Читать книгу Uciekinier - Stephen King B. - Страница 11
…Minus 097
odliczanie trwa…
ОглавлениеNa końcu korytarza wiodącego od linii stołów mocna jak skała, wypielęgnowana dłoń zacisnęła się na jego ramieniu.
— Karta, człowieku.
Okazał dokument. Gliniarz uspokoił się. Na jego twarzy pojawił się nagle grymas rozczarowania.
— Lubisz zawracać stąd ludzi, co? — spytał Richards. — To cię dowartościowuje? Czujesz potęgę swego stanowiska?
— Chcesz wrócić na przedmieścia, frajerze?
Richards minął go. Zatrzymał się w pół drogi do wind i odwrócił głowę.
— Hej, gliniarzu…!
Policjant spojrzał nań z zaciętością.
— Masz rodzinę? Może w przyszłym tygodniu nadejdzie twoja kolej…
— Jazda! — warknął wściekle gliniarz.
Richards ruszył dalej, uśmiechając się. Przy windach czekał rząd około dwudziestu ludzi. Pokazał kolejnemu policjantowi swoją kartę. Ten przyjrzał mu się uważnie.
— Twardziel z ciebie, co?
— Owszem — odparł Richards i uśmiechnął się. Policjant oddał mu kartę.
— Już oni cię tam utemperują. Ciekaw jestem, czy będziesz gadał równie bezczelnie z paroma kulami we łbie.
— Tak bezczelnie, jak ty gadasz, kiedy nie masz przy sobie broni i jesteś bez spodni — odparł Richards, wciąż się uśmiechając.
Przez chwilę zdawało się, że gliniarz ma ochotę go uderzyć.
— Oni dadzą ci szkolę — rzekł policjant. — Będziesz błagał ich na kolanach, żeby przestali…
Skinął na trzech nowo przybyłych i zażądał, by okazali karty. Mężczyzna stojący przed Richardsem odwrócił się. Miał kędzierzawe włosy i wyglądał na zdenerwowanego i nieszczęśliwego.
— Nie zadzieraj z nimi, stary. Oni tu grają pierwsze skrzypce.
— Czyżby? — spytał Richards, spoglądając na niego przyjaźnie.
Mężczyzna się odwrócił. Nagle drzwi windy się otworzyły. Policjant z olbrzymim brzuchem stał przy ścianie z przyciskami kontrolnymi. Drugi gliniarz siedział na stołku w małym, kuloodpornym pomieszczeniu wielkości budki telefonicznej, czytając trójwymiarowy magazyn pornograficzny. Pomiędzy jego kolanami sterczał obrzyn. Obok stały ustawione rzędem naboje, po które w razie potrzeby mógł z łatwością sięgnąć.
— Cofnąć się pod ścianę! — krzyknął z powagą grubas. — Pod ścianę!
Stłoczyli się w zbitą, gęstą masę — tak gęstą, że zaczerpnięcie głębszego oddechu było niemożliwe. Z każdej strony otaczały Richardsa ponure sylwetki. Wjechali na drugie piętro. Drzwi otworzyły się raptownie. Richards, który był o głowę wyższy od pozostałych skłębionych we wnętrzu windy ludzi, zobaczył olbrzymią poczekalnię, wewnątrz której stał długi rząd foteli. Na jednej ze ścian znajdował się olbrzymi odbiornik Free Vee. W rogu zauważył automat z papierosami.
— Wysiadać! Wysiadać! Przy wychodzeniu okazujcie karty identyfikacyjne!
Wyszli z windy, pokazując dokumenty bezosobowemu oku kamery. Nieopodal stali trzej gliniarze. Z jakichś powodów na widok około dwunastu kart rozległ się brzęczyk, a ich posiadacze zostali natychmiast gdzieś odprowadzeni. Richards pokazał swoją i pozwolono mu przejść dalej. Podszedł do automatu, kupił paczkę blamów i usiadł możliwie jak najdalej od odbiornika. Zapalił papierosa i zaciągnął się. Kaszlał przez chwilę. Prawie od sześciu miesięcy nie miał w ustach papierosa.