, kocham długie linie na boisku, kocham całą piłkę nożną. Całą resztą gardzę. Już wyjaśniam, co mam na myśli. Radość płynąca ze zwycięstwa trwa jakieś pięć minut, a po niej pozostaje ziejąca pustka i trudna do opisania samotność. Nigdy nie pozwól, by porażka odbiła się na twoim poczuciu własnej wartości. Wygrywając, pamiętaj, że pochwały i nagrody są złudne, bo karmią nasze ego i nas deformują. Gdy przegrywasz, zachodzi dokładnie odwrotny proces. Tak naprawdę liczy się szlachetność zasobów, którymi dysponujesz.
Po meczu Pep idzie zwykle z żoną na kolację, ale gdy pogoda sprzyja albo jest dużo do zrobienia, zostaje do późna w pracy. W szare zimowe dni, gdy zmrok zapada już o 15:30, Guardiola ucieka do domu tak wcześnie, jak tylko się da. Siada przy stole w jadalni, włącza komputer, nalewa sobie kieliszek wina albo otwiera butelkę piwa. Wraca do pracy.
Dzisiaj za kółkiem swego czarnego mercedesa siada o 18:00. Już w czasach Barcelony Guardiola zasłynął jako dość nieuważny kierowca. To już jego czwarty samochód, odkąd przeniósł się do Manchesteru. Boczne lusterka w jego autach nie mają łatwego życia. Udało mu się również zatankować benzyną range rovera z silnikiem diesla, a także rozbić srebrnego bentleya.
Do domu ma zaledwie 15 minut drogi. Dzisiaj wieczorem zabiera Cristinę i dzieciaki na musical Shrek. Rodzina idzie na spektakl piechotą i rozmawia o tym, ilu bezdomnych ludzi mijają po drodze. To dla nich niepojęte.
W drodze powrotnej zatrzymują się w hiszpańskiej restauracji Tapeo & Wine. Spektakl im się podobał. Tytuł mistrzowski jest praktycznie pewny. Rodzina ma się świetnie. Dla Pepa to był udany dzień w pracy.