Читать книгу Ember in the Ashes Tom 3 Żniwiarz u bram - Sabaa Tahir - Страница 9
IV: Kruk Krwi
Оглавление– Niech cię szlag. – Trzymam Laię z Serry w żelaznym uścisku, ale ona stawia mi opór ze wszystkich swoich sił. Nie chce pozbyć się swojej niewidzialności, a ja czuję, jakbym szamotała się z wielką, dobrze zamaskowaną rybą. Przeklinam się w duchu za to, że nie ogłuszyłam jej w chwili, kiedy udało mi się ją pochwycić.
Kopie mnie wrednie w kostkę, a potem trafia łokciem w brzuch. Mój chwyt słabnie, a jej udaje się uwolnić. Rzucam się tam, skąd dochodzi odgłos butów szorujących o podłogę, dziko zadowolona z głośnego westchnięcia, jakie wydobywa się z jej ust, gdy ponownie ją chwytam. Nareszcie pojawia się jej postać i zanim zdąży ponownie zastosować sztuczkę ze znikaniem, wykręcam jej ręce do tyłu, a potem związuję mocniej niż ofiarną kozę. Wciąż jeszcze ciężko dysząc z wysiłku, popycham ją na krzesło.
Laia patrzy na drugą osobę znajdującą się w chacie – na Mamie Rila, związaną i ledwie przytomną – i warczy coś przez knebel w ustach. Wierzga nogami jak muł i trafia mnie butem poniżej kolana. Krzywię się z bólu. Nie odpłacaj jej tym samym, Kruku.
Kiedy tak zaciekle walczy, magiczna strona mojej natury jest pełna podziwu dla jej żywotności. Ozdrowiała. Jest silna. Powinno mnie to drażnić.
Ale magia, której użyłam, połączyła nas bardziej, niż mogłam sobie tego życzyć. Czuję ulgę, widząc, z jakim wigorem stawia mi opór. To tak, jakbym dowiedziała się, że moja siostrzyczka Liwia jest cała i zdrowa.
Ale nie będzie, jeśli ten plan się nie powiedzie. Przeszywa mnie strach i powracają straszne wspomnienia. Sala tronowa. Imperator Marcus. Podcięte gardło matki. Podcięte gardło siostry, Hannah. Podcięte gardło ojca. Wszystko przeze mnie.
Nie zamierzam być świadkiem śmierci Liwii. Muszę wypełnić rozkazy Marcusa i doprowadzić do upadku komendantki Keris Veturii. Jeśli nie wrócę do Antium z tej misji z czymś, co dałoby się wykorzystać przeciwko niej, Marcus wyładuje swoją złość na Liwii. Przecież już tak postępował.
Tymczasem komendantka wydaje się niepokonana. Może liczyć na wsparcie najniższych warstw Plebejuszy i Merkatorów, ponieważ stłumiła rewolucję scholarską. Najpotężniejsze rody Imperium, ilustrianie, boją się jej i całego rodu Veturia. Keris jest zbyt przebiegła, by dopuścić do siebie zamachowców, a gdyby nawet udało mi się ją zabić, to jej zwolennicy wznieciliby rewoltę.
To oznacza, że najpierw muszę osłabić jej pozycję w kręgu znamienitych rodów. Muszę im udowodnić, że komendantka jest tylko człowiekiem.
Do tego potrzebuję Eliasa Veturiusa. Jej syna, który miał być martwy, którego śmierć Keris ogłosiła, a który, jak się ostatnio dowiedziałam, żyje. Pokazanie Eliasa jako dowodu na nieskuteczność Keris będzie pierwszym krokiem do przekonania jej sojuszników, że komendantka wcale nie jest taka potężna, za jaką chciałaby uchodzić.
– Im bardzie, będziesz się bronić – zwracam się do Lai – tym ciaśniej cię zwiążę. – Zaciskam mocniej węzeł. Laia krzywi się, a ja czuję gdzieś w głębi siebie nieprzyjemne ukłucie. Czyżby to był efekt uboczny tego, że ją uzdrowiłam?
