Читать книгу Kronika Niedzielna - Sandor Marai - Страница 11

Dolina niepokoju

Оглавление

29 sierpnia 1937

Mój znamienity kolega, Norman Angell, nagrodzony Pokojową Nagrodą Nobla autor słynnej książki zatytułowanej Wojna to zły interes18, odbył tego lata podróż po Europie i popadł w zdumienie. Ten świat, który ciągle szykował się, by zginąć, żyje sobie tymczasem całkiem dobrze! – tak mniej więcej można wyrazić zdziwienie tego słynnego myśliciela. W trakcie objazdu zaskoczyło Normana Angella to, że Europa, która dopiero co przebolała spowodowane przez wojnę światową straszliwe moralne i materialne straty, jeszcze niedawno topiła się w bagnie depresji gospodarczej, a obecnie pomiędzy dwiema wojnami czeka na trzecią, na tę prawdziwą – ta oto Europa tego lata podróżuje w dobrym humorze i, w oczekiwaniu na całkowitą śmierć cywilizacji, zapełnia tanie i drogie miejscowości wypoczynkowe w górach i nad morzem, dzięki przejściowej koniunkturze zarabia dużo pieniędzy, czasowo zwalczyła groźbę bezrobocia i na całe gardło, ba, czasem i z pełnym brzuchem rozkoszuje się pokojowymi możliwościami nieszczęsnej cywilizacji.

Jeśli człowiek dobrze zajrzy do wnętrza Europy – mówi ów znakomity podróżnik – zdziwi się, jakie rzesze ludzi ruszają w podróż pod koniec tygodnia, by się wykąpać w morzu albo nawdychać do płuc tak głęboko i tak dużo, jak tylko się da, ozonu w górach; statystyki wielkich angielskich, francuskich, niemieckich, włoskich towarzystw kolei żelaznych dowodzą, że na wakacjach wypoczywają już nie tylko tłumy „burżujów”, ale również masy proletariatu przemysłowego i rolniczego. Pośród wszelkiego podniecenia, trosk i niebezpieczeństw ludzie żyją ogólnie dużo lepiej niż przed pięćdziesięcioma laty; proletariusze też żyją lepiej, generalnie poziom życia robotnika portowego w Bremie, który akurat nie ma roboty, jest wyższy, a możliwość udziału w dobru wspólnym jest w jego przypadku nieporównywalnie większa niż to, jak przed półwieczem przedstawiały się możliwości tkacza na Dolnym Śląsku lub w okolicach Lyonu. Świat i dzisiaj pełen jest nędzy i dysproporcji, ale ta nędza jest bardziej zorganizowana i nie aż tak ogołocona z nadziei, jak w czasach pokoju zagwarantowanego równie rzetelnie, jak gwarantuje się próbą złoto; Europa i dzisiaj pełna jest rzesz ludzi bez jakiegokolwiek źródła utrzymania, zabezpieczenia socjalnego czy zdrowotnego oraz jednostek pozbawionych nadziei, ale te rzesze i te jednostki w sposób dużo bardziej bezpośredni otrzymują pomoc socjalną ratującą przed śmiercią głodową lub możliwość porady i wyleczenia ze wstrętnej choroby, aniżeli działo się to kiedykolwiek wcześniej. O kształcenie mas, ich zdrowie, podstawowe potrzeby życiowe, więcej, także o rozrywki troszczą się dzisiaj bardziej powszechnie w każdym europejskim kraju, niż troszczono się w jakiejkolwiek epoce. Według zewnętrznych oznak europejskie masy niewiele się przejmują zagrażającym im śmiertelnym niebezpieczeństwem, które spowija cieniem pogodne letnie dnie tej cywilizacji. „Dzisiaj niemal każdy człowiek w Europie ma możliwość, by na koszt jakiejś socjalnej organizacji od czasu do czasu uporządkować sobie uzębienie – mówi nagle, bez żadnego przejścia, Norman Angell – a jeszcze trzydzieści lat wcześniej tylko co bardziej zamożni chodzili do dentysty”. I jeśli na to zaskakujące oświadczenie odpowiemy, że nie każdy człowiek ma możliwość, by takim uporządkowanym uzębieniem gryźć pokarm godny człowieka, to ów znakomity socjolog natychmiast udowodni, że bezrobotny kopacz w rejonie Cisy bądź też chory górnik w południowej Walii spożywa dzisiaj średnio więcej kalorii niż jego przodkowie w czasach Franciszka Józefa albo królowej Wiktorii. Wspomniany kopacz i przywołany górnik słuchają tego oświadczenia prawdopodobnie z zaskoczeniem i wątpliwościami; lecz ów penetrujący społeczeństwo i przenikający wielkie dystanse nurek nie może przymknąć oczu na porównywalne zjawiska, które nam się wciąż jeszcze wydają dość beznadziejne; a mimo to dla eksperta od badań historii społecznej są one w sposób decydujący przekonujące. Europie źle się wiedzie, a tymczasem żyje nieporównywalnie lepiej, niż żyła kiedykolwiek w historii – ten wniosek to ostateczna lekcja z letniej podróży Normana Angella.

