Читать книгу Jutro zaczyna się dziś - Roma J.Fiszer - Страница 9
Rozdział 5
ОглавлениеKsawery, siedząc już w samochodzie, zadzwonił do ojca.
– Synuś? – usłyszał jego zaskoczony głos.
– Tak, to ja, wasz… marnotrawny.
– Oj, coś mi się po tonie widzi, że czegoś potrzebujesz.
– Czy przypadkiem nie śpicie już?
– My? Nie przesadzaj. Dopiero zaczyna się dziennik telewizyjny.
– A mógłbym do was wpaść?
– Znasz nas i wiesz, że nie lubimy niezapowiedzianych wizyt, nawet twojej, ale to widocznie coś ważnego. Dobrze zgaduję?
– Jak zwykle. To mogę?
– Przyjeżdżaj. Czekamy.
Kiedyś dziwił się rodzicom, że tolerują tylko wizyty do osiemnastej, a telefony do dwudziestej. Od jakiegoś czasu zauważył, że zaczyna myśleć podobnie. Za dwadzieścia kilka minut, zdążywszy jeszcze kupić po drodze bukiet kwiatów, wystukiwał już na klawiaturze domofonu kod do mieszkania rodziców. Będąc na półpiętrze, usłyszał otwierające się drzwi. W przedpokoju stali mama i ojciec i wpatrywali się w niego badawczo.
– Dobry wieczór, kochani. – Podał mamie bukiet i wycałował ją, potem objął się z ojcem.
– Coś się stało? – Matka, mimo iż przez sekundę spojrzała radosnymi oczami na kwiaty, znowu przybrała poważną minę.
– A możemy porozmawiać na siedząco? – uśmiechnął się Ksawery, zdjął kurtkę i buty. Weszli do stołowego. – Przejdę od razu do konkretów – rzucił, kiedy tylko usiedli. – Ponieważ, jak wiecie, lubię mieć wszystko dobrze zaplanowane, chcę was spytać, czy moglibyście mnie wspomóc w opiece nad Pauliną od piętnastego maja do końca roku szkolnego?
– Czy coś się może stało Soni? – spytała matka z nutą niepokoju w głosie.
– Nie… na razie bardziej mnie… – Ksawery wzruszył ramionami.
– Przecież nic ci nie jest – rzekł ojciec po błyskawicznym zlustrowaniu syna od stóp do głów.
– Sonia ma iść do szpitala? – Matka przyłożyła dłoń do ust.
– Gorzej, musi wyjechać z Polski.
– Co to znaczy musi? – Czoło matki pokryło się bruzdami.
– Tak po prawdzie nie musi, a chce.
– Czy ty, synu, nie możesz mówić jaśniej? – Ojciec nerwowo poruszył się w fotelu.
– No dobrze. Posłuchajcie, Sonia od kilku miesięcy nagabywała mnie, że chce wrócić do śpiewania…
– A to ładnie – wtrąciła z ulgą mama. – Nie mogłeś tak powiedzieć od razu? Sonia ma przecież śliczny głos.
– Ale, synu, powiedz nam, dlaczego Sonia nie może śpiewać w Polsce? – Ojciec już głęboko odetchnął i w swoim stylu zadał pytanie drążące.
– To nie jest takie proste, ale dobrze. To zaczęło się we wrześniu… – Ksawery opowiedział pokrótce historię związaną z planowanym wyjazdem Soni na Wyspy Kanaryjskie. – No i teraz mamy problem z Pauliną, a właściwie ja mam ten problem – rzekł na zakończenie.
– Czy ty się na ten jej niedorzeczny pomysł już zgodziłeś? – Ojciec z całej siły wbił się w fotel, aż ten jęknął. Oboje rodziciele świdrowali wzrokiem syna. Ksawery przerzucał nerwowo wzrok z matki na ojca.
– Nie akceptuję tego pomysłu, ale cóż mogę więcej zrobić… – Rozłożył ramiona.
– Tak dziwnie mówisz, że nie rozumiem, o co chodzi w całej tej sprawie – powiedziała matka i potrząsnęła głową. – To Sonia wyjeżdża czy nie?
– Chyba wyjeżdża…
– Oj, synu, jak chyba? Odpowiedz konkretnie, bo ja też przestaję rozumieć, o co chodzi – oznajmił zdecydowanym tonem ojciec i pomógł sobie gestem.
– Pojedzie, bo przecież nie uwiężę jej.
– No wiesz! – wykrzyknęła matka.
– A łańcuchem do kaloryfera nie możesz jej przykuć?! – huknął jednocześnie ojciec.
– Grzesiek! – zdenerwowała się mama. – Mógłbyś przestać sobie w ten sposób żartować!
Ksawerym wstrząsnął śmiech. Oboje rodzice spojrzeli na niego zdziwieni.