„To cię zniszczy, jeśli nie będziesz ostrożna”. W uszach dzwonią mi słowa na temat mojej mocy uzdrawiania wypowiedziane przez Zwiastuna Nocy. Czy to właśnie miał na myśli? To, że więzi z osobą, którą uzdrowiłam, są nierozerwalne?
Nie mam czasu teraz tego roztrząsać. Do zarekwirowanej przez nas chaty wchodzą kapitanowie Avitas Harper i Dex Atrius. Harper wita mnie skinieniem głowy, natomiast Dex skupia uwagę na Mamie i zaciska zęby.
– Dex – zwracam się do niego. – Już czas.
Dex nie może oderwać wzroku od Mamie. Nic dziwnego. Kilka miesięcy temu, kiedy ścigaliśmy Eliasa, to on z mojego rozkazu przesłuchiwał Mamie i pozostałych członków plemienia Saif. Od tamtej pory dręczy go poczucie winy.
– Atriusie! – warczę. Dex nerwowo porusza głową. – Zajmij pozycję.
Kiwa głową i znika. Harper czeka cierpliwie na rozkazy, nieporuszony stłumionymi przekleństwami Lai i jękami bólu wydawanymi przez Mamie.
– Sprawdź okolicę – rzucam polecenie. – Upewnij się, czy żaden z wieśniaków nie wrócił. – Nie po to tygodniami przygotowywałam tę zasadzkę, żeby mi teraz jakiś ciekawski plebejusz pomieszał szyki.
Laia odprowadza wzrokiem Harpera do drzwi, a ja sięgam po sztylet i przycinam nim swoje paznokcie. Ciemne ubranie szczelnie opina irytujące krągłości dziewczyny, przypominając mi o własnych sterczących kościach. Biorę do ręki jej torbę, w której jest sztylet. Rozpoznaję go od razu. Należał do Eliasa. Jego dziadek Quinn podarował mu go na szesnaste urodziny.
A Elias najwyraźniej dał go Lai.
Mimo knebla Laia z wściekłością coś syczy, przenosząc wzrok z Mamie na mnie. Jest równie krnąbrna jak Hannah. Rodzi się we mnie pytanie, czy w innym życiu, w innych okolicznościach mogłabym się zaprzyjaźnić z tą Scholarką.
– Obiecaj, że nie będziesz krzyczeć – zwracam się do niej – to wyjmę ci knebel.
Laia się namyśla, w końcu kiwa głową. W chwili kiedy wyjmuję jej knebel, zaczyna wrzeszczeć.
– Co jej zrobiłaś? – Podskakuje razem z krzesłem, wpatrując się w nieprzytomną w tej chwili Mamie Rilę. – Ona potrzebuje lekarstwa. Co za potwór z ciebie…
Wymierzam jej policzek, a głuche plaśnięcie odbija się echem w chacie. Czuję nagłe nudności i zginam się wpół. Co się dzieje, na bogów? Wspieram się ciężko o blat stołu i prostuję z wysiłkiem, nim Laia zdąża coś zauważyć.
Laia unosi wysoko brodę. Z nosa cieknie jej krew. W złocistych, kocich oczach widzę zaskoczenie, ale także solidną dawkę strachu. Najwyższy czas.
– Waż słowa. – Staram się mówić spokojnie, beznamiętnie. – Bo znów cię zaknebluję.
– Czego ode mnie chcesz?
– Wyłącznie twojego towarzystwa.
Mruży oczy, w końcu dostrzega kajdany przymocowane do krzesła w kącie.
– Działam sama – odzywa się. – Rób ze mną, co chcesz.
– Znaczysz tyle, co komar. – Wracam do przycinania paznokci, tłumiąc wesołość na widok tego, jak moje słowa ją denerwują. – Nie ośmielaj się mówić mi, co mam robić. Imperium nie rozgniotło cię jak robaka tylko dlatego, że na to nie pozwoliłam.
