Читать книгу Pamiętnik księgarza - Shaun Bythell - Страница 12
ŚRODA, 12 LUTEGO
ОглавлениеZamówienia internetowe: 15
Zrealizowane zamówienia: 14
Zimny, ciemny i ponury dzień z nieustającą ulewą. Od ósmej piętnaście do dziewiątej Eliot zażywał kąpieli, więc przed otwarciem sklepu nie miałem szansy się umyć ani nawet wyszorować zębów.
W przeciwieństwie do pogody Nicky od rana była irytująco promienna i wesoła. Rozmawialiśmy o skorzystaniu z usługi Fulfillment by Amazon (FBA, Realizacja przez Amazona). Polega to na tym, że rejestrujemy i opisujemy książki w naszej bazie danych, a potem wysyłamy je do magazynu w Dunfermline, gdzie czekają na zamówienie klienta. Kiedy ktoś zdecyduje się kupić książkę, pracownicy Amazona wyszukują ją, pakują i wysyłają. Rozwiązuje to problem braku przestrzeni w sklepie i przydaje się szczególnie w wypadku kolekcji, które mogą kiepsko sprzedawać się w antykwariacie. Nicky twardo odmawia rejestrowania książek w tej bazie, powołując się na szereg wątpliwych osądów, które zahaczają o etykę i inne nieistotne tutaj dziedziny filozofii. Nie całkiem rozumiem – w gruncie rzeczy w ogóle nie rozumiem jej silnego oporu. Owszem, jest to transakcja z udziałem Amazona, ale i tak sprzedajemy książki za jego pośrednictwem. Bardzo niewielu księgarzy i antykwariuszy ma pochlebną opinię o Amazonie, ale niestety w sprzedaży internetowej to praktycznie monopolista. Poddałem się i już nie próbuję przekonywać Nicky: na moje sugestie i prośby pomocnie kiwa głową, a potem i tak robi swoje, w ogóle nie przejmując się tym, co mówiłem.
Część przedpołudnia spędziliśmy na aranżowaniu w niezalanej witrynie wystawy tematycznej „Olimpiada zimowa”. Wykorzystaliśmy drewniane narty Lillywhites z wczorajszej aukcji. W drugiej witrynie nadal stoi mnóstwo rondli i kubków, do których skapuje woda.
W porze lunchu zawiozłem Annę do Newton Stewart, skąd miała autobus do Dumfries, a stamtąd pociąg do Londynu.
O drugiej po południu facet z wąsami à la Mugabe przyniósł dwa pudła książek o sztuce i kinie. Wypatrzył sobie u nas kilka pozycji, więc uzgodniliśmy, że w zamian za przyniesione książki może wybrać sobie coś do 30 funtów. Takie transakcje to nasz chleb powszedni i obok wyprzedaży mas spadkowych i księgozbiorów jedna z metod nabywania towaru. Prawie codziennie przynajmniej jedna osoba przychodzi z książkami, więc średnio przeglądamy jakieś sto propozycji dziennie. Odrzucamy mniej więcej 70 procent, ale zazwyczaj sprzedającemu zależy na tym, żeby zostawić wszystkie naraz. W rezultacie mamy problem, bo sklep wypełnia się pudłami niechcianych książek. Za nabytki zwykle płacimy gotówką, bo sumy nie wymagają używania czeków. Do tych transakcji mamy piękny wiktoriański rejestr, w którym sprzedający musi wpisać imię i nazwisko, adres oraz kwotę, tak żeby zgadzały się nam finanse.
Pewnego razu, niedługo po tym, jak przejąłem antykwariat, kilka pudeł przyniósł nam młody facet, który emigrował do Kanady. Kiedy go poprosiłem, żeby podpisał się w rejestrze, napisał: „Tom Jones”. Roześmiałem się i pokazałem mu kilka innych nazwisk, które ewidentnie były wymyślone, dodając, że on pierwszy użył pseudonimu Tom Jones. Odpowiedział: „Nic nadzwyczajnego”, i wyszedł. Kiedy zacząłem wyceniać książki, zauważyłem, że na wyklejce każdej z nich widniało wypisane długopisem „Tom Jones”. Jego gusta książkowe pokrywały się z moimi, choć w pudłach znalazłem kilka pozycji, których jeszcze nie czytałem. Zakładając, że one również mi się spodobają, wybrałem parę i odłożyłem dla siebie. Jedna z nich, Rum Doodle. Zdobycie najwyższego szczytu świata Williama E. Bowmana, to klasyczna parodia literatury wspinaczkowej.
W kasie: 104 funty i 90 pensów
Liczba klientów: 8
Ciąg dalszy w wersji pełnej.
* W sumie tej nie uwzględniam dochodów ze sprzedaży internetowej, które Amazon przelewa na nasze konto co dwa tygodnie. Obrót online jest znacznie mniejszy niż w antykwariacie, średnio 42 funty na dzień. Odkąd kupiłem sklep w 2001 roku, handel książkami przeszedł diametralne zmiany, do których my, chcąc nie chcąc, musieliśmy się dostosować. Na początku tysiąclecia sprzedaż internetowa była jeszcze w powijakach, a w handlu książkami używanymi liczył się tylko jeden gracz: Abe Books (w tamtym okresie Amazon sprzedawał wyłącznie nowe pozycje). Jako że Abe Books założyli księgarze, koszty ograniczyli do minimum. Platforma świetnie nadawała się do wystawiania droższych pozycji, takich, które trudno schodzą w sklepie, a ponieważ korzystających z niej sprzedawców było stosunkowo niewielu, można było uzyskać niezłe ceny. Oczywiście teraz Amazon pożera wszystko na swojej drodze – wchłonął nawet Abe Books, przejmując sklep w 2008 roku. W rezultacie internetowy rynek księgarski jest teraz przesycony tytułami tradycyjnymi i elektronicznymi. Nie mamy jednak wyboru, w sprzedaży internetowej musimy korzystać z pośrednictwa Amazona i Abe Books, więc niechętnie to właśnie robimy. Konkurencja tak wyśrubowała ceny, że handel online sprowadza się albo do hobby, albo do wielkiego biznesu kontrolowanego przez kilku dużych graczy z ogromnymi magazynami i bardzo korzystnymi umowami z pocztą. Efekt skali sprawia, że drobni i średni sprzedawcy przegrywają w przedbiegach. Kluczem do problemu jest Amazon i chociaż niesprawiedliwe byłoby zrzucanie na niego całej winy, nie ulega wątpliwości, że zupełnie zmienił rynek książki. Nie bez powodu Jeff Bezos wykupił domenę relentless.com [bezlitosny, nieugięty]. Całkowita liczba klientów też może być myląca – nie uwzględnia wszystkich, którzy nas odwiedzili, a wyłącznie tych, którzy dokonali zakupu. Odwiedzających jest średnio pięć razy więcej niż tych, którzy cokolwiek kupują.
** Autorem jest Lawrence M. Krauss, pełny polski tytuł publikacji brzmi: Wszechświat z niczego. Dlaczego istnieje raczej coś niż nic. (Ten i wszystkie kolejne przypisy pochodzą od tłumaczki).