Читать книгу Pamiętnik księgarza - Shaun Bythell - Страница 11

WTOREK, 11 LUTEGO

Оглавление

Zamówienia internetowe: 11

Zrealizowane zamówienia: 5

Antykwariatem zajął się Norrie, żebym mógł jechać na aukcję w Dumfries, jakieś osiemdziesiąt kilometrów od Wigtown. To aukcja ogólna, więc nigdy nie wiadomo, na co się trafi. Wystawia się wszystko: od szezlongów po pralki, lichtarze, dywaniki, porcelanę, biżuterię, czasem nawet samochody. Początkowo jeździłem tam tylko po książki, ale szybko zdałem sobie sprawę, że najtańszym sposobem na umeblowanie mieszkania nad sklepem (gdy je kupiłem, było puste) będzie upolowanie czegoś na wyprzedaży aukcyjnej. Kiedy więc miałem w antykwariacie pełnoetatowych pracowników, co drugi wtorek sumiennie jeździłem do Dumfries i łowiłem okazje: antyczne meble znacznie piękniejsze i o niebo tańsze niż ich odpowiedniki z IKEI. Sporadycznie wracałem do domu z pudłem książek, znacznie częściej – z georgiańską komódką, wypchaną wiewiórką, lampą stojącą albo fotelem ze skóry. Wśród stałych bywalców aukcji jest Angus, uroczy emerytowany marynarz okrętu podwodnego. Z reguły idziemy gdzieś na bok i plotkujemy o innych kupujących. Wszystkim, których widujemy regularnie, nadał ksywki: na przykład Dave Kapelusznik albo Biskup. Żadne z przezwisk nie jest złośliwe, ale każde doskonale oddaje charakter danej osoby. Dziś wróciłem z drewnianymi nartami Lillywhites, którymi najpierw udekoruję wystawę, a późnej sprzedam je w sklepie. Teraz, ponieważ nie stać mnie na stałych pracowników, rzadko mam okazję uczestniczyć w aukcjach.

Kiedy jest u mnie Anna, staramy się jednak wybrać do Dumfries, więc znajduję kogoś, kto zajmie się sklepem. Anna uwielbia te aukcje, ale zawsze licytuje maksymalnie trzy funty, co oznacza, że zawsze przywozi mnóstwo śmieci, i dziś też tak było. Upolowała między innymi: pieska corgi z mosiądzu, pięć naparstków, stary zestaw kluczy i połamany stojak na grzanki. Raz szarpnęła się na pudełko z plastikową biżuterią za 15 funtów. Znalazła w nim pierścionek, który wydał jej się interesujący. Zaniosła go do domu aukcyjnego Bonhams w dzień darmowej wyceny. Zasugerowali, żeby wystawiła go u nich na sprzedaż. Poszedł za 850 funtów.

Od kilku lat raz w tygodniu udostępniam swój salonik nad sklepem na kurs rysunku. Zajęcia odbywają się co wtorek i prowadzi je lokalny artysta Davy Brown. Grupa składa się z około dziesięciu emerytek. O tej porze roku w mieszkaniu jest przeraźliwie zimno, więc poleciłem Norriemu, żeby na godzinę przed ich przybyciem rozpalił w kominku i włączył farelkę. Niestety zapomniał i jedną z kursantek prawie trzeba było reanimować. Chętnie pozwoliłbym im używać salonu za darmo, ale grupa jest na tyle uprzejma, że płaci mi za koszty ogrzewania, nawet z drobnym naddatkiem.

Po powrocie z aukcji zauważyłem, że witryna antykwariatu z lewej strony jest kompletnie zalana (po obu stronach drzwi znajdują się duże okna, w których umieszczamy wystawy tematyczne). Zawsze trochę przeciekała, ale nigdy nie mieliśmy aż takiej powodzi. Wyjąłem i wyrzuciłem wszystkie namoknięte książki. Teraz zamiast nich witrynę zdobi ręcznik, sześć kubków i rondel, do których skapuje woda. Nie ma roku, żeby coś w budynku nie wymagało interwencji fachowca, a usterki zawsze pojawiają się w zimie, kiedy pogoda jest bezlitosna, a kasa świeci pustkami. Na utrzymanie dachu nad głową i pionowych ścian staram się zarezerwować około 7 funtów rocznie i dotychczas naprawy tyle mniej więcej pochłaniały.

O siódmej wieczorem przyszedł Eliot, dyrektor festiwalu książki w Wigtown. W ostatni weekend września w Wigtown rozpoczyna się tygodniowe święto literatury. Odkąd przejąłem antykwariat, festiwal niesamowicie się rozrósł – zaczęło się od garstki wydarzeń z niewielką, głównie miejscową publiką, a teraz to olbrzymia impreza z pawilonami ogrodowymi na trzysta osób i ponad dwustoma spotkaniami, na które zewsząd zjeżdżają luminarze. Ten wyjątkowy festiwal początkowo organizowało kilkoro ochotników, a teraz ma biuro z opłacaną pięcioosobową ekipą i kilka tysięcy odwiedzających z całego świata. Eliot był dziennikarzem, i to bardzo dobrym. Kilka lat temu przeprowadził się do Wigtown i szybko stało się jasne, że idealnie nadaje się do kierowania festiwalem. Znalazły się więc pieniądze na to, żeby mu zapłacić, i utworzono stanowisko. Bardzo się zaprzyjaźniliśmy, jestem nawet ojcem chrzestnym jego drugiego dziecka. Teraz Eliot mieszka niestety w Londynie, więc nie widuję go tak często, jakbym chciał, ale kiedy przyjeżdża do Wigtown na zebrania zarządu, zatrzymuje się u mnie. Jak zwykle niemal natychmiast po wejściu zdjął buty i rzucił je na podłogę. Nie minęło dziesięć minut, jak się o nie potknąłem.

W kasie: 5 funtów

Liczba klientów: 1

Pamiętnik księgarza

Подняться наверх