To oczywiście kłamstwo. W ciągu dwóch miesięcy napadła na sześć karawan, uwalniając setki więźniów. Bogowie tylko wiedzą, jak długo trwałby jeszcze ten proceder, gdybym nie otrzymała listu.
Dotarł do mnie dwa tygodnie temu. Nie rozpoznałam charakteru pisma, a ten, kto go napisał, dostarczył list, niezauważony przez cały cholerny garnizon Masek.
NAPADY. DOKONUJE ICH DZIEWCZYNA.
Wyciszałam sprawę napadów. Dość już mieliśmy kłopotów z Plemieńcami rozwścieczonymi obecnością wojańskich legionów na ich pustyni. Na zachodzie Barbaryjczycy z Karkaun podbili klany dzikusów i teraz zagrażają naszym posterunkom w pobliżu Tiborum. Tymczasem czarownik Grimarr z Karkaun zgromadził swoich ludzi i poprowadził na południe, gdzie najechał nasze miasta portowe.
Marcus dopiero co zapewnił sobie lojalność rodów ilustrian. Gdyby dowiedziały się, że na prowincji trwa rebelia Scholarów, mogłyby zacząć się buntować. A gdyby wiedziały, że to ta sama dziewczyna, którą Marcus rzekomo zabił podczas Czwartej Próby, poczułyby krew.
Kolejny zamach stanu ilustrian jest ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebuję. Zwłaszcza że los Liwii spoczywa w rękach Marcusa.
Po przeczytaniu listu nietrudno było mi zgadnąć, że tą dziewczyną jest Laia. Raporty z więzienia Kauf pasowały do raportów z napadów na karawany. Dziewczyna pojawia się nagle i równie niespodziewanie znika. To wskrzeszona z martwych Scholarka, która mści się na Imperium.
To nie był duch, tylko dziewczyna. Dziewczyna z jednym wyjątkowo uzdolnionym współtowarzyszem.
Patrzymy sobie prosto w oczy, ona i ja. Laia z Serry jest wściekła. Targają nią silne uczucia. Na twarzy ma wypisane to wszystko, o czym w tej chwili myśli.
– Skoro jestem tylko komarem – odzywa się – to dlaczego… – Z jej miny widzę, że nareszcie zrozumiała. – Nie przyszłaś tu po mnie. Ale jeśli chcesz mnie użyć jako przynęty…
– To na pewno mi się uda. Dobrze znam swoją ofiarę, Laio z Serry. Pojawi się tu najdalej za kwadrans. Jeśli się mylę… – Obracam ostrze sztyletu na palcu. Laia blednie.
– On umarł. – Laia sprawia wrażenie, jakby wierzyła we własne kłamstwo. – W więzieniu Kauf. I nie przyjdzie.
– Przyjdzie, przyjdzie. – O bogowie, jak ja jej nienawidzę, kiedy to mówię. Bo przyjdzie tu dla niej. Nie dla mnie.
Odrzucam tę myśl. To oznaka słabości, Kruku. Przyklękam przed nią i ostrzem wodzę wzdłuż litery K wyciętej niegdyś na jej skórze przez komendantkę. Blizna jest stara. Mogłaby być skazą na jej połyskującej skórze. Tymczasem sprawia, że Laia wygląda na silniejszą. Bardziej wytrzymałą. Nienawidzę jej za to.
Ale to nie potrwa już długo. Nie pozwolę Lai z Serry wolno odejść. Przynosząc jej głowę, zapewnię sobie względy Marcusa i przedłużę życie swojej siostrzyczki.
Na krótką chwilę przychodzi mi na myśl Kucharka. Dawna niewolnica komendantki będzie wściekła, kiedy dowie się o śmierci dziewczyny. Z drugiej strony starucha znikła już dawno temu. Może sama nie żyje.
Laia musiała dostrzec w moich oczach żądzę mordu, bo skóra na jej twarzy staje się popielata i dziewczyna odwraca wzrok. A mnie znowu ogarnia fala mdłości. Przed oczami wirują mi białe plamki, opieram się o drewnianą poręcz krzesła ze sztyletem zwróconym ku sercu Lai.