– No… nie róbcie takich oczu. Powiedziałem jej dzisiaj tak samo, jak tato przed chwilą.
– No widzisz, Justynko… – Ojciec spojrzał na żonę. – Moja krew.
– Przestańcie sobie kpić. Dziewczyna ma ładny głos, mogłaby śpiewać, chociaż wyjazd na pół roku to chyba trochę za długo – powiedziała zmartwionym głosem mama. – Ale jak rozumiem z twojej opowieści, będzie przy niej Roman… On jest taki zaradny. Zawsze tak mówiłeś.
– Tak, zaradny… – Ksawery rzucił nieco ciszej i machnął dłonią.
Ojciec wpatrzył się w niego badawczo, zamyślił się, a po chwili wstał, podszedł do kredensu, wyciągnął z szuf-lady pakiet jakichś papierów i podał je Ksaweremu.
– Co to jest?
– Obejrzyj.
– Paszporty, bilety lotnicze, rezerwacje hotelowe… – Ksawery odkładał je kolejno na stół. – Jedziecie dokądś? – rzucił pytająco.
– W świat! – wykrzyknęła mama i spojrzała na ojca, który się do niej uśmiechnął.
– Lecicie do Phnom Penh? – Ksawery odczytał zdumiony tonem docelowy port lotniczy na jednej z par biletów. Matka i ojciec pokiwali głowami. – Widzę, że bilety są na piętnastego czerwca. A nie moglibyście przełożyć ten wylot choćby o dziesięć dni?
Rodziciele jak na komendę pokręcili przecząco głowami.
– Wycieczka została zaplanowana starannie, mamy bilety na kolejne przeloty, bo potem lecimy jeszcze do Japonii, a stamtąd do Meksyku. Oprócz tego mamy rezerwacje na hotele i jeszcze inne rezerwacje, związane ze zwiedzaniem ciekawych obiektów. Niczego nie da się zmienić. – Pokręcił głową ojciec.
– Ale tak nagle? Nie mogliście mi nic powiedzieć?
– A ty nie mogłeś wcześniej zdradzić, że masz czy będziesz miał jakieś problemy? Nie wpadasz do rodziców, nie dzwonisz – powiedziała matka z wyrzutem.
– Nad trasą tej wycieczki siedzieliśmy z pięć lat. – Ojciec wszedł jej w słowo. – Od lutego zaczęliśmy szczegółowo wszystko planować, a chyba gdzieś od połowy marca… – spojrzał na matkę, szukając potwierdzenia; ta skinęła głową – zaczęliśmy rezerwować.
– To wycieczka naszego życia, synuś – rzekła radośnie matka i położyła dłoń na ręce męża.
– Oczywiście, macie rację, mówiąc, że nie przyjeżdżałem, ale chyba ze dwa razy dzwoniłem.
– No tak, ale gdybyś wpadł do nas wcześniej, to i wcześniej byś się dowiedział, a tak? A ty od kiedy wiesz o wyjeździe Soni? – spytał ojciec i spojrzał na Ksawerego badawczo.
– W zasadzie dopiero od godziny, dwóch, ale że coś wisi w powietrzu, przeczuwałem, jak już mówiłem, od września.
– No dobrze, wróćmy w takim razie do twoich planów względem nas – powiedział poważnym tonem ojciec.
– Czy mniej więcej od piętnastego maja moglibyście się do nas wprowadzić? – Ksawery spojrzał pytająco na rodziców.
– Może to nie będzie konieczne, ale tak czy owak, wszystko da się jakoś zorganizować – odparł ojciec; mama potwierdziła jego słowa skinieniem głowy. – Sam chyba jednak rozumiesz, że bliżej piętnastego czerwca zaczniemy się pakować i będziemy więcej bywać u siebie w domu.
– No jasne… Ja też jeszcze nie wiem, kiedy Sonia dokładnie wyjeżdża, bo kontrakt zaczyna się piętnastego maja.
– To pewnie wyjedzie co najmniej tydzień wcześniej – wtrąciła mama.
– Pewnie tak, tylko co ja zrobię później? – Ksawery podrapał się po głowie.
– Poczekaj, dzisiaj to jeszcze nie jest krytyczna sprawa. Kiedy wyjedzie Sonia, to sobie wszystko obgadamy na spokojnie, bo sporo może się jeszcze zmienić – ocenił ojciec i machnął dłonią. – A dokąd w tym roku mieliście jechać na wczasy?
– Jeszcze nie planowaliśmy, a dzisiaj Sonia rzuciła myśl, że Paulina mogłaby spędzić wakacje tam.
– No widzisz! Poczekaj, niech coś się ruszy, to reszta się jakoś sama spasuje. Z naszą wycieczką było inaczej. – Ojciec położył dłoń na pliku dokumentów, które dał do obejrzenia synowi.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki