Читать книгу Na drugim brzegu Bosforu - Theresa Revay - Страница 10
ОглавлениеW ogrodzie parowała wilgoć, uwalniając woń ziemi i roślinności. Kot wylegiwał się na słońcu, na brzegu studni. Gdy tylko Leyla podeszła do drzwi haremlika, podbiegły do niej młode służące wyczekujące jej powrotu. Feride podeszła znacznie wolniej, poprawiając chustę na włosach. Z ich niepewnych min Leyla odgadła, że jej syn jeszcze się nie zjawił.
– Jest pani proszona, Leylo Hanim – szepnęła Feride, zdejmując jej czarczaf.
Nie zdziwiło to Leyli. To raczej nieprawdopodobne, by jej teściowej umknęło cokolwiek, co działo się w domu. Gdy służąca otrzepywała z kurzu jej suknię, zauważyła, że w niewielkim salonie przeznaczonym dla gości znajduje się kilka tobołków z kolorowego jedwabiu, w których zawinięte były bagaże pań przybyłych z wizytą. W tureckim domu nigdy dość przyjaciółek i krewnych w podróży, przybywających bez zapowiedzi i zatrzymujących się na czas nieokreślony.
Wyglądam pewnie jak wariatka – pomyślała, przygładzając niesforny kosmyk. Najchętniej wrzeszczałaby z niepokoju i bezradności, ale wzięła się w garść i poprosiła Feride, żeby przyprowadziła jej córkę. Z salonu dobiegały ożywione głosy. Leyla ruszyła tam niechętnie i z pewną obawą.
– Nareszcie jesteś! – krzyknęła Gülbahar Hanim, siedząca ze skrzyżowanymi nogami na sofie w alkowie, otoczona przyjaciółkami, które na widok Leyli odłożyły gazety i robótki ręczne.
Teściowa podniosła się lekko i ruszyła w stronę synowej. Dół jej czerwonej, welurowej sukni, haftowanej w kwiaty i spiętej złotym paskiem, omiatał podłogę. Chusta z przejrzystego muślinu zdobiła włosy kobiety, a kolczyki wirowały przy każdym kroku. Leyla ukłoniła się z szacunkiem, ucałowała jej rękę i podniosła ją do czoła.
– Śmiertelnie się niepokoiłam! – kontynuowała swoją przemowę Gülbahar Hanim. – Zabraniam ci narażać mnie na takie zdenerwowanie! Wyszłaś sama, nic mi nie mówiąc. Odnalazłaś przynajmniej małego?
Leyla w milczeniu spuściła wzrok.
– Niech Bóg Miłościwy przyjdzie nam z pomocą! Trzeba przeczesać całe miasto. Niech Ali Aga poinformuje mojego syna, natychmiast! To niedorzeczne. Cóż temu Ahmetowi strzeliło do głowy?
– Przez ostatnie nieszczęścia dzieci ciągle mają koszmary – lamentowała jedna z jej przyjaciółek. – Może chłopiec się czegoś przestraszył?
– Nigdy w życiu! – oburzyła się Gülbahar Hanim. – Mój wnuk niczego się nie boi. Kilka żałosnych okrętów by go nie przeraziło.
Siedząc w kucki na poduszkach, według pierwszeństwa obowiązującego w ich przyjaźni, kobiety nie przestawały rozmawiać o zniknięciu Ahmeta i spoglądały na Leylę z politowaniem. Młoda matka milczała z szacunku dla teściowej, u której mieszkała i której silnego charakteru nie przestała się obawiać.
Gdy w wieku szesnastu lat opuściła rodziców, by poślubić nieznajomego młodego mężczyznę, Leyla czuła przerażenie na myśl o tej kapryśnej postaci. Kobieta królowała w swoim salonie, znanym ze wspaniałych różowo-purpurowych kobierców z Buchary i kolekcji wazonów z chińskiego celadonu, gdzie starała się zachować zwyczaje i splendory seraju, w którym spędziła dzieciństwo, i odrzucała wszelką nowoczesność, na dobre wdzierającą się w życie zamożnych rodzin. Pomimo finansowej zapaści kraju osobisty majątek teściowej pozostawał bardzo duży dzięki szczodrości sułtana Abdülhamida II, który zapewnił jej porządne wiano, gdy oddawał ją ojcu Selima, a ten ostatni zgodnie z muzułmańską etykietą zniósł jej status niewolnicy, zanim ją poślubił. Początkowo Leyla miała kłopot z dostosowaniem się do wymogów tradycyjnego życia i do niezaprzeczalnej władzy teściowej, ponieważ sama pochodziła ze światłej rodziny, ale Selim dał jej do zrozumienia, że jako jego małżonka musi się poddać obowiązującym w domu zasadom. Leyla musiała czekać do bolesnego porodu i narodzin Ahmeta, żeby poznać łagodniejszą stronę charakteru teściowej.
Maszrabijje cięły blask słońca na mozaikę niewielkich, jaśniejących rombów. W salonie o suficie malowanym w delikatne kwiatowe wzory panowała ponura atmosfera. Kobiety, ponieważ nie mogły uczestniczyć w poszukiwaniach, czuły się bezużyteczne. Bezustannie omawiały wyrzeczenia, na jakie musiały zdobywać się przez lata wojny, narzekały na szczury na ulicach, niedostatek materiałów na ubrania, przykre przerwy w dostawach bieżącej wody i brak drewna na opał, a przecież zbliżała się zima. Wszystkie miały na sobie aksamitne, bogato haftowane entari z koronkowymi kołnierzami albo bolerka i spodnie spięte srebrną klamrą, jak gdyby gardziły najnowszą modą, wychwalaną przez kobiece magazyny, które zresztą skwapliwie przeglądały. Słodycze na pewno ukoiłyby ich nerwy, jednak cukier stał się towarem luksusowym. Nawet dobra kawa była nie do dostania, musiały zadowalać się niesmaczną podróbką z jęczmienia i ciecierzycy. Na pocieszenie kobiety paliły cienkie papierosy skręcane z czystego tytoniu i wieszały psy na sklepikarzach, którzy sprzedawali towary po zbyt wygórowanych cenach, i na zarabiających na czarnym rynku. Gülbahar Hanim przytakiwała, przesuwając paciorki różańca, który postukiwał między jej pierścionkami.
– Nie martw się, Leylo, moje dziecko – powiedziała nagle z uśmiechem równie nieoczekiwanym, co poniżającym. – Jestem pewna, że nic mu się nie stało. Czuję to – dodała dramatycznym tonem, przyciskając rękę do serca.
Po raz kolejny teściowa zaskakiwała Leylę. Młoda kobieta spodziewała się wymówek, a tymczasem Gülbahar Hanim próbowała ją pocieszyć. To było tym bardziej zaskakujące, że z wnukiem łączyło ją głębokie porozumienie, znacznie mocniejsze niż z małą Perihan.
Jedno ze skrzydeł drzwi otworzyło się z trzaskiem i do salonu wbiegła energiczna dziewczynka o czarnych, potarganych loczkach. Okryła pocałunkami dłonie Leyli, po czym rzuciła się jej w ramiona.
– Moja ukochana mamusiu, nie było cię dziś rano, gdy się obudziłam – poskarżyła się, układając buzię w podkówkę.
Leyla przytuliła twarz do szyi córeczki. Skóra dziewczynki pachniała mlekiem, cynamonem, niewinnością, najpiękniejszymi aromatami dzieciństwa. To małe, ciepłe ciałko chroniło Leylę przed wszystkimi nieszczęściami. Gdyby mogła, nigdy nie wypuściłaby go z uścisku.
– Znalazłaś Ahmeta? – zapytała Perihan.
Leyla spojrzała w jej duże ciemne oczy, tak bardzo podobne do jej własnych. Perihan nie potrafiła dochować tajemnicy, co bardzo irytowało jej brata.
– Nie, skarbie. Masz jakiś pomysł, gdzie mógłby się ukryć?
Dziewczynka zaczęła kręcić się niespokojnie, jakby czuła zakłopotanie. Gülbahar Hanim złapała ją za ramię.
– Odpowiedz matce, źrenico mego oka – nakazała.
– Mówił tylko, że wuj Orhan niedługo wróci i że chce mu zrobić niespodziankę.
– Orhan? – zdziwiła się Leyla.
Jej dziewiętnastoletni brat studiował archeologię w Berlinie. Zgłosił się na ochotnika do armii, ale ku wielkiej uldze Leyli nie został przyjęty ze względu na bardzo wrażliwe płuca. Rodzeństwo było sobie bardzo bliskie. Leyla opiekowała się nim, odkąd ich rodzice zginęli w katastrofie morskiej w pobliżu Wysp Książęcych. Powrót Orhana był zapowiadany, ale jak dotąd młodzieniec nie podał konkretnej daty. Leyla poczuła wzruszenie na myśl, że Ahmet włóczy się po dworcu Sirkedji, pośród gotowych do wyjazdu oddziałów.
– Muszę tam iść – powiedziała.
– Zostaniesz tutaj! – nakazała Gülbahar. – Dość już się, nieszczęsna, nabiegałaś po mieście... Wyślemy Nedima, woźnicę. Często bywa na dworcach. I to natychmiast! – dodała, klaszcząc w dłonie.
