Читать книгу Kłamstwa - T. M. Logan - Страница 12

3

Оглавление

Uruchomiłem na iPadzie aplikację Angry Birds i dałem go Williamowi, a sobie włączyłem radio. W Piątce BBC leciał materiał o portalach randkowych – wywiady z kobietami opisującymi cechy kandydata na partnera. Najwyraźniej kobiety te miały dość wysokie oczekiwania. Idealny mężczyzna powinien mieć co najmniej sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, poczucie humoru, miły uśmiech i sześciopak. Musi być silny, ale nie może należeć do typu macho. Czuły, ale dobry w majsterkowaniu. Pewny siebie, lecz nie zarozumiały. Ma sporo zarabiać, ale mieć czas na prace domowe.

Jasny szlag! Męczące było już samo wysłuchiwanie tego wszystkiego.

W komórce Mel znów włączyła się od razu poczta głosowa. Opuściłem szybę i wystawiłem łokieć przez okno, bawiąc się bezwiednie czarną skórzaną bransoletką na prawym nadgarstku, przy wtórze trajkotania prezentera radiowego. Mel dała mi ją na naszą rocznicę ślubu: skórzana na trzylecie. Teraz zbliżała się ta okrągła – dziesiąta. Miałem już sporo pomysłów na jej uczczenie. To tak zwane cynowe gody, ale, jak ktoś powiedział, cynę można zastąpić kamieniami szlachetnymi. Podobała mi się ta koncepcja. Zawsze zamierzałem dać Mel brylant większy niż ten, na który było mnie stać, kiedy jako początkujący nauczyciel…

– Tatusiu?

– Słucham, brachu.

– Mogę dostać chomika?

– Hm, nie wiem, Williamie. Zobaczymy.

Zobaczymy. Gryps rodziców oznaczający: Nie wrócę już do tego, poczekam, aż zapomnisz.

– Jacob P. ma chomika.

– Tak?

– Nazywa się Pan Czekoladuś.

– Fajne imię.

Uśmiechnąłem się do niego, patrząc w lusterku wstecznym, jak gra na swoim iPadzie. Mój synek, obraz swojej matki. Wiedziałem, że będzie miał branie, kiedy dorośnie. Odziedziczył po mamie twarz, karnację, jej brązowe oczy.

Nagle zobaczyłem ją po drugiej stronie parkingu. Maszerowała szybkim krokiem do swojego auta: moja śliczna żona, z wysoko związanym blond kucykiem, w różowej bluzie Adidasa, którą wkładała, kiedy wychodziła na tenisa.

Szła ze spuszczoną głową, marszcząc brwi.

Wygląda, jakby miała się rozpłakać.

Nagle ucieszyłem się, że zmieniliśmy plany.

– William, pójdę tylko na chwilkę z kimś pogadać, w porządku? Zostań i bądź grzeczny. Zaraz wracam.

Spojrzał na mnie tymi wielkimi brązowymi oczami.

– Z mamusią?

– Zostań na minutkę i nie wysiadaj, dobra? A zaraz potem spotkamy się z mamusią.

– A jeżeli przyjdą źli ludzie?

– Nie przyjdą, stary. Będziesz mnie widział, a ja będę widział ciebie. – Uniosłem palec. – Jedną chwilkę.

Powoli skinął głową, ale nie wyglądał na przekonanego.

Wciąż trzymając komórkę w ręce, wysiadłem i zamknąłem pilotem samochód. Podziemne powietrze było zastałe i skisłe.

Volkswagen Mel szybko wycofywał się z miejsca parkingowego. Dzieliły mnie od niej dwa rzędy zaparkowanych aut.

Pomachałem.

– Mel!

Golf ostro skręcił, a moja żona jedną ręką zaciągnęła pas bezpieczeństwa, jednocześnie przyspieszając, by jak najszybciej opuścić parking. Nie zauważyła mnie. Przepychałem się pomiędzy stojącymi autami, zawadziłem nogą o niską betonową barierkę rozdzielającą rzędy miejsc parkingowych, odzyskałem równowagę i znów krzyknąłem:

– Mel! – Mój głos odbił się od niskiego betonowego sufitu.

Samochód, w którym siedziała moja żona, znikł za wzniesieniem wyjazdu i przepadł w strumieniach sunących przez Londyn pojazdów.

Kłamstwa

Подняться наверх