Читать книгу Ember in the Ashes Tom 3 Żniwiarz u bram - Sabaa Tahir - Страница 8

III: Elias

Оглавление

Choć wymykam się z Poczekalni nie po raz pierwszy, wcale nie jest łatwiej. Kiedy zbliżam się do linii drzew na zachodzie, dostrzegam ledwie widoczny blask bieli. To duch. Połykam cisnące mi się na usta przekleństwo i zamieram w bezruchu. Jeśli dostrzeże mnie tak daleko od miejsca, w którym powinienem się znajdować, to cały Las Zmierzchu dowie się, co zamierzam. Duchy, jak się okazuje, uwielbiają plotki.

Jakie to irytujące. Już jestem spóźniony. Laia czeka na mnie już ponad godzinę, a wiem, że nie zrezygnuje z ataku na karawanę tylko dlatego, że mnie nie będzie.

Już niedaleko. Sadzę susami przez warstwę świeżego śniegu do widocznej przede mną granicy Poczekalni. Dla osoby niewtajemniczonej jest ona niewidoczna. Ale dla mnie i Shaevy świetlisty mur jest tak rzeczywisty, jakby został wzniesiony z kamienia. I choć ja mogę przez niego przeniknąć bez problemu, to stanowi on zaporę nie do pokonania dla duchów z jednej strony i ciekawskich istot ludzkich z drugiej. Shaeva długie miesiące tłumaczyła mi, jak ważne jest jego istnienie.

Shaeva będzie na mnie zła. To nie pierwszy raz, kiedy znikam jej z oczu, choć powinienem się szkolić do roli Łowcy Duchów. I choć jest dżinnem, to kiepsko sobie radzi z niesfornymi uczniami. Z drugiej strony, ja przez czternaście lat obmyślałem sposoby na wykiwanie centurionów w Czarnym Klifie. A dać się złapać oznaczało karę chłosty od komendantki. Shaeva zwykle tylko patrzy na mnie wilkiem.

– Chyba też muszę wprowadzić karę chłosty. – Głos Shaevy tnie powietrze niczym ostrze szabli, a ja mało nie wyskakuję ze swojej skóry. – Może wtedy będziesz tam, gdzie powinieneś być, Eliasie, zamiast wymigiwać się od swoich obowiązków i zgrywać bohatera?

– Shaevo! Ja tylko… Czy ty… buchasz parą… – Nad Shaevą unosi się gęsty obłok pary.

– Ktoś – spogląda na mnie gniewnie – zapomniał rozwiesić pranie. Zabrakło mi koszul.

A ponieważ Shaeva jest dżinnem, jej nienaturalnie wysoka temperatura ciała wysuszy mokre ubrania w godzinę, najwyżej dwie. Noszenie mokrych rzeczy nie jest przyjemne i nic dziwnego, że wygląda, jakby miała ochotę mnie kopnąć.

Shaeva szarpie mnie za ramię, wieczne ciepło jej ciała rozgrzewa moje kości. Chwilę później jesteśmy wiele mil od granicy. Kręci mi się w głowie od magii, której używa do przeniesienia nas tak błyskawicznie przez Las Zmierzchu.

Na widok błyszczącego czerwienią gaju dżinnów wydaję z siebie jęk. Nienawidzę tego miejsca. Dżinny są uwięzione w drzewach, ale zachowały dość mocy, by wdzierać się do mojej głowy, ilekroć się tu pojawię.

Shaeva przewraca oczami, jakby miała do czynienia z wyjątkowo irytującym młodszym bratem. Potrząsa dłonią, a kiedy uwalniam się z jej uścisku, zdaję sobie sprawę, że mogę zrobić tylko kilka kroków. Musiała w końcu stracić do mnie cierpliwość i ograniczyła przestrzeń, w której mogę się poruszać.

Staram się powściągnąć emocje, ale nie wytrzymuję.

– To wredna sztuczka.

– Z którą sobie poradzisz, jeśli ustoisz w miejscu na tyle długo, żebym zdążyła cię tego nauczyć. – Wskazuje głową gaj dżinnów, gdzie duchy śmigają między drzewami. – Dusza dziecka potrzebuje ukojenia, Eliasie. Idź. Pokaż, czego się nauczyłeś w ostatnich tygodniach.