Mimo wszystko dlaczego ta socjalnie i kulturalnie, pod względem zdrowotnym, ba, także w aspekcie rozrywki tak doskonale i znakomicie zaopatrzona Europa znosi zatem swój los z takim niezadowoleniem, z takim nerwowym niepokojem? Na to pytanie Norman Angell nie odpowiada; to prawda, nie przemilcza i własnych wątpliwości, że na dnie tego pozornego rozkwitu i powszechnego radzenia sobie, w świadomości jednostek i mas ludzi pracuje jakaś trudna do zdefiniowania, w swej prawdziwej treści niełatwa do wychwycenia i wyrażenia wątpliwość, która psuje nam radość i rzuca cień na plany, a przeciętnie życie jest dzisiaj tak w sumie, mimo posiadania tych wszystkich akcesoriów i ułatwień, mniej przyjemne, niż było w minionych epokach – socjalnie bardziej wówczas beznadziejne, pod względem higieny bardziej prymitywne, mniej przeniknięte społeczną odpowiedzialnością. Ta oto okoliczność, że tłumy dzisiaj już nawet chodzą do kina, mogą sobie od czasu do czasu uporządkować uzębienie, a jeśli zamiatacza ulic potrąci samochód, ów zamiatacz ma prawo do bezpłatnego leczenia w szpitalu, prawdopodobnie nie rekompensuje im niepewności, która jest dzisiaj podstawowym uczuciem – niepewności, od której nie uwolnią się nawet w kinie, bez względu na to, jak piękne miny będzie do nich stroić Greta Garbo, nerwowości i niepokoju, które wpływają na każdy postępek i plan, nawet w przypadku jednostek z natury sangwinicznie optymistycznych i flegmatycznie zrównoważonych. Coś dzieje się w Europie, która tymczasem, jeśli można wierzyć Normanowi Angellowi, znakomicie żyje i się bawi; coś dzieje się w duszach, a polityka i dyplomacja nie potrafią jeszcze nadać temu procesowi duchowemu prawdziwej nazwy. Wszystko, co widzimy i każdego dnia odczuwamy, w cudownej jedności dokumentuje ów niepokój i o tym niepokoju zaświadcza: Niemcy potrzebują kolonii i surowców, żeby mogły żyć, Japonia potrzebuje terytorium i rynku, Hiszpania potrzebuje pokoju i rekonwalescencji, a poza tym wszystkim również Irlandczycy czegoś potrzebują – przyczyny te da się wyraźnie wyodrębnić za pomocą badawczej różdżki rozumu, a mimo to nie otrzymujemy zdecydowanej odpowiedzi, co takiego właściwie w naszych czasach rzuca urok na życie w Europie i czyni je tak niepokojąco problematycznym, przeraźliwie przejściowym, zatrważająco pozbawionym widoków. Europa jest dzisiaj doliną niepokoju. Nienawiść, która powszechnie wyraża się w ostatecznych formułach politycznych, przenika życie prywatne w sposób tak intymny, jak chyba nigdy przedtem; we wszystkich stronach walczą pod znakiem czerwonych i białych róż; we wszystkich stronach gibelini i gwelfowie szczerzą ku sobie zęby i na siebie warczą; pochodzenie, rasa, światopogląd, klasa, język, zasadne prawo posiadania i umotywowane potrzebami roszczenie – wszystko to dzisiaj w ramach wielkiej i doskonalącej się jedności cywilizacji oddziela ludzi od siebie, i to w stopniu jeszcze większym niż przed stu laty albo w czasach wojny trzydziestoletniej.

