Читать книгу Moja doskonała żona - Samantha Downing - Страница 6

Оглавление

3

Petra była numerem jeden na liście, ale ponieważ właśnie została skreślona, przechodzę do numeru dwa, młodej kobiety, która nazywa się Naomi George. Jeszcze z nią nie rozmawiałem.

Wieczorem jadę do hotelu Lancaster. Naomi pracuje w recepcji. To jeden z tych staromodnych hoteli, które przetrwały dzięki dawnej świetności. Budynek jest olbrzymi i urządzony z takim przepychem, że dziś z pewnością by nie powstał. Gdyby chciano go wybudować, jak należy, byłby za drogi, a gdyby go ­spartolono – zbyt tandetny.

Od frontu hotel ma szklane drzwi z doświetlami, zapewniające dobry widok na recepcję. Naomi stoi za kontuarem, ubrana w uniform Lancastera, granatową spódnicę i żakiet, jedno i drugie ze złotymi galonami, oraz śnieżnobiałą bluzkę. Ma długie, ciemne włosy, a piegi na nosie sprawiają, że wygląda na młodszą, niż naprawdę jest. Naomi ma dwadzieścia siedem lat. W barach pewnie wciąż żądają od niej dowodu tożsamości, ale nie jest tak niewinna, na jaką wygląda.

Co najmniej raz widziałem, jak późnym wieczorem trochę za bardzo spoufalała się z gośćmi płci męskiej. Wszyscy byli sami, starsi i dobrze ubrani, a ona nie zawsze wychodziła z hotelu po zakończeniu zmiany. Albo dorabia sobie na boku, albo jednorazowe numerki to jej sposób na życie.

Dzięki mediom społecznościowym wiem, że najbardziej lubi jeść sushi, ale nie tknie czerwonego mięsa. W liceum grała w siatkówkę i miała chłopaka o imieniu Adam. Teraz nazywa go Kretynem. Jej ostatni chłopak, Jason, wyprowadził się trzy miesiące temu i od tej pory jest sama. Naomi zastanawiała się, czy nie sprawić sobie jakiegoś zwierzątka, najchętniej kota, ale jeszcze tego nie zrobiła. Ma ponad tysiąc znajomych online, lecz z tego, co zauważyłem, tak naprawdę przyjaźni się tylko z dwojgiem ludzi. Najwyżej z trojgiem.

Wciąż nie jestem pewny, czy się nadaje. Muszę zebrać więcej informacji.

Millicent się niecierpliwi.

Wczoraj wieczorem zastałem żonę w łazience. Zmywała makijaż przed lustrem. Miała na sobie dżinsy i koszulkę oznajmiającą, że jest matką siódmoklasisty, który zdał do następnej klasy z ­czerwonym paskiem. Chodzi o Jennę, nie o Rory’ego.

– Co było z nią nie tak? – spytała. Millicent nie używa imienia Petry, bo nie musi. Wiem, o kogo pyta.

– Po prostu się nie nadawała.

Millicent nie spojrzała na mnie w lustrze. Rozsmarowała mleczko na twarzy.

– To już druga, którą skreśliłeś.

– Musi się nadawać. Przecież wiesz.

Gwałtownie zamknęła mleczko. Poszedłem do sypialni i usiadłem, żeby zdjąć buty. Dzień był długi i musiał się skończyć, ale Millicent nie chciała na to pozwolić. Weszła za mną do sypialni i stanęła obok.

– Jesteś pewny, że chcesz to zrobić? – spytała.

– Tak.

Byłem zajęty poczuciem winy z powodu przespania się z inną kobietą, więc nie wykazałem większego entuzjazmu. Dotarło to do mnie po południu, gdy zobaczyłem parę staruszków. Musieli mieć co najmniej po dziewięćdziesiąt lat i szli ulicą, trzymając się za ręce. Takie pary to rzadkość. Spojrzałem na Millicent i ­zapragnąłem, ­żebyśmy też tacy byli.

Millicent uklękła przede mną i położyła dłoń na moim kolanie.

– Musimy to zrobić.

W jej oczach pojawił się błysk, ciepło jej dłoni powoli rozchodziło się po mojej nodze.

– Masz rację – powiedziałem. – Musimy.

Przysunęła się i pocałowała mnie – długo i mocno. Poczułem jeszcze większe wyrzuty sumienia. A przez to zapragnąłem zrobić wszystko, byle tylko ją uszczęśliwić.

Niespełna dwadzieścia cztery godziny później siedzę przed Lancasterem. Naomi kończy zmianę dopiero o jedenastej, a ja nie mogę tkwić pod hotelem przez najbliższe trzy godziny. Zamiast wracać do domu, kupuję coś do jedzenia i idę do baru. To wygodne miejsce, gdy nie ma dokąd pójść.

Wybrany przeze mnie lokal jest wypełniony tylko do połowy, przede wszystkim samotnymi mężczyznami. Nie jest tak przyjemnie jak w barze, w którym byłem z Petrą. Drinki kosztują o połowę mniej, a każdy, kto przyszedł w garniturze, poluzował już krawat. Drewniana podłoga jest porysowana od stołków barowych, bar zdobią zaś odciśnięte na nim okręgi. To miejsce dla pijaków prowadzone przez pijaków – miejsce, w którym wszyscy są zbyt odurzeni, by wnikać w szczegóły.

Zamawiam piwo, a potem oglądam mecz bejsbola w jednym telewizorze i wiadomości w drugim.

Druga połowa trzeciej rundy, dwa auty. Jutro ma padać deszcz, ale jest też szansa na słońce. Tu, w Woodview na Florydzie, w tak zwanej enklawie w prawdziwym świecie, zawsze świeci słońce. W mniej więcej godzinę możemy znaleźć się nad oceanem, w stanowym parku krajobrazowym albo w jednym z największych parków rozrywki na świecie. Zawsze powtarzamy, że mamy wielkie szczęście, mogąc mieszkać w centralnej części Florydy, zwłaszcza ci z nas, którzy żyją na osiedlu Hidden Oaks. Oaks to ­enklawa w enklawie.

Pierwsza połowa czwartej rundy, jeden aut. Muszę poczekać jeszcze dwie godziny, aż Naomi skończy zmianę i będę mógł ją śledzić.

I wtedy zauważam Lindsay.

Jej uśmiechnięta twarz patrzy na mnie z ekranu telewizora.

Lindsay z wąskimi brązowymi oczami i prostymi jasnymi ­włosami, z naturalną opalenizną i dużymi białymi zębami.

Zaginęła rok temu. Przez tydzień była migającym punktem w wiadomościach, potem historia przycichła. Lindsay nie miała bliskiej rodziny, która zadbałaby o podtrzymanie zainteresowania mediów, więc nikt nie zwracał na nią uwagi. Nie była zaginionym dzieckiem, nie była bezbronna. Była dorosłą kobietą i zapomniano o niej w ­niespełna tydzień.

Ale ja nie zapomniałem. Wciąż pamiętam jej śmiech. Był tak zaraźliwy, że też zaczynałem się śmiać. Widząc ją ponownie, ­przypominam sobie, jak bardzo ją lubiłem.

Moja doskonała żona

Подняться наверх