– Nie powinno mnie tu być. – Gwałtownie, acz nieskutecznie próbuję pokonać niewidzialną barierę. – Laia, Darin i Mamie mnie potrzebują.

Shaeva zadziera głowę i spogląda przez nagie gałęzie na rozgwieżdżone niebo.

– Za godzinę północ – mówi. – Atak już się rozpoczął. Laia będzie w niebezpieczeństwie. Darin i Afya również. Idź do gaju i pomóż tej duszyczce. Jeśli to zrobisz, usunę barierę i będziesz mógł pójść do przyjaciół.

– Jesteś bardziej zrzędliwa niż zwykle – dogryzam jej. – Nie jadłaś śniadania?

– Nie graj na zwłokę.

Przeklinam cicho i uzbrajam się mentalnie przeciwko dżinnom, wyobrażając sobie barierę otaczającą mój umysł, której nie są w stanie przeniknąć ich złośliwe podszepty. Zbliżając się do gaju, z każdym krokiem coraz wyraźniej czuję, jak mnie obserwują.

Chwilę później w mojej głowie rozbrzmiewa śmiech. Całe warstwy śmiechu, głos za głosem, szyderstwo za szyderstwem. To dżinny.

Nie możesz pomóc duszom, żałosny śmiertelniku. I nie możesz pomóc Lai z Serry. Będzie umierać powoli i w cierpieniu.

Złośliwe groty strzał dżinnów przedzierają się przez moje starannie utworzone linie obronne. Wredne kreatury zgłębiają moje najbardziej mroczne myśli, konstruują wyobrażenia nieżywej Lai i sam już nie wiem, gdzie kończy się rzeczywistość, a zaczynają okropne wizje.

Zamykam oczy. To nie jest prawda. Otwieram je i widzę pod najbliższym drzewem martwą Helenę. Obok niej leży Darin. A za nim Mamie Rila. I Shan, mój przybrany brat. Dżinny przypominają mi o śmiertelnym żniwie podczas Pierwszej Próby. A myślałem, że wszystko to mam już za sobą.

Przypominam sobie ostrzeżenia Shaevy. „W gaju dżinny mają moc panowania nad twoim umysłem. Wykorzystywania twoich słabości”. Próbuję pozbyć się ich ze swojej głowy, ale one nie poddają się, ich szepty wdzierają się w mój umysł. Stojąca obok mnie Shaeva sztywnieje.

Witaj, zdrajczyni. Do Łowczyni Dusz dżinny zwracają się bardziej formalnie. Nadszedł dla ciebie koniec.

Shaeva zaciska zęby, a ja marzę o broni, która zmusiłaby je do milczenia. Shaeva ma dość na głowie bez ich szyderstw i złośliwości.

Tymczasem Łowczyni Dusz unosi dłoń w kierunku najbliższego drzewa. I choć nie widzę, jaką magię zastosowała, to dżinn milknie.

– Musisz się bardziej postarać – zwraca się do mnie. – Dżinny chcą, żebyś zajął się błahostkami.

– Los Lai, Darina i Mamie to nie błahostka.

– Ich życie jest niczym w obliczu upływającego czasu – mówi Shaeva. – Nie będę tu wiecznie, Eliasie. Musisz nauczyć się przeprowadzać dusze szybciej. Jest ich tak wiele. – Widząc moją zaciętą minę, wzdycha. – Powiedz, co zrobisz, jeśli jakaś dusza odmówi opuszczenia Poczekalni, dopóki nie umrze najbliższa jej osoba?

– No… cóż…

Shaeva wydaje z siebie jęk, a minę ma taką samą jak Helena, kiedy spóźniałem się na lekcje.

– A kiedy setki dusz będą jednocześnie wrzeszczeć? – pyta Shaeva. – Co zrobisz z duszą, która za życia robiła straszne rzeczy, a mimo to nie czuje żadnych wyrzutów sumienia? Wiesz, dlaczego jest tu tak mało dusz Plemieńców? Wiesz, co się stanie, jeśli nie przeprowadzisz dusz dostatecznie szybko?

