Читать книгу Opowiem ci mroczną historię - Stefan Darda - Страница 9
3.
ОглавлениеByła to jedna z nudniejszych audycji, jaką przyszło mu prowadzić, a jego niesmak pogłębiał się po każdym kolejnym telefonie. „Cóż jest interesującego w tym, że ktoś tam ma doła i w dodatku dorabia do tego jakąś ideologię? Do roboty by się wzięli i depresja od razu by minęła — myślał. — W dodatku na takich naiwniakach żerują koncerny farmaceutyczne, wciskając im jakieś specyfiki, za które trzeba słono płacić. Bandy lekarzy utrzymują się z wmawiania ludziom, że problem jest poważny, a kozetki w gabinetach psychologów aż stękają pod ciężarem kolejnych nieudaczników”.
Andrzej zawsze starał się, aby jego prywatne poglądy nie wpływały na atmosferę prowadzonych ze słuchaczami rozmów. W dyskusjach politycznych do perfekcji opanował sztukę chłodnego, niezabarwionego kolorami partyjnymi komentarza. Tym razem było inaczej. Kilka razy w eter popłynęła jakaś ironiczna uwaga, parę półsłówek sugerujących, że jeśli ktoś ma problem, to powinien sobie z nim radzić sam, a nie trąbić o nim na całą Polskę.
Gdy do końca audycji zostało pięć minut, Andrzej dziękował Bogu, że przed nim już tylko jedno wejście antenowe, ostatni telefon od słuchacza, i wreszcie urlop. Powoli zaczął składać kartki, zapełnione notatkami sporządzonymi podczas programu. W jego przekonaniu najważniejsze były te zawierające listę zakupów, które zrobi, wracając do domu.
— Dzień dobry, panie redaktorze — rozległ się głos w słuchawkach.
— Witam. Jak ma pani na imię?
— Mam na imię Anna. Rozmawialiśmy już podczas tej audycji. — Spokojny, ledwie słyszalny głos kobiety brzmiał zupełnie inaczej niż ten, który pamiętał.
— A, tak, rzeczywiście. Coś nas rozłączyło…
— Nie — ucięła dość ostro. — Po prostu odłożyłam słuchawkę.
Po chwili milczenia kobieta odezwała się ponownie. Głos w słuchawce znów był spokojny. Zaskakująco spokojny.
— Bardzo się na panu zawiodłam. Pańska audycja była jedną z rzeczy, które trzymają mnie przy życiu. Codziennie na nią czekałam. Pański głos jakoś tak… pomagał żyć… A dziś… Dziś dowiedziałam się, jaki pan jest naprawdę… — Głos kobiety zaczął się łamać, oddech był coraz bardziej urywany. — I dlatego… wie pan co? Ja już nie chcę żyć…
— Pani Aniu, proszę się uspokoić. Jeśli panią uraziłem, to bardzo przepraszam. Naprawdę ogromnie mi przykro. Ale to wszystko przecież nie jest takie istotne…
— A skąd pan, do jasnej cholery, może wiedzieć, co dla mnie jest istotne?! — Kobieta znów podniosła głos. — Nie ma pan o tym zielonego pojęcia! — W słuchawkach było wyraźnie słychać jej świszczący oddech.
— Pani Anno… Pani Aniu, proszę się uspokoić…
— Albo wie pan co? — Powiedziała to tak, jak gdyby w ogóle go nie słyszała. — Ma pan rację. Rzeczywiście, to wszystko nie jest istotne. — W tym momencie zaczęła się histerycznie śmiać. — Tak, tak, to nieistotne. Całkowicie nieistotne… — Opętańczy chichot, zwielokrotniony przez zbyt głośno ustawione radio w domu słuchaczki, rozbrzmiewał w domach całej Polski.
Andrzej zaczął dawać znaki realizatorowi, aby przerwał audycję, ten jednak siedział jak sparaliżowany, wpatrując się przed siebie. Wreszcie oprzytomniał i sięgnął do konsolety. W słuchawkach dało się słyszeć jakiś rumor, a śmiech został nagle zdławiony i zastąpiony wyraźnymi odgłosami szamotaniny. Realizator pomylił suwak i zamiast zgłośnić muzykę, sprawił, że cisza, która nastała po całym zdarzeniu, zdawała się jeszcze bardziej natarczywa. Tysiące ludzi wsłuchiwało się w nią, patrząc na radioodbiorniki. Niepokój nie minął nawet wtedy, gdy z głośników popłynęła łagodna muzyka Stinga.