Читать книгу Krwiodziej - Susan Dennard - Страница 6

TRZYNAŚCIE LAT TEMU

Оглавление

Może dzisiaj będzie inaczej.

Wybrzmiały trzy uderzenia dzwonu, a chłopiec nadal hasa z pozostałymi dziećmi. Razem jest ich sześcioro. Dziś po raz pierwszy pozwolono mu się z nimi bawić w lisa i kurę.

No i nigdy dotąd tak często się nie uśmiechał. Aż go bolą policzki, ale nie potrafi przestać.

Lizl jest coraz bliżej. W tej rundzie to ona jest lisem, a chłopiec jedyną kurą, która pozostała. Dziewczynka się śmieje. Chłopiec się śmieje. Przyjemne uczucie pulsuje mu w klatce piersiowej, bulgocze w gardle niczym źródełko za dormitorium.

Nie pamięta, czy wcześniej kiedykolwiek się śmiał. Tak by chciał, żeby ta zabawa nigdy się nie kończyła.

Lizl go dogania. Jest starsza, ma dłuższe nogi i więcej zwinności niż jakikolwiek inny akolita. Chłopiec usłyszał wczoraj przypadkiem, jak jego mentor oświadcza, że być może zostanie przeniesiona na kolejny poziom szkolenia.

Dłoń Lizl ląduje na ramieniu chłopca.

– Mam cię! – Jej palce wbijają się w luźny materiał klasztornej tuniki. Pociąga za niego, zmuszając chłopca do zatrzymania się.

Ten się śmieje. Cóż za wysoki, radosny dźwięk. Boli go już nawet brzuch, a co dopiero policzki!

Dopiero po chwili dostrzega, że Lizl się nie rusza. Jest zbyt szczęśliwy, aby obudził się drzemiący w nim potwór.

Ale wtedy Kerta, pierwsza złapana kura, woła:

– Lizl? Wszystko w porządku?

Do chłopca dociera, co się dzieje. Panika bierze nad nim górę, zagłuszając rozum.

Puść, mówi do siebie. Puść, puść, puść. Jeśli tak się nie stanie, Lizl umrze. Tak jak jego pies. Ale to będzie gorsze niż strata Bootsa. To przecież człowiek. Dziewczynka, z którą zaledwie chwilę temu się bawił. To jest Lizl.

– Co jej się stało? – Podchodzi do nich Kerta, jeszcze nie przestraszona. Jest jedynie zdziwiona.

Puść, puść, puść.

– Czemu się nie rusza?

Chłopiec robi chwiejny krok w tył.

– Proszę – mówi do potwora w swoim wnętrzu. A może do Lizl. Albo Kerty. Kogokolwiek, kto sprawi, że w tej dziewczynce znowu zacznie krążyć krew.

Jeśli tak się nie stanie, mózg Lizl przestanie pracować. Ona umrze.

Tak jak Boots.

Kerta dostrzega jego przerażenie, inne dzieci także.

– Co zrobiłeś? – pyta ostro jeden z chłopców.

– Krwiodziej – rzuca inny, łobuz o imieniu Natan, i w tym momencie chłopiec nagle to zauważa. Widzi w ich oczach, że zrozumieli. Głośne wdechy.

Teraz już wiedzą, dlaczego inne dzieci nie chcą się z nim bawić. Teraz wiedzą, dlaczego nie jest szkolony razem z innymi akolitami, lecz w odosobnieniu, tylko on i mniszka Evrane.

Nieważne, że kilka sekund później Lizl krztusi się i upada na bruk. Nieważne, że żyje i że potwór zniknął. Nieważne, że to był wypadek i chłopiec nigdy by jej umyślnie nie skrzywdził.

Nie ma śladu po wcześniejszych uśmiechach. Krzyki, ucieczka, nienawiść – to wszystko zaczyna się od nowa, jak zawsze.

Obrzucają go kamieniami, kiedy biegnie w stronę źródełka za dormitorium. Stara studnia, której nikt już nie używa. Porastają ją cierniowe krzewy, przez które może się przedrzeć tylko on, z tymi swoimi ramionami, które zawsze się goją.

Przeszywają go ukłucia bólu. Krzew ma wyjątkowo grube kolce. Rozprasza go to, tak samo jak cieknąca z rany strużka krwi, kiedy dociera do wody.

Kuca na kamienistym brzegu, zawstydzony, że do zimnej wody skapuje nie tylko krew. Wie, że mnisi nie płaczą.

Jednak gorsze od łez czy od ran na nogach i śladów po kamieniach są obolałe policzki. Pamiątka po tym, co prawie miał. Co miał przez kilka idealnych godzin.

Urodził się jako potwór, umrze jako potwór, a potwory nie mają przyjaciół.

Krwiodziej

Подняться наверх