Читать книгу Turkusowe szale - Remigiusz Mróz - Страница 8
Wstęp Autora do II wydania
ОглавлениеPisanie tej książki było dla mnie wyjątkowym wyzwaniem. Zabrałem się do tego w 2013 roku, jeszcze przed premierą mojej debiutanckiej powieści. Nie miałem takiego komfortu, jakim cieszę się teraz – nie mogłem zamknąć się na cały dzień w gabinecie i po prostu pisać. Wyrywałem więc każdą godzinę z każdego dnia, łapczywie i bezkompromisowo, by przenieść się w świat Felka Esskera, Leona i innych.
Ale nie dlatego okazało się to dużym wyzwaniem – powód był inny. Po raz pierwszy bowiem odszedłem nieco od fikcji i zbliżyłem się do rzeczywistości, biorąc na warsztat prawdziwy dywizjon, który w czasie wojny został sformowany w Wielkiej Brytanii.
Dlaczego to zrobiłem? Dobre pytanie. Jak każde dotyczące powodu, dla którego dana książka wygląda tak, a nie inaczej, albo skąd wziął się na nią pomysł. Jedni autorzy utrzymują, że idee wyławiają z głębokiej studni, inni twierdzą, że chodzą po nie na targ, a zdarzają się też tacy, którzy upierają się, że pomysły podsuwają im zmarli koledzy po fachu.
W tym wypadku tak nie było. Przeczytałem Sprawę honoru Lynne Olson i Stanleya Clouda, w której dwójka amerykańskich autorów skrupulatnie opisała, jak wielki wkład do wysiłku wojennego Wielkiej Brytanii wnieśli polscy piloci, i właśnie ta lektura stała się bezpośrednią inspiracją do napisania Turkusowych szali.
Początkowo planowałem zająć się słynnym Dywizjonem 303, ale szybko uznałem, że temat został już wyeksploatowany, a niezależnie od tego, jak dobrej powieści bym o tych chłopakach nie napisał, i tak nie dorośnie do pięt książce Arkadego Fiedlera.
Zacząłem więc szukać.
I przepadłem zupełnie. W relacjach z tamtych czasów, w statystykach zestrzeleń, a nawet w suchych raportach wojskowych i fotografiach, które znajdują się w brytyjskich archiwach. Uderzył mnie ogrom informacji – a co ważniejsze, ogrom polskich osiągnięć w przestworzach.
Po kilku dniach researchu problemem nie było to, by znaleźć inny dywizjon, którego dzieje mógłbym opisać – kłopot sprowadzał się do tego, który wybrać. Historia każdego z nich nadawała się na hollywoodzki film, ale z jakiegoś powodu to Lwowskie Puchacze, czyli piloci 307. Dywizjonu Nocnego Myśliwskiego, przykuły moją uwagę najbardziej.
Może dlatego, że jako jedyni latali pod osłoną nocy? Może ze względu na to, że musieli zmagać się z powietrznymi odpowiednikami starych „ogórków” PKS-u, a mimo to zdołali osiągnąć więcej niż niejeden dywizjon dysponujący najnowszymi maszynami?
Nie wiem, co było konkretnym powodem. Wiem jednak, że ich historia mnie zafascynowała. Stała się kanwą tej opowieści, ale dość mocno ją zbeletryzowałem, wraz z rozwojem akcji coraz bardziej odchodząc od prawdziwych zdarzeń. To wciąż fikcja literacka, nie podręcznik historii ani literatura faktu. Od momentu pierwszego wydania historycy wybaczyli mi wiele przeinaczeń i zmian, i mam nadzieję, że będą to robić nadal.
Minęło już kilka lat, od kiedy Turkusowe szale przypuściły nalot na półki księgarń. Po takim czasie każdego autora kusi, by zupełnie przemodelować wznawianą książkę, usunąć część fragmentów, zastąpić je innymi, poprawić wszystkie elementy, które wydają mu się niewłaściwie i…
I na dobrą sprawę wydać zupełnie nową powieść. Przyznam, że i mnie kusiło, ale idąc za przykładem Stephena Kinga, uznałem, że jest to historia, którą już opowiedziałem. Zamknięta, samodzielna i niezależna ode mnie. Ożyła w wyobraźni Czytelników, nabrała kształtów i wybiła się na niepodległość.
W tekście nic nie zmieniałem. Przed Tobą dokładnie ta sama przygoda, która sprawiła, że każdego dnia łapczywie wyrywałem kolejne godziny na pisanie…
Mam nadzieję, że chłopaki z 307. dyonu wyrwą ich trochę także Tobie.
Remigiusz Mróz,
Warszawa, 13 stycznia 2017 roku