Читать книгу Wenecja-Pekin. Być jak Marco Polo… - Przemysław Osuchowski - Страница 7

Оглавление

Sankt Petersburg


SANKT PETERSBURG, PAŁAC ZIMOWY LATEM

Sława dawnej stolicy carów, bliskość morza, początek lata zachęcają do turystyki skuteczniej niż w innych regionach Rosji. Już w drodze do Pitra mijaliśmy sporo autobusów wycieczkowych, które gnają tu aż z Moskwy oraz z pobliskiej „Pribałtyki”. Sporo motocyklistów, kamperów. Okolice Sankt Petersburga oferują nawet rzecz w Rosji nieznaną, czyli kempingi. W Estonii byliśmy raptem 3 godziny, ale i tyle wystarczyło, by dostać mandat w wysokości… 400 euro. Kolejne 3 godziny odstaliśmy w kolejce na granicy z Rosją w estońskiej Narwie. Przejście graniczne znajduje się przy średniowiecznej twierdzy obronnej. Kiedyś rywalizowali tu Szwedzi, Polacy, Duńczycy nawet. Ostatni rozpychali się tutaj Rosjanie. W estońskim miasteczku Estończycy są dzisiaj czteroprocentową mniejszością! Granicę estońską przekraczaliśmy po zachodzie słońca. Bez sensacji. Chyba że za taką uznamy liczne ślady wojskowych odrzutowych myśliwców, które rysowały na niebie białe smugi, przekraczając granice Unii i gwałtownie zawracając. Takie męskie gry i zabawy w wilka i zająca. Wilków było kilkunastu, po estońskiej stronie tylko dwa zające. No to wróciliśmy do rzeczywistości…


JAKIE CZASY, TACY BOHATEROWIE

Godzinę później stolica carów – jakże by inaczej – powitała nas sztucznymi ogniami. Czy tak będzie na całej trasie? Białe noce – a wysiedliśmy z aut po północy – były niestety raczej czarne, bo zachmurzenie spore. Drobny deszczyk nie zniechęcił jednak miejscowych i przybyszy, całą noc towarzyszyły nam odgłosy zabawy. Beztroski ten Petersburg…

W planowaniu podróży tak dalekiej i długiej jak nasza warto poświęcić trochę czasu kalendarzowi. Wiadomo, podróżujemy zwykle latem. Wtedy mamy urlopy, dzieci – przerwę w szkole. W regiony innych klimatów też nie warto jechać bez zbadania, co nas czeka. Pierwszy raz do Nepalu poleciałem w porze monsunowych deszczów, i Himalajów nie zobaczyłem, choć były na wyciągnięcie ręki. Teraz sprawdzam takie „szczegóły”. Podobnie jadąc w wysokie góry, trzeba pilnować harmonogramu, tak aby śniegi nie odcięły bezpiecznego powrotu. Na przykład z Pamiru lub Karakorum zawsze planujemy powrót przed 20 sierpnia. Warto też tak ułożyć marszrutę, aby w wielkich aglomeracjach nie pojawiać się w środku tygodnia. Podczas weekendu łatwiej się poruszać nie tylko w Warszawie. Ostatnią rzeczą, którą sprawdzam zawsze, jest rytm świąt państwowych i religijnych w krajach, przez które przejeżdżamy. Choćby po to, by nie trafić na zamknięte banki lub urzędy konsularne.


PUTIN WŚRÓD MATRIOSZEK

Sankt Petersburg, oczywiście, chcieliśmy odwiedzić dokładnie w porze przesilenia wiosenno-letniego. Niech będzie romantycznie i niepowtarzalnie. Metę tego odcinka Rajdu Wenecja – Pekin wyznaczyliśmy precyzyjnie jak żadną inną: 21 czerwca godzina 18.38 czasu moskiewskiego. Wszystko pasowało idealnie. Nawet dzień tygodnia (niedziela)! Karty rajdowe mieliśmy podbić pod Aurorą. Czegoś jednak nie sprawdziłem… Okazało się, że wszystko się zgadza, ale nie ma Aurory! Przeholowali ją na czas remontu do portu w Kronsztadzie. Niektórych rajdowiczów wprawiło to w konsternację, a jedna załoga popłynęła nawet wycieczkowym statkiem na wyspę.