– Wystarczy, Heleno.
Jego głos jest ostry, tnie niczym bicz komendantki. Tak jak podejrzewałam, wszedł tylnymi drzwiami. Heleno. Oczywiście musiał się do mnie zwrócić po imieniu.
Myślę o ojcu. Tylko ty jesteś w stanie powstrzymać nadciągający mrok. Myślę o Liwii, ukrywającej siniaki na szyi pod warstwą pudru, żeby dwór nie uznał jej za słabą. Obracam się.
– Elias Veturius. – Krew w żyłach mrozi mi myśl, że zdołał mnie zaskoczyć, choć zastawiłam na niego pułapkę. I nie przyszedł sam, wziął Dexa na zakładnika, związał mu ręce i trzyma teraz ostrze noża przy jego gardle. Zasłonięta maską twarz Dexa zastygła w grymasie wściekłości. Dex, ty idioto. Obrzucam go groźnym spojrzeniem. I zastanawiam się, czy chociaż spróbował walczyć.
– Zabij Dexa, jeśli chcesz – odzywam się. – Skoro jest taki głupi, że dał się złapać, to nie będę za nim tęsknić.
W świetle pochodni widzę przez chwilę twarz Eliasa. Patrzy na Mamie, na jej wymizerowane ciało, a w jego spojrzeniu narasta gniew. Zasycha mi w gardle z wrażenia, tymczasem Elias przenosi wzrok na mnie. W jego zaciśniętych szczękach, w ramionach, w sposobie, w jaki trzyma broń, widzę wypisane setki pytań. Znam mowę jego ciała, poznałam ją już w wieku sześciu lat. Trzymaj się, Kruku Krwi.
– Dex jest twoim sojusznikiem – zauważa Elias – a tych, jak słyszałem, ostatnio ci brakuje. Myślę, że brakowałoby ci go. Uwolnij Laię.
Przypominam sobie Trzecią Próbę. Śmierć Demetriusa z jego ręki. I Leandra. Elias się zmienił. Jest w nim jakiś mrok, którego wcześniej nie było.
Jesteśmy tacy sami, stary przyjacielu.
Podnoszę Laię z krzesła, rzucam na ścianę i przykładam jej ostrze sztyletu do gardła. Tym razem jestem przygotowana na falę mdłości i tylko zaciskam zęby, kiedy nadchodzi.
– Różni nas to, Veturiusie – mówię – że nie dbam o śmierć swoich sojuszników. Rzuć broń. Tam w kącie są kajdany. Załóż je i usiądź. Milcz. Jeśli zrobisz, co każę, Mamie będzie żyła, a ja nie ruszę w pościg za twoją bandą kryminalistów i uwolnionymi więźniami. Jeśli odmówisz, wyłapię ich i pozabijam co do jednego.
– Myślałam, że jest w tobie choć odrobina przyzwoitości – szepcze Laia. – Może nie dobroć, ale… – Spogląda na mój sztylet, a potem na Mamie.
Bo jesteś głupia. Elias waha się, a ja dociskam ostrze.
Za moimi plecami otwierają się drzwi. Harper z nożem w ręku wpuszcza falę zimnego powietrza. Elias ignoruje jego obecność, koncentruje swoją uwagę na mnie.
– Uwolnij też Laię – mówi. – Zawrzyjmy umowę.
– Eliasie… – Laia z trudem chwyta powietrze. – Nie! Poczekalnia…
Uciszam ją sykiem i Laia milknie. Nie mam na to czasu. Im dłużej będę się wahać, tym większe ryzyko, że Elias obmyśli sposób ucieczki. Postarałam się, żeby wiedział, że Laia jest we wsi. Powinnam była przewidzieć, że pojmie Dexa. Jesteś idiotką, Kruku. Nie doceniłaś go.