Perihan skorzystała z okazji, by pozdrowić przyjaciółki swojej babci. Całowała je w ręce i słuchała komplementów, którym zawsze towarzyszył zwrot do Boga, by chronił ją przed złym spojrzeniem. Dziewczynka, ubrana w jedwabną sukienkę z aksamitnym kołnierzykiem, obsypana pocałunkami przez damy pachnące olejkiem różanym, tuliła się do ich obfitych biustów. Nie można dopuścić, by stała się próżna – pomyślała Leyla, zdając sobie sprawę, że ta bezgraniczna swoboda wkrótce się skończy. Za kilka miesięcy Perihan pójdzie do szkoły przy meczecie, z chłopcami i dziewczynkami w jej wieku. Nauczy się tam pisać i czytać w języku tureckim, pozna kilka pojęć z zakresu geografii i zacznie czytać Koran po arabsku. Później o jej wykształcenie zadbają cudzoziemskie guwernantki. Jednak już teraz Leyla chciała, by jej córka wiedziała, że życie składa się również z obowiązków. Ma jeszcze na to czas – obruszała się Gülbahar Hanim, gdy słyszała, jak Leyla strofuje córkę. – Te zagraniczne książki, które ciągle kupujesz, podsuwają ci dziwne pomysły...
Jedna z kobiet zaczęła nagle płakać. Inne wyciągnęły w jej stronę chusteczki, szepcząc słowa pocieszenia. Łkając, kobieta powiedziała, że ona nigdy nie będzie miała wnucząt, bo jej syn zginął w bitwie pod Sarikamis w pierwszych miesiącach wojny, gdy źle wyposażona turecka armia została zdziesiątkowana przez Rosjan w dramatycznych okolicznościach podczas srogiej zimy. Kolejne bitwy następowały jedna po drugiej. Nazwa Gallipoli budziła silne reakcje. Ciężkie próby, przez jakie musieli przechodzić przetrzebieni przez dyzenterię żołnierze w okopach, w palącym słońcu, bez słodkiej wody, ostrzeliwani przez alianckie okręty wojenne, napawały smutkiem osierocone matki. Ale przynajmniej ich synowie zginęli bohaterską śmiercią w walce o chwalebne zwycięstwo.
Zbita z tropu Perihan też zaczęła płakać. Leyla wzięła ją w ramiona. Jak można żyć bez kogoś, kto jest częścią nas? Znów zmroziła ją myśl o nieobecności Ahmeta.
Teściowa zażądała, by przyniesiono śniadanie. Stara kuzynka, która przyjechała tu zeszłej wiosny i nie zamierzała wyjeżdżać, ruszyła do kuchni, żeby przekazać polecenie kucharce. Gdy Selim poprosił matkę, by ograniczyła nieco swoje wydatki, ponieważ od wielu miesięcy nie otrzymał pensji od państwa, Gülbahar Hanim zmierzyła go wzrokiem, unosząc jedną brew, co nadawało jej twarzy wyraz pełen wyższości. Nie zajmowała się rachunkami. Myśl o ograniczeniu wydatków nigdy nie przyszłaby jej do głowy. W takim razie sprzedam szmaragd – odparła. – Jak zmniejszyć liczbę dań, skoro nigdy nie wiem, na co będę miała ochotę? Patrząc na bezradną minę męża, Leyla pomyślała, że ta ekstrawagancja zasługuje, jeśli nie na szacunek, to przynajmniej na jakąś formę uznania. W tych niepewnych czasach optymizm teściowej i jej ślepa wiara w opatrzność bywały czasem pomocne.
Ali Aga oświadczył, że woźnica pojechał na dworzec, a pan wrócił już z pałacu i oczekuje matki i żony. Gülbahar Hanim natychmiast ruszyła szybko, z wysoko podniesioną głową, do sąsiedniego salonu. Leyla musiała się spieszyć, żeby dotrzymać jej kroku.
Selim stał na tle okien otwartych na ogród. Bosfor w oddali skrzył się w słońcu, a porośnięte drzewami wzgórza na azjatyckim brzegu płonęły kolorami jesieni. Mężczyzna skłonił się matce, ucałował jej dłoń i przycisnął do czoła w geście pełnego wdzięczności pozdrowienia.
– Mam dla was złą wiadomość – powiedział poważnie.
– Boże Wszechmogący, coś złego stało się Ahmetowi! – krzyknęła Gülbahar Hanim, wytrzeszczywszy oczy, po czym z gracją padła zemdlona do stóp swojego syna.
– Co jej się stało? – zaniepokoił się Selim.
– Ahmet zniknął dziś rano – wyjaśniła Leyla, pomagając mu zanieść matkę na jedno ze stojących pod ścianą krzeseł. – Prawdopodobnie poszedł zobaczyć pancerniki, ale nie możemy go znaleźć.
Selim odsunął się, a Leyla klepała lekko policzki teściowej.
– Co za przeklęty dzień! – zrzędził, uspokojony faktem, że matka szybko wraca do siebie.
– O czym chcesz powiedzieć? – zapytała Leyla.
Selim skulił ramiona jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku.
– Nasz dom został zarekwirowany przez francuskiego oficera, niejakiego kapitana Louisa Gardelle’a. Mamy czterdzieści osiem godzin na wyprowadzkę.
Krzyk Gülbahar Hanim usłyszały nawet jej przyjaciółki czekające ze śniadaniem.