Europejczyk jest dzisiaj skłonny raczej do wszystkiego aniżeli do decyzji – decyzji odnoszącej się do czegoś małego bądź do czegoś dużego, zupełnie nie ma to znaczenia. Nasze życie gospodarcze nie jest niczym innym jak odsuwaniem w czasie, wszelkimi narzędziami, jakiegoś wielkiego kryzysu, a jednocześnie nikt, ale to nikt nie jest skłonny tknąć prawdziwych elementów tego kryzysu, rozpocząć rozbiórki naturalnych i sztucznych przeszkód, które oddzielają terytoria gospodarcze; nie jest skłonny, a nawet nie może tego uczynić, bo już nawet co do szczegółów jest bezradny. Nasze życie polityczne to permanentne oddawanie się taniej rozrywce jak w lunaparku, znoszenie i tolerowanie, odsuwanie w czasie i niewtrącanie się, które w końcu i tak zmusza do ingerencji. Francuskie powiedzenie, że mąż stanu może wpływać na los mas tylko w takim stopniu, w jakim meteorolog – na pogodę, nigdy nie było tak prawdziwe, jak właśnie w tych powojennych czasach w Europie. Wszyscy wiedzą, że ten sztuczny pokój jest pozbawiony nadziei; oto ostatnia godzina, gdy wreszcie trzeba by zorganizować prawdziwy pokój; a nawet najmądrzejsi ludzie nie mogą uczynić nic innego, jak tylko prolongować stan, o którym wiedzą, że jest nie do utrzymania. Szary człowiek, który w tych nieznających już odległości czasach co godzinę dowiaduje się o wydarzeniach na świecie, przy porannej kawie albo przy wieczornym cygarze przyjmuje do wiadomości, potakując głową, że w Chinach zaczęło się to, co od roku trwa w Hiszpanii; i ta świadomość, którą drażnią i pobudzają fale ciągłej informacji, napełnia się niepokojem i niepewnością. Olbrzymi mechanizm cywilizacji działa; tyle że mu nie ufamy. Przed pięćdziesięcioma laty ludzie kładli głowę na nocny spoczynek, wiedząc, że za dziesięć lat Europa będzie z grubsza i w całości dokładnie tak Europą, jak była nią wczoraj; dzisiaj nie potrafimy przepowiedzieć nawet na dziesięć dni naprzód, a i mamy powód, by w ogóle nie przepowiadać. Europa się rozwija, jest bogata, bardziej kulturalna i wykształcona, bardziej ludzka, niż była kiedykolwiek; tyle że jednocześnie jest bardziej niespokojna. Nasza radość życia stała się krucha. To prawda, tymczasem jednak, zdaniem Normana Angella, możemy regularnie dbać o nasze uzębienie.

18

Rossz üzlet a háború (węg.) – pierwsze wydanie książki Angella ukazało się w 1910 roku pod tytułem The Great Illusion: A Study of the Relation of Military Power in Nations to Their Economic and Social Advantage (Wielka iluzja: analiza zależności pomiędzy siłą militarną i konkurencyjnością socjoekonomiczną krajów). Na Węgrzech opublikowano ją w 1915 roku, pod wspomnianym zmienionym tytułem i najprawdopodobniej też w skróconej wersji.

Kronika Niedzielna

Подняться наверх