– Skoro już o tym mowa – odzywam się zaciekawiony – co się stanie, jeśli…

– Jeśli nie przeniesiesz dusz, będzie to oznaczać, że zawiodłeś w roli Łowcy Dusz. I będzie to także koniec takiego świata ludzi, jaki znasz. Mam nadzieję, że taki dzień nigdy nie nadejdzie.

Siada ciężko i chowa twarz w dłoniach. Po chwili przysiadam obok niej. Czuję nieprzyjemne kołatanie serca, widząc jej niepokój. To nie to samo jak wtedy, kiedy wściekali się na mnie centurionowie. Nic mnie nie obchodziło, co sobie myślą. Ale zależy mi na dobru Shaevy. Spędziliśmy razem wiele miesięcy, dzieliliśmy się obowiązkami Łowcy Dusz, ale rozmawialiśmy też o historii Wojan, dobrotliwie spieraliśmy się o to, kto ma zajmować się codziennymi obowiązkami, wymienialiśmy się poglądami na temat polowania i walki. Traktuję ją jak mądrzejszą, dużo starszą siostrę. I nie chcę jej zawieść.

– Zapomnij o świecie ludzi, Eliasie. Póki tego nie zrobisz, nie nauczysz się korzystać z magii Poczekalni.

– Cały czas pływam z wiatrem.

Shaeva nauczyła mnie tej sztuczki, ale i tak przemieszcza się szybciej ode mnie.

– Płynięcie z wiatrem to magia fizyczna, łatwo ją opanować. – Shaeva wzdycha. – W chwili gdy złożyłeś przysięgę, magia Poczekalni wniknęła do twojego krwiobiegu. W twoją krew wniknął Mauth.

Mauth. Powstrzymuję się przed wzruszeniem ramion. To imię wciąż dziwnie brzmi w moich ustach. Nie wiedziałem, że magia ma własne imię, kiedy po raz pierwszy przemówiła do mnie za pośrednictwem Shaevy, domagając się złożenia przysięgi Łowcy Dusz.

– Mauth jest źródłem mocy całego magicznego świata, Eliasie. Mocy dżinnów, ifrytów i ghuli. To on uzdrowił twoją przyjaciółkę Helenę. Jest także źródłem twojej mocy jako Łowcy Dusz.

On. Jakby magia była żywym stworzeniem.

– On pomoże ci przeprowadzić dusze, jeśli mu na to pozwolisz. Prawdziwa moc Mauth jest tutaj – Łowczyni Dusz delikatnie poklepuje moje serce, a potem skroń – i tutaj. Ale nie będziesz prawdziwym Łowcą Dusz, póki nie połączy cię z magią silna więź.

– Łatwo ci mówić. Jesteś dżinnem. Magia jest częścią ciebie. U mnie to nie jest takie proste. Szarpie mną, kiedy zbytnio oddalę się od Lasu, jakbym był niesfornym psem. A gdybym dotknął Lai, na bogów… – Ból jest tak nieznośny, że krzywię się na samą myśl o nim.

Widzisz, zdrajczyni, jak głupim pomysłem było powierzenie dusz umarłych temu śmiertelnikowi?

Na to wtrącenie jej krewnych, dżinnów, Shaeva posyła w kierunku ich gaju falę uderzeniową magii tak silną, że nawet ja ją czuję.

– Setki dusz czekają na przejście i z każdym dniem ich przybywa. – Strużka potu płynie po skroni Shaevy, jakby ta toczyła jakąś niewidoczną dla mnie walkę. – Jestem bardzo zaniepokojona. – Mówi łagodnym tonem i wpatruje się w drzewa. – Boję się, że Zwiastun Nocy działa przeciwko nam, podstępnie i złośliwie. Nie potrafię jednak przejrzeć jego planu i to mnie bardzo martwi.

– Oczywiście, że działa przeciwko nam. Chce uwolnić uwięzione dżinny.

– Nie. Wyczuwam jakieś mroczne intencje. Jeśli coś mi się stanie, zanim skończę cię szkolić… – Robi głęboki wdech i bierze się w garść.

– Dam radę, Shaevo – staram się ją uspokoić. – Przysięgam. Ale obiecałem Lai, że jej dzisiaj pomogę. Mamie może już być martwa. Laia może już być martwa. Nie wiem tego, bo mnie tam nie ma.

