Читать книгу Pamiętnik księgarza - Shaun Bythell - Страница 10
PONIEDZIAŁEK, 10 LUTEGO
ОглавлениеZamówienia internetowe: 8
Zrealizowane zamówienia: 7
Jedną z zamówionych książek był Pebble Mill Good Meat Guide [„Poradnik o dobrym mięsie Pebble Mill”].
Ponieważ sporo wysyłamy, mamy umowę z Royal Mail i zamiast wozić paczki na pocztę i wykładać na ladę, tak żeby kierowniczka Wilma mogła je przyjąć, rejestrujemy przesyłki online, a potem Nicky albo ja dostarczamy je na zaplecze urzędu pocztowego, skąd są zabierane prosto do sortowni.
Tak jak wiele wiejskich urzędów pocztowych i ten w Wigtown jest częścią innego sklepu – w naszym wypadku to salonik prasowy i sklep z zabawkami jednocześnie, którego właścicielem jest William z Irlandii Północnej. Jak nazwać przeciwieństwo pogodnego usposobienia? William właśnie takie ma. W olbrzymiej ilości. Nigdy się nie uśmiecha i narzeka na absolutnie wszystko. Jeśli jest w sklepie, kiedy przywożę paczki, celowo mówię mu wesoło „dzień dobry”. Jeśli w ogóle pofatyguje się, żeby zareagować, wymamrotana pod nosem odpowiedź zawsze brzmi: „A co niby w nim takiego dobrego?” albo „Byłby dobry, gdybym nie musiał siedzieć w tym strasznym miejscu”. Ogólnie im pogodniej go witasz, tym bardziej wroga będzie jego odpowiedź. Głębię jego wrogości do świata dobrze obrazuje to, że każde czasopismo przykleja do stojaka trzema kawałkami taśmy, tak że klienci nie mogą ich przeglądać. Wilma w przeciwieństwie do niego jest dowcipna, wesoła i serdeczna. Poczta stanowi w Wigtown prawdziwe centrum życia społecznego – każdy przychodzi tam przynajmniej raz w tygodniu, to tam przekazywane są plotki, tam wiesza się nekrologi.
Po lunchu skończył się nam papier w kasie fiskalnej, a kiedy chciałem wymienić rolkę, okazało się, że nie mamy już ani jednej, więc zamówiłem dwadzieścia nowych. Powinno nam to wystarczyć na dwa–trzy lata, oby na krócej, jeśli nastaną lepsze czasy.
Dziś do Klubu Przypadkowych Książek (KPK) zapisały się dwie nowe osoby. Klub jest pokłosiem inicjatywy, z którą wyszedłem kilka lat temu, gdy interes kręcił się kiepsko i przyszłość jawiła się dość ponuro. Za 59 funtów rocznie klubowicze otrzymują miesięcznie jedną książkę. Nie mają jednak żadnego wpływu na wybór, ten zależy wyłącznie ode mnie. Książki, które umieszczam w pudle KPK, a następnie pakuję i rozsyłam, dobieram niezwykle starannie. Ponieważ wszyscy klubowicze uwielbiają, rzecz jasna, czytać, pieczołowicie wyszukuję pozycje, które moim zdaniem spodobają się każdemu molowi książkowemu. Unikam wszelkich tytułów, które wymagałaby sporej wiedzy technicznej – w pudle ląduje zarówno beletrystyka, jak i non-fiction, z lekką przewagą tej drugiej, i trochę poezji. Wśród książek, które roześlę w tym miesiącu, są: Other Passports Clive’a Jamesa, Cela Prospera Lawrence’a Durrella, biografia Sartre’a pióra Iris Murdoch, Miasteczko jak Alice Springs Neville’a Shute’a i tom pod tytułem 100+ Principles of Genetics. Wszystkie książki są w dobrym stanie, żadna nie pochodzi ze zlikwidowanych zbiorów bibliotecznych, a niektóre – mniej więcej kilka tytułów rocznie – mają kilkaset lat. Szacuję, że jeśli klubowicze postanowiliby sprzedać otrzymane książki na eBayu, składka klubowa zwróciłaby im się z sowitym naddatkiem. Na stronie internetowej mamy klubowe forum, ale nikt z niego nie korzysta, co pokazuje, jaki typ osób przyciągają tego rodzaju przedsięwzięcia – to zrzeszenie ludzi, którzy nie lubią wdawać się w interakcje z innymi. Być może właśnie dlatego w ogóle wymyśliłem ten klub, poniekąd spod znaku Groucho Marxa. Mamy około stu pięćdziesięciu członków, a oprócz skromnej reklamy w „Literary Review” moje działania marketingowe ograniczają się do strony internetowej i profilu na Facebooku, których od dość dawna nie aktualizowałem. Okazuje się, że najskuteczniejszy jest marketing szeptany. Ocaliło mnie to przed finansowym blamażem w bardzo trudnych dla księgarzy czasach.
W kasie: 119 funtów i 99 pensów
Liczba klientów: 11