Laia próbuje coś powiedzieć, ale ja dociskam ostrze, nacinając skórę na jej szyi. Laia drży, jej oddech jest płytki. Huczy mi w głowie. Ból podsyca moją złość, z krwi moich martwych rodziców rodzi się we mnie ktoś nowy.
– Znam jej śpiewkę, Veturiusie.
Dex i Avitas nie rozumieją, co mam na myśli. Ale Elias wie.
– Mogę tu zostać całą noc. I cały dzień. Tyle, ile trzeba. Mogę jej zrobić krzywdę.
A potem uzdrowić. Nie mówię tego głośno, ale on przejrzał moje nikczemne zamiary. I znów ją skrzywdzić, i znów uzdrowić. Aż doprowadzę cię w ten sposób do szaleństwa.
– Heleno… – Złość Eliasa gaśnie, zastępuje ją zaskoczenie. Rozczarowanie. Ale on nie ma prawa czuć rozczarowania. – Nie zabijesz nas.
W jego głosie brakuje pewności. Znałeś mnie kiedyś dobrze, myślę sobie. Ale już mnie nie znasz. Sama siebie nie znam.
– Istnieją rzeczy gorsze od śmierci – mówię. – Chcesz poznać je ze mną?
Elias traci cierpliwość. Postępuj ostrożnie, Kruku Krwi. Choć stał się kimś innym, gdzieś w głębi pozostał Maską. Nie mogę posunąć się za daleko.
– Uwolnię Mamie. – Daję mu marchewkę, zanim zacznę wymachiwać kijem. – Jako gest dobrej woli. Avitas zostawi ją gdzieś, gdzie zdołają ją znaleźć twoi przyjaciele Plemieńcy.
Elias spogląda na Avitasa Harpera, a ja przypominam sobie, że nie wie, iż ten jest jego przyrodnim bratem. Zastanawiam się, czy mogę wykorzystać tę wiedzę przeciwko Eliasowi, ale postanawiam zachować ją dla siebie. To sekret Harpera, nie mój. Kiwam głową i mój człowiek wynosi Mamie z chaty.
– Uwolnij też Laię – odzywa się Elias – a zrobię, co zechcesz.
– Ona idzie z nami – odpowiadam. – Znam twoje sztuczki, Veturiusie. Ale nic z tego. Nic nie ugrasz, jeśli chcesz, żeby żyła. Rzuć broń. Załóż kajdany. Drugi raz nie poproszę.
Elias odpycha od siebie Dexa, któremu przeciął więzy na nadgarstkach, a następnie wymierza mu cios, który powala kapitana na kolana. Dex nie oddaje ciosu. Głupiec!
– To za przesłuchiwanie mojej rodziny – wyjaśnia Elias. – Nie myśl, że o tym nie wiedziałem.
– Przyprowadź konie – rozkazuję. Dex podnosi się z godnością z ziemi, prostuje się dumnie, jakby to nie jego broń była unurzana we krwi. Wychodzi z chaty, a Elias rzuca na ziemię sztylet.
– Puścisz teraz Laię – mówi Elias. – Nie zakneblujesz mnie. I będziesz się trzymać na dystans, Kruku Krwi.
To nie powinno boleć, że zwraca się do mnie, używając mojego tytułu. W końcu nie jestem już Heleną Aquillą.
Chociaż kiedy go ostatnio widziałam, byłam jeszcze Heleną. I kilka minut temu, kiedy mnie ujrzał, wypowiedział moje imię.
Puszczam gardło Lai. Dziewczyna łapczywie chwyta powietrze i po chwili jej twarz odzyskuje kolory. Mam mokrą dłoń, to krople krwi z jej szyi. Zaledwie kilka kropel. Trudno porównywać to ze strugami, jakie wyciekły z moich umierających rodziców i siostry.
Tylko ty zdołasz powstrzymać nadciągający mrok.
Powtarzam sobie te słowa w myślach. Przypominam samej sobie, dlaczego się tu znalazłam. I z tych resztek uczuć, które we mnie pozostały, krzeszę ogień.