Читать книгу Uciekinier - Stephen King B. - Страница 10
…Minus 098
odliczanie trwa…
ОглавлениеByło już po czwartej, kiedy Ben Richards znalazł się przy stole głównym, po czym skierowano go do stolika numer dziewięć. Kobieta siedząca w plastikowym fotelu wyglądała na zmęczoną i bezwzględną. Spojrzała na niego jak na powietrze.
— Nazwisko i imiona.
— Richards. Benjamin Stuart.
Jej palce śmigały po klawiaturze.
Du-du-du-du-du — odpowiedziała maszyna.
— Wiek, wzrost, waga.
— Dwadzieścia osiem lat, sto osiemdziesiąt siedem centymetrów, siedemdziesiąt pięć kilogramów.
Du-du-du-du-du.
— Czy był badany testem Weschlera, a jeśli tak, to z jakim wynikiem i w jakim wieku?
— Sto dwadzieścia sześć. W wieku czternastu lat.
Du-du-du-du-du.
W olbrzymim holu trzaski dobywające się z maszyny odbijały się grobowym echem. Zadawano pytania i uzyskiwano odpowiedzi. Wyprowadzano płaczących. Co chwila rozlegały się ochrypłe okrzyki protestu. Pytania. Zawsze tylko pytania.
— Ostatnia ze szkół, do jakiej uczęszczał…
— Manual Trades.
— Ukończył ją?
— Nie.
— Ile lat uczęszczał i w jakim wieku opuścił szkołę?
— Przez dwa lata. W wieku szesnastu lat.
— Powód odejścia?
— Ożeniłem się.
Du-du-du-du-du.
— Imię, nazwisko i wiek małżonki.
— Sheila Catherine Richards. Lat dwadzieścia sześć.
— Imiona i wiek dzieci, jeżeli są.
— Catherine Sarah Richards. Osiemnaście miesięcy.
Du-du-du-du-du.
— Ostatnie pytanie. Nie radzę kłamać, oni i tak to wyczują i zdyskwalifikują pana podczas testów fizycznych. Czy używał pan kiedykolwiek heroiny albo syntetycznej amfetaminy halucynogennej znanej jako San Francisco Push?
— Nie.
Du-du.
Plastikowa karta wypadła na stół. Kobieta wręczyła ją Richardsowi ze słowami:
— Nie zgub tego, koleś. Gdyby tak się stało, musiałbyś w przyszłym tygodniu zacząć wszystko od początku.
Przyjrzała mu się z uwagą. Zobaczyła przepełnione wściekłością oczy, wynędzniałe ciało. Wyglądał nieźle. Był inteligentny. Był dobry. Cofnęła nagle rękę z kartą i nakryła ją dłonią z dziwnym wyrazem twarzy.
— Po co to panu?
— Nieważne. Ktoś później odpowie na pani pytanie. Być może.
Wskazała ponad jego ramieniem w stronę długiego holu prowadzącego do rzędu wind. Ludzie, którzy odeszli od stołów, byli tam zatrzymywani. Okazywali karty identyfikacyjne i przepuszczano ich dalej. Richards zauważył, że drżący i blady na twarzy ćpun został zatrzymany przez gliniarza. Wskazano mu wyjście. Narkoman zaczął płakać. Chwilę później znikł za drzwiami.
— Świat jest okrutny, koleś — powiedziała bez cienia sympatii kobieta za stołem. — Ruszaj.
Richards odszedł. Za jego plecami litania pytań zaczęła się od nowa.