Читать книгу Lato nagich dziewcząt - Stanisława Fleszarowa-Muskat - Страница 8

V

Оглавление

Następnego dnia wstał bardzo wcześnie.

Weszli z Gwoździem w park, rozświetlony jaskrawym wczesnym słońcem. Jak nieraz już mu się to zdarzało, Grzegorz poczuł i tego ranka tęsknotę za barwą. Pożałował, że wiele lat temu porzucił malarstwo, wyrzekł się go, zdradził dla rzeźby. Obraz jest oszustwem – mawiał wtedy, pełen młodzieńczej zaciętości. – Obraz sprowadza wszystko do ograniczonej, widzialnej powierzchni, płaskiej i skąpej jed nej strony rzeczy, ludzi, wyobrażeń. Gdy tymczasem rzeźba... – Ale rzeźba jest wyprana z koloru, jak niebo podczas deszczu – przerywali mu malarze. – Co z tego, że ma kształt? Dotykalny, zupełny kształt potrzebny jest ślepcom. Nic tak jak barwa nie cieszy oka. Dlaczego wobec tego wolisz blondynki od brunetek? – kpili, a Grzegorz zżymał się i pienił ze złości. Przez pewien czas myślał, czy nie wskrzesić rzeźby polichromowanej, ale w tym okresie dręczyło go wiele pomysłów i poszukiwań, rychło więc zapomniał o tej skłonności. W końcu surowe ubóstwo kamienia pochłonęło go zupełnie. Czasem tylko – jak tego ranka – pozwalał sobie na najniewinniejszą ze zdrad, jaką jest zachwyt i pragnienie.

Lato nagich dziewcząt

Подняться наверх