Zmęczeni podróżą – nie uczestniczyliśmy w imprezach białych nocy. Zresztą i tak się zgapiliśmy, do sklepu monopolowego udaliśmy się zbyt późno, a w Rosji Putina nocą alkoholu w sklepach nie sprzedają! Kupować w Rosji trzeba umieć… Czasem trzeba wtedy podzielić się zawartością butelki ze sprzedającym. Nobody is perfect

Odpoczywaliśmy przed hotelowym telewizorem. Film wojenny, drugo-wojenny, ojczyźniany. Nad brzydkimi, podstępnymi Niemcami zwyciężają piękni i szlachetni Rosjanie. Polacy też występują, epizodycznie, ale źle im z oczu patrzy, kłamią i co chwilę do Boga się odwołują. W reklamowych przerwach atakował z ekranu ukraiński prezydent Poroszenko i jego faszystowscy sojusznicy. Takie rozpolitykowane czasy. To już lepiej iść spać… Zwiedzanie miasta wizji Piotra I Wielkiego zostawiamy sobie na następny dzień.

Tuż po świcie, unikając korków (to się nam udało), chcieliśmy dotrzeć przed tłumem pod Ermitaż. Bez skutku, kilkusetosobowa kolejka już była uformowana, więc obeszliśmy się smakiem. Pozostało nam piesze poznawanie miasta, bo z parkowaniem w ścisłym centrum też było trudno.

Turystów tłum, sporo zagranicznych. Śródmieście czyste i oszałamiająco dostatnie. W sklepach Prady i Zary tłok. Za to na Newie i kanałach ruch statków i motorówek niespieszny. Słońce dopełniało atmosferę beztroski. Uliczne stoiska z pamiątkami oblegane. Gdyby Putin miał kopiejkę z każdej durnoty, na której widnieje jego twarz, byłby bogatszy od Billa Gatesa. A były jeszcze stoiska ewidentnie polityczne. Eksponuje się na nich nie tylko prezydenta. Nawet w kiosku z gazetami na czterech okładkach rzucał się w oczy Stalin. Jakie czasy, tacy idole.

Sam nie wiem… czy to niedzielny nastrój, czy turystyczny, wycieczkowy szczyt, czy sam Petersburg taki wyjątkowy… kryzysu ani śladu. Może nikt im nie powiedział o sankcjach?

W Pitrze nikt się nie spieszy, ulicami chodzi się wolniej niż w Moskwie, nawet policjanci machają swymi „pałeczkami” leniwiej, a w metrze nikt ci nie robi łokciami siniaków. Kobiety mają na sobie mniej makijażu, obcasy też mają niższe niż w Moskwie, a często nie mają ich wcale. Mimo to nadal są przepiękne, a mniej pretensjonalne od moskwiczanek. Jak ich miasto. Wielbiciele Krakowa poczują się w Petersburgu dobrze. Czcicielom Warszawy należy polecić raczej Moskwę. Zagraniczni turyści doceniają uroki Petersburga, więc w mieście tłum, zwłaszcza Chińczyków. Wycieczka statkiem po centralnych kanałach była miłym przerywnikiem. Łatwiej po takim spacerze zrozumieć, dlaczego każdy Rosjanin chce choć raz w życiu trafić do Petersburga. A gdy już to uczyni, marzy, aby tam wracać i wracać.


SANKT PETERSBURG JESZCZE BARDZIEJ LATEM

Rosję chcieliśmy powitać blinami z kawiorem, ale ostatecznie wybraliśmy bardziej światowo. Odwiedziliśmy restaurację telewizyjnego guru, Jamiego Olivera. Olbrzymia, gustowna, do Nowego Jorku pasowałaby jak ulał. Obsługa młoda, kompetentna, sprawna, anglojęzyczna. Karta zdecydowanie włoska. Malkontentów zaskoczę, pizza w restauracji sławnego kucharza i celebryty jest tańsza niż w przeciętnej warszawskiej pizzerii. A espresso podają w ogrzewanych wcześniej filiżankach. Dopasowani więc do „Pogody dla bogaczy” spacerowaliśmy uśmiechnięci i pstrykaliśmy słitfocie. Hmmm… do Petersburga chętnie wrócimy kiedyś na dłużej.

Wenecja-Pekin. Być jak Marco Polo…

Подняться наверх