O bogowie, jak mam jej to wytłumaczyć? Od tak dawna żyje z dala od ludzi, że pewnie mnie nie zrozumie. Czy ona pojmuje, czym jest miłość? Kiedy drażni się ze mną, twierdząc, że mówię przez sen, albo kiedy opowiada dziwne, zabawne historie, wiedząc, że tęsknię za Laią, mogłoby się wydawać, że pojmuje. Tymczasem teraz…

– Mamie Rila oddała swoje życie za mnie, ale jakimś cudem wciąż żyje – tłumaczę jej. – Nie chcę jej tutaj witać. Ani Lai.

– Kochając je, narażasz się na cierpienie – odpowiada Shaeva. – W końcu i tak przeminą. A ty przetrwasz. Za każdym razem, kiedy będziesz się żegnał z kolejną częścią swojego dawnego życia, umierać będzie cząstka ciebie.

– Myślisz, że o tym nie wiem? – Każda wykradziona chwila z Laią jest na to dowodem. Tych kilka naszych pocałunków przerywanych przez Mauth. Uświadamiając sobie wagę swojej przysięgi, czuję, jak pogłębia się dzieląca nas przepaść. Za każdym razem, kiedy ją widzę, wydaje się bardziej odległa, jakbym patrzył na nią przez lornetkę.

– Głuptas. – W głosie Shaevy pobrzmiewa empatia. Jej czarne oczy tracą wyrazistość i czuję, jak znika ustanowiona przez nią bariera. – Sama znajdę duszę i przeprowadzę ją. Idź. Ale uważaj na siebie. Prawdziwego dżinna praktycznie nic nie może zabić, chyba że inny dżinn. Kiedy połączysz się z Mauth, też staniesz się odporny na ataki i nie będziesz podlegał upływowi czasu. Ale na razie uważaj. Jeśli umrzesz ponownie, nie zdołam przywrócić cię do życia. Poza tym… – grzebie nogą w ziemi z nieśmiało spuszczoną głową – przyzwyczaiłam się do twojej obecności.

– Nie umrę. – Chwytam ją za ramię. – I obiecuję przez cały miesiąc zmywać naczynia.

Shaeva prycha z niedowierzaniem, ale ja już płynę z wiatrem pomiędzy drzewami z taką prędkością, że gałęzie boleśnie smagają mi twarz. Pół godziny później przelatuję nad naszą chatą, mijam granice Poczekalni i znajduję się na terytorium Imperium. Las się kończy, a mój lot zwalnia, bo słabnie moc magii.

Czuję, jak jakaś siła ciągnie mnie wstecz. To Mauth domaga się mojego powrotu. To boli, ale zaciskam zęby i posuwam się dalej. „Ból jest wyborem. Ulegnij mu, a przegrasz. Przeciwstaw się, a odniesiesz triumf”. Lekcja Keris Veturii, którą dobrze zapamiętałem.

Kiedy docieram w pobliże wioski, gdzie miałem się spotkać z Laią, jest już dawno po północy i światło księżyca nieśmiało przedziera się przez śnieżne chmury. Błagam, niech okaże się, że atak przebiegł pomyślnie. Błagam, niech Mamie będzie cała i zdrowa.

Ale kiedy wchodzę do wioski, wiem już, że coś poszło nie tak. Drzwi opustoszałych wozów skrzypią w porywach wiatru. Na martwych ciałach żołnierzy ochraniających karawanę zalega cienka warstwa śniegu. Nie widzę jednak wśród nich Maski. Nie ma też żadnych Plemieńców. W wiosce panuje cisza, choć powinien być zgiełk.

To pułapka.

Dociera to do mnie w jednej chwili. Czy to robota Keris? Czy Keris dowiedziała się o atakach Lai?

Naciągam kaptur na głowę, przykucam i wpatruję się w ślady na śniegu. Są niewyraźne, zatarte, ale dostrzegam jeden znajomy odcisk buta Lai.

Te ślady są tutaj nieprzypadkowo. Mam wiedzieć, że Laia weszła do wioski. I że z niej nie wyszła. To znaczy, że to nie na nią zastawiono pułapkę, tylko na mnie.

Ember in the Ashes Tom 3 Żniwiarz u bram

Подняться наверх